Polemiki
nie jest ponowną publikacją
Szanowny Panie Redaktorze,
W związku z artykułem „Jak się zdobywa publikacje” (autor: Marek Wroński), który ukazał się w numerze 9/2007 „Forum Akademickiego”, proszę o sprostowanie, w którym wyraźnie będzie stwierdzone, że praca „Mass spectrometric investigations of ion/molecule reactions in Ar/C3H6 mixture” autorstwa mgr Iwony Jóźwik nie jest ponowną publikacją wyników przedstawionych w pracy „A high spectrometric study of ion molecule reactions of Ar+ with C3H6” autorstwa dr. hab. Krzysztofa Bederskiego. O stanie faktycznym świadczyć mogą teksty źródłowe dostępne odpowiednio w „Molecular Physics Reports” 39 (2004) 79−84 oraz „Vacuum” 70 (2003) 373−379. Oczekuję, że owo sprostowanie ukaże się w najbliższym wydaniu „Forum Akademickiego”.
Z poważaniem
nie ma związku
Tekst odnoszący się do praktyk autorskich prof. Olchowika, bazuje na faktach. Publikacja dr Iwony Jóźwik i dr hab. Olchowika (czasopismo „Molecular Physics Reports”, 2004; 79−84) opiera się na wynikach pracy magisterskiej p. Jóźwik z 2001 r. obronionej w UMCS (Masowo−spektrometryczne badania reakcji jonowo molekularnych przy zmieniających się ciśnieniach mieszanin gazowych), rezultaty zaś w tej publikacji w języku angielskim, przedstawiono na ilustracjach: Fig. 2 to rys. 3.9 ze str. 67 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 3 to rys. 3.14 ze str. 70 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 4. to rys. 3.17 ze str. 71 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 5 to rys., 3.21 ze str. 73 pracy magisterskiej p. Jóźwik.
Z kolei artykuł dr. hab. Krzysztofa Bederskiego A high−pressure mass spectrometric study... z czasopisma „Vacuum”, także opiera się na tej samej pracy magisterskiej p. Jóźwik z 2001 r. (Masowo−spektrometryczne badania reakcji...). Wyniki w tym artykule w języku angielskim, przedstawiono na ilustracjach. I tak: Fig. 1 to rys. 3.1 ze str. 56 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 3 to rys. 3.6 ze str. 66 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 4 to rys. 3.8 ze str. 67 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 5 to rys. 3.10 ze str. 67 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 6 to rys. 3.13 ze str. 69 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 7 to rys. 3.19 ze str. 72 pracy magisterskiej p. Jóźwik, Fig. 8 (ostatnia) to rys. 3.20 ze str. 73 pracy magisterskiej p. Jóźwik.
Tych rysunków pokazujących wyniki na wykresach jest w pracy magisterskiej Pani Iwony Jóźwik ponad 20. Stąd prawdą jest to, co napisała, że „ich” (Jóźwik i Olchowika) publikacja nie opiera się na wynikach artykułu dr. Bederskiego.
Jednak prawdą jest też, że ja nigdzie nie napisałem, iż publikacja Jóźwik−Olchowik i artykuł Bederskiego są identyczne i że publikują te same wyniki, co zarzuca mi powyżej dr Iwona Jóźwik. Natomiast napisałem, że opierają się i publikują wyniki tej samej pracy magisterskiej. Dosłownie zdanie brzmiało: Publikacja ta to ponowne przedstawienie wyników pracy magisterskiej z 2001 r.
Stąd „Sprostowanie” dr Iwony Jóźwik nie ma związku z napisanym przeze mnie tekstem.
