Rzetelna dwustopniowość

Stanisław Chwirot, Ewa Chmielecka


H.R. Kells w znakomitej książce Self−study processes. A guide to self−evaluation in higher education wprowadza pojęcie Don’t Bother−Me University, jako miejsca, w którym kierownicy jednostek i zdecydowana większość profesorów cenią sobie szeroką autonomię i nie są szczególnie zainteresowani ani samooceną swojej pracy dydaktycznej, ani oceną zewnętrzną. Jedni twierdzą, że nie mają czasu na takie drobiazgi, bo są zbyt zajęci badaniami i kształceniem. Inni po prostu uważają, że uczą znakomicie i nie widzą potrzeby zmieniania czegokolwiek w istotny sposób. Ze smutkiem trzeba przyznać, że coraz trudniej obecnie znaleźć takie piękne miejsca. Świat zewnętrzny brutalnie narusza spokój naszych przybytków i stosując mniej lub bardziej wyrafinowane metody wymusza zmiany.

Gruba kreska

Kierunek zmian szkolnictwa wyższego w Europie od dziewięciu lat wyznacza tzw. Proces Boloński, jedno z najważniejszych i prowadzonych z największym sukcesem przedsięwzięć Unii Europejskiej. Proces Boloński zmierza do utworzenia zharmonizowanej Europejskiej Przestrzeni Szkolnictwa Wyższego. W chwili obecnej najbardziej odczuwalną dla nas konsekwencją Procesu Bolońskiego jest zmiana organizacji toku studiów i przejście od systemu jednolitych studiów magisterskich do systemu studiów dwu− i trójstopniowych. Jest to operacja kosztowna, czaso− i pracochłonna. Wdrażanie systemu studiów dwustopniowych przebiega opornie w wielu krajach europejskich. W Polsce wieloletnie próby odwlekania tej reformy skończyły się w momencie wejścia w życie ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i odpowiedniego rozporządzenia ministra.

Polak potrafi! Po latach oporu, w ciągu kilku miesięcy prawie wszyscy wdrożyliśmy studia dwustopniowe, aczkolwiek na 118 kierunków studiów, 11 „obroniło” tryb pięcioletni, a dwa kolejne zapewniły sobie prawo utrzymania równoległej formy jednolitych studiów magisterskich. Czy jednak istotnie dokonaliśmy masowego przejścia do nowej jakościowo epoki kształcenia, czy raczej, kolejny raz i z wprawą nabytą jeszcze w poprzednim systemie, „wykonaliśmy plan” i zaprezentowaliśmy odpowiednie wskaźniki? Niestety, wydaje się, że w zdecydowanej większości przypadków prawdziwy jest drugi wariant odpowiedzi. Jedną z istotnych przesłanek takiej konstatacji jest fakt utrzymania kierunków studiów. Tego, czym jest kierunek studiów, nie sposób wytłumaczyć nikomu, kto zna tylko anglosaskie systemy studiów dwustopniowych. Z drugiej strony, wiemy aż nadto dobrze z codziennego doświadczenia, jak bardzo system oparty na wprowadzanych decyzją ministra kierunkach zaprzecza ideom mobilności poziomej i pionowej, elastyczności we wprowadzaniu kształcenia interdyscyplinarnego itd., itp. Niestety, chociaż trudno się temu dziwić przy braku odpowiedniego przygotowania całej operacji, w zdecydowanej większości przypadków wprowadzenie w polskich uczelniach systemu studiów dwustopniowych odbyło się z zastosowaniem metody „grubej kreski”, którą oddzielono studia na latach I−III (pierwszy stopień) od studiów na latach IV−V (drugi stopień).

