Ekstremalne klimaty

Mariusz Karwowski


Z ostatniego piętra wysokiego na 96 metrów budynku Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego w Sosnowcu widać jak na dłoni niemal całe Zagłębie. Wrażenie potęguje porywisty wiatr, który na tej wysokości hula do woli. Taki jak 18 stycznia, z prędkością dochodzącą do 100 km/h. Całe szczęście, że okna są szczelnie zamknięte, choć i tak wydaje się, jakby za moment budynek miał się od takiego podmuchu przewrócić.

– Tu tak zawsze wieje – uspokaja prof. Jacek Jania, dziekan wydziału. – Dlatego wchodzą tu tylko najodważniejsi. Ale na poważnie, takie wichury będą coraz częstsze i groźniejsze w skutkach. Dla naszego budynku może nie, ale są bloki budowane w poprzek kierunku wiatru! Jeśli ktoś nie ma plastikowych okien, to musi uciekać się do tak ekwilibrystycznych wyczynów, jak mój kolega, który w trakcie silnej wichury przytrzymywał wraz z żoną okno, bo miał jeszcze niewymienione – wspomina z uśmiechem.

BIAŁA PLAMA

Huraganowe wiatry, susze, upalne lata, bezśnieżne zimy, powodzie… Skutki globalnego ocieplenia widać już wszędzie i o każdej porze roku. W ciągu ostatniego wieku średnia temperatura podniosła się o 0,70C. To wystarczyło, by zobaczyć, jak nieokiełznana może być natura. Ot, choćby ubiegły rok w Polsce pełen był anomalii. Zaczął się wyjątkowo śnieżną zimą, po której nastąpiła ciepła wiosna i bardzo upalne lato z suszą zagrażającą rolniczym plonom. Później w wyniku ulewnych opadów deszczu nastąpiły lokalne powodzie, a długa i ciepła jesień zakończyła się intensywnymi mgłami i paraliżem komunikacyjnym. Czy taki scenariusz będzie się powtarzać?

– Meteorologiczne i hydrologiczne zdarzenia ekstremalne wraz z ociepleniem klimatu, statystycznie rzecz biorąc, nasilają się w skali globu. Pytanie tylko, czy Polska będzie potraktowana łagodniej przez naturę, czy też skutki będą identyczne, jak choćby w strefie zwrotnikowej lub polarnej – zastanawia się glacjolog z UŚ, dla którego Arktyka stała się niemal drugim domem. Od wielu już bowiem lat bada reakcje lodowców na zmiany klimatu. Właśnie siedząc w namiocie, pośród śnieżnych zasp Spitsbergenu, pomyślał o zbadaniu tych zjawisk w Polsce i stworzeniu ogólnodostępnej bazy danych o zdarzeniach ekstremalnych dla naszego kraju. To był rok 2003. Dziś baza przybiera już realne kształty. To pionierskie przedsięwzięcie, nie tylko na skalę krajową.

– Jeszcze nikt w Europie nie podjął się uwzględnienia w jednym projekcie tak wielu różnych zagadnień. Są, owszem, dane, zapisy i publikacje odnoszące się do konkretnego zjawiska. Natomiast, jeśli kompleksowo potraktujemy wszystkie zdarzenia meteo− i hydrologiczne, wskażemy na istotne zagrożenia, to wtedy będzie można uzyskać szerszy obraz, który stanie się użyteczny nie tylko do potrzeb naukowych – wyjaśnia prof. Jania.

I jakby na potwierdzenie pokazuje mi na ekranie komputera europejską bazę Królewskiego Instytutu Meteorologicznego w Holandii. Projekt European Climate Assessment & Dataset (ECA&D) zawiera tylko dwa czynniki: opady atmosferyczne i temperaturę powietrza. Dane dostarczane są z całego kontynentu, ale na mapie z wieloma punktami informacyjnymi jest jedna biała plama – Polska. Przedsięwzięcie, którego koordynatorem jest właśnie mój rozmówca, ma m.in. wypełnić tę lukę. Do współpracy zaproszono blisko 100 naukowców z 22 ośrodków, głównie największych polskich uniwersytetów oraz instytutów PAN. Na cały projekt przeznaczono 4,5 mln zł.