Bez przymusu
Szanowny Panie Redaktorze
W nawiązaniu do artykułu Pana Marka Wrońskiego „Jak się zdobywa publikacje?”, który ukazał się we wrześniowym numerze wydawanego przez Pana miesięcznika „Forum Akademickie”, oznajmiam, że przekazano w nim nierzetelną informację, naruszającą dobra osobiste moje i moich podopiecznych. Dziwi mnie, że autor tego artykułu, upubliczniając nieprawdziwą tezę o mojej nieuczciwości naukowej, nie sprawdził stanu faktycznego, a podparł się jedynie insynuacjami, podnoszonymi przez swojego informatora. Tak nawiasem mówiąc, to Pan Redaktor M. Wroński przytacza w swoich wywodach – bez cytowania pierwotnego autora takich insynuacji – teksty i tezy formułowane dużo wcześniej przed publikacją w „FA”, a sygnowane innym nazwiskiem. Szkoda też, że Pan Redaktor nie zapoznał się z USTAWĄ o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 r. (DzU 1994 Nr 24 poz. 83), a w szczególności z Art. 15a (Rozdział 2), oraz z Art. 2.1 i 2.2. (Rozdział 1). Jak się ma stawianie w artykule „Forum Akademickiego” tez przez Pana Redaktora M. Wrońskiego do zapisów prawa? Nadużyciem jest też sformułowanie o moim dopisywaniu się do obszernych streszczeń prac magisterskich podległych sobie pracowników. Oświadczam, że to sami autorzy publikacji, bez jakiegokolwiek przymusu, zdecydowali o włączeniu mojej osoby do współautorstwa w momencie, gdy był już sformułowany temat ich prac doktorskich, realizowanych pod moim kierownictwem. To wspólnie doszliśmy do wniosku, że ich wcześniejsze doświadczenia, zdobyte podczas realizacji prac magisterskich, mogą być przydatne w realizacji ich własnych rozpraw doktorskich, i to w takiej konwencji były opracowane wspólnie ze mną kwestionowane przez autora artykułu w „FA” publikacje. Nigdy nie ukrywaliśmy, że publikacje te powstały w głównej mierze w oparciu o wyniki badań moich podopiecznych podczas realizacji prac magisterskich w innej uczelni. Ponadto, dobrym obyczajem akademickim, zasugerowałem moim podopiecznym dokonanie uzgodnień współautorstwa publikacji z byłymi oficjalnymi promotorami i to sami pierwotni właściciele praw autorskich zadecydowali o takim, a nie innym rozstrzygnięciu.
Szkoda, że autorowi nieuprawnionych oskarżeń upublicznionych w „Forum Akademickim” zabrakło rzetelności dziennikarskiej, by spojrzeć na problem z obu stron, bo może też by się dowiedział, że byli magistranci UMCS odbywali także staż przeddyplomowy pod moim kierownictwem, zanim podjęli pracę w kierowanym przeze mnie Instytucie. A może też warto było najpierw ocenić rzetelność naukową i intencje źródła informacji Pana M. Wrońskiego, zanim opublikowano nieprawdziwe i nieuprawnione tezy? Uważam, że na wzór życia publicznego w naszym kraju, nie na podstawie prawa, a jedynie subiektywnej jego interpretacji, publicznie, w sposób nieuprawniony napiętnowano moją i inne osoby, wymieniając je z imienia i nazwiska, a przecież nawet personalia pospolitych przestępców nie są podawane do publicznej wiadomości bez zgody sądu.
Z poważaniem,
nieprzekraczalne granice
Fragment Jak zostać współautorem, pochodzący z mojego artykułu Jak się zdobywa publikacje, wywołał zainteresowanie mediów w Lublinie i stał się osią przewodnią pięciu artykułów w miejscowej prasie. Napisałem go po porównaniu tekstów prac magisterskich z artykułami, które wymieniam w tekście (patrz: odpowiedź dr Iwonie Jóźwik). W odpowiedzi na list prof. Olchowika pod moim adresem stwierdzam, że nie ma on żadnych podstaw.
Aby zostać współautorem oryginalnego, opartego na eksperymencie badawczym, artykułu naukowego, nie wystarczy zapewnić i przynieść papier do drukarki. Trzeba mieć udział w zaplanowaniu i projekcie badań, wziąć czynny udział w eksperymencie, opracowywać wyniki i brać udział w pisaniu oraz redakcji pracy. Wszystko to łącznie.
Ponieważ prace magisterskie były wykonane i napisane pod kierunkiem innych osób, w innej instytucji badawczej (Instytut Fizyki UMCS), to prof. Olchowik nie miał w nich żadnego twórczego wkładu. Został po prostu dopisany i określamy to terminem „darmowe współautorstwo”.
