Czy plagiat popłaca?

Marek Wroński Marekwro@aol.com


Z radością zauważyłem, że wreszcie wydano (z półrocznym opóźnieniem) rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego W sprawie szczególnego trybu postępowania wyjaśniającego i dyscyplinarnego wobec nauczycieli akademickich, które weszło w życie 21 marca 2007. Z większych zmian warto zwrócić uwagę na wprowadzenie III instancji, czyli możliwości odwołania się do Sądu Apelacyjnego w Warszawie (Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych). Warto zauważyć, iż rzecznik dyscyplinarny i komisja dyscyplinarna muszą być także powołane w uczelni niepublicznej, co wynika już z wcześniejszej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym z 27 lipca 2005.

Chciałbym przy okazji podkreślić, że do orzeczeń dyscyplinarnych, które są przecież jawne, dziennikarze mają prawo mieć dostęp na tej samej podstawie, na jakiej mają dostęp do wyroków sądowych i wyników śledztw prokuratorskich, czyli ustawy Prawo prasowe. O tym nie chcą pamiętać rektorzy, których uczelnie opisuję w poszczególnych odcinkach „Archiwum”. Nauczyciele akademiccy wykonują zawód zaufania publicznego, dlatego opinia publiczna ma prawo wiedzieć, jakie im postawiono zarzuty oraz jak ich ukarano.

W sprawach o nierzetelność naukową i łamanie etyki akademickiej informacja prasowa o zarzutach wobec konkretnego nauczyciela akademickiego jest de facto jedynym czynnikiem skutecznie odstraszającym od popełnienia oszustwa naukowego. Dodatkowym atutem jest monitorowanie praworządności postępowań dyscyplinarnych, które w niektórych uczelniach stają się „biczem Bożym” urzędującego rektora na niepokornych pracowników naukowych, zarówno asystentów, jak i profesorów.

W połowie lutego br. odbyło się pierwsze posiedzenie nowo wybranej Centralnej Komisji ds. Stopni Naukowych. Sekretarzem CK ponownie został 75−letni profesor chemii Osman Achmatowicz. Nie miał kontrkandydata na to stanowisko, a piastuje je od roku 1991.

Z grona kilku kandydatów do stanowiska przewodniczącego CK największą liczbę głosów otrzymał 60−letni prof. Marian Brzeziński, psycholog z UAM. Przez ostatnich 10 lat był on przewodniczącym Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych CK. Drugie miejsce uzyskał 75−letni profesor automatyki Tadeusz Kaczorek z PW. W poprzedniej kadencji zajmował stanowisko wiceprzewodniczącego CK.

Obaj profesorowie cieszą się dużym prestiżem w polskim środowisku naukowym i ich kandydatury 16 lutego br. przedstawiono premierowi celem wyboru przewodniczącego CK. W chwili, kiedy pisze te słowa, po upływie 6 tygodni, premier nie podpisał jeszcze nominacji.

Krakowski wyrok

22 lutego Zespół Orzekający Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej Akademii Pedagogicznej w Krakowie (przewodniczący prof. dr hab. Władysław Wic, członkowie: dr hab. Krystyna Gąsiorek, dr hab. Janusz Majcherek, prof. dr hab. Tadeusz Szymański oraz student Łukasz Bandoła) na wniosek rzecznika dyscyplinarnego, prof. dr. hab. Ryszarda Pado, ukarał dr. hab. Józefa Sowę jednorocznym zakazem wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego z powodu popełnienia plagiatu w dwóch monografiach. Szczegóły tej sprawy opisałem w numerze 11/2006 „FA”. Orzeczenie nie jest prawomocne, bowiem dr Sowa odwołał się do Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej.

Ciekawe jest zjawisko „wybielania” dr. Sowy i niechęć części profesorów Wydziału Pedagogicznego AP do wyraźnego zajęcia stanowiska w tej sprawie. Kiedy pod koniec października 2006 dziekan Bożena Muchacka na polecenie rektora AP powołała 3−osobową komisję dziekańską – w składzie: prof. dr hab. Jadwiga Wyczesany, dr hab. Jan Krukowski i dr hab. Janina Waloszek – do oceny moich zarzutów plagiatu, to komisja z błahych powodów odmówiła wykonania wyznaczonego jej zadania. Trzeba tutaj dodać, iż prof. Wyczesany jest członkiem Senatu Akademickiego uczelni i kierownikiem katedry, w której pracuje dr hab. Józef Sowa.

