Innowacyjność jest polską racją stanu

Rozmowa z prof. Bogusławem Smólskim, dyrektorem Narodowego Centrum Badań i Rozwoju


Ledwie kilka lat temu dość powszechnie chwalono demokrację uczonych, tworzących Komitet Badań Naukowych i samorządnie rozdysponowujących fundusze na badania. Później efektywny miał być system decyzji ministra nauki, opartych na opiniach Rady Nauki. Ale po 3 latach jego obowiązywania mamy kolejną znaczącą zmianę w organizacji finansowania nauki – utworzone zostało Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, które wraz z mającą powstać drugą agencją będą rozdzielać fundusze. To jest już model optymalny?

– Obecnie kraje o znaczącej pozycji na świecie powierzają zadania koordynacji projektów naukowych wyspecjalizowanym organizacjom. Takie rozwiązania przynoszą znacznie lepsze rezultaty zwłaszcza w obszarach związanych bezpośrednio z użytecznością, bezpieczeństwem i komercjalizacją uzyskanego produktu. Jeśli przyjrzeć się uważnie funkcjonowaniu sfery badań naukowych w Polsce, to nadal widać wiele jej wad, takich jak: znaczne rozdrobnienie instytucjonalne i merytoryczne, niski stopień współpracy nauki z gospodarką, mała mobilność naukowców, niskie współczynniki sukcesu na tle międzynarodowych programów badawczych. Wymienione czynniki powinny sukcesywnie ulegać poprawie, a powstanie Centrum ma służyć osiągnięciu tego celu.

Początkowo przewidywano, że Narodowe Centrum Badawcze, zapisane w programie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości, ma być siecią instytutów badawczych i na przykład może wchłonąć instytuty PAN. Opinie w sprawie takiej wizji były podzielone. Ostateczna koncepcja jest jednak inna.

– Próby konkretyzacji zapisów i określenie ostatecznego kształtu Centrum trwały ponad rok, a koncepcja wykuwała się w licznych dyskusjach z udziałem zainteresowanych środowisk i partnerów społecznych. Ostatecznie ustalono, że NCBiR będzie wyspecjalizowaną agencją odpowiedzialną za finansowanie i zarządzanie badaniami naukowymi, nieposiadającą swoich placówek badawczych. Aktualny system zarządzania nauką bazuje głównie na aktywności środowiska naukowego, które występując wobec ministra nauki z wnioskami, zabiega o dofinansowanie własnych badań. Jestem głęboko przekonany, iż poza tą oczywistą i niezbędną formą wspierającą swobodę badań, konieczne jest uruchomienie dużych przedsięwzięć badawczych, wychodzących naprzeciw wyzwaniom, przed którymi stanie nasz kraj. Programów, które poprzez swój znaczący wymiar finansowy oraz transparentny i przejrzysty wybór na drodze konkursowej ich wykonawców, pozwolą na realizację pozostałych dobrze zdefiniowanych celów i priorytetów, przy uwzględnieniu dokonań nauki światowej.

Kolejni ministrowie, chcąc zmienić system finansowania badań naukowych i prac rozwojowych, generowali kolejny rodzaj grantów: celowe, rozwojowe, zamawiane. To był zwrot w dobrym kierunku, ale wykonywano tylko pół kroku. Teraz będzie inaczej?

– Jestem przekonany, że tak. Istnienie dużych projektów badawczych ma ten walor, że zwiększa prawdopodobieństwo realizacji ważnych celów, dając jednocześnie możliwość integrowania zespołów. Tym najlepszym w środowisku badaczy jest potrzebne poczucie uczestniczenia w ambitnych zadaniach. Istotne jest również dobre zarządzanie programami, korelacja wydatków na badania i infrastrukturę badawczą, a także zmniejszenie marginesu badań pozornych oraz promowanie najlepszych rozwiązań i zespołów badawczych.

Równolegle trwają prace nad powołaniem drugiej instytucji odpowiedzialnej za podział środków na badania, Agencji Badań Podstawowych. Jak daleko są zaawansowane?

– Ta druga agencja będzie finansować ważne dla nauki badania podstawowe. W założeniach miała ona powstać 1 stycznia przyszłego roku, ale ze względu na okres zmian w parlamencie i rządzie nastąpi to zapewne nieco później.