Do prawdziwego sukcesu całej operacji niezbędne jest zrozumienie przez środowisko akademickie, że system studiów dwustopniowych nie jest tylko administracyjną uciążliwością, ale że ma też istotne zalety: płyną z niego pożytki i dla społeczeństwa, i dla studentów, i – wreszcie – dla samych uczelni. Nie oznacza to jednak, że jego wprowadzenie jest rzeczą łatwą i może obyć się bez głębokiego zaangażowania jego wykonawców. To zaangażowanie jest tym potrzebniejsze, że – zwyczajem Procesu Bolońskiego – nie jest tu podawany wzorzec do mechanicznego powielenia. Zalecenia procesu mają raczej postać wskazówek metodologicznych, a program i organizacja studiów muszą zostać wypełnione żywą i indywidualną treścią przez samą uczelnię czy jej wydział.

System otwarty i elastyczny

Podjęcie systemu studiów dwustopniowych wymusza dramatyczna wręcz ewolucja (rewolucja?) rynku pracy. Sprawie tej poświęcono tysiące książek, artykułów i analiz, ale z punktu widzenia naszej społeczności najistotniejsze wydają się dwa zjawiska: krótki „czas życia” posiadanych kwalifikacji, wymagający ich permanentnego uzupełniania (kształcenie przez całe życie – life long learning) i wielka mobilność „miejsc pracy”, wymuszająca odpowiednią mobilność pracowników. Jeśli zgodzimy się z tezą, że jedną z najistotniejszych funkcji szkół wyższych jest przygotowanie absolwentów do tego, by z pożytkiem dla siebie mogli efektywnie przyczyniać się do rozwoju społecznego i wzrostu gospodarczego społeczności, w których będą realizować swoje życiowe aspiracje, to w sposób oczywisty musimy przyznać, że system jednolitych studiów magisterskich nie sprzyja wypełnieniu tej misji.

Wyznacznikami zatrudnienia i kariery zawodowej absolwentów są przede wszystkim obecne oczekiwania pracodawców, jak i – w gruncie rzeczy mało przewidywalny – rozwój rynku pracy. Pracodawcy chętnie widzą w swoich firmach absolwentów szkół wyższych o uniwersalnych kompetencjach komunikacyjnych, zdolnych do pracy zespołowej, mających dobre zaplecze wiedzy i sprawności intelektualnej pozwalającej się im przystosować ze zrozumieniem do wytyczonych zadań oraz umiejętność i motywację do samokształcenia. Ponadto cenią sobie takie cechy osobowe, jak: otwartość na zadania, odpowiedzialność, rzetelność, lojalność, pracowitość itp. Pracodawcy są skłonni inwestować w dodatkowe kształcenie absolwentów, aby zdobyli oni wiedzę i umiejętności dostosowane do szczególnych wymagań. Te bardzo ogólne charakterystyki, dotyczące absolwentów dowolnego kierunku studiów, trzeba uzupełnić o oczekiwania kierowane ku dyscyplinom i profilom wiedzy – bardzo różnorodne, niepodatne na syntezę, a raczej na koniunkturę w określonych działach gospodarki.

Długoterminowe prognozy zapotrzebowania na konkretne zawody mogą się okazać zawodne. Rozwój wiedzy nie jest przewidywalny, a zatem idący w ślad za nim rozwój nowych technologii i działów gospodarki można planować sensownie tylko w przedziałach czasowych krótszych niż perspektywa ludzkiego życia. Zatem każdy absolwent powinien być przygotowany na to, że w ciągu swojego życia będzie najprawdopodobniej kilkakrotnie zmieniał „zawód”. Raz zdobyty dyplom i kwalifikacje w jednej dziedzinie (a często i specjalności) przestają być ważną przez całe życie przepustką na rynek pracy.

