Homo sportivus

Andrzej Pawłucki


Z niepokojem przyjąłem uwagę znanego uczonego historyka, kiedyś ministra edukacji, że nie uznaje on nauk o kulturze fizycznej. Zna się niewątpliwie na tym, co jest mu bliskie, lecz nie pojmuje odrębności ontologicznej nauk, w których historia kultury fizycznej jest uznaną w wymiarze światowym poddziedziną.

Uczeni są wszędzie tacy sami. Różne są natomiast ich obiekty poznania. Nie ma uczonych lepszych czy gorszych, gdyż każdy obiekt poznania wart jest swej nauki. Mówi się w związku z tym, że nauki są poznawczo równowarte. Kto mówi inaczej, ten nie wie, co mówi. Każdy uczony zna się na jednym, ale nie zna się na innym. Inni są mu obcy przez to, że interesują się czym innym niż on, a nadto osobliwości obiektów narzucają uczonym inny styl myślenia i stosowne sposoby ich poznania.

Osobliwym obiektem poznania jest człowiek: jako jedyny obiekt naturalny posiada zdolność rozumnego samostanowienia. Co więcej, istnieje łącznie z innym podmiotem, wytwarzając przez to pojednanie społeczne ramy „istnienia−współ”. Fenomen współistnienia w działaniu generuje bowiem pole myśli o sobie samym, z którego każde ludzkie indywiduum pozyskuje wiedzę o sobie. Kolejna osobliwość poznania dotyczy więc sfery ontycznej człowieka, ulokowanej poza nim – jako kulturowa rzeczywistość (kultura bowiem, to myśl człowieka o nim samym).

Ontologiczna osobliwość człowieka sprawia, że uczeni – znawcy człowieka muszą zmierzać do zrozumienia sensu zmiany człowieka oraz uzasadnienia jej słuszności, aż po uzasadnienie sensu istnienia po ludzku. Wobec tego w naukach o człowieku muszą zaznaczać swoją obecność uczeni – wyjaśniacze przyczyny zmiany, tzn. tłumacze sensu zmiany człowieka i postulatorzy wartości – uzasadniający, przez jakie dobro istnienie człowieka bywa słuszne, a on sam staje się sobie tożsamy. Uczeni ci tworzą kategorię humanistów, czyli znawców tego, co wyłącznie właściwe człowiekowi.

Uczeni są zatem wszędzie tacy sami, ale tylko w ramach kategorii swej nauki. Co więcej, tylko jako teoretycy. Wspomagają innych uczonych jako technologów, ale nimi nie są. Nie należą także do kategorii humanistów, gdyż nie podejmują kwestii sensu i wartości przyczynowej rzeczywistości. Z drugiej strony, technolodzy nie są teoretykami, choć bez kompetencji teoretycznej obyć się nie mogą. Kategorie nauk różnicują więc uczonych, którzy muszą nawzajem uznać, że charakterystyczny dla danej kategorii styl myślenia też należy do naukowej praxis. Różny sposób istnienia obiektów różnicuje uczonych i zachęca ich do wdania się w osobliwy dla metodologii ich nauk styl myślenia.

Teoretycy i technolodzy

Pytanie o uczonych wymaga dedykowania im nauki o nich samych. Oczywiście, nauki o nauce i uczonych istnieją. Człowiek – jako podmiot świadomy siebie – zawsze był taki sam w dociekaniu prawdy o sobie, lecz udzielał sobie odpowiedzi na miarę istniejącej i dostępnej samowiedzy – zawsze ograniczonej ramami tej kultury poznania, z jakiej się wywodził.

Poznający siebie uczeni są niczym dzieci. Przestają być jak dzieci, kiedy udzielając sobie odpowiedzi z wykorzystaniem wiedzy istniejącej, wynoszą z niej wiedzę hipotetyczną, by – w następstwie uruchomienia złożonej procedury empirycznego dowodzenia – wzmóc moc wyjaśniającą teorii bądź nawet ją odrzucić. Owszem, są niczym dzieci – zawsze zawieszeni między zdziwieniem a przypuszczeniem – lecz tym od nich się różnią, że w dociekaniu prawdy o przyczynie są upełnomocnieni dwojako: metodologicznie i teoretycznie.

