Kłoczowscy, cz. I
Niewiele polskich rodzin może się chlubić metryką inteligencką od kilku stuleci. W rodzinie, gdzie wiele rzeczy określił fakt, że ojciec jest historykiem, istnieje rodzaj dumy z mojego imiennika, kasztelana zawichojskiego, który był dyplomatą, doradcą ostatniego Jagiellona, potem Stefana Batorego. Zginął w bitwie pod Wielkimi Łukami [1580 – M.B.].
Prof. Piotr Kłoczowski, syn wybitnego historyka−mediewisty Jerzego, wiele razy w naszej długiej rozmowie podkreślił „inteligencką świadomość” wyniesioną z domu.
Znamienity przodek, członek elity politycznej końca Złotego Wieku, należał także do kręgu wysoko wykształconych Polaków tamtej epoki. Studiował w Wittemberdze, potem w Padwie, gdzie zaprzyjaźnił się z Janem Kochanowskim. Mój rozmówca znalazł w padewskim uniwersytecie swój herb rodzinny (panna na niedźwiedziu) pośród innych upamiętniających rodziny tamtejszych studentów.
Upadek pierwszej, szlacheckiej Rzeczypospolitej przyniósł także zmierzch świetności rodu. Kłoczew w ziemi stężyckiej, „rodzinny matecznik” od XIV jeszcze wieku, zubożał znacząco.
Decydujący był rok 1863 (opisując tak długą tradycję trzeba dokonywać sporych przeskoków chronologicznych) – udział młodego wówczas pokolenia w rozmaitych partiach powstańczych, co skutkowało represjami władz carskich, a w konsekwencji zmianą statusu na ziemiańsko−urzędniczy z ciążeniem ku temu drugiemu w następnych dziesięcioleciach. Kłoczowskich spotykamy odtąd a to na urzędzie burmistrza Piaseczna, a to Warki.
Inteligenci
Z żywej pamięci wyłania się postać Józefa – sędziego, posiadającego majątek ziemski. Ożenił się z Kazimierą Rykowską, „emblematyczną postacią epoki pozytywizmu”, związaną z kręgiem warszawskiej inteligencji. Jej ojczym był znanym w stolicy architektem holenderskiego pochodzenia. Bardzo zamożna, nie studiowała jeszcze, ale słuchała wykładów w Paryżu, pobierała lekcje gry na fortepianie i malarstwa, odbywała kuracje w Nicei, podróżowała i pisała listy świadczące o bogatym życiu duchowym.
Józef Kłoczowski poznał przyszłą żonę niedługo potem, gdy zamieszkała w wybudowanym jej przez rodzinę skromnym dworku w Bogdanach pod Chorzelami, na północy Mazowsza, zamierzając poświęcić się pracy organicznej, tj. nauczaniu dzieci w założonej przez siebie szkole.
Bogdany stały się, jak to ujmuje Piotr Kłoczowski, punktem wyjścia XX−wiecznej historii rodziny. Pamięć o Powstaniu Styczniowym, zmaterializowana w licznych pamiątkach, przede wszystkim w wykonanych ręką prababki Kazimiery kopiach cyklu obrazów Grottgera Polonia – wiszą do dzisiaj w Bogdanach – wyznaczała stosunek mieszkańców do narodowej historii.
Jedyny syn, Eugeniusz, dziadek mojego gościa po mieczu, który ukończył SGGW i gospodarował nowocześnie w rodzinnym majątku, wobec historycznej potrzeby ruszył w 1920 roku na wojnę bolszewicką. W prawie 900−stronicowych Wspomnieniach mazowieckiego ziemianina z lat 1897−1951, wydanych rok temu, napisał: Zalanie Polski przez bolszewizm byłoby absolutnym końcem naszej młodej niepodległości, ujarzmieniem wszystkiego, co uważaliśmy za święte i dobre. Przekonania wyniesione z rodzinnego mazowieckiego gniazda pozwoliły następnym pokoleniom Kłoczowskich zachować wierność temu, co ciągle uważają za święte i dobre.
