Kopniak
Przeczytany niedawno artykuł, traktujący m.in. o postrzeganiu uczonego przez tzw. opinię publiczną, pobudził mnie do refleksji ogólniejszej natury. Kim mianowicie jest inteligent, a nawet intelektualista? Według słownika – osobą wykształconą, zajmującą się zawodowo pracą umysłową, zwłaszcza twórczością naukową, kulturalną bądź artystyczną, człowiekiem o wielkiej kulturze umysłowej. Nie muszę podkreślać, że zgodnie z definicją w kategorii tej mieszczą się zarówno naukowcy, jak i dziennikarze. Mógłbym, nieskromnie zaliczając się w poczet tych ostatnich, sapnąć z zadowoleniem i powrócić do swych intelektualnych zatrudnień, ale zrozumiałem, że czegoś mi w słownikowym objaśnieniu brakuje.
Nie wystarczy przecież wykonywać pracy umysłowej, nawet jeśli jest nią pisanie felietonów prasowych, żeby automatycznie stać się inteligentem. Trzeba czegoś więcej: samodzielności myślenia, krytycyzmu wobec opinii innych, nawet tych, których uznajemy za autorytety, a także odwagi w głoszeniu własnych sądów, szczególnie gdy nie są one zgodne z poglądami większości. Bez tego wszystkiego jest się co najwyżej – excusez le mot – „wykształciuchem”. Można, oczywiście, przyjąć za różnymi współczesnymi guru, że rozmaite są rodzaje inteligencji, np. emocjonalna, i w ten sposób kompensować własne niedostatki intelektualne. Ale to raczej niegodna inteligenta rejterada.
Próbowałem właśnie spojrzeć na siebie przez tak skonfigurowany pryzmat, gdy napatoczył się znajomy redaktor M. Wprowadzony pokrótce w tok mych rozważań spojrzał na mnie krytycznie i westchnął: „Ech, ty intelektualisto, pożal się, Boże!” Po czym sięgnął na półkę po tom dramatów Gombrowicza, odszukał w nim tekst „Operetki” (sztuki, przypominam, m.in. o roli i miejscu inteligenta w trybach wielkiej historii) i odczytał – zaznaczam: bez satysfakcji – następujący fragment: „Intelektualiści dzielą się na dwie kategorie: takich, co nie dostali kopniaka w tyłek, i takich, co dostali kopniaka w tyłek. Ci drudzy są rozsądniejsi.”
„Chyba prosisz się o porządnego kopniaka” – powiedział i wyszedł, zostawiając mnie w kompletnym pomieszaniu.
Marek Remiszewski