Uczony nie wszystko rozumie i nie wie wszystkiego o wszystkim. Miewa chroniczne problemy ze zrozumieniem przyczyny zaistniałych i istniejących faktów – intrygujących swą powtarzalnością czy regularnością – jako prawidłowości. Właśnie poznanie przyczyny zmieniającej się ustawicznie rzeczywistości, będące w istocie jej zrozumieniem, wynosi uczonego do godności teoretyka.

Pozostaje pytanie, dlaczego człowiek docieka przyczyny siebie – zarówno ten myślący potocznie, jak i ten myślący naukowo, ów teoretyk wszystkiego. Człowiek rozumny pytał o przyczynę siebie, ponieważ nie pojmował, dlaczego jego istnienie jest przemijaniem ku nicości. I nie ustaje w tym akcie bezinteresownego samopoznania, podszytego pierwotnie lękiem egzystencjalnym, jakkolwiek odkrył, że poznawanie przyczyny jest dla niego wielce pożyteczne, ponieważ przysparza mu nad nią władzy. Zmuszony do działania sprawczego, zapewniającego zmiany celowe na miarę potrzeb i aspiracji, nie tylko dostrzegł teorię jako potencjalne źródło wiedzy praktycznej, ale zaczął z jej twierdzeń korzystać w odkrywaniu prawd o metodzie zmiany człowieka, prawd technologicznych.

Odkrycie teorii jako wtórnego źródła samowiedzy, zasobnego potencjalnie w prawdy praktyczne, wiodło uczonych do uznania technologicznego stylu myślenia za naukowy, a samych technologów za epistemologicznych krewniaków teoretyków. Uczeni – znawcy człowieka powiększyli tym samym własne królestwo o nową kategorię nauk. Odkryli, że formułowanie praw o przyczynie zmiany postulowanej (celowej) człowieka jest zależne od ich zasobności w prawdy teoretyczne o tej przyczynie. Rozpoznając związek między stanem technologii a zasobem teorii lepiej niż kiedykolwiek w przeszłości, rozpoczęli wyścig w poszukiwaniu prawd podstawowych, by wykorzystać ich potencjał zmianotwórczy w nowych technologiach i natknęli się na sytuacje graniczne wywoływanych zmian. Dostrzegali zdumiewające skutki zmian celowych, także tych niepożądanych, lecz nie byli w stanie rozstrzygnąć o słuszności samych zmian oraz dobru zaprojektowanych narzędzi.

Technologowie wymusili niejako wzmożoną aktywność autorytetów moralnych, humanistów – jakby czekających na swój moment dziejowy, a pozostających w wewnętrznym sporze. Orbitale humanistów zaczęły się nakładać na cyrkulacje myśli technologów. Mędrcy zostali niejako wciągnięci do środka nauki technologicznej, by bezradnym i zagubionym szaleńcom z laboratoriów kreacji nowego człowieka wystawić certyfikaty humanistycznej przydatności ich projektów.

Nieoczekiwanie wzrosło zapotrzebowanie na prawdę o dobru. Trzeba było zapętlenia aksjologicznego, w jaki popadli technolodzy, by uszanować godność humanistów jako uczonych oraz uznać, że odkrywanie prawd o dobru należy do nauki w ścisłym sensie. Nie znaczy to bynajmniej, że ustał spór o naukowość nauki, a być może w kontekście spektakularnych odkryć nauk podstawowych ponownie będzie wzbierała na sile niechęć wobec uczonych myślących inaczej. Myślącym ściśle należy wobec tego uświadomić, że uczeni spełniają oczekiwania człowieka i całej ludzkości, kiedy poznając człowieka, zyskują wiedzę o: a) przyczynie zmiany człowieka, b) metodzie zmiany postulowanej człowieka, c) wartości zmiany celowej, która nadaje człowiekowi sens. Co sprawia, że teoretyczny styl myślenia o człowieku czyni go samego rozumnym, technologiczny – roztropnym, a aksjologiczny – mądrym. Wielką nieścisłością wobec tego byłoby uznawanie wyłącznie za naukowy styl myślenia ścisły czy podstawowy. Myślenie naukowe o człowieku, jako myślenie ścisłe, sprowadza się także do projektowania metod zmian postulowanych i uzasadnień słuszności zmian celowych człowieka. Wyjaśnić przyczynę zmiany, postulować cel zmiany, zaprojektować metodę zmiany oraz uzasadnić słuszność zmiany celowej – oto czynności uczonego i czasowniki nauki, które nadają jego myśleniu określony styl, a metodologii postępowania badawczego stosownych osobliwości.