Chrześcijaństwo i postęp
Prof. Piotr podkreśla, nieczęstą w warstwie ziemiańskiej, religijność dziadka Eugeniusza, która nie znajdowała wyrazu w jego poglądach politycznych, ale określała duchowość: – To, że się jest chrześcijaninem było zawsze ważne. Obok zaangażowań patriotycznych wyznaczała postawę wobec świata.
Wieloletnim przyjacielem domu był ksiądz Władysław Korniłowicz, rzecznik katolicyzmu otwartego, któremu mieszkańcy dworu powierzali wszelkie kwestie wiary i zasięgali rady.
Zdaniem wnuka, świadectwem przejścia do warstwy inteligenckiej, niezależnie od uprawiania ziemi, co Eugeniusz Kłoczowski robił z pasją, stało się jego zaangażowanie w redagowanie „Gazety Rolniczej”, której szefował Jan Lutosławski, stryj kompozytora Witolda. W latach trzydziestych dziadek dzielił czas między Bogdany i Warszawę, pisząc dużo i pełniąc obowiązki zastępcy redaktora naczelnego.
Identyfikując się mocno z warstwą ziemiańską, miał wobec niej wiele krytycyzmu, ale zarazem przypisywał decydującą dla losów społeczeństwa rolę cywilizacyjną i kulturotwórczą. Pisał o potrzebie rozumienia zalążków rodzącego się w Polsce kapitalizmu i wychodzenia z feudalnych opłotków. W cytowanym pamiętniku wyznaje: Starałem się budzić prężną świadomość dążenia do postępu poprzez domaganie się od rządu polityki naprawdę prorolniczej i poprzez zdobywanie wiadomości fachowych.
Publicystyka i zajęcia redakcyjne pochłaniały Eugeniusza Kłoczowskiego coraz bardziej. Niedługo przed wojną zamierzał kupić mieszkanie w Warszawie i pewnie oddałby gospodarowanie w Bogdanach administratorom, a sam poświęcił się całkowicie „przestawianiu polskiego rolnictwa na nowe tory.” Jeździł za granicę, głównie do Francji, zapoznając się z tamtejszymi sposobami gospodarowania na ziemi.
Przy tym wszystkim w domowej aurze ciągle obecna była historia. Synowie – najstarszy Jerzy, obecny profesor KUL, Zbigniew, który zmarł w latach siedemdziesiątych i Jan Andrzej, krakowski dominikanin – rośli wśród pamiątek i w mitologii powstańczej pod okiem babki Kazimiery, jednocześnie zaś przy wtórze ojcowskich nawoływań o postęp cywilizacyjny i jego rolniczej praktyki, jaka ten postęp urzeczywistniała. U wnuków przechowały się zapiski dziadka dotyczące nawożenia, podorywek, szczegółów agrotechnicznych, które sporo mówią o szerokości horyzontów tego przedstawiciela światłej elity ziemiańskiej w międzywojennej Polsce.
historia – uczestnictwo
Jerzy Kłoczowski urodził się w grudniu 1924 roku. Uczył się najpierw w domu, poznając wcześnie legendę poległego niedawno wuja, nasiąkając tradycyjnym patriotyzmem, pospołu z ideałami przyświecającymi budowaniu niepodległego państwa. Częstym gościem w Bogdanach był krewny i sąsiad Mieczysław Dąbski, wysoki urzędnik Najwyższej Izby Kontroli, później autor bardzo krytycznych pamiętników z okresu sanacji, a także Faustyn Czerwijowski, dyrektor Biblioteki Publicznej przy Koszykowej w Warszawie, człowiek bliski Piłsudskiemu, ale i stanowczy jego oponent po zamachu majowym. Na częstych rodzinno−sąsiedzkich konwentyklach rozmawiano o historii, tej, co już urosła w legendę i tej, która stawała się teraźniejszością – sytuacji politycznej, za którą ci ludzie czuli się odpowiedzialni. Po spotkaniu z prof. Piotrem Kłoczowskim długo wertowałam pamiętnik jego dziadka, od niego otrzymany, znajdując tam potwierdzenie trafności spostrzeżeń oraz interpretacji mojego gościa: Myślenie o sprawach Polski wciąż coraz bardziej absorbowało uwagę ludzi na wsi. Już w marcu 1921, gdy do Bogdan zjechałem, aby tu gospodarzyć, stwierdzić mogłem zainteresowanie problemami, o których ongiś mało kto myślał.