W związku z finansowaniem wieloletnich projektów strategicznych, które będą mogły otrzymać w ciągu kilku lat nawet do 100 mln zł, wzrasta rola osób określających kierunki i cele aktywności naukowej. A co z rolą naukowców i ich badań?

– Nie ma rozwoju nauki bez swobody badań, ale i aktywności badaczy w zabieganiu o środki na ich realizację. To niesłychanie ważne i w żadnym razie nie chcemy tego obszaru zaniedbać. Duże projekty zwane strategicznymi, będą uwarunkowane realnymi potrzebami państwa, jak również staną się istotnym elementem integrującym środowiska naukowe wokół ważnych zadań badawczych. Oprócz tego pozostaną w większości istniejące dotychczas formy, z tym że jako zasadę ustawodawca przyjął, iż realizatorzy będą wyłaniani w drodze konkursu. Winno to umożliwić wyselekcjonowanie projektów, w których poziom prowadzonych badań umożliwi osiągnięcie wyników konkurencyjnych wobec już istniejących.

Od lat mówi się o braku polityki naukowej i gospodarczej państwa. Teraz ten obowiązek ciąży na ministrze nauki i Radzie Nauki, ale spada w dużej mierze także na Centrum.

– Centrum stanie się wykonawcą przyjętej polityki naukowej. Trwają prace prowadzone przez Radę Nauki nad nową wersją Krajowego Programu Ramowego o nazwie Krajowy Program Badań Naukowych i Prac Rozwojowych. Poprzedni program był stosunkowo niekontrowersyjny, bowiem praktycznie wszyscy mogli się w nim odnaleźć. Teraz z szerokiego zbioru obszarów równoważnych wybrane zostaną priorytety do realizacji w najbliższym czasie. Rada Nauki zarekomenduje je ministrowi nauki. Z tego zbioru minister, biorąc pod uwagę opinie zespołu interdyscyplinarnego, wybierze programy strategiczne na najbliższe 3−4 lata. Wówczas to NCBiR ogłosi konkurs, na drodze którego wyłoniony zostanie dyrektor programu, a także sprecyzuje zadania programu i ogłosi konkursy na ich realizatorów. Przewidujemy szeroki współudział partnerów przemysłowych, którzy mogliby nie tylko współuczestniczyć, ale także współfinansować program na różnych etapach jego realizacji. Dobrze zdefiniowane cele finalne programów z pewnością pomogą w aktywizacji środowisk producentów i instytucji finansowych.

Ma Pan do pomocy, jako dyrektor Centrum, powołaną niedawno Radę, na czele której stanął rekomendowany przez KRASP prof. Janusz Rachoń, rektor PG. On sam, jako laureat Nagrody Gospodarczej Prezydenta za opracowanie polskiego leku zapobiegającego osteoporozie, jest dobrym przykładem związków nauki z gospodarką. Czy sposób powołania Rady poprzez desygnowanie członków przez różne środowiska wzmacnia jej skuteczność?

– Sam sposób powołania Rady nie gwarantuje jeszcze jej skuteczności, ale poprzez szerokie spektrum doświadczeń i kompetencje poszczególnych członków Rady na pewno jej sprzyja. Rada jest ciałem doradczym i mam nadzieję, że dzięki swej różnorodności i merytorycznym opiniom, będzie znakomicie wspierać działania Centrum.

Jednym z głównych celów działalności NCBiR ma być właśnie zwiększenie współpracy nauki z gospodarką. Centrum ma odpowiadać nie tylko za badania, ale także za komercjalizację i wdrożenie ich wyników. Mówiąc w pewnym uproszczeniu, dotychczas minister dawał pieniądze na badania i odbierał ich wyniki. Teraz ma to wyglądać zupełnie inaczej. Te wyniki powinny znaleźć zastosowanie w praktyce i Pan jest za to odpowiedzialny. Czy pojawią się nowe mechanizmy mające to wesprzeć?

