Badacz Kamerunu

Monika Szabłowska−Zaremba


Stefan Szolc−Rogoziński potrafił realizować najbardziej zaskakujące projekty badawcze. Gdy we wrześniu 1881 w „Wędrowcu” ukazała się krótka notka, rozpoczynająca się słowami: Z radością przywitałbym pomiędzy zjednoczonymi siłami swej wyprawy towarzysza podróży z ojczystej niwy, który zechciałby ze mną dzielić trudy i owoce..., w Warszawie zawrzało. Zaprojektowana przez Rogozińskiego wyprawa do Afryki znalazła się w centrum uwagi nie tylko naukowców, pisarzy, publicystów, lecz i przemysłowców oraz mieszczan. Aleksander Świętochowski nie szczędził pióra, aby udowodnić, jak zbędną jest podróż i śmiesznym człowiek, który zamiast inwestować w budowę polskich dróg, wydaje pieniądze na awanturnicze wojaże. Po stronie młodego podróżnika stanęli wierni odtąd jego przyjaciele: Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz, Wacław Nałkowski i Filip Sulimierski, właściciel oraz redaktor „Wędrowca”. Na łamach tej gazety można było potem przeczytać o przebiegu wyprawy, niezwykłych przygodach, jakie spotkały jej uczestników. Nikt jednak nie podejrzewał, co tak naprawdę chciał uczynić Rogoziński dla ojczyzny.

Wielu krytyków wypominało młodemu badaczowi jego niemieckie pochodzenie oraz to, że był ewangelikiem. Z tego powodu, a także, by umocnić „polskość” swojej wyprawy, podróżnik zmienił nazwisko. Był jednym z czterech synów Ludwika Scholtza i Malwiny z Rogozińskich. Urodził się 14 kwietnia 1861 w Kaliszu, mieście, które ukochał i do którego zawsze powracał. W tajemnicy przed ojcem wstąpił jako ochotnik do szkoły marynarki wojennej w Kronsztadzie, gdzie w 1880 otrzymał stopień oficera floty rosyjskiej. Wtedy też wyruszył na pokładzie „Generała Admirała” w podróż dookoła świata. Po raz pierwszy ujrzał Afrykę, która zachwyciła go egzotyką tak bardzo, że wkrótce uznał ją za swoją drugą ojczyznę. Pod wpływem emocji, lecz i zapewne wielkich aspiracji, Stefan Scholtz spolszczył swoje nazwisko oraz dołączył do niego rodowe nazwisko matki. W ten sposób nikt nie mógł mieć wątpliwości, kim są nowi badacze Czarnego Lądu.

Już w szkole nauczyciele ganili Stefana za rysowanie mapek w atlasach. Niewiele wtedy wiedziano o Afryce, a owa niewiedza rozpalała młodzieńczą wyobraźnię. Nie tylko jego. W szkolnej ławce siedział wspólnie z Klemensem Tomczekiem, który również uległ tym marzeniom. Gdy w 1881 Rogoziński przedstawił mu zarys wyprawy, młody geolog nie odmówił.

Dość szybko wyprawa Rogozińskiego stała się słynna w Europie. Poparło ją Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne w Petersburgu (tylko chwilowo – w kilka miesięcy potem wykreślono polskiego badacza z listy członków za jego „zbytnią polskość”), a także Paryskie Towarzystwo Geograficzne i Klub Afrykański w Neapolu. Zespół badaczy miał być międzynarodowy, lecz w ostatniej chwili spośród licznej grupy naukowców pozostali tylko: Szolc−Rogoziński, Tomczek oraz Leopold Janikowski, meteorolog.

Wyprawa rozpoczęła się 13 grudnia 1882, kiedy to z Hawru, przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego, wypłynął mały statek „Łucja Małgorzata”. Powiewały na nim dwie flagi: francuska i nieznana nikomu – z herbem Warszawy Syrenką. Do statku dołączone zostały dwie szalupy: Syrenka i Warszawianka. Wyprawa Rogozińskiego miała udowodnić, że Polacy potrafią na równi z innymi narodami dokonać wielkich odkryć geograficznych. Po licznych przygodach młodzi podróżnicy przybyli do Kamerunu. Tu, za czarny tużurek, cylinder i trzy skrzynki dżinu, Szolc−Rogoziński zakupił wyspę Mondolch. Stała się ona stałą bazą badawczą, pośrodku której powiewała biało−czerwona flaga.

Wraz z Tomczekiem Rogoziński zbadał wybrzeże Kamerunu, odkrył rzekę Mungo (to docenili szczególnie badacze z Anglii), kilka wodospadów oraz Jezioro Słoniowe. Niestety, zdolny geolog zmarł na żółtą febrę. Pozostawił jednak po sobie pokaźne zbiory etnograficzne i geograficzne, mnóstwo zapisków, które przekazano krakowskiemu muzeum. Po śmierci przyjaciela Rogoziński wspólnie z Janikowskim wędrował po górach. Dziś jeden ze szczytów nosi jego imię. Oprócz tego badacz zdobył mniejszy ze stożków wulkanu Mongo−ma−Etinoleh, który nazwał górą Kraszewskiego. Nazwa ta jednak nie przyjęła się.

Tubylcy zachwyceni byli działaniami Rogozińskiego, jednak w tym czasie toczyła się wojna o kolonie pomiędzy Brytyjczykami a Niemcami. Rogoziński wystąpił oficjalnie przeciw Niemcom, a nawet jednoczył przeciw nim plemiona afrykańskie. Doprowadził do tego, że w 1884 przeciw polskiemu badaczowi wystąpił w Reichstagu Bismarck, nazywając Rogozińskiego „osobą niepożądaną”. Badacze musieli opuścić Kamerun. Odbyli wielką podróż po Europie, wygłaszając odczyty naukowe i popularnonaukowe. Po licznych perturbacjach Rogoziński znalazł się w Warszawie. Dzięki Bolesławowi Prusowi poznał młodą pisarkę Helenę Boguską, znaną jako Hajota. Niestety, nie był to udany związek, a ich małżeństwo szybko się rozpadło. Główną przyczyną było na pewno wielkie rozczarowanie, jakie powstało po upadku plantacji kakao, którą odkrywca stworzył na wyspie Fernando Po. Bez pieniędzy musieli wrócić do kraju. Żona wystąpiła o rozwód. Podróżnik czuł się bardzo zagubiony. Kilka miesięcy spędził w zakładach dla nerwowo chorych w Krakowie i Bonn. Zawędrował potem jeszcze nad Nil, marzył o podróży dookoła świata. Niemcy starali się zatrzeć w Kamerunie wszystkie ślady działalności Rogozińskiego i jego przyjaciół.

Szolc−Rogoziński posegregował swoje zbiory i oddał je kilku polskim muzeom. Wyjechał do Paryża, by zorganizować kolejną wyprawę badawczą. 1 grudnia 1896 zginął pod kołami omnibusu. Jego żona rozgłaszała w kraju, iż zmarł na chorobę tropikalną na ukochanym Fernando Po. Być może sądziła, że taka śmierć jest godniejsza znanego badacza Kamerunu.

W 1932 na jednym z zebrań naukowych, jedyny żyjący uczestnik wyprawy Leopold Janikowski oznajmił, że zamierzeniem Rogozińskiego było „wyszukanie odpowiedniego terenu dla kolonizacji polskiej, jako przyszłej ostoi dla tych, którym nie tylko materialnie, ale i duchowo było za ciasno pod rządami trzech naszych zaborców”.