Goldsteinowie, cz. I

Magdalena Bajer


Wiedzę o rodzinnych tradycjach gromadzi najstarszy syn Ewy i Piotra Goldsteinów, Paweł, który na spotkanie ze mną w domu rodziców przyniósł drzewo genealogiczne o nie bardzo głębokich korzeniach, ale niezmiernie rozłożystych gałęziach.

modelowy los

Pradziadek Piotra, doktora fizyki, kupiec drzewny, wszystkie swoje dzieci wykształcił, i to w ich pokoleniu zaczynają się zainteresowania oraz ambicje właściwe aktywnym społecznie środowiskom tamtego czasu, tj. drugiej połowy XIX wieku i pierwszej następnego.

Nauką zajął się dziadek Paweł Goldstein, postać modelowa, ogniskująca wszystkie cechy charakterystyczne dla owej warstwy oświeconej inteligencji, której przyszło przekroczyć historyczny próg odzyskania przez Polskę niepodległości i doświadczyć wszelkich satysfakcji w okresie między wojnami, a potem wszelkich krzywd, jakie stały się udziałem polskich Żydów.

Urodzony w roku 1884 nie zdołał ukończyć szkół w rodzinnym Płocku, gdyż władze carskie wydaliły go za udział w manifestacji patriotycznej. Medycynę studiował najpierw w Bernie szwajcarskim, później w Berlinie i Bonn, uzyskując doktorat w r. 1909 we Fryburgu. Via Kazań wrócił do kraju i został asystentem oddziału chirurgicznego w warszawskim szpitalu na Czystem, który stał się macierzystą placówką dr. Goldsteina na całe niemal życie – z przerwami, jakie powodowała historia.

Przez całe też życie łączył pracę naukową z praktyką lekarską, naznaczoną społeczną ofiarnością, i z dydaktyką. Ów ścisły splot, właściwy tamtemu pokoleniu wyrosłemu z ducha pozytywizmu, brał się z przekonania, że jeszcze nie czas, by ludzie, którym udało się zdobyć wykształcenie w dziedzinie potrzebnej społeczeństwu, mogli się zamknąć w laboratorium lub bibliotece, zostawiając innym codzienną służbę.

Paweł Goldstein rozpoczął badania w zakresie chirurgii układu nerwowego w Pracowni Neurobiologicznej Warszawskiego Towarzystwa Naukowego. Zainteresowany nowymi osiągnięciami medycyny, posiadając znakomitą technikę chirurgiczną, przeprowadził szereg pionierskich operacji, które stały się podstawą licznych publikacji z dziedziny onkologii, a także neurochirurgii, nie będącej wówczas jeszcze wyodrębnioną specjalnością.

Pośród rozlicznych absorbujących zajęć, z których tylko małą część mogę tu wymienić, znajdował czas na zaspokajanie zainteresowania sztuką, zwłaszcza malarstwem, na lektury „pozazawodowe” i grę na skrzypcach. Muzykowanie pozostaje ciągle trwałym rysem rodzinnej tradycji.

W ostatnich latach przed wojną otworzył własną klinikę chirurgiczną w Warszawie, gdzie przyjmował często najbiedniejszych pacjentów kierowanych przez „Bratnią Pomoc”, której wiele lat przewodniczył.

Działalność społeczna to drugi nurt stale obecny w życiu Pawła Goldsteina. Pracował w Izbie Lekarskiej i demokratycznym Towarzystwie Medycyny Społecznej. Własnym staraniem zorganizował i wyposażył sale operacyjne w otwockim sanatorium przeciwgruźliczym. W takim duchu inteligenckiego społecznikostwa wychował szeregi lekarzy, wśród których byli także wybitni badacze. Z gronem kolegów i uczniów budował przy szpitalu na Czystem Instytut Patologiczny – za społeczne pieniądze. Prawie gotowy w 1939 r. budynek zniszczyła wojna, tak jak klinikę i prace dr. Goldsteina, a grono jego wychowanków rozproszyła.

On sam znalazł się najpierw w Chełmie i kierował oddziałem chirurgicznym tamtejszego Szpitala Okręgowego, a po wybuchu wojny niemiecko−sowieckiej na analogicznym stanowisku w Łucku, gdzie zaraziwszy się od pacjenta durem plamistym zmarł w styczniu 1942 r., pełniąc do ostatniej chwili lekarską służbę.

zastęp światłych i żarliwych

Dzisiaj żyjący Goldsteinowie mają po mieczu wiele osób, które zaznaczyły swoją obecność – rozmaicie – w historii i dziejach polskiej kultury. Mogą ze swej rodzinnej tradycji wybierać wątki ideowo odległe, intelektualnie zróżnicowane, zawody bliższe lub dalsze od życia zwanego codziennym. Muzyka jest nieprzerwanie obecna, co poświadcza stojący w mieszkaniu fortepian.

