Uznanie dla trudu
Z niekłamanym zadowoleniem przeczytałem wypowiedź prof. Macieja Zielińskiego, byłego przewodniczącego Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej Uniwersytetu Szczecińskiego, na temat losów postępowania dyscyplinarnego wobec doktor prawa kanonicznego Magdaleny Sitek – od października 2001 adiunkt Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warmińsko−Mazurskiego w Olsztynie – obwinionej w 2000 r. przez Uniwersytet Szczeciński o kilkakrotny plagiat skryptów.
Mam nadzieję, że to nie jest ostatni głos w tej sprawie i byłbym wdzięczny, gdyby zechciał także publicznie odpowiedzieć prof. Stanisław Pikulski, dziekan Wydziału Prawa i Administracji UWM w Olsztynie, zatrudniający panią adiunkt Sitek.
Jest to drugi oficjalny głos ze Szczecina w tej bezprecedensowej i bulwersującej sprawie, która przecież zaczęła się 6 lat temu. A pisałem o niej w styczniu 2003, we wrześniu 2003, w maju 2006, w październiku 2006 i w grudniu 2006. Poniżej odpowiadam na zarzuty prof. Zielińskiego.
Ad „Rekonstrukcja faktów”
Zabrakło tutaj kilku istotnych szczegółów. Nie poinformowano, że ponieważ ówczesny rektor Zdzisław Chmielewski otrzymał powiadomienie o plagiacie dr Sitek od dziekana Zbigniewa Ofiarskiego w dniu 20 marca 2000, czteromiesięczny termin przedawnienia mijał 20 lipca 2000. Rektor podpisał wniosek dyscyplinarny dopiero 4 lipca 2000, zostawiając prof. Zielińskiemu tylko 14 dni na zwołanie komisji i wszczęcie postępowania dyscyplinarnego.
Ostatecznie postępowanie dyscyplinarne wszczęto dopiero 30 listopada 2000, czyli po 8 miesiącach od powiadomienia rektora. Każdy, kto znał starą ustawę o szkolnictwie wyższym z 1991 r., musiał zdawać sobie sprawę, że nastąpiło przedawnienie. Prof. Zieliński jest chyba pierwszą osobą w Polsce, która po kilkunastu latach obowiązywania tego przepisu próbowała go kwestionować. Wprowadzono go przed wielu laty, właśnie po to, żeby dyscyplinować rektorów. Chodziło o to, aby postępowanie wyjaśniające nie ciągnęło się miesiącami, a decyzja otworzenia postępowania dyscyplinarnego nie wisiała nad obwinionym całymi latami.
Muszę też stwierdzić, że przy rekonstrukcji faktów pominięto ważną sprawę. Otóż w okresie 5 lat działania uczelnianej Temidy upłynęła kadencja członków Składu Orzekającego Komisji Dyscyplinarnej (prof. Halina Nakonieczna−Kisiel, prof. Jerzy Walachowicz, prof. Kazimierz Jaskot i dr Grzegorz Szkibiel). Ponieważ w nowej Komisji Dyscyplinarnej nie znaleźli się poprzedni członkowie Składu (z wyjątkiem prof. Zielińskiego), więc zgodnie z zasadami prawnymi, postępowanie dyscyplinarne musiało zacząć się od nowa. Był chyba tego świadom ówczesny rektor Chmielewski, który powołał nowego rzecznika dyscyplinarnego, dr Marzenę Wasilewską, i nakazał jej w czerwcu 2003 (!) ponowne poprowadzenie postępowania wyjaśniającego. Tak więc powołując nowych członków Składu Orzekającego (dr hab. Ingę Iwasiów, dr. hab. Radosława Gazińskiego, dr. hab. Mariana Malickiego i dr. Rajmunda Molskiego) prof. Zieliński musiał od nowa otworzyć postępowanie dyscyplinarne. I zapewne to zrobił we wrześniu 2003, co znajduje odbicie w uzasadnieniu umorzenia sprawy, wydanym przez Odwoławczą Komisję Dyscyplinarną pod przewodnictwem prof. Zofii Świdy.
Ze strony prof. Macieja Zielińskiego wiele słów też padło o paroletnim unikaniu stawiania się na rozprawy dyscyplinarne przez dr Magdalenę Sitek. Pominął on jednak milczeniem fakt, dlaczego przewodniczący Składu Orzekającego nie skorzystał z artykułu 136. ustawy z dnia 12 września 1990 o szkolnictwie wyższym: Do wzywania i przesłuchiwania obwinionego, świadków, biegłych oraz przeprowadzania innych dowodów w postępowaniu wyjaśniającym i dyscyplinarnym stosuje się odpowiednie przepisy Kodeksu Postępowania Karnego. Na podstawie tego przepisu osobę uchylającą się od stawiennictwa można nawet doprowadzić przez policję.
