Czas na rozsądek i racjonalizm

Adam Tomaszewski


Na mocy ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym uczelnie wojskowe stały się integralnym elementem narodowego systemu kształcenia. Równolegle na listę kierunków studiów MNiSW wpisane zostały kierunki, których standardy nauczania zapewniają należyte przygotowanie kadr do potrzeb systemu obronnego państwa i sił zbrojnych. Uczelnie wojskowe uzyskały status uczelni publicznych, jednakże nadal są nadzorowane i finansowane przez ministra obrony narodowej.

Nowe regulacje prawne w szkolnictwie wyższym zbiegły się z koniecznością reformy szkolnictwa wojskowego, głównie z powodu jego nadwymiarowych możliwości kształcenia w stosunku do potrzeb sił zbrojnych. Problem ten, mimo wysiłków podejmowanych na przestrzeni ostatnich trzech lat, nie znalazł do dziś racjonalnego rozwiązania. Każda próba reformowania systemu szkolnictwa wojskowego zakładała potrzebę zmniejszenia liczby uczelni wojskowych lub łączenia ich w jeden organizm, co budziło wiele emocji w środowiskach tych uczelni.

W ostatnich latach przeważała tendencja do utworzenia jednej silnej uczelni wojskowej na prawach „uniwersytetu przymiotnikowego”. Takie rozwiązania przyjęto już w wielu krajach europejskich, a zapisy nowej ustawy preferują ten kierunek reformy szkolnictwa wojskowego również w Polsce. Niewątpliwie zapewniłoby to efektywniejsze wykorzystanie posiadanego potencjału kadry dydaktycznej i ośrodków szkoleniowych. Uczelnia prowadząca wiele różnych kierunków studiów z różnych dziedzin może lepiej dostosować profil kształcenia kandydatów na oficerów i oficerów na różnych poziomach studiów do potrzeb sił zbrojnych. Pozwala również łatwiej rozwiązywać wiele problemów naukowych i dydaktycznych o charakterze interdyscyplinarnym.

Bezpodstawne zarzuty

Jednakże w życiu nie zawsze rozwiązania racjonalne są przez wszystkich akceptowane. Zwykle ujawniają się wówczas partykularne interesy poszczególnych środowisk, które wszelkie zmiany traktują w kategoriach własnych zagrożeń. Przy tym, chcąc zachować swój dotychczasowy status, traktują innych jako potencjalnych przeciwników i poprzez ich dyskredytację starają się uzasadnić potrzebę własnego istnienia w niezmienionym kształcie. Przykładem takiego działania jest niewątpliwie artykuł Pana prof. Trębińskiego, prorektora Wojskowej Akademii Technicznej („FA” 3/2007). Pan prof. Trębiński uznał za pozbawiony obiektywizmu artykuł Pana Piotra Kieracińskiego Cywile w armii, zamieszczony w poprzednim numerze tego samego czasopisma i postanowił przybliżyć czytelnikom rację drugiej strony, czyli środowiska Wojskowej Akademii Technicznej. Rozumiem, że w tym celu konieczne było wyeksponowanie własnej uczelni, której zasług nikt zresztą nie kwestionował. Trudniej natomiast pojąć, dlaczego Autor z zaciekłością atakuje Akademię Obrony Narodowej i w stylu niegodnym naukowca formułuje wobec niej bezpodstawne zarzuty. Uczelnia ta funkcjonuje w sferze bezpieczeństwa państwa i nauk wojskowych, kształci kadry kierownicze do potrzeb systemu obronnego państwa i sił zbrojnych i w żaden sposób nie stanowi konkurencji dla uczelni technicznej, jaką jest WAT.

Z uwagą przeczytałem obydwa artykuły. W mojej ocenie Pan Kieraciński w sposób wyważony starał się jedynie ukazać aktualne problemy szkolnictwa wojskowego, które wymagają racjonalnego rozwiązania i uporządkowania w nowych uwarunkowaniach. W odróżnieniu od Pana Trębińskiego, nie preferował ani nie dyskwalifikował żadnej z istniejących uczelni wojskowych. Posłużył się jedynie przykładami, które są ogólnie znane i zgodne z prawdą. Natomiast Pan Trębiński, jako niewątpliwie wysokiej klasy specjalista w dziedzinie inżynierii materiałowej, uzurpuje sobie prawo do recenzowania i zaniżania dorobku naukowego Akademii Obrony Narodowej. Mija się przy tym z prawdą, że w Akademii Obrony Narodowej studiuje trzykrotnie więcej studentów na studiach płatnych niż stacjonarnych. Radzę Panu Profesorowi zweryfikować źródło informacji, bo w AON w bieżącym roku akademickim stosunek liczbowy studentów studiów stacjonarnych i niestacjonarnych jest bliski 1 i nie są naruszone zapisy ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Myślę również, że nikt z rozsądnych czytelników nie uwierzył w to, iż „Akademia Obrony Narodowej pod hasłem utworzenia Uniwersytetu Obrony Narodowej próbowała przyłączyć WAT”. Przede wszystkim Pan Profesor mocno przecenia możliwości Akademii Obrony Narodowej i przypisuje jej uprawnienia, które pozostają w gestii ministra obrony narodowej. Ponadto takie zmiany nie są potrzebne Akademii Obrony Narodowej, która posiada wyraźnie zdefiniowane zadania w systemie przygotowania kadr dla potrzeb systemu obronnego i sił zbrojnych w innej dziedzinie niż WAT. Posiada również pełne uprawnienia i możliwości do ich realizacji na należytym poziomie. Natomiast jestem przekonany, że dla dobra obronności państwa potrzebna jest bliska współpraca tych uczelni o różnym profilu w zakresie naukowo−badawczym i dydaktycznym, co znacznie może ułatwić właściwie przeprowadzona reforma szkolnictwa wojskowego.

