„Ważka mowa uczonych”
Aleksander Wat stał się głównym bohaterem najnowszego numeru „Zeszytów Literackich” i choć w zasadzie niewiele ma on wspólnego z nauką, kilka zdań z jego pism zasługuje na przytoczenie. Pierwszy cytat pochodzi z wygłoszonego w czasie jednego z festiwali poetyckich przemówienia, które w zasadzie jest poetyckim manifestem: „Instrumentalizm w filozofii, nauce, sztuce i życiu pojawił się nie wczoraj. Dobroczynny i niezbędny dla myśliciela czy artysty, kiedy pochylali się nad narzędziami swych eksploracji, zmuszał ich do stawiania sobie pytania o „myślącą rzecz”... i doprowadził do pragma jako dyrektywy. W nauce dokonał największych odkryć i zniszczył całkowicie spójność, jedność wiedzy, a nawet, ba, cudowny dar syntezy”. Drugi cytat wyjmuję ze szkicu przedmowy do „Mojego wieku”, książki stanowiącej fascynującą spowiedź zachodniego intelektualisty, uwikłanego w młodości w komunistyczną utopię i płacącego później za to ciężką chorobą: „nie trzeba się dziwić, jeśli stary poeta ten czas, który pozostał mu – kto wie? – do napisania swego, ledwo przeczuwalnego arcydzieła, poświęca rapsodiom na tematy polityczne. Rapsodiom, to znaczy temu, co potrafi, wstrętny mu jest bowiem język polityków, a obca ścisła, spoista, ważka mowa uczonych. Za to, przez bardziej rodzime obcowanie ze słowem, być może bliższy jest bezpośredniego pojmowania tego, od czego słowo próbuje nas odgradzać”.
Epokę mamy polityczną i polityka pozostaje, jak zauważa Wat, „naszym przeznaczeniem”. Ale epokę mamy również, co zauważa także współczesna filozofia, naznaczoną nieufnością do języka, który potrafi nas wodzić na manowce. Język stracił już dawno swoją niewinność i nawet uczeni nie potrafią sprawić, by było inaczej. Gdy mówią o „czarnych dziurach” czy strunowej budowie wszechświata lub „ciemnej materii”, posługują się wieloznacznymi metaforami. W tym kontekście przekonanie, iż właśnie mowa poetycka pozwala na „bezpośrednie pojmowanie” tego, co język przed nami ukrywa, wydaje się o tyle interesujące, iż odsyła do „daru syntezy”, do owej utraconej spójności i jedności wiedzy, zniszczonej przez wszechobecność instrumentalizmu.
Rzeczywiście, coraz częściej czytam wiersze i poematy, które do tego właśnie daru poezji się odwołują. I które z wiedzy o naszej niewiedzy czynią wiedzę o niepoznawalności poznawanego. To przeciwstawienie się uproszczeniom „rozumu” o tyle jest ważne, że zapobiega zrodzonej w Renesansie tendencji redukującej świat do człowieka i czyniącej zeń centrum wszechświata. Dlatego „ważka mowa uczonych” pozostaje dla poety „obca” – może się jej nauczyć, jak obcego języka, ale zdaje sobie sprawę z tego, że w tym języku nie potrafi wyrazić tego, co „wie” o świecie. Mowa poety bowiem obejmuje nie tylko słowa, ale też milczenie. W te rejony ważka – bo pozwalająca nam praktykować życie i czynić je coraz bardziej znośnym – mowa uczonych nie przenika i przeniknąć nie może.
Przy czym warto pamiętać, że ta „ważka mowa uczonych” od dawna artystów i poetów fascynowała. Dla wielu stanowiła istotny punkt odniesienia. Zaświadczają o tym dzieje XX−wiecznych awangard. Mówiąc o roli instrumentalizmu w poezji, podkreśla Wat: „Ileż pokoleń nowatorów i odnowicieli! Oddajmy im sprawiedliwość: odnowa języka, rozszerzenie pola ciągłości, pogłębienie poetyckiego myślenia i czucia, wprowadzenie nieużywanych dotąd zestawień słów i obrazów (...). Ale oto magazyn wynalazków pęka w szwach”. Właśnie. Autor postuluje nową poezję, która sprawi, że stanie się ona ponownie forma formarum. Że pozwoli odnowić „wewnętrzną integrację człowieka”. Postulat tak nowoczesny – zgłoszony w roku 1959 – że wprost się wierzyć nie chce.
„Ważka mowa uczonych”... Niejednokrotnie zastanawiałem się, jak reagowała publiczność na świeżo ogłoszoną nowinę, iż niemiecki fizyk obwieścił „teorię względności”. Ta zbitka słów musiała u wielu budzić podobną grozę, jak niedawne rozważania o „teorii chaosu” czy postmodernistyczne wskazywanie „względności” zjawisk. Słowa to tylko słowa. I aż słowa. Cały czas poruszamy się w przestrzeni mitu o wieży Babel – o wyzwaniu, jakie człowiek rzucił swemu losowi. I zastanawiam się, czy ów „instrumentalizm”, o którym pisze Wat, nie jest kolejną taką próbą, której skutkiem stała się dezintegracja naszej wiedzy. Wiedza bowiem to nie tylko to, co da się wyrazić dyskursywnie – to coś o wiele więcej. Tego właśnie uczy obcowanie z poezją czy muzyką, ale też z matematyką. Rzecz interesująca, w latach 60., gdy studiowałem filozofię, często bywałem w warszawskiej filharmonii. Przychodzili tam przede wszystkim studenci fizyki, matematyki i astronomii, „humanistów” zaś było niewielu. Czy to świadczy o pewnym typie wrażliwości? Nie chciałbym tu tego przesądzać.
Jestem wszakże pewien, że Aleksander Wat wiedział doskonale, na czym polega „elegancja” wywodu, formy – rzecz w matematyce ceniona. I jestem pewien, że ta właśnie „elegancja” stanowi jeden z podstawowych rysów „linii” kwartalnika „Zeszyty Literackie”: dość przejrzeć kolejne jego numery.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.