Granice kompetencji

Wymienione style myślenia znajdują zastosowanie w naukowym poznaniu sportowca. Mówimy o nim, bo to przypadek poznania niezwykły, lecz metodologicznie taki sam. Uczestnik życia sportowego aspiruje do uniwersalizmu prawdziwego i opowiada się za tym samym modelem życia dla wszystkich – dokonującego się według tej samej idei dobra, a zawartej w humanizmie olimpizmu. Człowiek sportu podejmuje więc eksperyment kulturowy na oczach globalnej ludzkości, wciągając do swej społeczności – zwanej rodziną olimpijską – wszystkie narodowe i etniczne społeczności, zalecając im bezwarunkowe przyjęcie jego ideałów.

Kto by nie zechciał skierować ku takiemu człowiekowi teleskopów naukowego oglądu, ten pozostawiłby nieodpowiedzialnie lukę w samowiedzy. Kto natomiast ów fakt modernizmu olimpijskiego ignoruje i nadto pomniejsza lub ośmiesza starania innych, ten z prawdą pełną i aktualnie możliwą się rozmija. Kwestionowanie naukowości tych nauk, połączone z sugestią ich instytucjonalnej likwidacji, doprasza się zwrócenia uwagi uczonym, że sportowiec też jest człowiekiem. Kto natomiast już odkrył, jako uczony, człowieka sportu olimpijskiego, ten musiał udać się do rozjaśniających rozum źródeł dostępnych teorii lub zabrał się do tworzenia teorii sportu, by po latach dorobić się nauk o sporcie.

Posługujemy się tym przykładem, gdyż pokazuje on naukę o człowieku jako spektakularne spotkanie uczonych, których na planie myślenia teoretycznego o sportowcu łączy idea przyczynowości, myślenia technologicznego – idea skutkowości oraz myślenia aksjologicznego – idea sensowności. Jest to konsekwencją faktu, że człowiek sportu uczestniczy w rygorystycznym eksperymencie naturalnym, polegającym zwłaszcza na podejmowaniu systematycznej pracy, zwanej treningiem, w której ekstremalne obciążenia doprowadzają człowieka do granic fizycznej wytrzymałości oraz na rygorystycznym stosowaniu się do etosu uczciwego postępowania z samym sobą i bezwarunkowego poszanowania godności drugiego sportowca, respektowania etosu czystej gry.

Warunkiem uzyskania wiedzy pewnej o sportowcu jest wszechstronna kompetencja metodologiczna. Poznaniu sportowca przysługuje oczywiście ten sam kanon metodologiczny, jaki dotyczy człowieka w ogólności, a uwzględniający osobliwości myślenia przyrodniczego, społecznego i humanistycznego. Głoszenie poglądu o odrębności metodologicznej tych nauk to niedorzeczność, wynikająca z niezrozumienia istoty poznania naukowego.

Trudności natury instytucjonalnej nasuwają się z chwilą wyznaczania granic kompetencji uczonych w naukach o sporcie. Dotykają one po równo i przyrodników, i humanistów. Np. fizjolog człowieka może obrać profil fizjologa sportu, a socjolog – socjologa sportu. Fizjolog sportu będzie należał zatem o tyle do dziedziny nauk o sporcie, o ile, wdając się w wyjaśnianie przyczyny zmiany naturalnej człowieka, będzie respektował społeczny kontekst jego przynależności jako sportowca do rzeczywistości kulturowej, że myśląc o człowieku będzie mówił o sportowcu, a poznając fizjologicznie sportowca, będzie pomnażał teorie fizjologiczne człowieka.

