Światło w ciemności

Halina Bykowska


;Paweł Urbański, student V roku ekonomii UG

Kiedy spotykam Pawła Urbańskiego po raz pierwszy, schodzi ze schodów Biblioteki Głównej UG. Jest sam. Delikatnie stuka białą laską o betonowe stopnie, śliskie od deszczu. Zmierza w stronę swojego akademika. Gdy widzimy się następnego dnia, entuzjastycznie reaguje na jego widok Anna, koleżanka ze studiów. – Paweł jest świetnym kolegą – mówi. – Bardzo go lubimy i szanujemy. Wiemy, że lubi chadzać własnymi ścieżkami.

Wchodzimy do akademika. Tu, na parterze, ma pokój – urządzony i sfinansowany przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych – wyłącznie dla siebie. Drzwi otwierają się i zamykają automatycznie. Przedpokój, wraz z urządzeniami kuchennymi, jest obszerny. W pokoju spora, niewysoka szafa, łóżko i – co najważniejsze – biurko z laptopem, gdzie niewidomy student, kształcący się według indywidualnego toku studiów, spędza niemało czasu. Laptop jest specjalnie oprogramowany. Przetwarza teksty na dźwięki. Niewidomy student operuje klawiaturą niczym wirtuoz. Takiej biegłości w obsługiwaniu komputera mógłby mu pozazdrościć niejeden fachowiec.

Urodził się z retinopatią wcześniaczą, polegającą na uszkodzeniu niedojrzałych naczyń krwionośnych siatkówki nadmierną dawką tlenu w inkubatorze. O chorobie wzroku jego rodzice dowiedzieli się, kiedy miał pięć lat. Choroba pogłębiała się, a medycyna była bezradna. Całkowicie utracił wzrok mając lat trzynaście. – Stało się to w lipcu, w czasie wakacji, wskutek przesilenia – opowiada – Wtedy doszło do rozwarstwienia siatkówki. Był to ogromny szok – mówi. – A szok wykasowuje racjonalne myślenie.

Spędził miesiąc w klinice leczenia chorób oczu w Katowicach. Rozważano możliwość przeprowadzenia operacji, która niosła niemałe ryzyko. Rodzice obawiali się efektów szoku pooperacyjnego. Nie poddali syna operacji.

Wrócił do szóstej klasy szkoły podstawowej w Białobrzegach Radomskich, niedaleko Warszawy. Ogromną troską otoczyli go wtedy rodzice i starszy brat, a także nauczyciele i koledzy w szkole. Nie nauczył się alfabetu brajla. Miał dobre oceny. Uczył się wyłącznie ze słuchu. Ale kiedy podjęto decyzję, że pójdzie do szkoły średniej, wtedy pomyślano o tym, żeby usprawnić technikę uczenia się. Rodzice posłali go do liceum dla niewidomych w Laskach, przygotowującego równocześnie do zawodu. Wybrał naukę w klasie o poszerzonym programie języka angielskiego. Był to trafny wybór, który miał ogromny wpływ na jego dalsze życie.

międzynarodowa matura

Okres adaptacji był jednak dość trudny. Paweł w nauce języka angielskiego startował od zera. – Trzeba było radzić sobie samemu – wspomina. – Niewiele pomoże, jeżeli człowiek będzie tylko płakał albo zgrzytał zębami.

Pierwszą klasę ukończył z wyróżnieniem. A potem doszło do niezwykłego zdarzenia, które odmieniło jego życie. Któregoś dnia Laski odwiedzili uczniowie z międzynarodowej szkoły United World Colleges w Norwegii. Jest 10 takich szkół na całym świecie, realizujących program międzynarodowej matury (International Baccalaureate). Podjął wyzwanie. O miejsce w koledżu ubiegało się ponad 200 osób z całej Polski. Do udziału w programie matury IB w Norwegii zakwalifikowało się zaledwie kilkanaście osób z naszego kraju, w tym niewidomy przyszły student ekonomii UG.