W pierwszym etapie zbierane są dane pochodzące z wieloletnich obserwacji konkretnej stacji, np. lubelskiego UMCS czy krakowskiego UJ. Do tego dochodzą aktualne informacje, a wkrótce bazę mają też zasilić dane ze stacji Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Dopiero po ich szczegółowej analizie będzie można określić, czy rzeczywiście występuje jakiś trend w pojawianiu się ekstremalnych zjawisk pogodowych oraz ustalić, jakie jest prawdopodobieństwo zaistnienia ich w przyszłości. Później nastąpi przygotowanie bazy do upublicznienia. Oprócz ogólnych wniosków dla całej Polski, na konkretnych przykładach zostaną przedstawione analizy przestrzenne w postaci map szczegółowych, które pokażą, w jakim stopniu poszczególne zdarzenia mogą zagrażać wybranym obszarom. Dotyczyć one będą m.in. Wyżyny Lubelskiej, Wyżyny Śląskiej, górnego dorzecza Odry, górnego dorzecza Wisły, Pojezierza Pomorskiego i wybrzeży Bałtyku. W tym ostatnim przypadku głównym problemem jest niszczenie wybrzeża przez sztormy. Topniejące lodowce arktyczne przyczyniają się bowiem do podnoszenia poziomu wód oceanu światowego średnio o 3 mm rocznie. Natomiast częstsze intensywne wiatry północno−zachodnie powodują sztormy i spiętrzenie tych wód na naszym brzegu. W tej sytuacji obszary niżej położone są zagrożone. Tak jest choćby w rejonie ujścia Wisły i Zalewu Szczecińskiego, gdzie tzw. powódź z cofki zalewa i niszczy tereny rolnicze i zabudowane. Ale odbija się to także na właścicielach nadmorskich pensjonatów. Wiadomo, niszczone wybrzeże to węższe plaże, a skoro tak – to i mniej turystów. Cóż, globalne ocieplenie wpływa nie tylko na klimat, ale również na… gospodarkę. Podobnie rzecz się ma w górach. Jeśli zima ciepła, to zamiast do Zakopanego wystarczy pojechać do Szwajcarii, w wyższe partie Alp, i szusować do woli, nie oglądając się na kaprysy przyrody w kraju.

STRAŻACY TEŻ POMAGAJĄ

Niewielkie ilości śniegu, jak tej zimy, wcale nie oznaczają jednak braku zagrożenia powodziowego. Niebezpieczeństwo nadchodzi bowiem z innej strony. W związku z wyższymi temperaturami powietrza z obszarów oceanicznych paruje więcej wody. Trafia ona do obiegu hydrologicznego w większych ilościach i często powoduje gwałtowne opady.

– Cyrkulacja atmosferyczna z sektora zachodniego w Polsce jest częstsza w ostatnich dwóch dekadach niż wcześniej. Mamy w związku z tym epizody bardzo intensywnych opadów, po których pojawiają się powodzie. Przy czym są one różnej skali i nie zawsze występują na tych samych obszarach. Zachodnia część Polski, Sudety – to tereny częściej narażone na powodzie.

Dane gromadzone w projekcie pochodzą nie tylko ze wspomnianych wyżej źródeł. Okazuje się, że cennym zbiorem może być też… cyfrowa baza danych straży pożarnej, z wszystkimi zdarzeniami, do których wyjeżdżano z interwencją. Generalnie każdy, możliwie najdłuższy ciąg obserwacyjny, jest na wagę złota.

– Zależy nam na jak najstarszych, prowadzonych systematycznie obserwacjach, bo pozwolą nam one uchwycić tendencje, stwierdzić, jak wygląda rozkład ekstremów dla poszczególnych regionów Polski oraz czy takie zdarzenia, jak choćby tegoroczna styczniowa wichura, będą się natężać i jakie będą miały scenariusze w przyszłości. Pozwoli to na wcześniejsze przygotowanie ludzi, jak mają reagować – tłumaczy prof. Jania.

I żałuje, że wciąż nie może się zapoznać z bogatymi w informacje zasobami archiwalnymi IMGW. Instytut, korzystając ze swojej monopolistycznej pozycji, dyktuje ceny zaporowe. Cały paradoks polega na tym, że informacje pozyskane za pieniądze podatników byłyby podatnikom ponownie sprzedane. I ten pat trwałby zapewne dalej, gdyby nie zmiana dyrekcji w IMGW. Kolejne próby dojścia do kompromisu i mediacji, zarówno ze strony Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, jak i rektora Uniwersytetu Śląskiego, dają światełko nadziei. Na razie badaczom pozostaje ściąganie danych z serwerów w USA, bo tam znajduje się część publicznie dostępnych wyników ze stacji IMGW, wymienianych w ramach światowej służby meteorologicznej.

– W tej chwili stan naszego posiadania oceniłbym na 30 procent. A wiadomo, cząstkowa, niepełna baza nie będzie ani znakomita, ani tym bardziej użyteczna, za to – obarczona sporym marginesem błędu – nie kryje prof. Jania.

Na szczęście, nawet na tym etapie, wydaje się, że teza o wzroście zdarzeń ekstremalnych znajduje potwierdzenie w badaniach.

