Jakie elity?
W polskim środowisku naukowym toczy się żywa dyskusja nad możliwymi ścieżkami kariery naukowej. Ci nauczyciele akademiccy, którzy obecnie zajmują stanowiska profesorów zwyczajnych w polskich uniwersytetach, w zdecydowanej większości przeszli takie same koleje kariery. Po ukończeniu studiów z tytułem zawodowym magistra lub równorzędnym i po wykonaniu pracy doktorskiej w ciągu kilku lat pracy na stanowisku asystenta, uzyskali stopień naukowy doktora. Stosunkowo rzadko mieli sposobność uczestniczyć w studiach doktoranckich, co było związane wówczas z całkowitym oderwaniem od pracy nauczycielskiej. Po następnych kilku−kilkunastu, a nawet po dwudziestu kilku latach pracy, zwykle na stanowisku adiunkta, wykonali i obronili pracę habilitacyjną, a po zaakceptowaniu całego postępowania przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów uzyskali najwyższy stopień naukowy doktora habilitowanego.
Ostatnio Centralna Komisja wyznacza dwóch recenzentów w tym postępowaniu i nie wymaga ono następnego zatwierdzenia przez nią. Upraszcza to zatem nieco procedurę, chociaż zwykle jej nie przyspiesza, a niektórzy nawet twierdzą, że polepsza jakość wykonywanych prac habilitacyjnych, choć nie ma na to przekonywających dowodów.
Najczęściej po następnych kilku latach i spełnieniu dodatkowych wymagań, zwykle związanych ze zgromadzeniem odpowiedniego dorobku publikacyjnego w czasopismach o światowym obiegu, można być mianowanym przez rektora na stanowisko profesora nadzwyczajnego. Przez pewien czas te nominacje poprzedzało mianowanie przez ministra na stanowisko docenta. Intensywna praca przez kolejnych kilka lat, wypromowanie nie mniej niż dwóch doktorów, opublikowanie monografii książkowej i artykułów w czasopismach o światowym obiegu stwarzają podstawy do uzyskania tytułu naukowego profesora, nadawanego przez Prezydenta RP. Po kolejnych kilku latach i wykazaniu się nowymi osiągnięciami w zakresie kształcenia kadr naukowych i publikacji naukowych można było uzyskać z rąk ministra nominację na stanowisko profesora zwyczajnego.
Przed rokiem 1992 przyznawany był przez Prezydenta RP, a jeszcze wcześniej przez Radę Państwa, drugi tytuł naukowy profesora zwyczajnego. Obecnie, od kilku miesięcy, mianowanie na stanowisko profesora zwyczajnego należy do kompetencji rektora. Zwykle wymagania te pokonują i stanowisko profesora zwyczajnego uzyskują kandydaci ponad 50−letni, chociaż niektórzy mają znacznie ponad 60, a nawet ok. 70 lat, aczkolwiek wyjątkowo zdarzali się również tacy, którzy mieli 35−40 lat.
Krytyka systemu awansu
Ten system awansu polskich nauczycieli akademickich w ostatnim okresie jest przedmiotem licznych analiz. Kontestujący go – a jest ich wielu i głównie należą do nich ludzie młodzi, którzy nie osiągnęli szczytów kariery akademickiej – oceniają, że w większości przypadków opóźnia on przebieg kariery, a nawet ją ogranicza. Podkreśla się krytycznie zbyt wiele szczebli tej kariery oraz zbyt wielkie nakłady czasu i energii ponoszone przez kandydatów na pokonywanie administracyjnych wymogów dotyczących uzyskiwania kolejnych stopni, tytułu oraz stanowisk akademickich. Kwestionuje się potrzebę habilitacji, istnienia Centralnej Komisji oraz nadawanie tytułu profesora przez prezydenta. Istnieją również zarzuty, że jest to system korporacyjny, nie dopuszczający do awansu ludzi niepokornych i unikających koterii. Jako wzór podaje się natomiast przykłady z niektórych krajów, gdzie wystarcza wykonanie pracy doktorskiej i zgromadzenie pewnej liczby publikacji, aby zająć stanowisko profesora, przyznawane przez rektora macierzystego uniwersytetu. Jest to proste i rzekomo efektywne, i najpewniej nie ma znaczenia, że słabe i nieuznane uczelnie nadają te stanowiska słabo przygotowanym kandydatom. Z kolei zwolennicy istniejącego systemu bronią go podkreślając, że zapewnia on wyraźne kryteria awansu naukowego, w miarę wyrównane w całym kraju kryteria dotyczące stopnia naukowego doktora habilitowanego, dzięki kurateli sprawowanej przez Centralną Komisję, które gwarantują powszechne utrzymywanie wysokiego poziomu wymagań, a przyznawanie tytułu naukowego profesora przez prezydenta jest nobilitacją dla całego środowiska naukowego, a zwłaszcza dla nominowanych kandydatów. Podkreśla się przy tym, że celem działania dobrych naukowców jest poznawanie prawdy i wykonywanie badań naukowych, a w konsekwencji szerokie publikowanie ich wyników w międzynarodowych czasopismach naukowych, a nie strata czasu na pokonywanie kolejnych szczebli kariery naukowej. To dzieje się w ich przypadku niejako przy okazji.
