Pomoc wzajemna

Piotr Hübner


Dzieje Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Uczniów Uniwersytetu Jagiellońskiego odzwierciedlają nie tylko ewolucję idei samopomocy, losy społeczności akademickiej, ale i cechy epoki. Studencka organizacja działała w latach 1859−1865 w formie tajnej – wobec władz austriackich – Bratniej Pomocy. Legalizację przeprowadzono w okresie wprowadzania autonomii Galicji. Za patrona uznano św. Jana Kantego. W oficjalnej nazwie zabrakło określenia „bratnia”, które władzom kojarzyło się z hasłem rewolucji, a nie z wyidealizowaną więzią rodzinną. Zapisali się wszyscy studenci, było ich ówcześnie około trzystu – znali się więc osobiście. Cele obejmowały nie tylko sferę materialną – dbano też o „podniesienie moralności wśród młodzieży, uszlachetnianie i kształcenie się wzajemne”. Działanie w Towarzystwie dawało to, czego – oceniał po sześćdziesięciu latach Julian Szwed – „studia uniwersyteckie dać nie mogą – krystalizuje i utrwala (...) światopogląd i zasady życiowe, wyrabia (...) zmysł praktyczny i szybką orientację życiową, pozwala na wszechstronne poznanie człowieka i tworzy ludzi czynu”. Pomocy materialnej udzielano w formie pożyczek, bowiem dary demoralizują. Do tego uruchomiono Czytelnię Akademicką z rozrastającą się biblioteką podręczną, uzyskano zniżki przy zakupie biletów do teatru, zwolnienia od opłat stemplowych. Komisja Informacyjna podjęła się pośrednictwa pracy. Odsetki od kapitału żelaznego przeznaczono na nagrody w konkursach na prace naukowe. Zorganizowano obiady i kolacje u wybranych restauratorów. W 1882 roku powstał fundusz chorych, a po kilkunastu latach nawet Komisja Ubiorowa, zapewniająca u krakowskich krawców szycie płatne ratalnie.

Rozbudowa funkcji Towarzystwa i wzrost liczby studentów wymusiły reformy. Pożyczki krótkoterminowe zwane „chwilówkami” – których zwroty wpływały opornie – zastąpiono funduszem stypendialnym. W 1903 roku uruchomiono, dzięki fundacji Konstantego Wołodkowicza, Dom Akademicki. Deficyt finansów poczęli naprawiać etatowi urzędnicy z buchalterem na czele. Uregulowano procedury i egzekucję należności. Domem akademickim zajął się fachowo administrator, a kuchnią – Polski Związek Niewiast Katolickich. Reformy wspierali kolejni kuratorzy, wyznaczani spośród profesorów przez władze UJ. Budowano poprzez absolwentów układy znajomości, co pozwoliło pozyskać pożyczki bankowe na budowę drugiego Domu Akademickiego.

Pierwsza wojna światowa przyniosła kolejny kryzys. W Domu Akademickim kwaterowało wojsko, a finanse zniszczyła dewaluacja. Panowała powszechnie pauperyzacja. Jak wspominał Władysław Bukowiński, „przeciętny akademik przybywający na studia (...) to kreatura ze wszech miar pożałowania godna. Zaopatrzony w podszyty wiatrem płaszcz, skromnych rozmiarów walizkę zawierającą cały majątek ruchomy oraz (...) bardzo cienki portfel”.

Wzrost liczby członków do trzech tysięcy doprowadził do zatraty więzi etosowych. Odzyskanie niepodległości miało i ten skutek, że pojawiły się walki międzypartyjne przy formowaniu władz Towarzystwa, które zatraciło tym samym swą tożsamość. Dopiero przyjęcie inicjatywy przez reprezentantów Akademickich Kół Prowincjonalnych przywróciło ducha wspólnoty. Finanse odbudowano dzięki uzyskanej koncesji na sprzedaż hurtową i detaliczną wyrobów tytoniowych oraz dzięki przeznaczaniu przez UJ części opłat studenckich na inwestycje Towarzystwa. Takie zmiany wzmocniły jednak instytucjonalizację. Roman Dyboski z pozycji kuratora oceniał, że „rozwój Towarzystwa (...) od parlamentaryzmu dawnych rozpolitykowanych Wydziałów posuwa się nieuchronnie ku oligarchii Zarządów i autokracji prezesów”. W nowych okolicznościach Towarzystwo „jak było z dawna uczelnią pracy obywatelskiej, dyskusji parlamentarnej i administracji społecznej, tak dziś staje się uczelnią żywotnie potrzebnej naszemu społeczeństwu myśli ekonomicznej”. Ta jubileuszowa (1926) konstatacja dotyczyła nie tylko Towarzystwa. Miała pozytywistyczne konteksty, ale... czegoś było żal.