– Rzeczywiście, tworzony na przestrzeni ostatnich lat system oddziaływań na komercjalizację wyników badań nie jest do końca spójny i nie obejmuje całości działań niezbędnych do osiągnięcia sukcesu. Przede wszystkim brakuje zapotrzebowania na innowacyjność ze strony naszych przedsiębiorstw. Pamiętajmy, że w naszym kraju finansowanie badań jest w przeważającej mierze, w ponad 70 proc. finansowaniem budżetowym. W krajach europejskich ta proporcja jest dokładnie odwrotna. Nie mówiąc już o wysokości nakładów, które w Polsce sięgają zaledwie około 0,6 proc. PKB, wobec 2−3 proc. PKB w liczących się państwach w Europie.

W raporcie przygotowanym przez Komisję Europejską wśród tysiąca firm krajów UE finansujących badania w 2005 roku łącznie na kwotę około 113 miliardów euro – znajdują się zaledwie dwie firmy polskie: KGHM Polska Miedź i Telekomunikacja Polska z łącznymi wydatkami rzędu 20 mln euro. Zestawienie to zapewne nie do końca charakteryzuje aktywność naszych firm w finansowaniu badań, jednak porównanie tych kwot skłania do refleksji. Po drugiej stronie, w środowisku nauki, też bywa nie najlepiej. Powodów jest wiele, poczynając od mentalnych. Na przykład Amerykanie twierdzą, że środowisko naukowe aktywnie uczestniczy w procesie transferu wiedzy, wówczas gdy badacz potrafi prezentację wyników swoich badań podzielić na dwie równe części. W jednej mówi o wadze odkrycia, ale tyle samo czasu potrafi poświęcić opisowi, jak to odkrycie wykorzystać. Dziś w 90 procentach nasi naukowcy z reguły mówią jak rewelacyjne są uzyskane wyniki, a tylko w 10 procentach o możliwych ewentualnych zastosowaniach. Na szczęście, już nie wszyscy.

Jak to zmienić?

– To oczywiście nie jest łatwe. W Uniwersytecie Stanford 12 lat zajęło to, aby przy bardzo intensywnym kształceniu kadry uniwersyteckiej w zakresie przedsiębiorczości dojść do zmiany sposobu myślenia. Przez ten okres budowano system sprzyjający przedsiębiorczości i transferowi wiedzy. Chciałbym, aby nam się udało zmienić obecną sytuację w znacznie krótszym czasie ale startujemy w warunkach o wiele trudniejszych niż amerykańskie. Brakuje u nas na przykład firm brokerskich, zajmujących się pośrednictwem pomiędzy nauką a przemysłem, znających laboratoria uczonych, ale i potrzeby przemysłu. Stanowią one pomost pomagający znaleźć przemysłowi partnerów, a naukowcom wskazać, gdzie jest realne zapotrzebowanie na ich wyniki badań.

Ale jak takie firmy wykreować?

– Trzeba wspomagać i tworzyć warunki dla tych mikroprzypadków, które już dzisiaj w Polsce występują. Musimy im pomóc, żeby swoim przykładem zaczęły zarażać innych. Trzeba wzmocnić system wspierania przedsiębiorczości i komercjalizacji wyników badań. Podniesienie innowacyjności gospodarki jest polską racją stanu. Musi istnieć bogate instrumentarium, a w tym fundusze i kredyty, do których będą mogły sięgać osoby mające dobre pomysły. Dziś ciągle jeszcze nie ma spójnie działającego łańcucha wspierania innowacyjności. Na razie sukcesywnie budowane są jego elementy.

Wśród zadań Centrum jest też kształcenie doktorantów i dbałość o młodą kadrę. Jak to będzie realizowane?

– Ustawodawca nałożył na nas obowiązek wspierania procesu mobilności kadry naukowej, a w szczególności młodych naukowców. Mamy im zapewnić jak najdogodniejsze warunki do rozwoju. Trzeba stworzyć również mechanizm umożliwiający wyszukiwanie i wspieranie najlepiej rokujących młodych naukowców, którym z natury rzeczy zazwyczaj trudno przebić się na czoło rankingów. Musimy też ułatwiać im udział w krajowych i międzynarodowych programach badawczych. Obecnie minister nauki przekazuje NCBiR zadania związane z udziałem Polski w projektach ERA−NET, ERA−NET PLUS oraz EUREKA i EUROSTARS.