Komu przyznać rację?
Zatem kto ma rację? Najpewniej i jedni, i drudzy. Każdy przecież ma swoje doświadczenie. O ile pierwszy pogląd w skrajnych przypadkach może prowadzić do obniżenia wymagań i dopuszczenia ludzi nieodpowiednio przygotowanych do samodzielnej aktywności naukowej i, w konsekwencji, do błędów w kreowaniu młodej kadry naukowej, o tyle drugi pogląd, jako konserwatywny, może ograniczać inicjatywę młodych badaczy i zniechęcać ich do kariery akademickiej, nie dopuszczając jednak przez mnogość prób do nieuzasadnionego awansu ludzi, którzy przypadkowo znaleźli się w środowisku naukowym.
Tym, którzy trafili do nauki nie z przypadku, żaden z tych modeli szczególnie nie przeszkadza. Można przecież prowadzić ciekawe badania, publikować ich wyniki, na tej podstawie wykonać pracę doktorską i następnie habilitacyjną, a wizyta w pałacu prezydenckim, najczęściej w towarzystwie najbliższych, z pewnością może być bardzo ważnym wydarzeniem w historii rodziny. Nie powinny jednak występować dodatkowe wymagania i utrudnienia przy zajmowaniu stanowisk akademickich. Warto natomiast rozważyć, aby analogicznie jak w innych przypadkach, gdy nominacji dokonuje prezydent (np. sędziów, generalicji), konsekwentnie wprowadzić dla profesorów tytularnych przejście w stan spoczynku po zakończeniu aktywności zawodowej, a nie obowiązek zwolnienia ich z pracy w związku z osiągnięciem wieku emerytalnego. Dyskusja trwa, a ustawodawca winien ją zakończyć ustanowieniem jednoznacznego i trwałego prawa.
co z doktorantami?
Ostatnio, z inicjatywy ministra nauki, rozszerzono zakres tej dyskusji. Od co najmniej 15 lat podstawowy strumień dopływu młodych kandydatów do środowisk naukowych stanowią słuchacze studiów doktoranckich. Trójstopniowy jednolity system kształcenia, wdrażany od kilku lat w całej Europie, obejmuje te studia jako trzeci stopień kształcenia. W Polsce uczestniczy w nich obecnie ponad 30 tys. osób, a zakłada się, że w ciągu najbliższych lat ich liczba powinna wzrosnąć do 100 tys. Z pewnością wymaga to również szczególnej i szczegółowej analizy. O ile poprzednio można było uważać ten typ studiów za elitarny, o tyle obecnie, a zwłaszcza w najbliższej przyszłości, ich egalitaryzm wymaga nowych rozwiązań. Pewne jest, że nie wszyscy ich absolwenci znajdą zajęcie w środowisku naukowym, zatem ich celem nie może być wykonanie pracy doktorskiej, jako potwierdzającej uzyskanie stopnia naukowego. Ustalono więc, że absolwenci uzyskują zaświadczenie o ukończeniu tych studiów i niekoniecznie muszą wykonywać naukową pracę doktorską.
Jakie są zatem powody podejmowania takich studiów? Z jednej strony, poszczególne osoby dążą do podwyższenia poziomu własnego wykształcenia oraz zwiększenia osobistych szans na rynku pracy. Z drugiej strony, poszczególne podmioty gospodarcze operujące na tym rynku dokonują selekcji kandydatów do coraz trudniejszych zadań zawodowych, poszukując najlepiej wykształconych i przygotowanych do tego celu absolwentów. W XIX w. francuski filozof August Comte opracował podstawy podziału nauki na dyscypliny. Z pewnością sprzyjało to wówczas jej rozwojowi, jednak stało się równocześnie przyczyną utworzenia licznych obszarów wiedzy między tymi dyscyplinami, których rozwój w wielu przypadkach został zaniedbany. Jest to z pewnością jedną z przyczyn dynamicznego podejmowania w wieku XXI interdyscyplinarnych i wielodyscyplinarnych problemów naukowych. To z kolei musi znajdować odzwierciedlenie w tematyce podejmowanych studiów doktoranckich.
szeroko i interdyscyplinarnie?