Konkordację zapożyczeń wykonała dopiero druga komisja, której przewodniczyła sama Pani Dziekan, a udział wzięli dr hab. Ireneusz Kawecki oraz dr hab. Maria Nowicka−Kozioł. Należą się im publiczne wyrazy uznania. Komisja dziekańska stwierdziła, że znaczące fragmenty wstępu oraz rozdziałów I i II książki J. Sowy i Z. Niedzielskiego zostały przepisane ze wstępu oraz rozdziałów I, II, i VII J. Michułowicza i M. Pionka.

W czasie rozprawy dyscyplinarnej przedstawiono oświadczenie współautora książki Metody pracy harcerskiej w zarysie, p. Zdzisława Niedzielskiego, który stwierdził, iż prof. Sowa napisał wstęp oraz rozdziały I i V, jak również zakończenie. Z kolei rozdziały II, III oraz IV były opracowane przez niego samego. Na tej podstawie Komisja Dyscyplinarna uznała winę dr. Sowy i rozpatrując łącznie obie sprawy ukarała go rocznym wykluczeniem z zawodu. Nie jest to kara sroga, szczególnie iż w swoich pismach do władz uczelnianych uznał on, że ponosi odpowiedzialność za nieprawidłowości metodologiczne oraz niezamierzone przeniesienie tekstów z jednej publikacji do drugiej.

Kiedy ostatnio spytałem rektora Henryka Żalińskiego, czy powiadomił prokuratora rejonowego o popełnieniu plagiatu przez dr. Sowę, odpowiedział, iż jego radca prawny uważa, że nie ma takiego obowiązku... Trzeba dodać, że od lipca 2000 – po zmianach w ustawie o prawach autorskich i prawach pokrewnych – przestępstwo plagiatu jest ścigane na drodze karnoprawnej w okresie 5 lat od chwili jego popełnienia i rektor uczelni ma obowiązek powiadomić prokuratora tak samo, jak w przypadku stwierdzenia kradzieży pieniędzy z uczelnianej kasy.

Kieleckie umorzenie

19 lutego Zespół Orzekający Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej Akademii Świętokrzyskiej (przewodniczący prof. dr. hab. Adam Massalski) uznał plagiat habilitacji prof. dr. hab. Henryka Budzenia z Instytutu Pedagogiki tej uczelni za przedawniony i postępowanie dyscyplinarne umorzył. Oznacza to, że plagiatorowi nie spadł nawet włos z głowy i dalej będzie mógł nauczać studentów ku chwale uczelni.

U podstawy tego przedawnienia leży przepis starej, nieaktualnej już dziś ustawy o szkolnictwie wyższym, mówiący, iż karalność dyscyplinarna ulega przedawnieniu po 4 miesiącach od chwili powiadomienia rektora o wykroczeniu, jeśli nie wszczęto postępowania dyscyplinarnego. Oprócz tego, w tym przypadku przedawnienie wystąpiło po 5 latach od popełnienia plagiatu, czyli w czerwcu 2006. Przepisy nowej ustawy, mówiące, iż nierzetelności naukowe nie ulegają przedawnieniu, weszły w życie dopiero 1 września 2006. Postępowanie dyscyplinarne wszczęto wcześniej, więc musiało być prowadzone pod rządami starych przepisów.

Jednak w tej sprawie nikt z kierownictwa radomskiej i kieleckiej uczelni w odpowiednim czasie nie kiwnął palcem. Prof. Marek Grzywaczewski, ówczesny prodziekan Wydziału Nauczycielskiego Politechniki Radomskiej, w chwili, gdy plagiat dr. Budzenia został odkryty w czerwcu 2003 roku, był także (i jest nadal) pracownikiem Instytutu Pedagogiki Akademii Świętokrzyskiej. Nie powiadomił on władz kieleckiej uczelni i przemilczał fakt, że starającemu się o etat profesorski od września 2003 dr. Budzeniowi postawiono w Radomiu zarzut plagiatu.