I to jest właśnie, jak napisałem: „nieetyczne i niegodne kandydata na profesora”. Młodzi asystenci zrobią niejedno, aby dobrze wypaść w oczach zwierzchnika, ale samodzielny pracownik naukowy musi znać granice, których nie można przekroczyć. A gdy chodzi o dyrektora instytutu, wymagania są jeszcze wyższe. Tłumaczenie, że to główni autorzy „bez jakiegokolwiek przymusu” włączyli Pana Dyrektora do współautorstwa, a zapomnieli o swoich rzeczywistych promotorach, przypomina mi tłumaczenie niedźwiedzia, iż zajączek zawsze się zgadzał na wszystko, co miś mu proponował...
Sprawa też ma „drugie dno” – finansowe. Dlatego prof. Keshra Sangwal (Hindus od wielu lat mieszkający w Polsce, 905 cytowań prac na liście filadelfijskiej) od pewnego czasu próbuje zastopować tego rodzaju praktyki w Instytucie Fizyki, w którym sam pracuje i którym kieruje dr hab. Jan M. Olchowik (ilość cytowań na liście filadelfijskiej – 44).
Otóż, tego typu publikacje „z rękawa” dostają wewnętrzną punktację Politechniki Lubelskiej, na podstawie której dzielone są w instytucie pieniądze na badania naukowe. I mnie szlag by trafiał, gdybym widział, że za moją pracę wydrukowaną w „Journal of Neurosurgery” czy też w „Cancer” dostawałbym tyle samo punktów, co mój kolega za artykuł w hipotetycznym „Medical News of Biala Podlaska”, oparty na wcześniejszych pracach pochodzących z innej instytucji.
Naukowcy i profesorowie wyższych uczelni są osobami pełniącymi funkcje publiczne, więc nie ma żadnych przeszkód prawnych, aby w publikacjach prasowych podawać ich nazwiska.
Z powagą i determinacją
Szanowny Panie Redaktorze!
Na łamach redagowanego przez Pana „Forum Akademickiego” nr 9/2007 opublikowany został artykuł dr. Marka Wrońskiego „Jak się zdobywa publikacje”, w którym autor odnosi się do postępowania władz Uniwersytetu Medycznego w Łodzi w sprawie dr. Leszka Markuszewskiego, pracownika naszej Uczelni, posądzonego o nierzetelność naukową.
Ponieważ, naszym zdaniem, autor nie zachował należytej staranności i rzetelności w opisywaniu zdarzeń oraz formułowaniu ocen odnoszących się do sprawy, pragniemy skorzystać z prawa do polemiki i prosimy o opublikowanie na łamach „Forum Akademickiego” niżej następującego tekstu.
Rektor Uniwersytetu Medycznego w Łodzi sprawę zarzutów wobec dr. Leszka Markuszewskiego potraktował z powagą i determinacją doprowadzenia do jednoznacznego wyjaśnienia stopnia ich zasadności. W tym celu – kierując się obowiązującym prawem – podjął szereg koniecznych decyzji, które w całości wyczerpywały prawne możliwości władz Uczelni w zakresie dotyczącym problemu.
1. Powołał Komisję, w skład której wchodzili profesorowie, których obiektywizm nie podlegał wątpliwości. Komisja w końcowym protokole stwierdza, iż „doszło do naruszenia zasad dobrych obyczajów w nauce podczas tworzenia dorobku naukowego dr. Leszka Markuszewskiego” oraz ocenia, że „osoba, na której ciąży tego rodzaju zarzut, nie powinna pełnić funkcji kierowniczych w społeczności akademickiej, tj. kierować zespołami naukowymi”.
2. Powołał niezależnego eksperta w dziedzinie prawa autorskiego.
3. W oparciu o opinię Komisji i eksperta, Rektor:
polecił rzecznikowi dyscyplinarnemu Uniwersytetu Medycznego wszczęcie postępowania wyjaśniającego.
Rzecznik dyscyplinarny przeprowadził żmudne i czasochłonne postępowanie wyjaśniające, które wymagało przesłuchania kilkudziesięciu świadków – współautorów publikacji dr. L. Markuszewskiego.
