Czytelnia czasopism

Małgorzata Pawełczyk


Podręcznik wspólnej historii

Nie tak dawno narodził się pomysł, by napisać podręcznik wspólnej historii europejskiej. Z miejsca pojawiło się sporo głosów sceptycznych. „Głos Uczelni”, pismo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (nr 7−8/2007), w jednym z artykułów zauważa, że w toku tych rozważań zapomniano odróżnić dwie zgoła odmienne kwestie: czy miałby to być zwięzły podręcznik dla szkół, czy raczej synteza naukowa dziejów Europy, napisana przez grono wybitnych specjalistów z różnych krajów. I po drugie, czy książka miałaby zastępować nauczanie danej historii narodowej, czy istnieć w dydaktyce obok tejże, co zapewne prowadziłoby do sporych kontrowersji między tymi dwoma nurtami dydaktyki. Istotnym więc problemem – zdaniem autora artykułu – jest to, że każdy europejski kraj posiada zazwyczaj własną wizję historii narodowej, z której trudno byłoby się całkowicie wycofać.

Łatwiejsza kwestia to problem na płaszczyźnie ściśle naukowej. Autor zauważa, że istnieją już wielotomowe dzieła, zatytułowane dumnie Historia Europy, ale ukazują dzieje z punktu widzenia jednego narodu, z którym autorzy danego zbioru się identyfikują. Tym też należy tłumaczyć rażące braki informacyjne w ważnych sprawach dotyczących np. Polski, Węgier czy Szwecji w różnych syntetycznych podręcznikach publikowanych w głównych krajach zachodnich. Za przykład może posłużyć wielotomowa historia Europy w ujęciu brytyjskich historyków. W tomie poświęconym XVIII wiekowi, w opracowaniu Mathew Andersona z London School of Economics, znajdziemy raptem dwa zdania na temat Polski. W jednym autor uznał, że Polska była krajem trwających dziesiątki lat wojen religijnych (!). W drugim Anderson napisał, że w 1719 r. w Toruniu władze miasta wykonały wyroki śmierci na kalwinistach, którzy byli oskarżeni o próbę powstania. Pomylono, bagatela, rok (prawidłowo: 1724) i kalwinistów z plebsem luterańskim.

Biblioteka jak McDonald’s

Przenikanie i rozpowszechnianie idei oraz doświadczeń: zagadnienia międzynarodowego bibliotekoznawstwa porównawczego – to tytuł XIII Międzynarodowej środowiskowej konferencji naukowej, zorganizowanej przez Instytut Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa UJ. Sprawozdanie z tego wydarzenia znajdziemy w „AE Forum”, biuletynie Akademii Ekonomicznej w Katowicach (nr XXIII/2007). Zawarte w tytule „przenikanie” uwydatniło się w tych wystąpieniach, które obrazowały bezprecedensową ekspansję elektronicznych źródeł informacji we współczesnych bibliotekach. Wiek XX przyniósł serwisy generacji zwanej „Web 1.0”, które były świetnym źródłem danych (np. katalogi komputerowe, bazy pełnotekstowe on−line), ale zapewniały użytkownikowi tylko bierny odbiór informacji. Wiek XXI obdarował nas interaktywnymi serwisami generacji „Web 2.0”, dzięki którym możemy również zamieszczać w sieci własne informacje i komunikować się z innymi użytkownikami (blogi, tagi, wikipedia).

W drugiej części konferencyjnych rozważań bardzo ciekawie wypadło porównanie biblioteki do przedsiębiorstwa McDonald’s. Zdaniem prelegentki, biblioteka mogłaby przejąć od McDonalda takie cechy, jak: strukturę sieciową, rozpoznawalny symbol, pozytywne skojarzenia z firmą, uniwersalny standard jakości, elastyczność, upowszechnienie edukacji pracowników, innowacyjność, konkurencyjność, koordynację działań własnych i otoczenia (np. włączanie się do akcji społecznych). Unikać jednak powinna: stereotypu „niezdrowego jedzenia” (w przypadku biblioteki są to nieadekwatne do potrzeb czytelników materiały), powierzchownego traktowania kodu kulturowego, nadmiernej szybkości i braku refleksji.

Rażące naruszenia regulaminu

Zgodnie z Prawem o szkolnictwie wyższym uczelnie publiczne zostały objęte rankingiem uzależnionym od ilości uprawnień do nadawania stopni naukowych w odpowiednich dyscyplinach. Władze szkół wyższych podjęły działania nad opracowaniem restrukturyzacji wydziałów, żeby możliwie największa ich ilość znalazła się w pierwszej kategorii (A). Najczęściej polegało to na łączeniu słabszych wydziałów z mocniejszymi.

Kolegium Rektorskie Akademii Rolniczej w Poznaniu także podjęło takie działania, ale w odwrotną stronę – jak czytamy na łamach „Wieści Akademickich” (nr 7−8/2007). Zaskoczeniem dla Wydziału Rolniczego była decyzja rektora, który poparł wniosek o utworzeniu Wydziału Ekonomicznego na bazie kilku katedr o charakterze ekonomicznym i społecznym, wchodzących w skład wydziałów Rolniczego, Ogrodniczego, Leśnego i Technologii Drewna. Zdecydowanie sprzeciwiła się temu Rada Wydziału Rolniczego. Miałyby z niej odejść 3 jednostki, czyli ok. 60 osób, w tym 12 pracowników samodzielnych. Grupa Inicjatywna, wspierana przez władze rektorskie, przystąpiła do lobbingu na rzecz nowego wydziału. Prof. Andrzej Mocek, dziekan Wydziału Rolniczego, pisze, że zaczęto „wciągać” w te czynności studentów. Osoby, które nie popierały działań Grupy Inicjatywnej były szykanowane przez niektórych nauczycieli akademickich z Katedry Ekonomiki Gospodarki Żywnościowej. Podczas głosowania w tej sprawie doszło, zdaniem prof. Mocka, do wielu rażących nadużyć prawa i regulaminu posiedzeń senatu. Takie rozwiązanie z góry przesądziło o wyniku głosowania. „Tego typu postępowania nie można inaczej nazwać jak falandyzacją prawa bądź siłowym utworzeniem Wydziału Ekonomiczno−Społecznego” – konkluduje Mocek.

Małgorzata Pawełczyk