Musimy mierzyć się z konkretnymi, aktualnymi problemami. Tak na przykład od pewnego czasu w wielu krajach na świecie, w tym również w Polsce, obserwuje się coraz mniejszą ilość kandydatów na studia na kierunkach związanych z naukami ścisłymi i technicznymi. Nadto wiadomo, że środowisko polskich badaczy nie jest dostatecznie liczne i wymaga uzupełnienia. I w tym obszarze Centrum widzi także możliwość realizacji swojej misji.

Jak dużą instytucją będzie Centrum i jak będzie wyglądała jego struktura?

– W okresie najbliższych miesięcy chciałbym, aby Centrum osiągnęło zatrudnienie około 50 osób. Rozpoczęliśmy już rekrutację. Liczba osób będzie wzrastać w zależności od przejętych zadań. Podobnie dostosowywana będzie struktura. Musimy stworzyć profesjonalny zespół analiz. Obecnie około 80 proc. technologii staje się przestarzałe w ciągu 10 lat, a zatem trzeba szybko reagować na wyzwania. W procesie zarządzania dużymi projektami badawczymi chcemy zastosować pewne novum, polegające na wyłonieniu w drodze konkursów dyrektorów programów, którym zaoferujemy kilkuletnie kontrakty.

A jakimi funduszami będzie dysponowało NCBiR?

– Zgodnie z ustawą o zasadach finansowania nauki, będzie to nie mniej niż 10 procent środków z budżetu państwa przeznaczonych na naukę, czyli w przyszłym roku około 400 milionów złotych.

Wspomniane 10 procent i 400 milionów to nie byłoby zbyt dużo, jeśli przyjąć, że to ma być zasadnicza zmiana sposobu finansowania.

– To dopiero początek. Jeśli zakres przekazanych nam zadań będzie większy, zwiększeniu ulegną także środki. W najbliższym czasie przewiduje się uruchomienie kilku strategicznych programów. W ostatniej fazie konsultacji znajduje się rozporządzenie ministra nauki o pomocy publicznej. Powstaną nowe możliwości wsparcia dla przedsięwzięć badawczo−rozwojowych na rzecz gospodarki. Chciałbym, aby wytworzył się system akceptowany i zrozumiały dla potencjalnych partnerów i beneficjentów współpracy z Centrum. System, który będzie bardzo wysoko stawiał poprzeczkę, jeśli chodzi o jakość i przedmiot badań, ale i dobrze zabezpieczał je organizacyjnie i finansowo. Możemy mądrze czerpać z doświadczeń innych państw, oczywiście tych doświadczeń, które da się przenieść na grunt polski. Mamy w Europie kilka dobrych modeli, m.in. fiński i irlandzki. Każdy z nich jest związany z realiami tych krajów. Tak na przykład Finom łatwiej było wykreować priorytety, ponieważ startowali z innego poziomu rozwoju technologicznego. „Nokia” pojawiła się jako program dobrze zdefiniowany, ale poprzedzony bardzo skuteczną i mądrą strategią przeznaczania przez szereg lat znaczących nakładów na edukację.

Polskie środowisko badawcze działa w dużym rozproszeniu. To nie jego wina, ale po części do niedawna obowiązującego systemu finansowania nauki. Trudno się dziwić, iż w sytuacji, w której brak było dobrze zdefiniowanych priorytetów i dużych przedsięwzięć badawczych, poszczególne zespoły naukowe na własną rękę próbowały znaleźć swoje miejsce w świecie badań. I choć części z nich udało się osiągnąć znakomite rezultaty, to pozostał jednak problem skali, która zwiększa szansę na konkurowanie z najlepszymi. Powielanie rezultatów badań, powstałych już gdzieś na świecie, jest być może fascynujące, ale tak naprawdę wzmacnia jedynie pozycje eksperckie, nie dając szansy na prawdziwy rozwój.

Chcemy, aby duże programy odegrały rolę kreującą. Żeby skłaniały do współpracy, tworząc platformę rzeczywistego, realnego współdziałania poszczególnych zespołów badawczych. W ten sposób polska nauka zwiększy swoje możliwości do konkurowania. Nie oznacza to, że tylko duże zespoły mają szansę w tym współzawodnictwie. Są również dziedziny, w których niewielkie grupy badawcze znakomicie znajdują dla siebie miejsce na mapie światowych osiągnięć naukowych czy technologicznych.

Rozmawiał Andrzej Świć