Ówczesne władze PR, rektor Wincenty Lotko oraz prorektor ds. nauki prof. Mirosław Luft, otrzymawszy w styczniu 2005 opinię prof. Włodzimierza Białczyka, iż habilitacja jest plagiatem, nie wszczęły postępowania dyscyplinarnego, mimo iż był to obowiązek prawny uczelni. Piłeczkę odbito do Kielc...

Ówczesny rektor AŚk. prof. Adam Massalski polecił w marcu 2005 wszcząć postępowanie wyjaśniające. Ówczesny rzecznik dyscyplinarny, prof. dr hab. Zdzisław Migaszewski, nie chciał wierzyć własnym oczom i załączonym dokumentom z Radomia, jednak zawierzył „wyjaśnieniom” dr. Budzenia. Mając stuprocentowe dowody plagiatu w ręku, rzecznik umorzył wczesnym latem 2005 postępowanie wyjaśniające, przez co w sierpniu 2005 (po 4 miesiącach od powiadomienia rektora) sprawa się dyscyplinarnie przedawniła. Częścią winy obciążam też rektora Massalskiego, który także, mając wszystkie dokumenty do dyspozycji, nie zadał sobie trudu ich uważnego przestudiowania i zatwierdził wniosek rzecznika.

Na podstawie tych samych dowodów, ale po publikacjach kieleckich gazet, późną jesienią 2005 – już za rektorostwa prof. Reginy Renz – sprawę dyscyplinarną wznowiono.

25 kwietnia 2005 osobiście przekazałem materiały plagiatowej habilitacji dr. Budzenia prof. Tadeuszowi Szulcowi, ówczesnemu sekretarzowi stanu w Ministerstwie Edukacji i Szkolnictwa Wyższego, z pisemną prośbą o interwencję w tej sprawie u strony słowackiej oraz o cofnięcie polskiego zaświadczenia o równorzędności stopnia słowackiego docenta ze stopniem polskiego doktora habilitowanego. Mimo że 2 miesiące później w Warszawie gościł słowacki minister szkolnictwa wyższego (podpisywano nową umowę o równorzędności dyplomów i stopni naukowych), nic nie zrobiono, tłumacząc, że nie ma prawomocnego orzeczenia.

Rok później materiały udowadniające plagiat przesłałem posłance SLD dr Krystynie Łybackiej z Politechniki Poznańskiej z prośbą o interwencję poselską, mającą na celu cofnięcie polskiego zaświadczenia. To właśnie podpis ówczesnej minister Łybackiej figuruje na zaświadczeniu habilitacyjnym dr. Budzenia. Mimo moich wielu telefonów i listów, Pani Poseł także nic nie zrobiła w tej sprawie.

Podobne dokumenty wysłałem w 2006 na ręce prof. Henryka Samsonowicza, wybitnego historyka z Warszawy, członka Prezydium PAN, doktora honoris causa AŚk. oraz członka Komisji Etyki przy Ministrze Nauki. Wprawdzie przedstawił on tę bulwersującą sprawę na posiedzeniu Komisji Etyki prof. Macieja Grabskiego, ale poza wzmianką w protokole innych rezultatów zabrakło.

Pozostaje mi tylko publicznie zaapelować do rektor Akademii Świętokrzyskiej prof. dr hab. Reginy Renz, aby wystąpiła do obecnego ministra nauki i szkolnictwa wyższego z żądaniem unieważnienia wydanego dr. Budzeniowi w maju 2003 przez minister Krystynę Łybacką Zaświadczenia o równorzędności słowackiego stopnia docenta z polskim stopniem doktora habilitowanego. Zaświadczenie to jest dokumentem polskim, wydawanym na podstawie kodeksu postępowania administracyjnego i ponieważ opiera się na nierzetelnym (bo plagiatowym) słowackim stopniu docenta, minister nie tylko ma podstawy prawne, ale i obowiązek prawny jego cofnięcia.

Mam nadzieję, że rektorowi dużego wsparcia w tych działaniach udzieli senator prof. Adam Massalski z Kielc. Liczę, że to, co nie udało się rektorowi Massalskiemu oraz przewodniczącemu Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej prof. Massalskiemu, uda się senatorowi Massalskiemu.