Ad „Dezinformacje dr. Marka Wrońskiego”
Wiele niesłusznych zarzutów padło pod moim adresem. Jak wcześniej już podałem (patrz: „FA” 12/2006): Przygotowując artykuł do druku (Cud przedawnienia, „FA” 10/2006 – MW) mimo moich kontaktów z prof. Andrzejem Witkowskim, obecnym prorektorem ds. nauki, nie byłem w stanie zweryfikować części informacji, bowiem wszystkie dokumenty sprawy dyscyplinarnej leżały – i gdy piszę te słowa jeszcze leżą – w Warszawie. Ówczesny sekretarz Komisji Dyscyplinarnej, dr Beata Kanarek, przesyłając akta dyscyplinarne do Komisji Odwoławczej w Warszawie nie zrobiła z nich fotokopii. Akt tych po wykorzystaniu nie odesłano razem z orzeczeniem dyscyplinarnym, które zresztą przyszło prawie dwa miesiące po terminie rozprawy... Dlatego musiałem polegać na tym, co utrzymywali moi poważni rozmówcy, że Uniwersytet Szczeciński w tym postępowaniu dyscyplinarnym jest bez prawnej skazy.
I dzisiaj, gdy piszę ten komentarz, nie widziałem jeszcze akt dyscyplinarnych, dlatego nadal nie jestem w stanie zweryfikować wszystkich posiadanych informacji. Tym niemniej obecnie „na gorąco” chciałem ustosunkować się do paru spraw, poruszonych przez prof. Zielińskiego.
O tym, że rzecznik dyscyplinarny wystąpił o karę „zwolnienia z pracy połączoną z zakazem przyjmowania ukaranego do pracy w zawodzie nauczycielskim w okresie 3 lat od ukarania” poinformował mnie listownie 27 października 2000 ówczesny dziekan Wydziału Prawa dr hab. Zbigniew Ofiarski. List ten posiadam do dzisiaj i służę ewentualną kserokopią. Z kolei ówczesny prorektor ds. nauki prof. Waldemar Tarczyński w wywiadzie z 1 marca 2001 dla szczecińskiej „Gazety Wyborczej” stwierdził: W tym przypadku najsurowszą karą jest czasowy, a nawet całkowity zakaz wykonywania zawodu. Wynika z tego, że zarówno dziekan, jak i prorektor byli przekonani, iż rzecznik dyscyplinarny zażądał kary zwolnienia z pracy. Pokazuje to, że w uczelni sprawa ta była otoczona mgłą niedomówień, ale proszę nie mieć do mnie z tego powodu pretensji.
Owszem, apelowałem do nowych władz rektorskich o zasięgnięcie opinii prawnej u praktyków prawa dyscyplinarnego, do których, moim zdaniem, należy prof. Tadeusz Tomaszewski z Warszawy, wieloletni wiceprzewodniczący Odwoławczej Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej. O ile się orientuję, nie skorzystano z tego.
Nie przeczę, że prof. Maciej Zieliński jest wybitnym teoretykiem prawa, ale praktyczne stosowanie tego prawa jest kształtowane na salach rozpraw oraz przez orzeczenia wyższych instancji sądowych, w tym sędziów Sądu Najwyższego. Kwestionowanie wieloletniej praktyki orzeczniczej rzadko jest skuteczne i aby to uzyskać, należy przedstawić swoje argumenty i odwołać się do instancji wyższej. Tego prof. Zieliński nie zrobił. Dlaczego w Szczecinie nie skorzystano z artykułu 135. ustawy z dnia 12 września 1990 o szkolnictwie wyższym i nie odwołano się od tego – jakoby nieprawidłowego, z punktu widzenia logiki i zasad prawnych – orzeczenia dyscyplinarnego do Sądu Apelacyjnego w Warszawie – Sądu Pracy i Ubezpieczeń Społecznych?
W prowadzonym, pod okiem prof. Macieja Zielińskiego, postępowaniu dyscyplinarnym było kilka odstępstw zarówno od praktyki prawniczej, jak i od dyscyplinarnych przepisów prawnych, które od lat ściśle regulują tego typu postępowania. W tej sprawie okazało się, jak w biały dzień wszystko można przedawnić i jak akademicka Temida potrafi być bezbronna wobec sprytnych i bezwzględnych naukowych oszustów.
Obciążam też winą byłego rektora prof. Zdzisława Chmielewskiego. Jego zgoda w kwietniu 2000 r. na odejście z uczelni dr Magdaleny Sitek „za porozumieniem stron”, w sytuacji gdy temu sprzeciwiał się dziekan, a decyzją rektora wcześniej wszczęto wyjaśniające postępowanie dyscyplinarne, jest niezrozumiała. Trudno też zaakceptować fakt, że za popełnienie dwóch „pirackich” plagiatów, rektor zażądał jedynie kary nagany i zakazu pełnienia funkcji kierowniczych (których pani adiunkt przecież nie pełniła).
Stawiając przysłowiową kropkę nad i, chciałbym publicznie powiedzieć, że mam wiele uznania dla prof. Macieja Zielińskiego za to, że włożył wiele trudu, aby doprowadzić sprawę dyscyplinarną dr Magdaleny Sitek do końca. Trudno jednak pogodzić się z tym, że sprawa ta przebiegała tak długo, kończąc się umorzeniem, a walka o ukaranie plagiatora nie otrzymała należytego wsparcia ze strony władz rektorskich Uniwersytetu Szczecińskiego. O władzach rektorskich UWM w Olsztynie pisałem w artykule Na Warmii i Mazurach („FA” 5/2007), dlatego nie będę się powtarzał...
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.