Do zmiany lepiej przygotowuje system kształcenia oferujący krótsze cykle, otwarty na mobilność pionową i poziomą, na zmiany dyscyplin i charakteru (profilu) kształcenia, zdolny do integracji rozmaitych jego „międzypoziomów” w całej gamie dodatkowych i zróżnicowanych form. (Uprzedzając krytyki wszystkich zagorzałych zwolenników studiów pięcioletnich, zwróćmy uwagę, że w ramach tego systemu znajduje się miejsce na kształcenie 3+2 w ramach jednego kierunku, skutkujące zdobyciem dyplomu I i II stopnia w tej samej dyscyplinie wiedzy. A więc uczelnia może, jeśli uzna to za słuszne, zaoferować swoim studentom ścieżkę kształcenia będącą odpowiednikiem studiów pięcioletnich. Natomiast nie może ich do nich zmuszać, a za to może przygotować inne, otwarte na potrzeby rynku i studentów formy kształcenia.) Należy tu mieć na uwadze zarówno studia podyplomowe, dobrze zakorzenione w polskiej tradycji, jak i krótsze formy kształcenia o specjalistycznym charakterze, często na życzenie klienta. Taki system powinien też być otwarty na uznawanie i włączanie do dorobku dokonań studenta wiedzy zdobytej także poza szkolnictwem wyższym. Podsumowując, powinien być to system wpisany w kształcenie trwające całe życie i otwarty na oczekiwania studentów, wymagania rynku pracy i potrzeby społeczne.

Tradycja Vs. efektywność

Pora więc przyjąć i zaakceptować to, że nie ma innych powodów, poza tradycją i przyzwyczajeniem, do uznawania jednolitych studiów pięcioletnich za „jedyną słuszną” formę kształcenia „prawdziwych specjalistów”. Prawda jest taka, że na wielu kierunkach zakres wymagań na studiach pięcioletnich daleki jest od tego, jaki wydawał się oczywisty jeszcze 20 lat temu (dla przypomnienia, warto sobie uświadomić, że 20 lat temu to wcale nie tak dawno). Ponadto, wbrew szerzonym jako oczywiste opiniom, studia dwustopniowe stanowią odpowiedni model dla każdego kierunku i dziedziny studiów. Do każdego kierunku studiów, które udało się różnym grupom nacisku utrzymać w Polsce jako studia jednolite, można znaleźć za granicą liczne przykłady kształcenia w formie studiów dwu− i więcej stopniowych. Dotyczy to także medycyny, psychologii i innych. Oczywiście, nigdzie na świecie nie zostaje się lekarzem lub psychologiem po pierwszych trzech latach kształcenia. Problem leży więc nie tyle w organizacji toku studiów, co w kwalifikacjach i uprawnieniach związanych z dyplomem, które nie muszą przecież i może nawet nie powinny oznaczać zdobycia prawa do samodzielnego uprawiania zawodu.

Zunifikowany, obowiązkowy dla wszystkich uczelni i studentów, system studiów pięcioletnich trudno także uzasadnić ekonomicznie. Każda forma kształcenia, a w szczególności w wyższych uczelniach, pociąga za sobą znaczne koszty w przeliczeniu na jednego studenta. Koszty te ponosi nie tylko państwo (społeczeństwo), ale również sami studenci i ich rodziny. To właśnie oni, z pewnością pierwsi i w krótkiej perspektywie czasowej, zaczną szacować koszty związane z kształceniem i szukać uczelni zapewniających najlepszy zwrot ponoszonych nakładów. Spadająca liczebność absolwentów szkół wyższych, rosnąca zamożność społeczeństwa i widoczna już mobilność młodego pokolenia sprawią, że z każdym rokiem będzie rosła konkurencja na rynku szkolnictwa wyższego. Co więcej, nie wystarczy już szukać pocieszenia w tym, że większość uczelni państwowych, z racji tzw. bezpłatnych studiów i tradycyjnie wyższego poziomu kształcenia, wyjdzie z tej konkurencji zwycięsko. „Bezpłatność” studiów jest bowiem pozorna i nie bez powodu większość studentów szkół niepublicznych to osoby, których nie stać na „bezpłatne” studia daleko od domu.

