Nauka dla nauki
Wyodrębnienie nauk humanistycznych z filozofii (obok nauk matematyczno−przyrodniczych) zostało potwierdzone instytucjonalnie w roku 1925 przez Ministerstwo WRiOP. W większości polskich uniwersytetów podzielono wydział filozoficzny na dwa. Pojawił się nie tylko wydział, ale i akademicka ideologia humanistyki oraz odpowiednie grono wyznawców. Dawna „królowa nauk” – filozofia, stała się przedmiotem studiów równorzędnym do psychologii, pedagogiki, historii, socjologii, etnologii, archeologii, historii sztuki oraz zróżnicowanej filologii. Wspólnym przedmiotem i podmiotem badań humanistycznych pozostawał człowiek. Nic, co ludzkie, nie miało być obce.
Z inspiracji kół studenckich Uniwersytetu Warszawskiego wygłoszono w październiku 1927 cztery odczyty, opublikowane następnie w broszurze „Jak studiować na Wydziale Humanistycznym”. Według Jerzego Manteuffla, fundamentem humanistyki była tradycja filologii klasycznej, uprawianej znacznie szerzej niż jej nazwa – jako wiedza o kulturze antycznej. Nie można się przy tym było obyć bez łaciny, ale i greki. Znajomość języka i literatury wymagała z kolei ujęcia głęboko erudycyjnego kontekstu historycznego. Zofia Szmydtowa dodawała: „badacz przeszłości, pragnący odmalować minione życie literackie... musi stykać się z życiem literackim swoich czasów”. Erudycja wymagała systematycznej pracy – według Jerzego Manteuffla, „może kto wysunie, że przede wszystkim – zdolność, owszem i z tem się zgodzimy, byle jednocześnie z tem była wytrwałość, umiejętność skupienia się i siła charakteru”.
Nowe przepisy ustalały tok i miarę intensywności studiów magisterskich, ale do studentów należał wybór kolejności ich zdawania. Wykłady uniwersyteckie miały nadal charakter monograficzny, corocznie zmienny, ukazywały wiedzę profesora in statu nascendi. Szkoła dostarczała syntez, uniwersytet – metody poznania. Jak stwierdziła Zofia Szmydtowa, „studia uniwersyteckie nie są dalszym ciągiem nauki szkolnej, raczej zerwaniem z jej ogólnokształcącym kierunkiem”. Były wyborem kierunku studiów i specjalności. Nie miały porządku genetyczno−chronologicznego i dalekie były od wiedzy encyklopedycznej.
Wykłady – liczniejsze na pierwszych latach – były „tylko drugorzędną częścią pracy uniwersyteckiej”. Tadeusz Manteuffel (brat stryjeczny Jerzego) podkreślał wagę proseminariów, zapoznających studentów z techniką pracy naukowej. Jednak już metodologia była „doświadczeniem osobistym każdego badacza”. Według Jerzego M., „seminarium stanowi zazwyczaj ściślejsze grono osób, które łączy wspólna praca, podobne zainteresowania, a wyrabia się pewna łączność duchowa, która charakteryzuje ludzi, wychodzących ze szkoły danego profesora”. Ten zaś „kieruje i ożywia dyskusję, nigdy jednak nie narzuca swego zdania”. Praca seminarium to „1−o czytanie autora z interpretacją krytyczną tekstu, oraz 2−o omawianie prac i dyskusja nad samodzielnymi referatami”. Dopełnieniem zajęć była praca własna w postaci analizy tekstów źródłowych i opracowań, co według Zofii Szmydtowej tworzy „podbudowę dla konstrukcyj szczegółowych. Podbudowa ta powinna być gruntowna i rozległa”. A przy tym – własna. Tadeusz M. przypomniał dawną formułę promowanych doktorów: Librum aperi, ut discus, quid alii cogitaverint, librum claude, ut ipse cogites (otwórz książkę, abyś się zapoznał z tem, co inni myśleli, zamknij ją, abyś sam zaczął myśleć). Choć kształcono humanistów także do zawodu, zwłaszcza nauczycielskiego – humanistyka pozostała „nauką dla nauki”.
Rezultatem studiów była praca magisterska – zadania „domowe”. Według Marii Ossowskiej: „kto stopień magistra uzyska, ten program dalszej pracy sam sobie już ułożyć potrafii” (tak w oryginale).
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.