A zatem, czy kształcić szeroko i interdyscyplinarnie, a przez to powierzchownie, czy wręcz przeciwnie – wąsko i głęboko? Wydaje się, że to nie jest alternatywa. Seneka mawiał: „Ucz się nie po to, żebyś wiedział więcej, ale żebyś wiedział lepiej”. To z pewnością dotyczy wszystkich naukowców, a więc także tych, którzy wykonają prace doktorskie, by w ten sposób rozpocząć karierę akademicką i potwierdzić swe kompetencje naukowe. Z pewnością bez trudu można sobie wyobrazić, że studia trzeciego stopnia innych słuchaczy mogą przygotowywać do aktywności inżynierskiej, menedżerskiej, przemysłowej, administracyjnej, samorządowej, wojskowej lub dyplomatycznej. Mogłoby również chodzić o wykształcenie osób o bardzo wysokich kompetencjach do sprawowania misji o ważnym znaczeniu dla interesów państwa i społeczeństwa. W tych przypadkach wysokie kwalifikacje nie wymagają potwierdzenia przez uzyskanie stopnia naukowego.
Przy takim podejściu można się pogodzić z egalitarnym charakterem studiów doktoranckich, lecz równocześnie można wyznaczyć pole do elitarnego kształcenia najwybitniejszych absolwentów studiów drugiego stopnia. Dotyczy to, z jednej strony, naukowców, którzy przez aktywny udział w badaniach naukowych twórczo rozwijają swoje umiejętności i kompetencje, ale równocześnie wnoszą istotny wkład do rozwoju uprawianej dyscypliny naukowej, uzyskując stopień naukowy doktora. Z drugiej strony, ci, którzy mają być przygotowani do sprawowania ważnych misji wymagających interdyscyplinarnego wykształcenia, mogliby uczestniczyć w praktycznych działaniach w obranym obszarze aktywności, udowadniając przygotowanie do podejmowania samodzielnych działań i przejmowania pełnej odpowiedzialności za ich skutki. To oczywiście wymaga innego dyplomu niż doktorat w dziedzinie nauki (potwierdzającego uzyskanie stopnia naukowego), choć równorzędnego, potwierdzającego wysokie kompetencje poza sferą nauki i uzyskanie odpowiedniego stopnia zawodowego. Precedens już jest. Ustanowiono przecież doktorat w dziedzinie sztuki. Należy postąpić analogicznie ustanawiając doktoraty w innych dziedzinach, np. administracji państwowej, dyplomacji, wojskowości, inżynierii, aktywności przemysłowej lub menedżerskiej, nie nazywając ich jednak stopniami naukowymi, a zarezerwowanymi dla absolwentów studiów trzeciego stopnia, którzy wykonali odpowiednią pracę (choć nie naukową), upoważniającą do uzyskania tak wysokiego stopnia zawodowego.
co z elitą?
Najlepsi absolwenci spośród wymienionych grup stanowić będą elity. Należy ich wspierać w podejmowanych działaniach przez odpowiedni i preferencyjny, lecz konkursowy, system grantów, staży naukowych i zawodowych oraz dostęp do wielokierunkowego kształcenia w kraju i za granicą, lecz bez segregacji na lepszych i gorszych już u zarania studiów trzeciego stopnia, a dopiero po wykazaniu osiągnięć w czasie ich trwania. Wydaje się, że istniejąca sieć uczelni akademickich oraz instytucji naukowych wystarcza do podjęcia takich działań, bez potrzeby tworzenia specjalnych i nowych instytucji. Należy jednak rozważyć, która z tych jednostek uzyska uprawnienia do nadawania poszczególnych stopni zawodowych, związanych z ukończeniem studiów trzeciego stopnia i jaki organ administracji będzie te uprawnienia przyznawał.
Problem jest ciekawy, nowatorski i z pewnością wart żywej dyskusji w środowisku naukowym. Dyskusja na ten temat podjęta już została na forum Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego. Myśli przedstawione w niniejszym artykule mają charakter w pełni autorski, lecz zostały zainspirowane roboczym materiałem przygotowanym przez min. Michała Seweryńskiego, jego wystąpieniem na posiedzeniu Rady Głównej w styczniu 2007 roku oraz dyskusją. Z pewnością wniesione wtedy konstruktywne propozycje i szybkie decyzje podjęte przez ustawodawcę mogą oddziałać na losy wielu ambitnych młodych Polaków, a oryginalność propozycji może stanowić wkład Polski do kształtowania systemu edukacyjnego na trzecim stopniu kształcenia akademickiego w Europie.
Prof. dr hab. inż. Leszek A. Dobrzański, specjalista w dziedzinie budowy i eksploatacji maszyn oraz inżynierii materiałowej, jest dyrektorem Instytutu Materiałów Inżynierskich i Biomedycznych Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Od 2006 roku członek Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.