Zniesienie przez fizjologa tego kontekstu oznaczałoby, że rozpatrywany przypadek człowieka in abstracto lokuje go u podstaw poznania i tym samym czyni go fizjologiem ogólnym człowieka. Proponowane tu rozstrzygnięcie, zalecające przyrodnikom – wdającym się w poznawanie człowieka jako sportowca – ścisłe respektowanie tej normy, przysporzy im samym poczucia równowartości akademickiej, a samym naukom przyrodniczym o sporcie zapewni instytucjonalne istnienie w tej kategorii nauk.

Z kolei nauki o sportowcu, jako nauki społeczne i humanistyczne, zyskują względną autonomię, o ile obiektem ich poznania pozostaje człowiek jako sportowiec, a szerzej – uczestnik sportowej praxis. Tracą ją, kiedy obiektem poznania staje się podmiot społeczny w ogólności, wyjęty z ram roli sportowca właśnie.

Humanistyczna perspektywa

Sportowy eksperyment na człowieku może być także źródłem nowych pomysłów działania sprawczego. Kto próbuje nowych sposobów zmiany człowieka w toku działania rutynowego, przetwarzając je w działanie autorskie o znamionach innowacyjnych, ten tworzy nową jakość przyczynową w warunkach kliniki roztropnego trenera i zarazem wstępuje na technologiczny poziom poznania sportowca. Technologiem jeszcze nie jest, ale może nim zostać, kiedy swój projektujący styl myślenia przeniesie w warunki laboratorium badawczego, pomnoży samowiedzę teoretyczną oraz nabędzie kompetencji metodologicznej technologa−klinicysty. Technolodzy sportu wywodzą się z praktyki, choć do praktyki wracają pośrednio, proponując trenerom czynu pospolitego rozwiązania optymalne. Obecne technologie sportu czerpią z teoretycznego źródła poznania: biofizyki, biochemii i genetyki. Co jest następstwem zapotrzebowania na rozwiązania cudowne, przemieniające sportowca w nadczłowieka, w wyniku stadionowej selekcji, lecz zarazem pozbawiającego go sensu. Bez udziału humanisty ani teoretyk, ani technolog sportu kwestii sensu sportowego wyczynu podjąć nie są w stanie.

Pytanie, jak dalece zmienia się natura sportowca w następstwie przyjmowania w procesie treningu różnych strategii obciążeń, wpisuje się w szerszy kontekst poznawczy, pozatechnologiczny, dotyczący granic zmienności natury ludzkiej i jej wytrzymałości na przyłożone do niej ekstremalne siły modyfikujące. Jakie obciążenia treningowe doprowadzają sportowca do jego dopuszczalnej pełni – maksymalizują osiągnięcia w kierunku przesuwania granic jego ostatecznych możliwości – a jakie zapowiadają koniec sportowca jako człowieka?

Pytanie to otwiera właśnie humanistyczną perspektywę poznawczą, w której znajduje zastosowanie normatywny styl myślenia o sportowcu. Na prowokację technologów i arogancką uzurpację wolnościową praktyków sportu, mogą odpowiedzieć właśnie humaniści, zamknięci jak zawsze w swoich kołach etyków, pedagogów, filozofów i oczywiście historyków i pozostający w stanie niekończącego się sporu o wartości życia.

W poczuciu odpowiedzialności za dobro wspólne, na którym się znają lepiej niż inni (humanista z dobra żyje), wchodzą w rolę społecznie użytecznych autorytetów, wpływających na bieg sportowych zdarzeń. Nauka o sporcie staje się dobrem, o ile dobru człowieka sportu służy, umożliwiając mu – dzięki wytworzonej samowiedzy – przemianę ku wyższej jakości siebie. Jednakże warunkiem niezbędnym relacji między myślą uczonego, odkrytą przez niego prawdą a przemianą w człowieczeństwie sportowym, jest rygorystyczne stosowanie procedur poznania człowieka jako sportowca, uniwersalnego kanonu metodologicznego.

Prof. dr hab. Andrzej Pawłucki, specjalista z zakresu nauk o kulturze fizycznej, jest kierownikiem Katedry Teorii i Metodyki Wychowania Fizycznego AWF im. Jędrzeja Śniadeckiego w Gdańsku.