Populiści sztuki
Przy okazji konkursu na budynek muzeum sztuki nowoczesnej w Warszawie publiczność zastanawia się, czy przypadkiem nie chodzi tu o muzeum takich dzieł, jak pęknięty na brązowo klozet, wiązka podpasek pod oplutym kloszem lub sztywne skarpetki na gnijącym krześle. Taką sztukę prezentowano w Paryżu w latach sześćdziesiątych XX wieku i na zdrowy rozum jest to już historia, a nie żadna nowoczesność. Tymczasem nie, Anda Rottenberg i paru innych „populistów sztuki” obstają przy swoich myślowych dziwactwach, z niezwykłą butą szermując tak rozmytymi pojęciami, jak sztuka i artysta, i błędnie uważając, że używana prezerwatywa jest obiektem artystycznym nowego typu.
Wyraz „sztuka” ma długą historię i w języku polskim nie jest tylko tym, czym w niemieckim, w którym „Stük” zawsze znaczyło „odcięty kawałek czegoś (pnia, materiału), pojedynczy przedmiot”, też „utwór dramatyczny, przedstawienie”, ale nie w rozumieniu „sztuki piękne”, do których używało się i używa wyrazu „Kunst”. W języku polskim słowo „sztuka” było niemal od początku używane w znaczeniach niemieckich, ale przez analogię i rozszerzanie semantyki wchodziło w nowe pola: „część roboty”, „dzieło sprawnych rąk”, dalej, przez skojarzenie, „sztuka roboty malarskiej”. Stąd poszło w nazwę rzemiosła w ogóle, a więc tego, co jest z talentem, zgrabnie i trafnie wykonywane. Dopiero później otrzymało znaczenia, w których mieści się przedstawianie człowieka i świata, mówiące o nich prawdę, też wartościowe estetycznie, gdy forma jest czysta. I dalej z tego był wyraz „sztuczny”, głównie znaczący „nienaturalny, stworzony przez człowieka”, ale też „wymuszony, nieprawdziwy”, więc często „negatywny”.
Semantyce tych wyrazów można poświęcić odrębne dzieło, ledwie zaznaczam problem, ale chciałbym przypomnieć, że i wyraz „artysta”, nieodzowny towarzysz sztuki, od starożytności wywodzi liczne znaczenia z wyrazu „ars, −tis”, wszystkie nawiązujące do „biegłości, umiejętności, zręczności”, z dodaniem konotacji negatywnej („a to dopiero artysta!”) i z odgałęzieniem ku „wywieraniu wrażenia”, przy czym pod wpływem francuskich „art, artiste” i angielskich „art, artist” w XIX wieku, kiedy artysta został nobilitowany, nastąpiło uwypuklenie funkcji „sukcesu”, a właściwie „oczekiwania na uznanie, nagrodę, rozgłos, poklask”.
Ostatecznie ani „sztuka”, ani „artysta” logicznie nie są terminami, ale raczej ogólnymi wyznacznikami tego, o czym można rozprawiać, kiedy ma się na myśli tworzenie czegoś nowego. Jest jasne, że nie będzie porozumienia w dyskusjach o sztuce, jeśli uczestnicy nie objaśnią klarownie i szczegółowo, co mają na myśli, kiedy mówią „sztuka” i „artysta”.
Są pewne ułatwienia. Wyraz „sztuka” odnosi się do różnych dziedzin, takich jak: rzemiosło, plastyka, literatura, muzyka, teatr, taniec, film, radio, telewizja, handel, medycyna, nauka, gastronomia, sport, ale nie do każdej z tych dziedzin da się zastosować wyraz „artysta”. Słowo „artysta” jest swoistym ogranicznikiem. Można wykluczyć rzemieślników (i rzemiosło), lekarzy (i medycynę), naukowców (i naukę), kucharzy (i gastronomię), sportowców (i sport) i jeszcze innych, którzy zajmują się jakąś swoistą sztuką, ale o których nie mówimy, że są artystami. Zdanie filozofa medycyny Tadeusza Kielanowskiego, które mówi, że „lekarz jest sui generis artystą”, wydaje się nadużyciem, które zostało podchwycone przez zwolenników traktowania każdej działalności ludzkiej jako sztuki, a także zniekształcone przez tych, którzy przez sztukę rozumieją rozrywkę. Każdy, kto jest w stanie przez trzy i pół minuty (tyle trwa piosenka) utrzymywać w ręku gitarę i kierować ciągi sylab do mikrofonu, w praktyce językowej dziennikarzy ma dziś miano „artysty”.
Nieco ścisłości można uzyskać dzięki stosowaniu pojęcia „estetyka”, którego znaczenie co prawda bardziej dotyczy zewnętrzności działania i powierzchni dzieła niż wewnętrzności (duchowości, umysłowości), ale które przynajmniej wyznacza granicę, znajdującą się – gdy odwrócimy tezę Hegla – tam, gdzie rzeczy tworzone przez człowieka stają się nudne i nieciekawe. „Populiści sztuki” nadużywają tu faktu, że sztuka ciekawa to nie tylko malowanie i rzeźbienie portretu, komponowanie i wykonywanie muzyki, pisanie i recytowanie wierszy, ale także osobisty stosunek do rzeczywistości i nierzeczywistości, do świata realnego i wyobrażonego, i zaświadczanie tego stosunku. W tym sensie sztukę uprawia zarówno akwarelista, malujący kwiaty, jak i kucharz, który ustawia naczynia na stole w tak szczególny (własny) sposób, że każe odbiorcy odczuwać coś estetycznie nowego. Otóż „populiści sztuki” odrzucają akwarelistów, a zostawiają kucharzy i nie interesuje ich umiejętność artystyczna, ale epatowanie.
Dała się na to nabrać minister a profesor Zyta Gilowska, kiedy ogłaszała (maj 2006) zniesienie pięćdziesięcioprocentowych kosztów uzyskania przychodu autorów. Wygłosiła tezę, że prawdziwymi artystami są tylko akrobaci i prestidigitatorzy. Zapewne miała na myśli takie cyrkówki, jak ekshibicjonistka Katarzyna Kozyra, której onanizacyjnych przedsięwzięć budżet rzeczywiście nie powinien finansować.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.