– Wiadomo, że intensywność procesów brzegowych na Wybrzeżu jest większa. Wiemy również, że lokalne powodzie w ostatniej dekadzie pojawiają się niemal co roku. Ostatnią dużą powódź mieliśmy pięć lat temu, niemniej trzeba zdawać sobie sprawę, że mogą one pojawiać się częściej. Intensywne opady śniegu z kolei występować będą raczej nie w grudniu, na święta, ale bliżej miesięcy wiosennych. W krajach alpejskich już zastanawiają się, czy nie przesunąć z tego powodu ferii szkolnych na okres późniejszy po to, aby dzieci miały śnieg.

Na podstawie niepełnych danych wiadomo również, że częściej pojawiają się okresy upalne z temperaturą dobową powyżej 250C. Badania w Instytucie Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN wykazały, że w okresie takich upałów nawet o 20 proc. wzrasta śmiertelność w dużych miastach, zwłaszcza u osób starszych. Jednym z powodów jest… ukształtowanie terenu. Upały i związane z tym zanieczyszczenie powietrza ze spalin samochodowych, co potwierdziły badania dr. Pytla prowadzone w Katowicach i prof. Marka Degórskiego – w Warszawie, a więc miastach położonych w obniżeniu terenu, czyli tam, gdzie powietrze „stoi” w bezruchu, z reguły znosi się ciężej niż np. w Białymstoku.

PASJONACI MILE WIDZIANI

I właśnie z uwagi na przestrzenne zróżnicowanie warunków środowiskowych bazę podzielono zarówno na województwa i powiaty, jak i na regiony geograficzne, z pewnym, charakterystycznym dla nich, typem krajobrazu.

– Na mapie Polski będą zaznaczone stacje czy miejsca, co do których dysponujemy informacjami. Użytkownik, wybierając nazwę miejscowości lub też klikając na interesujący go region, uzyska przybliżenie terenu i opcję wyboru zagadnienia, czyli konkretnego zdarzenia ekstremalnego oraz jego zakres czasowy, a także skutki – wyjaśnia prof. Jania, zastrzegając jednocześnie, że wyniki nie będą prognozami synoptycznymi. Mimo to, zainteresowanie takimi informacjami już jest.

– Co pewien czas zgłaszają się do mnie przedstawiciele firm ubezpieczeniowych i chcą ze mną porozmawiać. W związku z tym, że jest to projekt naukowy, a nie komercyjny – stanowczo odmawiam – zastrzega.

Walor edukacyjny projektu zostanie podkreślony przez jeszcze jeden istotny element. Baza służyć bowiem będzie również temu, aby możliwie jak najlepiej zaadaptować się do zmieniającego klimatu i częstszych zjawisk ekstremalnych. W jaki sposób?

– W bazie zaznaczone będą obszary potencjalnie zagrożone, np. powodziami czy wichurami, w wybranych obszarach wzorcowych. To pozwoli uniknąć tak absurdalnych pomyłek budowlanych, jak wspomniane wcześniej budynki stawiane w poprzek kierunku wiatru. Baza wskaże też władzom i obywatelom, jak się zachowywać w obliczu ekstremów oraz jak się wcześniej na ich przyjście przygotować. I tak na przykład odcinki dróg, które mogą być zalane w czasie epizodycznej powodzi, trzeba odpowiednio wcześniej oznakować.

Prof. Jacek Jania jest optymistą i choć wyzwanie, jakie podjął przed kilkoma laty, jest niezwykle ambitne, to dziś, będąc już w połowie drogi, uważa za jak najbardziej realne ukończenie projektu z sukcesem. Podwójnym, bo to pierwsze przedsięwzięcie o tak szerokim spektrum, obejmującym nie tylko same zdarzenia naturalne, ale również ich wpływ na warunki życia i zdrowia mieszkańców. Baza zostanie bezpłatnie udostępniona w Internecie może już w przyszłym roku. Będą z niej mogli korzystać urzędnicy, politycy, media, nauczyciele, zwykli mieszkańcy. Co więcej, każdy z nas na podstawie własnych obserwacji będzie mógł dokładać do specjalnego segmentu tej bazy informacje z miejscowości, w której mieszka.

– Idea jest taka, aby wolontariusze, którzy obserwują swoje otoczenie, dokładali własną cegiełkę. Dzięki nim transfer informacji będzie skuteczniejszy niż w przypadku tylko sformalizowanego przekazu. To oni poinformują swoich bliskich, sąsiadów o możliwości ewentualnego zabezpieczenia się przed wichurą czy powodzią. Tacy pasjonaci to prawdziwy skarb.

Prof. Jania wie, co mówi. Jego pasją są arktyczne lodowce. Ale za każdym razem, gdy do nich wraca, musi pogodzić się z coraz bardziej widocznym faktem ich topnienia. To znak, że od globalnego ocieplenia nie ma już odwrotu. No, może i jest, ale w perspektywie setek, a nawet tysięcy lat. Aż do następnego zlodowacenia. Kto wie, czy wcześniej, w obliczu postępującego ocieplenia klimatu także w Polsce, prof. Jania nie założy… winnicy i nie odnajdzie całkiem nowej pasji?