Przesłuchania te nie potwierdziły zarzutu nieuczestniczenia dr. L. Markuszewskiego w pracach naukowych będących przedmiotem postępowania, ponieważ – jak stwierdził rzecznik dyscyplinarny w piśmie do Rektora – „Żaden z nich (współautorów) nie wnosił żadnych zastrzeżeń, które uprawniałyby do zakwestionowania udziału dr. L. Markuszewskiego w tych opracowaniach”. Rzecznik dyscyplinarny ocenił przy tym, że dr L. Markuszewski „nie dopilnował w opracowaniu zamieszczonym w nr 20/2005 czasopisma „Ultrasonografia” właściwego porządku współautorów” i poprzez to naruszył dobre obyczaje w nauce.
W uzupełnieniu należy dodać, że naukowe kodeksy etyczne nie określają szczegółowo zasad dotyczących kolejności nazwisk współautorów zamieszczanych w publikacjach naukowych.
Biorąc pod uwagę wynik postępowania, a w szczególności brak dowodów na nieuprawnione współautorstwo dr. Leszka Markuszewskiego, rzecznik dyscyplinarny nie sformułował wniosku do komisji dyscyplinarnej Uniwersytetu Medycznego, skierował natomiast do Rektora wniosek o udzielenie dr. L. Markuszewskiemu kary upomnienia;
ogłosił konkurs na stanowisko Kierownika Kliniki Kardiologii Interwencyjnej i Rehabilitacji Kardiologicznej.
W rezultacie, po przeprowadzonym konkursie – zgodnie z wnioskiem Komisji – dr L. Markuszewski przestał pełnić obowiązki kierownika Kliniki Kardiologii Interwencyjnej i Rehabilitacji Kardiologicznej.
Na wniosek rzecznika dyscyplinarnego Rektor nałożył na dr. L. Markuszewskiego karę pisemnego upomnienia oraz polecił przeprowadzenie retrakcji prac objętych postępowaniem wyjaśniającym, a zamieszczonych w czasopiśmie „Ultrasonografia”.
Opisane powyżej działanie władz Uczelni oraz powołanej Komisji i rzecznika dyscyplinarnego dowodzi jednoznacznie, iż w celu wyjaśnienia zasadności zarzutów stawianych dr. L. Markuszewskiemu wykorzystane zostały wszystkie prawne procedury. Prowadzone postępowanie dowodowe cechowała przy tym staranność w analizowaniu problemu oraz dbałość o przestrzeganie prawa i zasad – w szczególności tych, które nakazują bezsporne udowodnienie winy.
Przedstawione fakty dowodzą, iż dr Marek Wroński, autor artykułu, w części swoich stwierdzeń nieobiektywnie i nierzetelnie ocenia postępowanie władz Uniwersytetu Medycznego.
Dotyczy to w szczególności:
a) sugestii, że Rektor – mimo opinii Komisji, zgodnie z którą dr L. Markuszewski nie powinien pełnić funkcji kierowniczych w społeczności akademickiej – nie odwołał go ze stanowiska dyrektora szpitala.
Redaktor M. Wroński nie chce zauważyć tego, że Komisja wskazuje na funkcje kierownicze polegające na kierowaniu zespołami naukowymi: katedrą, kliniką lub zakładem. W konsekwencji autor nawet nie wspomina o tym, że dr L. Markuszewski został odwołany ze stanowiska p.o. kierownika Kliniki Kardiologii Interwencyjnej i Rehabilitacji Kardiologicznej;
b) stwierdzenia, że „Działań dyscyplinarnych w uczelni nie podjęto, bo zostały przedawnione”.
Sugeruje ono, iż władze Uczelni „przegapiły” stosowne terminy. Nie jest to prawdą, gdyż zgodnie z przedstawioną Rektorowi opinią prawną, czyny, które zarzucono dr. L. Markuszewskiemu, nie podlegają przedawnieniu („Prawo o szkolnictwie wyższym” art. 144 ust. 3 pkt 1−5 oraz art. 144 ust. 5). Rzecznik dyscyplinarny nie skorzystał z tej drogi prawnej z wyżej podanego powodu.
Ponadto z cytowanego zdania wynika, że dr M. Wroński nie uznaje – naszym zdaniem, niesłusznie – nałożenia kary pisemnego upomnienia za „działanie dyscyplinarne”;
c) stwierdzenia, że „sprawie skutecznie ukręcono łeb”.
