Prace magisterskie: za i przeciw

Roman Maciej Kalina


U podstaw mojego rozumowania leżą dwie główne przesłanki. Po pierwsze, powstanie w Polsce po zmianach ustrojowych dynamicznego sektora szkół niepublicznych oraz zainteresowanie dużej części młodzieży i osób starszych uzyskaniem kompetencji zawodowych na poziomie wyższym można łączyć z dość powszechnym aspirowaniem obywateli do rozwoju i poszerzania jakości życia drogą edukacji ustawicznej. Po drugie, perspektywa swobody zatrudnienia w ramach wolnego rynku pracy Unii Europejskiej, gdzie kryterium podstawowym mają być kompetencje zawodowe, a usuwanie wszelkich barier dyskryminujących pracownika i poszerzanie mobilności Europejczyków to dyrektywy naczelne – więc dobrze wykształceni Polacy mogą stanowić poważną konkurencję w wielu dziedzinach praktyki i w sferze działalności innowacyjnej.

Co może oznaczać, w sensie najogólniejszym, zrezygnowanie w polskich uczelniach z pisania prac magisterskich (wszak o pracach licencjackich rozstrzygają poszczególne szkoły wyższe), i jakie mogą być skutki takiej decyzji w dalszej perspektywie europejskiej?

Abstrahuję od kwestii, komu może zależeć, aby absolwent polskiej uczelni był już na początku kariery zawodowej w sytuacji trudniejszej? Czynię tak bynajmniej nie z obawy przed zarzutem, że odpowiedź możliwa jest drogą spekulacji. Przeciwnie, to pytanie ma silne uzasadnienie w przesłankach historycznych. Ponad 200 lat temu to właśnie m.in. postanowienia Komisji Edukacji Narodowej (kreujące edukację powszechną i na owe czasy nowoczesną) zachwiały naszą państwowością, gdyż nie były zgodne z wizją Europejczyka preferowaną przez sąsiadujące z nami monarchie. Tę kwestię pozostawmy jednak historykom edukacji i socjologom.

Najogólniejszy sens rezygnacji z pisania prac magisterskich w czasie, kiedy wdrażane są postanowienia Deklaracji Bolońskiej, można określić – mówiąc najdelikatniej – jako niefrasobliwość. Jednym z najdonioślejszych elementów Europy Wiedzy jest bowiem współpraca Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego z Europejską Przestrzenią Badawczą (komunikaty: Berliński 2003 i z Bergen 2005). Zatem absolwent wyższej uczelni, pozbawiony istotnego elementu, jakim jest dokumentowanie własnych, oryginalnych kompetencji i uzdolnień – co najlepiej dowieść pracą promocyjną – musi być mniej konkurencyjny. Nie sposób obronić tezy, że dla pracodawcy bardziej wiarygodnym dowodem wartości kandydata jest wpis do suplementu stwierdzający aktywność w kole naukowym w toku studiów itp.

Formalne zniesienie wymogu pisania pracy magisterskiej to wygoda dla uczelni z trudnościami kadrowymi i zapewne dla nauczycieli akademickich hołdujących przewrotnej zasadzie, że najlepszy uniwersytet to ten bez studentów. To także sposób na obniżanie kosztów kształcenia. Taka regulacja prawna, to jednak przede wszystkim – wbrew populistycznej argumentacji – stawianie bariery istotnie ograniczającej karierę absolwenta uczelni. A przecież autorom wizji Europy Wiedzy chodzi zgoła o coś innego – przełamywanie barier w urzeczywistnianiu tego celu. Neutralny obserwator stwierdzi, że rezerwowanie absolwentom polskich uczelni drugiego i dalszych szeregów w budowaniu społeczeństwa opartego na wiedzy, to już nie to samo, co niefrasobliwość.

