„Spowiedź”

czyli przewaga Ferrari nad McLarenem Andrzej Pilc


Zobacz „wezwanie do spowiedzi”

Cieszy mnie zainteresowanie autorów tematyką. Na świecie istnieją dwa koncerny, europejski Elsevier, produkujący bolid Scopus oraz starszy, amerykański Thomson, produkujący bolidy ISI Web of Knowledge oraz ISI Web of Science. Obydwa koncerny dostarczają baz danych dotyczących publikacji naukowych, jednak różnią się od siebie w pewnym stopniu zasięgiem, tzn. czasopisma, które uwzględniają w swoich bazach, nie są identyczne. Jak napisałem w artykule o współczynniku H dla Polski, korzystałem głównie z bazy Scopus. Jeżeli ktoś robił podobne opracowanie na podstawie baz Thompsona, musi dostać nieco różne wyniki, dlatego pretensje do kogoś, że korzysta z jednej, a nie z drugiej bazy danych, są pozbawione podstaw.

Moje „błędy”

W przypadku, gdy hasłem nadrzędnym jest „Poland”, prof. Dietl jest w bazie Scopus autorem 3 publikacji wchodzących w skład H, gdy „Japan” – jednej, na podstawie zaś bazy ISI – 4 jego publikacje wchodzą w skład H. Dodatkowo publikacje te różnią się od siebie liczbą cytowań, np. jedna z jego prac ma w bazie Scopus 267, a w bazie ISI 251 cytatów. W mojej publikacji o współczynniku H Polskiej Akademii Nauk, zamieszczonej w tym numerze „FA”, prof. Dietl figuruje jako autor 4 prac, bo w tym przypadku korzystałem z bazy ISI Web of Knowledge. Prof. D. Kiełczewska w bazie Scopus jest autorką jednej publikacji, a w bazie ISI aż 8. Nie zdawałem sobie sprawy, że różnice (nieuniknione) mogą być tak duże. Widocznie prof. Kiełczewska publikuje prace w czasopiśmie, którego baza Scopus nie uwzględnia. Analogiczna sprawa dotyczy pierwszej dziesiątki najczęściej cytowanych prac, która w opracowaniu Proń/Szatyłowicz jest zapewne kompilacją z obydwu baz danych. Sam ostatnio zacząłem robić podobne kompilacje. Daję przykłady: współczynnik H Uniwersytetu Warszawskiego na podstawie bazy Scopus wynosi 72, ISI Web of Knowledge określa go na 57 (mniej!), wyliczony zaś na podstawie obydwu baz to 92. Niestety, tylko korzystanie z jednej bazy umożliwia dokonywanie setek automatycznych porównań, w przypadku kompilacji jest to niemożliwe.

Kilka uwag technicznych. Zamieszczenie w Internecie suchych wyników przy użyciu jednej bazy danych to 5 minut pracy, na opracowanie wyników na podstawie jednej bazy trzeba poświęcić 3 dni po 8 godzin, a opracowanie wyników na podstawie kilku baz danych to cały roboczy tydzień i, jak napisałem wyżej, tracimy możliwości automatycznych porównań. Problemów jest znacznie więcej, dla wszystkich zajmujących się podobną tematyką są one dość oczywiste i warte może kiedyś osobnej publikacji.

O problemie analizy prac fizyków oraz tych dotyczących badań klinicznych, w których często bierze udział setki autorów, napisałem w artykule i chętnie bym się dowiedział, jak ten problem pan Adam Proń i pani Halina Szatyłowicz proponują rozwiązać. Pytanie: czy warto porównywać fizyków z chemikami czy biologami? Odpowiedź brzmi zdecydowanie: nie warto. Tak zresztą zrobiłem w całej serii artykułów „Na tropach jakości w nauce”. Warto, a nawet trzeba analizować współczynniki H rozmaitych instytucji naukowych czy, w celach porównawczych, całych krajów. Wtedy porównanie chemików, biologów i fizyków staje się nieuniknione. Czy nie warto wiedzieć, jakie dziedziny nauki w kraju są najczęściej cytowane? Współczynnik H jest znacznie lepszym wyznacznikiem jakości publikacji niż tak popularny w naszym kraju (niesłusznie) impact factor. Powinien on na stałe wejść do oceny działania instytucji naukowych (wyznaczanie go zajmuje sekundy) i jestem przekonany, że wcześniej czy później wejdzie. Wtedy analizy tego typu będą na porządku dziennym.

Za zmianę imienia prof. Penczaka przepraszam i jest to jedyny przykład błędu zawinionego, z którego się zarówno spowiadam, jak i publicznie odszczekuję. Jednak należy zdać sobie sprawę z faktu, że w bazach danych figurujemy z nazwiska i inicjału imienia, a rozszyfrowywanie setek inicjałów może zakończyć się pomyłką. Zestawienie, jak napisałem, dotyczy publikacji z podaną afiliacją krajową, tropienie wszystkich związków afiliacyjnych wymaga sztabu ludzi, a nie pojedynczego osobnika czy nawet dwóch osób.

W kolejnych opracowaniach na temat indeksu H niektórych krajowych instytucji naukowych, które ukażą się w następnych wydaniach „FA”, korzystałem z ISI Web of Knowledge, bo ta baza lepiej się nadaje do analizy instytucji (są tam wymienione z „imienia i nazwiska”). Kolejne analizowane instytucje dostarczające najwięcej publikacji to: PAN, UJ oraz UW. Biorę również pod uwagę kompilacje baz danych, bo coraz wyraźniej zdaję sobie sprawę z różnorodności uzyskiwanych wyników, ale nie jest to praca (hobbystyczna) dla jednej osoby, i, jak już napisałem, tracimy wtedy możliwości porównywania wyników.

Prof. dr hab. Andrzej Pilc, Instytut Farmakologii PAN w Krakowie i Collegium Medicum UJ.