Estera Golde−Strożecka była żarliwą komunistką, członkiem KPP. W okresie czystek pisała do Stalina, że nie uwierzy, by znani jej przecież ludzie mogli być zdrajcami, ale z zaproszenia wodza na przedyskutowanie tych zagadnień nie skorzystała – szczęśliwie – i zamieszkała w Paryżu.

Jej siostra Czesława współpracowała na polu społecznym z Elizą Orzeszkową, co odkrył niedawno Paweł Goldstein junior, autor drzewa genealogicznego.

Wiktor Golde, jedyny z bliskich krewnych ojca i dziadka moich rozmówców, był profesorem Politechniki Warszawskiej, specjalistą od obwodów elektrycznych i pionierem badań tranzystorów. Wybrał tę dziedzinę „zamykając wieko fortepianu” i tym gestem rezygnując z kariery pianistycznej, o której myślał kończąc konserwatorium. Konsekwencją wyboru i gestem wierności tradycji społecznikowskiej był udział w tworzeniu Domu Handlowego Nauki, organizacji, która miała promować korzyści ze stosowania wyników badań.

Paulina Golde wyszła za mąż za Mojżesza Altberga, dyrektora banku w Płocku i znanego filantropa. Biskup płocki pono mawiał: „Dwóch jest w Płocku ludzi uczciwych. Jeden to ja, a drugi – stary pan Altberg”.

Wśród ich dzieci była Emma Tekla Altberg, wydawca i krytyk muzyczny, zarazem klawesynistka oraz pianistka, związana uczuciowo z Andrzejem Strugiem.

Z tej linii pochodzili Anna Wałek−Czernecka, profesor botaniki w Uniwersytecie Łódzkim i jej drugi mąż, Tadeusz, autor Dziejów Grecji. Kontakty tych, co z licznej rodziny ocaleli, były po wojnie bardzo bliskie, toteż najstarszy z młodych Goldsteinów pamięta jeszcze „ciocię Ankę”.

Osoba jej pierwszego męża wiąże rodzinne dzieje z rewolucyjnym nurtem międzynarodowego ruchu robotniczego. Brat Róży Luksemburg, Jerzy, był w Warszawie sędzią śledczym do „spraw szczególnej wagi” i wsławił się zdemaskowaniem dwójki rosyjskich komunistów, którzy podłożyli bombę pod mur cytadeli. Z siostrą, gdy przyjeżdżała do Polski, spotykał się na dworcu.

Uczonym w tej linii był wybitny historyk prof. Stanisław Arnold, mąż „cioci Marii”, jednej z pierwszych kobiet posiadających doktorat z historii, działaczki niepodległościowej, która później zasłynęła jako organizatorka bibliotek dziecięcych przy Robotniczym Towarzystwie Przyjaciół Dzieci na Żoliborzu. Po wojnie władze uniemożliwiły jej tę działalność. Piotr wspomina porywające opowieści ciotki o konspiracji w okresie zaborów, o sporach politycznych w niepodległej Polsce i przypisuje jej duży wpływ na własny rozwój duchowy.

Wielka gałąź drzewa genealogicznego to linia Landych. Nie mieszczą się na schemacie pana Pawła, zajmującym cały stół, nie pomieszczę ich także w opowieści. Pochodził z niej Michał Landy, uczeń szkoły rabinackiej, który z krzyżem w ręku zginął na placu Zamkowym podczas manifestacji 1861 r., a żyje w wierszu Norwida Żydowie polscy. Później ze Stanisławem Landym i jego żoną zaprzyjaźnił się na zesłaniu Józef Piłsudski. Następne odmiany ojczystego losu zawiodły dwóch kuzynów Golde do katyńskiego lasu w r. 1940.

bliskie dziedzictwo

W linii prostej dzisiejsi Goldsteinowie dziedziczą to samo: aktywność zawodową i społeczną, ciekawość tego, co nowe, męstwo w zagrożeniu, patriotyzm.