Dla potrzeb obronności

Tak się składa, że dość dobrze znam Wojskową Akademię Techniczną (byłem przez osiem lat członkiem jej Senatu) i oceniam tę uczelnię wysoko. Zgadzam się z Panem Trębińskim, że szczególną wartość posiada w niej Wydział Cybernetyki, którego absolwenci są mile widziani w wielu firmach cywilnych. Zgadzam się również, że redukowanie takich podstawowych jednostek organizacyjnych uczelni, zwłaszcza gdy obecnie funkcjonują one w ogólnym systemie wyższego szkolnictwa, byłoby ze społecznego punktu widzenia nieracjonalne. Wydział ten powinien nadal kształcić cybernetyków, bo robi to dobrze. Jednakże z drugiej strony, trudno wymagać od ministra, by z budżetu MON finansował kształcenie studentów określonych specjalności w liczbie znacznie przekraczającej potrzeby sił zbrojnych. Wydaje się, że w tej sytuacji jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby udostępnienie tych nadwymiarowych dla sił zbrojnych możliwości dydaktyczno−naukowych wydziałów WAT i innych uczelni wojskowych środowisku cywilnemu i finansowanie tej części zadań uczelni przez ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Jest to chyba jedyne rozsądne rozwiązanie, które zapewni efektywne zagospodarowanie wartościowego potencjału uczelni publicznych, a jednocześnie pozwoli elastycznie dostosowywać liczbę kształconych kandydatów na oficerów do potrzeb sił zbrojnych. W mojej ocenie, przede wszystkim w takim kierunku powinny zmierzać zabiegi kierownictwa WAT w procesie przygotowywanej reformy, a nie skupiać się na dyskredytacji innych uczelni wojskowych.

Pan Trębiński zaznacza w swoim artykule, że zgodnie z projektem reformy miała być zredukowana WAT a zachowana AON, która posiada trzykrotnie mniejszy potencjał naukowy. Czyżby WAT, jako uczelnia techniczna mająca duży potencjał, zamierzała przejąć zadania związane z przygotowaniem kadr dowódczych i sztabowych? Należałoby przy tym pamiętać, że szewc nie powinien zastępować krawca, gdyż rezultaty takich zmian będą oczywiste. Nie chodzi tu bowiem o wielkość posiadanego potencjału naukowego w ogóle, ale o jego zdolność do zaspokojenia zróżnicowanych potrzeb sił zbrojnych w zakresie przygotowania i doskonalenia kadr. Widocznie wielkość potencjału naukowo−dydaktycznego AON jest bardziej dostosowana do aktualnych potrzeb sił zbrojnych niż potencjał WAT.

Siły zbrojne potrzebują przede wszystkim profesjonalnie przygotowanych kadr dowódczych i sztabowych dla taktycznego i operacyjnego szczebla dowodzenia, które stanowią swoisty kościec każdej armii. Od wielu lat zadanie to realizuje Akademia Obrony Narodowej, przygotowując głównie absolwentów wyższych szkół oficerskich (ale także absolwentów WAT) do pracy w systemie dowodzenia sił zbrojnych. Równolegle prowadzi badania, tworzy wiedzę niezbędną w procesie kształcenia kadr dowódczych i promuje kadry naukowe w zakresie bezpieczeństwa państwa i nauk wojskowych. Tych zadań nie może realizować żadna uczelnia o profilu technicznym (także WAT), która nie dysponuje kadrą naukowo−dydaktyczną z dziedziny nauk wojskowych i nie posiada odpowiedniej bazy dydaktycznej. Z tych też powodów „racje drugiej strony”, które przedstawia Pan Trębiński mogą trafić jedynie do tych czytelników, którzy nie znają dogłębnie specyfiki potrzeb sił zbrojnych w zakresie przygotowania i doskonalenia kadr oraz nie dostrzegają zróżnicowanych zdolności poszczególnych uczelni wojskowych do zaspokojenia tych potrzeb.

Jestem przekonany, że doświadczenia uzyskane w ostatnich latach w wyniku nieudanych eksperymentów w wyższym szkolnictwie wojskowym (np. nabór absolwentów uczelni cywilnych po różnych kierunkach studiów na dziesięciomiesięczne studium oficerskie o profilu dowódczym) powinny skłonić autorów reformy do głębokich analiz i dostosowania przyszłego modelu szkolnictwa wojskowego do potrzeb obronności państwa. Powinien on zapewnić nie tylko profesjonalne przygotowanie kadr, ale także rozwój nauk stanowiących teoretyczne podstawy bezpieczeństwa państwa. Takiego systemu nie można zbudować dzięki jednej z obecnych uczelni wojskowych, nawet jeżeli jest ona bardzo dobra. Musi on integrować najlepsze możliwości wszystkich uczelni, na miarę potrzeb systemu obronnego państwa. Zachęcam Pana Trębińskiego do myślenia w tych kategoriach.

Prof. dr hab. Adam Tomaszewski, specjalista w dziedzinie sztuki operacyjnej i teorii dowodzenia, jest pracownikiem Wydziału Wojsk Lądowych Akademii Obrony Narodowej w Warszawie.