Dr Marek Wroński zasługuje na najwyższe uznanie za aktywność i sukcesy w tropieniu tych, którzy naruszają zasady etyki zawodowej oraz prawo autorskie, dlatego dziwi nas to, że w opisywanym przypadku nie uznaje prawa, zgodnie z którym winę należy jednoznacznie udowodnić i tendencyjnie przyjmuje, iż władze Uczelni zbagatelizowały sprawę.
Jak wynika z przedstawionych wyżej uwag, autor artykułu dość swobodnie operuje faktami, wybierając te z nich oraz cytując takie fragmenty dokumentów, które uzasadniają założoną na początku tezę, iż władze Uczelni nie dołożyły należytych starań, by doprowadzić do surowego ukarania dr. L. Markuszewskiego.
co w nauce wypada, a co nie
Z uwagą przeczytałem stanowisko rzecznika prasowego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Jak rozumiem, jest ono także głosem rektora, prof. Andrzeja Lewińskiego, którego znam i szanuję. Dlatego zresztą tak powściągliwie i niemal bez komentarza własnego, opisałem sprawę publikacji dr. med. Leszka Markuszewskiego.
Jednak na zarzut mgr. Mirosława Wdowczyka, iż nie zachowałem „należytej staranności i rzetelności w opisywaniu zdarzeń oraz formułowaniu ocen odnoszących się do sprawy” oraz że „swobodnie operuję faktami”, odpowiadam, co następuje:
1. Trzystronicowy list prof. dr. hab. Jana Henryka Gocha, kierownika Katedry Kardiologii, skierowany do rektora, w którym zarzucono dr. Markuszewskiemu, adiunktowi Kliniki Kardiologii Interwencyjnej i Rehabilitacji Kardiologicznej i jednocześnie dyrektorowi Centralnego Szpitala Weterana (Szpital Kliniczny nr 2, w którym mieszczą się kliniki byłej Wojskowej Akademii Medycznej), iż dopisał się do 5 oryginalnych prac klinicznych opartych na materiale 5 prac doktorskich, datowany jest na 30 kwietnia 2006 roku. Rektor tę sprawę powinien niezwłocznie skierować do dyscyplinarnego postępowania wyjaśniającego, bowiem, zgodnie z ówcześnie obowiązującym prawem, jeśli w ciągu 4 miesięcy rzecznik dyscyplinarny nie złożył wniosku dyscyplinarnego o ukaranie – sprawa ulegała automatycznemu przedawnieniu.
Te cztery miesiące upłynęły we wrześniu 2006 roku. Trzeba podkreślić, że część dyscyplinarna (czyli art. 144) nowego Prawa o szkolnictwie wyższym z lipca 2005 roku weszła w życie dopiero 1 września 2006. Stąd wszystkie sprawy, które wpłynęły do rektora przed tym terminem, musiały być załatwione wg starej ustawy.
Rzecznik dyscyplinarny uczelni, prof. dr hab. Janusz Wasiak, zaczął wyjaśniające postępowanie dyscyplinarne dopiero pod koniec 2006 r. i przedstawił swoje wnioski z końcem kwietnia 2007, podając się jednocześnie do dymisji. Dyscyplinarnie nie można było już wtedy dr. Markuszewskiego ukarać, dlatego rektorowi pozostała tylko kara upomnienia, którą może się posłużyć bez angażowania komisji dyscyplinarnej.
Rektor powołał też we wrześniu 2006 drugą Senacką Komisję ds. Oceny Działalności dr. Markuszewskiego jako dyrektora szpitala. Ta komisja, pod przewodnictwem prof. Krzysztofa Zemana, prorektora ds. rozwoju uczelni, 4 października 2006 większością głosów uznała, iż dr Markuszewski, aczkolwiek jest skutecznym menadżerem, dba o finanse szpitala oraz o jego wizerunek w mediach, to jednak nie powinien pełnić jakiejkolwiek funkcji kierowniczej. Komisja oceniła, iż nie jest możliwa jego współpraca z kierownikami klinik, a jego agresywny styl zarządzania personelem medycznym jest niewłaściwy. Co więcej, postępowanie dyrektora zburzyło proces dydaktyczny w szpitalu.