Ekonomiczna efektywność studiów wielostopniowych wynika z kilku czynników. Po pierwsze, z punktu widzenia jednostki, a także państwa, umożliwia racjonalne kształtowanie ścieżek kształcenia i jego czasu. Ukończenie studiów pierwszego stopnia stało się obecnie warunkiem koniecznym do funkcjonowania na rynku pracy. Dla wielu osób studia te mogą się okazać ostatnim etapem kształcenia, dla szeregu innych – kolejnym etapem na drodze podnoszenia kwalifikacji, ale już po pewnym okresie zatrudnienia i często na koszt pracodawcy. Biorąc pod uwagę to, jak szybko pojawiają się i znikają różne zawody i specjalności, taka organizacja studiów i kształcenia sprawia, że wybór kierunku/dziedziny studiów odpowiada, na każdym kolejnym etapie życiowej kariery, rzeczywistym potrzebom, a to oznacza maksymalizację inwestycji, jaką w kategoriach czasu i pieniędzy są okresy studiów i kształcenia podyplomowego. Obrazowo mówiąc, przejście od systemu jednolitych studiów pięcioletnich do studiów dwustopniowych przypomina znane w praktyce produkcyjnej przejście od gromadzenia zapasów magazynowych do systemu just−in−time delivery, w którym bez zamrażania środków gwarantuje się ciągłość produkcji dzięki właściwej i zdyscyplinowanej organizacji dostaw.

Nie „czy”, lecz „jak”

Drugim istotnym czynnikiem, który będzie wpływał na poziom rekrutacji, jest już zauważalna, szybko rosnąca mobilność młodzieży. W zaskakującym tempie młoda generacja nauczyła się korzystać z możliwości, jakie stworzyło otwarcie granic. Można nawet przyjąć tezę, że grupa osób przekonanych o tym, że można sobie poradzić za granicą, przekroczyła już liczbę krytyczną, potrzebną do społecznej akceptacji nowej idei czy technologii. Wszystko zatem wskazuje na to, że z natury ciekawa świata młodzież będzie szukała swoich szans również za granicą – albo w sposób uświadomiony poszukując tam możliwości ukończenia studiów, albo szukając pracy, a w okresie późniejszym, dla zwiększenia swoich szans na zatrudnienie, szukając tam również możliwości kształcenia. Oznacza to, że polskie uczelnie staną przed perspektywą zabiegania o kandydatów na studia. Można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że bez przedłożenia młodym ludziom możliwości elastycznego kształtowania ścieżek zdobywania kwalifikacji, różnorodnych programowo i organizacyjnie sposobów kształcenia i uznawania wykształcenia zdobywanego za granicą w różnych, często nieporównywalnych z naszymi uczelniami instytucjach, nie będziemy skuteczni w tej konkurencji. Szereg europejskich uczelni już rozpoczęło aktywne zabiegi o pozyskanie studentów z Polski i ta aktywność będzie z pewnością w kolejnych latach wzrastać.

W sytuacji, gdy Proces Boloński stał się trwałym elementem naszej działalności, najwyższa już pora, by pogodzić się z koniecznością rzetelnego wprowadzenia studiów dwustopniowych. Jedyną pozostającą do rozwiązania kwestią jest to, jak zorganizować takie studia, aby oferując programy różnorodne, elastyczne, reagujące na potrzeby społeczne, rynku pracy i indywidualne oczekiwania studentów, zapewnić studia dobrej jakości, które zarazem zasługiwałyby na miano edukacji wyższej.

Prof. dr hab. Stanisław Chwirot, dyr. Instytutu Fizyki na Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UMK w Toruniu, ekspert boloński. Wieloletni przewodniczący UKA. Dr hab. Ewa Chmielecka, prof. SGH, ekspert boloński. W tekście wykorzystano wnioski opracowania Studia dwustopniowe. Pożytki dla studentów, pracodawców i uczelni, które powstało w Fundacji Rektorów Polskich i zostanie opublikowane w nieodległym terminie.