Jedna z ciotek, Anna, jest architektem wnętrz w Waszyngtonie i projektowała m.in. urządzenie pomieszczeń Pentagonu, a jej drugi mąż – szatę graficzną pisma „National Geographic”.

Doszedłszy – z chronologicznymi przeskokami – do pradziadka Pawła, jego imiennik składa płachtę z drzewem genealogicznym, jako że od Pawła Goldsteina zaczęliśmy opowieść.

Jego syn i następca w zawodzie chirurga, Jan, urodzony w r. 1913, skończył warszawskie gimnazjum Reja, prowadzone przez zbór protestancki, któremu przypisywał wychowanie w otwartości na innych oraz tolerancji, a zawdzięczał cenne przyjaźnie, m.in. ze Zdzisławem Liberą, późniejszym profesorem literatury polskiej.

Po studiach pracował jako lekarz wojskowy. We wrześniu 1939 r. dostał się do niewoli niemieckiej, z której uciekł do Lwowa z wiadomością dla tamtejszych władz miejskich, że mają wkroczyć Sowieci. Pracował jako asystent wolontariusz w Klinice Chirurgicznej UJK, ale miał też zajęcia w szkole muzycznej, jako że był dobrym pianistą. Przeniósłszy się do Łucka pielęgnował swojego ojca w ostatnich dniach życia.

W 1942 r. ze swoją matką wrócił do Warszawy i trafił do getta, skąd jako lekarz mógł wychodzić. Ukrywał się pod różnymi nazwiskami do końca wojny, m.in. we dworze w Uścieńcu niedaleko Garwolina, gdzie został zaprzysiężony jako oficer AK i leczył partyzantów. Z nadejściem frontu wstąpił do Pierwszej Armii WP i doszedł do Berlina.

Po wojnie znalazł się w Łodzi i w domu, gdzie mieszkał kątem jeden z ocalałych krewnych, wspomniany Wiktor Golde, poznał przyszłą żonę Lili.

Matka Piotra Goldsteina, urodzonego w 1949 r. i jego młodszego brata Stanisława, dzisiaj profesora matematyki w Uniwersytecie Łódzkim, jest dzieckiem łódzkiego Niemca i Żydówki ochrzczonej w 1935 r. (wynikające stąd konsekwencje opisała w książce Krzyżówka ciotka pana Piotra Anita Janowska).

Babcia Wahlamanowa miała ogromne ambicje i piąte od góry miejsce wnuka w klasie nie zadowalało jej, wobec czego ten od następnego półrocza był już pierwszym uczniem, a warto wiedzieć, że chodził, zgodnie z rodzinną tradycją, do szkoły muzycznej.

– Mama dostała imię, które miało być na afiszach. Zaczęła się kształcić w balecie, ale poznawszy przyszłego męża zmieniła kierunek na... medycynę. Pracowała w szpitalu im. Korczaka, później w klinice pediatrycznej i szybko zasłynęła jako kardiolog dziecięcy. Straciła tę pracę w 1968 r. i po pobycie w Holandii wróciła do swego pierwszego szpitala jako ordynator. Dostawszy propozycję zorganizowania kliniki kardiologii dziecięcej w Zabrzu pani Goldsteinowa zbudowała ją od zera, po czym wyszkoliła mnóstwo specjalistów. Owdowiawszy wyszła drugi raz za maż za przyjaciela rodziny i mieszka w Sztokholmie.

Piotr: – Intelektualnie jestem dzieckiem ojca – emocjonalnie matki. Mój ojciec nie tylko był profesorem chirurgii z dużym dorobkiem naukowym, świetnym lekarzem i wykładowcą swego przedmiotu, ale także humanistą. Namiętnie rozwiązywał krzyżówki z cyklu „Rozkosze łamania głowy” w „Życiu Warszawy”, uzyskując tytuł arcymistrza arcymistrzów, jeden z kilku w Polsce.

W pokoleniu Piotra i Ewy Goldsteinów spotkały się dwie polskie tradycje inteligenckie. Obie bardzo bogate. Tradycja laicka z wrażliwością na niedole społeczne, ale i silną tożsamością, chroniącą przed pokusami komunizmu. I tradycja głębokiego katolicyzmu, otwartego na różnorodność świata, przenikniętego tą samą wrażliwością wobec losu innych, kimkolwiek są. Czwórka ich dzieci ma z czego czerpać.

Losy, postawy i plany życiowe najmłodszego pokolenia przedstawię w następnym numerze.