Przynależność do elity, którą należy opatrzyć przymiotnikiem społeczna albo narodowa, określały wtedy mniej zajmowane stanowiska, bardziej owa aktywność – projekty i czyny służące podniesieniu wspólnego bytu na wyższy w każdym wymiarze poziom.
Chłop spod Chorzel doprawdy z trudnością mógł sobie wyobrazić, czego Polska od niego chce i jakie ma być jego w niej miejsce. Ta Polska urzędowo do niego przychodząca, to coś, co przychodziło od góry – przez nauczycieli, szalejącego w Chorzelach komendanta policji (...), który choć uciskał niby tylko złodziei i Żydów, był czymś mającym zapach Polski szlacheckiej z kańczugiem na chłopa. (pamiętnik E. Kłoczowskiego).
Wierność
We wrześniu 1939 skończyła się epoka, w której światli ziemianie−inteligenci, tacy jak Eugeniusz Kłoczowski i cały krąg jego przyjaciół oraz współpracowników z „Gazety Rolniczej”, mogli mieć wpływ na istotne sprawy kraju. Bogdany upaństwowiły władze hitlerowskiej Rzeszy zimą 1940 roku. Dziadkowie pana Piotra opuścili majątek, żeby tułać się po różnych miejscowościach podwarszawskich, co on uznaje za ostateczne „wysadzenie z siodła”, jakkolwiek po kilkudziesięciu latach los miał się osobliwie odmienić.
Jego przyszły ojciec przed wojną rozpoczął naukę u księży marianów na stołecznych Bielanach i kontynuował ją podczas okupacji. Maturę zdał tajnie w gimnazjum im. Adama Mickiewicza, dojeżdżając tam z Zielonki, gdzie akurat mieszkali rodzice.
W tym momencie opowieści następuje dygresja – wspomnienie o towarzyszącej rodzinie przez dziesięciolecia, w doli i niedoli, niani Jerzego, Marii Sałkowskiej, zwanej „Dudeczkiem”, która, nauczywszy swoją panią pieczenia ciast (była wykształconą kucharką), razem z nią utrzymywała rodzinę podczas okupacji.
Wnukom wiele lat później opowiadała domowe dzieje widziane z perspektywy kuchni, obfitujące w drobne niedyskrecje związane z „humorami” babci albo klęskami kulinarnymi. Obcowanie z „Dudeczkiem” pomogło panu Piotrowi zrozumieć istotę wierności, mającej genezę w jeszcze feudalnej strukturze społecznej, a stanowiącej fundamentalną wartość etyczną. A także przeżyć ciągłość ważnych wątków rodzinnej tradycji.
Jerzy Kłoczowski wstąpił do Armii Krajowej i znalazł się w podchorążówce, następnie zaś trafił do batalionu „Baszta” na Mokotowie. Środowisko dwudziestolatków z rodzin inteligenckich hołdowało bardzo demokratycznym zasadom współżycia w wojennych warunkach. Podwładnymi przyszłego historyka byli m.in.: Adam Stanowski, późniejszy profesor socjologii w KUL, Krzysztof Kasznica, syn współzałożyciela i rektora UAM, Jan Józef Lipski, Mieczysław Chorąży – jeden z ojców polskiej onkologii po wojnie... Czuli się i byli kawałkiem wolnej, niepodległej i demokratycznej Polski, która trwała kilka miesięcy, ale duchowy ciężar tego pokolenia musiał potem dać o sobie znać.
Ojciec mojego gościa stracił rękę w ataku na Królikarnię. Po powstaniu z częścią towarzyszy broni znalazł się w Skierniewicach. Zgodnie i bez wątpliwości postanowili, że jak tylko otworzy się pierwszy uniwersytet, pójdą na studia. Wynieśli z domów rodzinnych przeświadczenie o tym, że Polsce, którą im, jak ich ojcom, przyjdzie odbudowywać, potrzebne będą wiedza i gotowość do ofiarnej służby. Tę drugą już dramatycznie zaświadczyli, pierwszą ruszyli zdobywać – zanim się okazało, że powojenna Polska zaprzeczy ich ideałom.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.