Potwierdzenie kryzysu

Główną argumentację za utrzymaniem prac magisterskich i co więcej, za wprowadzeniem obowiązku pisania prac licencjackich, opartych na metodologii badań swoistej dla specyfiki zawodu przyszłego absolwenta, sprowadzam do wniosków z uważnego przestudiowania założeń i celów Procesu Bolońskiego. Po pierwsze, kreatywni nauczyciele akademiccy i studenci mogą wydatniej niż dotychczas promować oryginalne osiągnięcia dydaktyczne i naukowe uczelni macierzystych i własnego kraju zarówno w Europejskim Obszarze Szkolnictwa Wyższego, jak i w wymiarze globalnym (notabene, częścią misji Procesu Bolońskiego jest konkurencyjność wobec nauki amerykańskiej, o czym nie zawsze się mówi). Po drugie, najprostszym sposobem realizacji tego celu jest publikowanie własnych osiągnięć badawczych i dydaktycznych w czasopismach o zasięgu międzynarodowym. By tak się stało, najpierw należy stworzyć w danej wspólnocie akademickiej odpowiedni klimat i optymalne warunki do intensyfikacji badań, zwłaszcza realizowanych przez młodych naukowców (studentów, asystentów i adiunktów). Publikowanie prac licencjackich i magisterskich powinno stanowić zarówno standard akademickości powiązanej z praktyką (tzn. nie tylko z gospodarką, albowiem jakość życia to coś więcej niż poziom inflacji i wskaźniki produkcji), jak i jedno z podstawowych kryteriów oceny jednostki organizacyjnej uczelni. Po trzecie, najatrakcyjniejsze i najbardziej konkurencyjne staną się te uczelnie, które już na poziomie studiów pierwszego stopnia najlepiej rozwiążą problem kształtowania na wysokim poziomie kompetencji zawodowych swoich studentów (co wiąże się bezpośrednio z jakością dydaktyki) i kompetencji badawczych. To nic innego, jak rozumne połączenie najważniejszych komponentów merytorycznego przygotowania do zawodu z warsztatem badawczym uwiarygodniającym fachowość absolwenta.

Przykład, wcale nie odosobniony. Jeden z moich byłych magistrantów zabiegał o zatrudnienie w USA. Kiedy przedłożył dyplom ukończenia warszawskiej AWF, pracodawca rzekł: „Dobrze, ale co potrafisz?” Kandydat wymienił swoje liczne osiągnięcia sportowe w skali międzynarodowej. Pracodawca powtórzył formułę. Został ostatni argument – praca magisterska opublikowana w języku angielskim w renomowanym czasopiśmie kultury fizycznej. Po przedłożeniu kopii publikacji kontrakt został podpisany. To logiczne, praca przeszła najpierw procedury recenzji i komisyjnej obrony, następnie recenzje wydawnicze, więc wiarygodność i kompetencje kandydata szeroko zweryfikowali fachowcy.

Najważniejszym skutkiem w dalszej perspektywie europejskiej będzie odpływ do renomowanych uczelni zagranicznych zarówno najzdolniejszych studentów, jak i części najbardziej kreatywnych nauczycieli akademickich (tutaj nie łączyłbym migracji z konkretnym przedziałem wieku). W perspektywie bliższej ucierpi prestiż polskiego szkolnictwa wyższego, ściślej – prestiż nauczycieli akademickich odnoszony do trzech elementarnych filarów: dydaktyki, badań naukowych, czynności organizacyjnych. Cóż wart jest bowiem zespół (czytaj: podstawowa jednostka organizacyjna uczelni wyższej), który nie potrafi wygenerować atrakcyjnych seminariów dyplomowych i magisterskich, a poparcie idei zniesienia prac magisterskich uzasadnia nagminnością plagiatów. Za większością takich sytuacji stoi na ogół brak warsztatu badawczego potencjalnego promotora i brak motywacji do indywidualnej pracy ze studentami, a także ułomności organizatorskie. Zjawiskiem bardziej niekorzystnym jest brak warsztatu badawczego przy jednocześnie instrumentalnym traktowaniu seminarzystów (o promotorach rekordzistach co jakiś czas informują media). Oba zjawiska, w moim rozumieniu, to najważniejsze argumenty przemawiające za rezygnacją z pisania prac promocyjnych. Nie widzę innego racjonalnego powodu. Gdyby jednak miało do tego dojść, to znaczy, że skala tych zjawisk jest tak duża, iż formalne odstąpienie od pisania prac promocyjnych jest de facto potwierdzeniem kryzysu w polskich szkołach wyższych. Rację mieliby twierdzący, że w Polsce jest zbyt duża liczba uczelni wyższych, przy zbyt małej liczbie wysoko kwalifikowanych pracowników naukowo−dydaktycznych.

