Niedobre dziedzictwo

Piotr Hübner


Stan nauki oceniany jest zazwyczaj poprzez najwybitniejsze osiągnięcia, a miarą środowiska akademickiego są osobowości genialne. Jednak codzienne bytowanie nauki, jej fundamenty – osadzone są w przeciętności. Tu egzystują, z czasem zapomniane, miernoty i właściwe im zwykłe lenistwo – pomijane w zarysach dziejów nauki, encyklopediach czy mediach. Poniżej dna sytuują się zjawiska patologiczne, wynikające nie tylko z indywidualnych przypadłości, ale i wad natury systemowej. W czasach nauki akademickiej istniały naturalne procesy samoregulacji wobec tych poziomów, wynikające z nadrzędnego systemu wartości akademickich.

Inaczej działo się w okresie budowy realnego socjalizmu. Niszcząc naukę akademicką i tworząc zręby „nowej nauki”, ideolodzy i politycy oddali władzę biurokratycznym decydentom. Układ ten formowano od lutego 1949 roku, poczynając od powołania Wydziału Nauki KC PZPR. Ludzie systemu wkraczający na teren nauki pozyskali możliwość przygotowania zmiany pokoleniowej uformowanej w Instytucie Kształcenia Kadr Naukowych przy KC PZPR, uruchomionym w październiku 1950 roku. Od kwietnia tegoż roku działał resort szkół wyższych i nauki, po powołaniu Polskiej Akademii Nauk (X 1951) i Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej dla Pracowników Nauki (XII 1951) zredukowany do „pionu” dydaktycznego. Badaniami rządziła Państwowa Komisja Planowania Gospodarczego oraz departamenty ministerialne resortów gospodarczych. W ramach „reformy instytutowej” wprowadzono obcy nauce akademickiej wzorzec pracy zespołowej, organizowanej przez „dyrektorów” placówek. W miejsce publikacji weryfikowanych już w fazie pisania przez krytykę środowiskową, pojawiły się plany i sprawozdania instytucjonalne oraz raporty z badań – konsumowane (lub nie) przez decydentów. Miarą badań stają się współczynniki ekonomiczne, głównie ilościowe (nawet liczba stron maszynopisu). Podstawą oceny pracowników jest dyscyplina pracy – obecność i dyspozycyjność.

Tak jak oddzielono politykę naukową od nauki, tak też realizowano separację działań organizatorskich od prac badawczych i dydaktycznych. W sferze nauki pojawia się, obok stanu akademickiego, nowy stan – urzędniczy (proporcja sięga 1:1). W miejsce władz naukowych powołano „władzę nad nauką, obcą tradycji akademickiej, głęboko zakotwiczoną w ideologii i polityce. Dawne zjazdy nauki przebudowano w formę kongresów nauki polskiej, łamiących instytucjonalną strukturę nauki po to, by forsować nową hierarchię ludzi nauki – uczonych sytuowano poniżej „pracowników nauki”, a tych z kolei niżej niż funkcjonariuszy. Przy agendach eksperiencyjnych, takich jak Rada Główna Szkolnictwa Wyższego, CKK czy PAN, sytuowano biura agend, działające z kompetencjami władczymi, a zatrudniające ówcześnie niekompetentny personel urzędniczy. Nie była to administracja usługowa, lecz władza nad nauką. To ona egzekwowała system planowania i kontroli, cenzurę wewnętrzną, dyscyplinę pracy. Na jej potrzeby powstawały instytucjonalne sprawozdania i „raporty” o stanie poszczególnych dyscyplin – typowy produkt prac kongresowych.

Do maksimum rozbudowano biurokratyczne instrumentarium władzy – politykę kadrową, budżetową i legislacyjną. Awanse po wielu szczeblach (stopnie, tytuły i stanowiska) prowadziły do upowszechniania przekonania, iż w nauce robi się „karierę”. Likwidacja alternatywnych źródeł finansowania studiów i badań oraz publikacji, w tym fundacji na rzecz nauki, mogła uzasadniać tezę, iż słusznie upaństwowiono instytucję nauki, a administracja, dając środki, może wymagać realizacji polityki, którą sama określa. Z kolei obowiązki nakładane przez ustawy, zarządzenia i okólniki „legalizowały” system biurokratycznego zarządzania.

Włączenie nauki do „gospodarki narodowej” przyniosło prymat wulgarnego ekonomizmu, użyteczności (dla władzy), dehumanizację. Nauka nie była już postrzegana jako twórczy segment kultury narodowej. Jej tradycje podlegały mumifikacji. Takie dziedzictwo pozostawiła na dziesięciolecia epoka sowietyzacji nauki polskiej.