Pomiędzy sztuką a prozą życia

Rozmowa z prof. Andrzejem Maciejem Łubowskim, artystą malarzem, dziekanem Wydziału Artystycznego Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu


Panie Profesorze, w kwietniu ubiegłego roku rozpoczął się proces likwidacji Wyższej Szkoły Sztuki Stosowanej Schola Posnaniensis, jednej z niewielu niepaństwowych uczelni artystycznych w Polsce. Jak, Pana zdaniem, przedstawiają się szanse uczelni artystycznych na rynku usług edukacyjnych?

– Na początku muszę powiedzieć, że bardzo żal mi tej uczelni ze względu na jej niepowtarzalny klimat, na wysoko wykwalifikowaną i zaangażowaną w sprawy dydaktyczne kadrę. Znakomity poziom merytoryczny Scholi Posnaniensis potwierdziła zresztą Państwowa Komisja Akredytacyjna, która w 2005 roku badała warunki kształcenia na kierunku malarstwo. Rozpoczęcie likwidacji w sposób jednoznaczny wiązało się z sytuacją finansową Scholi. W przypadku uczelni artystycznych sprawa właściwej gospodarki finansowej jest w pewnym sensie kluczowa. Studia artystyczne są kosztowne – pracuje się w małych grupach, z każdym studentem należy przeprowadzać indywidualne korekty. Nie może być mowy o masowym naborze. Szkoły państwowe posiadają wysokie dotacje, natomiast niepaństwowe działają dzięki czesnemu opłacanemu przez studentów. Upadek Scholi Posnaniensis spowodowany jest niewłaściwym i niekompetentnym zarządzaniem finansami.

W wypowiedzi dla „Forum Akademickiego” z marca 2004 wyraził Pan nadzieję na „powrót malarstwa”. Niedawno dosyć emocjonalne dyskusje w mediach wywołała książka Donalda Kuspita „Koniec sztuki”, zawierająca krytykę postmodernistycznych tendencji prowadzących do zrywania z tradycyjnym warsztatem malarskim na rzecz tak zwanych nowych mediów i performance. Jaki jest Pana stosunek do tych zjawisk i kontrowersji w świecie artystycznym?

– We wspomnianym wywiadzie rzeczywiście wyraziłem nadzieje i potrzebę powrotu do malarstwa. Co ciekawe, w roku 2005 w The Saathi Gallery w Londynie na przekór wszelkim dotychczasowym tendencjom otwarto wystawę The Triumph of Painting. Galeria wyzbyła się prac związanych z nowymi mediami. Postawiła na malarstwo. W tym samym roku w ramach Biennale w Wenecji z satysfakcją oglądałem dużą retrospektywną wystawę malarstwa Luciena Freuda. Muszę przyznać, że po kontakcie z tak zwanym biennalizmem, który daje poczucie przesytu i zmęczenia, doznałem wyraźnej ulgi. Z kolei w Polsce w ostatnim czasie odbyły się trzy wystawy poświęcone malarstwu: Najnowsze tendencje w malarstwie polskim w Galerii Miejskiej BWA w Bydgoszczy, Malarstwo polskie XXI wieku w warszawskiej Zachęcie i Nowi dawni mistrzowie w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Kuratorem tej ostatniej był znany amerykański filozof i krytyk sztuki Donald Kuspit. Szczerze powiedziawszy, dwie pierwsze wystawy wydały mi się dosyć osobliwe. Mają patetyczne tytuły, tymczasem większość prezentowanych prac ukazuje tendencje z II połowy XX wieku. Młodzi malarze z kolei przyjmują postawę postmodernistyczną i traktują malarstwo „z przymrużeniem oka”. Spośród obrazów prezentowanych w Zachęcie duże wrażenie zrobił na mnie właściwie tylko jeden – mianowicie obraz Jana Tarasina, emanujący wewnętrzną energią popartą wyrazistą koncepcją i warsztatem. Nie znalazłem na tych wystawach odpowiedzi na pytanie, jaka będzie sztuka w XXI wieku – przekonamy się o tym w przyszłości. Obecnie w kulturze, w filozofii dają się zauważyć nowe nurty, które jednak dopiero zaczynają się przebijać. Między innymi pojawia się tęsknota za całościowym ujęciem zjawisk, kwestionowanym dotychczas przez postmodernizm. Wyrazem tej tęsknoty jest chociażby myśl takich filozofów, jak Luck Ferrie czy Jean−Luc Marion.

W tym roku organizuje Pan w Skokach XVII Ogólnopolskie Sympozjum Sztuk Wizualnych pod hasłem „Pytanie o nowy Humanizm”. Czy będzie ono nawiązaniem do wspomnianych tendencji?