Najgorsze rozwiązanie

Zmiany są konieczne, albowiem utrzymanie obecnych standardów promowania absolwentów szkół wyższych w wielu przypadkach nie może być dalej akceptowane. Zrezygnowanie z prac promocyjnych jest natomiast rozwiązaniem najgorszym z możliwych. W dłuższej perspektywie jest rozwiązaniem przeciwskutecznym.

Odwołam się do przykładów kształcenia na kierunkach wychowanie fizyczne oraz turystyka i rekreacja, albowiem dziedzina kultury fizycznej jest moją formalną specjalnością naukową. W wielu uczelniach, które prowadzą seminaria dyplomowe na poziomie studiów pierwszego stopnia kierunku wychowanie fizyczne, studenci na ogół stronią od prac dyplomowych opartych na metodologii badań swoistej dla sfery przyszłej praktyki zawodowej. Chętniej natomiast podejmują tematykę właściwą dla innych dziedzin i dyscyplin nauki: historii, pedagogiki, psychologii, socjologii, a nawet organizacji i zarządzania lub jeszcze innych subdyscyplin. Podobna sytuacja dotyczy jednolitych studiów magisterskich (na jednym wydziale wychowania fizycznego, na ponad 200 obronionych prac w 2005 roku, blisko 90 proc. tym się właśnie charakteryzowało). Nie znam przypadku, by absolwent pierwszego, a tym bardziej drugiego stopnia studiów kierunków: historia, pedagogika, psychologia, socjologia, organizacja i zarządzanie itd. otrzymał promocję na podstawie pracy opartej na metodologii badań swoistej dla wychowania fizycznego. Notabene, wychowanie fizyczne jest przedmiotem obowiązkowym na wszystkich kierunkach studiów i liczbą godzin przewyższa standardy wielu wymienionych wyżej przedmiotów realizowanych na kierunku wychowanie fizyczne. Co więcej, wychowanie fizyczne, czy szerzej poziom kultury fizycznej, to dzisiaj jeden z najważniejszych wyznaczników jakości życia jednostki i społeczeństwa.

Na kierunkach turystyka i rekreacja z łatwością znajdziemy prace typowe dla kierunków studiów: architektura, dziennikarstwo, etnologia, geografia, historia sztuki, ochrona dóbr kultury, socjologia i szeregu dziedzin nie mających odpowiednika w kierunkach kształcenia i dyscyplinach nauki. Wyraźnie natomiast brak prac dotyczących adaptacji do wysiłków fizycznych ludzi aktywizowanych w obrębie działalności turystycznej i rekreacyjnej, a jest to przecież kierunek studiów turystyka i rekreacja!

Pozostaje jeszcze kwestia egzaminu magisterskiego (dodajmy: dyplomowego). Jakie kryteria miałyby przesądzać, ewentualnie, jakie przedmioty czy jakie treści wtórnie należałoby uwzględniać i kto by o tym decydował?

Dobrym zobrazowaniem złożoności zagadnienia jest właśnie obszar kultury fizycznej. Zatrzymam się na dwóch uszczegółowieniach. Po pierwsze, wykazaniu negatywnych skutków społecznych, których źródłem są niedorzeczności związane z ostatecznym weryfikowaniem kompetencji zawodowych absolwenta. Po drugie, nakreśleniu perspektywy sensownego wkomponowania seminariów dyplomowych i magisterskich w system budowania i weryfikowania kompetencji zawodowych absolwenta, w system, który winien pozostawać w zgodzie z zasadą optymalnego wiązania teorii z praktyką.

Jednym z najpoważniejszych dowodów kryzysu jest to, że wielu formalnie wykwalifikowanych nauczycieli wychowania fizycznego zaniedbuje jeden z najważniejszych elementów działalności zawodowej – systematyczne i systemowe diagnozowanie szeroko rozumianych zdolności wysiłkowych młodzieży szkolnej. Tylko 7 proc. studentów (n = 120) studiów stacjonarnych i niestacjonarnych kierunku wychowanie fizyczne czołowej uczelni niepublicznej w Polsce deklarowało (luty 2007), że w toku 11 lat edukacji szkolnej nauczyciel wychowania fizycznego ocenił (na ogół jednokrotnie) ich poziom sprawności (wydolności) fizycznej. Trudno o inną konkluzję niż ta, że większość absolwentów albo nie jest świadoma konieczności rzetelnego realizowania tego podstawowego elementu misji nauczyciela wychowania fizycznego, albo z jakichś powodów dopuszcza się zaniechania. Widać nie wystarcza ani najlepiej wyłożona w toku studiów wiedza dotycząca z jednej strony rozwoju i funkcjonowania organizmu człowieka, z drugiej – teorii i metodyki aktywności ruchowej ludzi, ani uzyskanie formalnego zaliczenia z tych dwóch bloków przedmiotowych. Tym bardziej nie może wystarczyć napisanie pracy promocyjnej opartej na metodologii badań nieswoistej dla sfery przyszłej praktyki zawodowej nauczyciela wychowania fizycznego.

