Medyk ze skrzypcami

Piotr Kieraciński Tadeusz Kielanowski (1905−1992)


Prof. Tadeusz Kielanowski był człowiekiem niezwykle wszechstronnym. Otrzymał gruntowne wykształcenie. W swoim życiorysie naukowym („Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” z 1978 r.) wspomina, że znajomość języków niemieckiego i francuskiego wyniósł w domu. Potem nauczył się innych, m.in. rosyjskiego, włoskiego i angielskiego. Do Anglii i Anglików miał szczególny sentyment. Od najmłodszych lat kształcony był muzycznie. Najpierw uczono go gry na fortepianie, a potem – na jego życzenie – na skrzypcach. Choć muzykę uważał za czystą formę, pozbawioną treści, na skrzypcach grywał przez całe życie, nie tylko solo, ale także w kwartecie i przez dwa lata w orkiestrze symfonicznej. Zawsze z uczuciem, że gram źle, bo mam palce źle dla skrzypiec zbudowane – pisał.

Studiował prawo i nauki polityczne w Paryżu i był przez rodzinę przygotowywany do kariery dyplomatycznej. Oprócz gruntownego wykształcenia, znajomości języków i obycia, atutem miała być też jego aparycja. Wybrał jednak medycynę. Prawo, podobnie jak muzyka, wydało mi się formą pozbawioną konkretnej treści – pisał. – Chciałem zostać lekarzem, bo treścią medycyny było w moim pojęciu rzemiosło, przynoszące uchwytne, niedwuznaczne i pożyteczne efekty. Zmiana życiowych planów była dla rodziny szokiem. Kielanowski wspomina: „tylko matka wierzyła we mnie”. Już w czasie studiów interesował się losem młodzieży. Był prezesem Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Medyków. Z ramienia tej organizacji zajmował się m.in. wymyślonym przez prof. Henryka Halbana domem akademickim dla chorych na gruźlicę. Takim studentom często groziło wyrzucenie z uczelni. Nie wiedziałem wtedy, że moją rolą stanie się doprowadzenie tej sprawy do końca i rozpropagowanie jej za granicą.

Akademik dla chorych był nie tylko mieszkaniem, ale także rodzajem sanatorium. Mieszkańcy otrzymywali specjalne posiłki, byli też zobligowali do przestrzegania określonych zasad, dotyczących np. odpoczynku i pracy. Tego typu domy studenckie funkcjonują do dziś. Na początku lat 80. w Lublinie taką funkcję pełnił Dom Studencki „A”, pierwszy akademik w miasteczku UMCS. Mogli w nim mieszkać także chorzy studenci z innych uczelni w mieście.

Stosunek prof. Kielanowskiego do studentów wyrażał się nie tylko w tworzeniu sprzyjających im instytucji. Uczony był twórcą i pierwszym rektorem Akademii Medycznej w Białymstoku. Na pierwszy rok przyjęto wówczas ponad 160 osób, a nieco ponad 100 osób z tego rocznika ukończyło studia. Kielanowskiego zapamiętali m.in. z tego, że chętnie pomagał studentom w trudnych sytuacjach, np. zagrożenia przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa (lata 50.). Nigdy nie należał do partii komunistycznej (PZPR), jednak doskonale umiał poruszać się w środowisku władzy w tych trudnych czasach – wspomina prof. Jerzy Jakowicki z lubelskiej Akademii Medycznej, absolwent pierwszego rocznika białostockiej AM.

Prof. Jakowicki, z racji pochodzenia z przedwojennej inteligenckiej rodziny lekarzy i profesorów Uniwersytetu w Wilnie, był uważany przez komunistyczne władze za „element wrogi”. Dostał się na studia dzięki pomocy prof. Kielanowskiego. W pewnym momencie groziło mu wyrzucenie z uczelni za to, że nie należał do ZMP. Do rektora Kielanowskiego przyszedł wówczas sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR z żądaniem wydalenia studenta. Prof. Kielanowski odpowiedział, że został on przyjęty na studia na podstawie rekomendacji ministra zdrowia i jak tylko otrzyma z ministerstwa dokumenty z żądaniem usunięcia, natychmiast to zrobi. Argument „ministerialny” okazał się skuteczny, a sam sekretarz został wkrótce pozbawiony stanowiska za odchylenia... lewicowe.

Opisy podobnych zdarzeń można znaleźć w „Medyku Białostockim” z grudnia 2004 r. i listopada 2005 r., gdzie publikowane są wspomnienia studentów pierwszego rocznika białostockiej AM.

Dr Teresa Kurowska – ten sam rocznik – mówi: Był dla nas bardzo serdeczny. Będąc rektorem, został świadkiem na ślubie pary naszych kolegów, a swoich studentów. Każdego z nas znał po imieniu, choć przecież był rektorem i miał na głowie mnóstwo innych ważnych spraw. Jej samej przytrafiła się przygoda potwierdzająca szczególnie serdeczny stosunek prof. Kielanowskiego do studentów: Około dwadzieścia lat po studiach byłam na wakacjach w Gdańsku. Stałam w kolejce w sklepie. Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Usłyszałam: „Cześć, Tereska”. Prof. Kielanowski od wielu lat pracował wtedy w gdańskiej Akademii Medycznej. Przeniesienie się do Gdańska miało mu pomóc oderwać się od obowiązków organizacyjnych, którym poświęcił pierwszych 10 powojennych lat – w Lublinie organizował Wydział Lekarski UMCS, a w Białymstoku Akademię Medyczną – i zająć leczeniem.