– Tak, muszę się jeszcze zastanowić, jak podejść do tego problemu. Pojawiają się różne poglądy – niektórzy nowe tendencje traktują jak kolejną utopię, inni zwracają uwagę na oczywiste luki w kulturze współczesnej. Chciałbym nawiązać do trzeciej ze wspomnianych przeze mnie wystaw Nowi dawni mistrzowie. Jest to propozycja ukazująca poglądy na sztukę wyrażane przez Donalda Kuspita – może trochę zbyt dosłowna i ryzykowna jako ilustracja teorii. Prezentowane obrazy mają różny poziom – są dobre, znane nazwiska, takie jak Vincent Desidero, Don Eddy czy Richard Estes, wyraźnie brak natomiast często przywoływanego przez Kuspita Luciena Freuda. Sama książka Kuspita Koniec sztuki wydaje mi się interesująca. Podważa pewien panujący w środowiskach artystycznych „politycznie poprawny” system wartości, którego nie wypada kwestionować. Tymczasem ja dostrzegam wartość tak niemodnych kategorii, jak przeżycie artystyczne, warsztat, transcendencja – kategorii odrzucanych na rzecz sztuki pozbawionej wyraźnych kryteriów, której wyznacznikiem jest sukces materialny i medialny. Agresywne uderzanie w uznawane systemy wartości jest nieskuteczne – nie walczy się w ten sposób o prawdę, gdyż taka forma jest infantylna i przynosi skutek odwrotny do zamierzonego. Powszechna w dzisiejszych czasach apoteoza niedojrzałości jest prawdę powiedziawszy nudna. Kuspit zresztą nie nawołuje do powrotu do tradycji. Przywołuje pewne jej aspekty, jednak z pamięcią o awangardzie, postmodernizmie, o wszystkim, co już było...

W Wyższej Szkole Sztuki Stosowanej pełnił Pan funkcję prorektora. Obecnie jest Pan dziekanem nowo powstałego Wydziału Artystycznego. Jak wyglądała droga od podjętej w dramatycznych okolicznościach decyzji o likwidacji uczelni do stworzenia jej studentom nowej szansy edukacyjnej?

– Problemy finansowe nasilały się już od dłuższego czasu. Pedagodzy i inni pracownicy nie otrzymywali regularnych wynagrodzeń. W lutym 2006 roku uczelnia straciła zdolność kształcenia studentów – dopływ finansów został zupełnie zahamowany, gdyż komornik zajął wszystkie wpływy z czesnego. Nastąpiło odcięcie prądu, telefony przestały działać, zabrakło środków na ogrzewanie budynku. Ten stan rzeczy w oczywisty sposób godził w dydaktykę, za którą jako prorektor do spraw dydaktyczno−organizacyjnych czułem się odpowiedzialny. Wobec nieugiętego stanowiska komornika zawiadomiłem o całej sprawie ministerstwo. Podjąłem jednocześnie intensywne poszukiwania jakiejś drogi wyjścia z impasu. Pojawiła się koncepcja utworzenia nowej uczelni – jednak ze względu na znaczną wysokość kapitału założycielskiego sprawa nie miała szans na natychmiastową realizację. Studentom należało zapewnić ciągłość edukacji – nie można więc było zbyt długo zwlekać. Kolejnym krokiem stało się znalezienie uczelni już istniejącej, zainteresowanej przyjęciem studentów Scholi. Wybór padł na Wyższą Szkołę Umiejętności Społecznych w Poznaniu. Dzięki ogromnej życzliwości rektora prof. Michała Iwaszkiewicza, złożyliśmy do ministerstwa wniosek o otwarcie trzech kierunków: malarstwa, wzornictwa i architektury wnętrz, które miałyby funkcjonować w ramach nowo powstałego Wydziału Artystycznego, z kadrą profesorską WSSS Schola Posnaniensis. Kierunki artystyczne dobrze korespondowały z dotychczasowym profilem WSUS oraz z zainteresowaniami rektora dalszym rozwojem uczelni. Przy dobrej woli wielu osób sprawy nabrały błyskawicznego tempa. Znaleźliśmy zrozumienie dla dramatycznej sytuacji studentów tak we władzach WSUS, jak i w ministerstwie oraz Państwowej Komisji Akredytacyjnej. 20 czerwca 2006 uzyskaliśmy pozwolenie na prowadzenie studiów I stopnia. Natychmiast po otrzymaniu pozytywnej decyzji, zorganizowaliśmy dla studentów zajęcia uzupełniające w celu nadrobienia zaległości. Pozwoliło to na zakończenie sesją egzaminacyjną rozpoczętego w Scholi semestru letniego. Jednocześnie była prowadzona rekrutacja na nowy rok akademicki i przeprowadzone obrony dyplomów. Do chwili obecnej na Wydziale Artystycznym WSUS obroniło się już 46 byłych studentów Scholi. Aktualnie jesteśmy po wizytacji PKA na kierunkach wzornictwo i architektura wnętrz. Wynik jest pozytywny.

Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, czy znajduje Pan jeszcze czas na własną twórczość?

– Ostatnie lata rzeczywiście były bardzo intensywne. Zorganizowałem trzy ważne dla mnie indywidualne wystawy w Muzeum Narodowym w Poznaniu (2004), w Galerii Miejskiej Arsenał, także w Poznaniu (2005) i w Galerii Miejskiej BWA w Bydgoszczy (2006). Całe szczęście, że zdążyłem rozwinąć pewien cykl, zanim sytuacja uczelni zmusiła mnie do całkowitego zaangażowania w jej sprawy. Jednak, jak czasem powtarzam, niemalowanie w pewnym sensie jest także malowaniem – inne doświadczenia są tak samo potrzebne, aby coś robić w sztuce. Nie można zajmować się tylko nią samą, trzeba mieć jakiś szerszy ogląd rzeczywistości. Mam pewne konkretne plany artystyczne na przyszłość i gdy tylko sytuacja na to pozwoli, pomyślę o ich realizacji.

Rozmawiała Krystyna Matuszewska