Wniosek tej komisji o odwołanie z funkcji dyrektora szpitala rektor Lewiński przekazał w połowie października 2006 pod tajne głosowanie dwóch rad wydziałów, których kliniki znajdują się w szpitalu zarządzanym przez dyr. Markuszewskiego. Rada Wydziału Wojskowo−Lekarskiego stosunkiem głosów 36 do 5 uznała, że dyrektor powinien być odwołany, natomiast Rada Wydziału Fizjoterapii przyjęła to samo stosunkiem głosów 30 do 5. Miał się także wypowiedzieć Senat Uniwersytetu Medycznego (najwyższa władza uczelni, której decyzje są dla rektora wiążące), ale rektor nigdy nie wprowadził tego wniosku pod głosowanie. Podobno z braku czasu...
Kiedy wszyscy już byli przekonani, że rektor odwoła teraz dyr. Markuszewskiego, prof. Andrzej Lewiński niespodziewanie zaakceptował decyzję Rady Konsultacyjnej Szpitala, która 25 października 2006 przegłosowała większością kilku głosów, że dyrektor powinien pozostać na stanowisku.
Nie udało mi się ustalić, kto powołał Radę Konsultacyjną, której przewodniczył obecnie już emerytowany prof. Jerzy Bodalski, oraz jaki był jej skład, ale niewielu jest w niej profesorów. O Radzie Konsultacyjnej nie wspomina statut uczelni, co oznacza, że nie jest to organ statutowy.
Prawnie, dyrektora szpitala klinicznego powołuje i odwołuje rektor uczelni medycznej i jest to jego autonomiczna decyzja. Dyrektor wchodzi w skład Senatu uniwersyteckiego z głosem doradczym. Ponieważ administracyjnie podlegają mu kierownicy klinik i inni profesorowie oraz cały personel wszystkich szczebli, więc faktycznie dyrektor kieruje dużym zespołem społeczności akademickiej, mając na nią olbrzymi i bezpośredni wpływ.
2. Pisząc artykuł, miałem (i nadal mam!) w swoim posiadaniu protokół Komisji Senackiej pod przewodnictwem prof. Pawła Liberskiego oraz opinie anonimowego eksperta, profesora medycyny klinicznej, który jednoznacznie – na 10 stronach tekstu – zarzuca dr. Markuszewskiemu nierzetelne autorstwo 5 prac opartych na doktoratach jego podwładnych. Brak miejsca nie pozwala mi przytoczyć tych zarzutów, ale autor udowadnia zwykłe zapożyczenia poprzez kopiowanie znacznych fragmentów prac doktorskich, jak również sugeruje częściowe opublikowanie „wyników z sufitu”.
W maju i czerwcu 2007 byłem w Łodzi i rozmawiałem z wieloma profesorami UMed., w tym z członkami Senatu. Każdy z nich był na swój sposób oburzony postępowaniem rektora Lewińskiego i jego „ucieczką” od powzięcia jednoznacznej decyzji, jakiej można by się spodziewać po profesorze bywałym za granicą, mającym swój własny poważny dorobek naukowy i świetnie wiedzącym, co „wypada” i „nie wypada” w nauce. Nie mam wątpliwości, że osobisty prestiż rektora mocno ucierpiał przez tę sprawę.
3. Mgr Wdowczyk tak się „zagalopował” w obronie rektora Lewińskiego, iż dopuścił się ewidentnego przekłamania. W protokóle Komisji Rektorskiej widnieje tylko zdanie „osoba, na której ciąży tego rodzaju zarzut, nie powinna pełnić funkcji kierowniczych w społeczności akademickiej”, natomiast nie ma dopisku, który występuje w jego cytacie: „tj. kierować zespołami naukowymi”.
Podsumujmy: za odwołaniem dyr. Markuszewskiego głosowała Komisja Rektorska, w której skład weszli prorektor ds. nauki i wszyscy dziekani, następnie Komisja Senacka do Oceny Dyrektora, następnie Rada Wydziału Wojskowo−Lekarskiego, następnie Rada Wydziału Fizjoterapii. Razem około 80 profesorów na kolejnych etapach głosowało przeciwko zachowaniu stanowiska dyrektora przez dr. Markuszewskiego.
Czyż z oglądu faktów nie wynika mój wniosek, iż „sprawie ukręcono łeb”?