Seminarium dyplomowe

W moim przeświadczeniu, sensownym rozwiązaniem jest dobrze zrealizowane seminarium dyplomowe, albowiem problem powinien być rozstrzygnięty już na poziomie studiów pierwszego stopnia. Skutkiem takiego seminarium powinno być utrwalone w świadomości studenta przekonanie, że kierowanie rozwojem biologicznym dziecka wymaga ciągłej informacji o jego stanie rozwoju, jego możliwościach rozwiązywania określonych zadań ruchowych realizowanych indywidualnie lub w zespole, w różnych relacjach do czasu, przestrzeni, używanych rzeczy lub w relacji do innych ludzi, z którymi rywalizuje poprzez różne formy wzajemnego bezpośredniego przeszkadzania, ale wymaga także wiedzy o jego potrzebach, słabościach, marzeniach, obawach itd. Chyba najbardziej dostępnym sposobem wyzwolenia takiego przekonania jest zrealizowanie pracy dyplomowej opartej na oryginalnych badaniach własnych (praktyki pedagogiczne, to czas zbierania danych empirycznych), których głównym elementem będzie konieczność oceny określonego aspektu szeroko rozumianych zdolności wysiłkowych lub stanu rozwoju biologicznego, jako efektu określonych wysiłków fizycznych (lub ich braku). Taka wizja seminarium unaocznia ponadto sens posługiwania się elementarną wiedzą z zakresu statystyki (biometrii) i nie neguje, bynajmniej, zasadności użycia wiedzy psychologicznej i wiedzy pedagogicznej czy też socjologicznej i prakseologicznej (dwa ostatnie przedmioty nie są objęte standardami kształcenia, ale o ich włączeniu do programu – jako standardów uczelnianych – może zdecydować konkretna szkoła wyższa). Przeciwnie, rzeczowa interpretacja wyników badań wymaga odniesień do sfery dydaktyki i wychowania, psychologii rozwoju czy szeregu aspektów społecznych i utylitarnych danego rodzaju adaptacji wysiłkowej.

Urzeczywistnienie tak rozumianego celu i treści seminarium dyplomowego wymaga najpierw zrealizowania w toku studiów pierwszego stopnia przedmiotu dotyczącego podstawowej wiedzy z zakresu metodologii badań opartej na metodach swoistych dla wychowania fizycznego. Brak dowodu zrealizowania takiego seminarium na studiach pierwszego stopnia powinno skutkować obowiązkiem udziału w takim właśnie, a nie innym, na studiach magisterskich. Widzę natomiast sens, by studentom, którzy pracą dyplomową dowiedli kompetencji badawczych opartych na swoistej dla wychowania fizycznego metodologii badań, umożliwić seminaria magisterskie z pogranicza innych dyscyplin szczegółowych kultury fizycznej (psychologii sportu, historii kultury fizycznej itp.).

Jestem przekonany, że ten model można z łatwością dostosować do specyfiki każdych studiów. Kwestią jest tylko ustalenie sensownych relacji ze sferą praktyki, gdzie ostatecznie kompetencje zawodowe absolwenta znajdą zastosowanie. Szkoda natomiast wysiłku na tworzenie fikcji – egzaminów licencjackich i magisterskich.

Prof. dr. hab. Roman Maciej Kalina, specjalista w dziedzinie nauk o kulturze fizycznej, jest kierownikiem Katedry Sportów Walki Wydziału Wychowania Fizycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego. W kadencji 2002−05 pełnił funkcję prorektora ds. nauki i współpracy z zagranicą AWF w Warszawie.