Paweł Urbański pojechał do Norwegii na dwa lata i został absolwentem norweskiego koledżu. Pobyt w tym pięknym kraju odmienił niewidomego młodego Polaka całkowicie. Nauczył się kreatywnego stosunku do życia. Wie, że stale trzeba wspinać się pod górkę, ciągle coś robić. Nie można siedzieć bezczynnie. Mówi, że doskonale pamięta świat barw, kształty, przestrzenie, które po raz ostatni widział przed jedenastoma laty. Pogodził się z inwalidztwem wzroku. Wie, że można sobie świetnie z tym radzić.

– Bardzo polubiłem wówczas teorię wiedzy, przedmiot, którego prawie nikt nie trawił, łączący, między innymi, logikę, metodologię i filozofię – mówi.

Nauczył się też wspinaczki na skałkach i jazdy na nartach. W Norwegii wygrał najstarsze w Europie zawody narciarskie dla osób niepełnosprawnych. Wcale niełatwe. Ale świadectwa międzynarodowej matury za pierwszym razem nie uzyskał. – Oblałem matematykę i wcale się tego nie wstydzę – zwierza się. Poprawkę z matematyki sprawnie zaliczył i jest obecnie jedynym niewidomym Polakiem, który posiada certyfikat międzynarodowej matury.

Indeks bez przeszkód

Jako absolwent matury międzynarodowej bez przeszkód otrzymał indeks na Wydziale Ekonomicznym UG. Nie ukrywa, że bardzo bał się matematyki, która odgrywa rolę sita na studiach ekonomicznych. Ze względu na matematykę po przyjeździe z Norwegii na rok wrócił do szkoły w Laskach, aby przyzwoicie opanować ten przedmiot.

W UG spotkał się z niemałą życzliwością. Matematykę opanował całkiem nieźle, co zawdzięcza – jak mówi – dr Wolnik i dr Sadowskiej. Chodził na podwójne ćwiczenia. – Wcześniej nie lubiłem tego przedmiotu – przyznaje szczerze. – Doszedłem jednak do wniosku, że trzeba nauczyć się wykonywać nawet takie czynności, których się nie lubi. Czasem bywa to konieczne ze strategicznego punktu widzenia.

Studia ekonomiczne nie są łatwe. Niewidomy student liczył więc na życzliwość nauczycieli akademickich i kolegów. I się nie zawiódł. Prof. Dorota Simpson, dziekan wydziału i zarazem szefowa rektorskiej komisji Uniwersytet bez Barier, z ogromną przyjaźnią odnosi się do niepełnosprawnej młodzieży akademickiej. Dr Anna Kobylańska i dr Jurand Czermiński stale czuwają nad tym, aby niepełnosprawnym studentom nie działa się krzywda. Dr Piotr Kuropatwiński mobilizował niewidomego studenta ekonomii oraz jego kolegów do ustawicznej kreatywności i przedsiębiorczości. Mgr Sylwia Machowska z podziwu godną cierpliwością wpajała niepełnosprawnemu studentowi zasady mikroekonomii, udostępniając sterty wykresów.

Koledzy z zainteresowaniem obserwowali go na wykładach i ćwiczeniach. Nauczyciele akademiccy szybko przywykli do tego, że materiał, który był na wykładzie, trzeba przygotowywać w formie elektronicznej. Wiadomo było, że Paweł Urbański tekstową płytę CD bez trudu przetwarza na swoim laptopie w materiał dźwiękowy. Program firmy Freedom Scientific, pozwalający na taką transformację, kosztował 1300 dolarów. Pieniądze na jego zakup pochodziły z PFRON. Potem w udoskonaleniu aparatury komputerowej dopomógł jeszcze Czerwony Krzyż z Norwegii (kupił specjalny ekran brajlowski), a także organizacja charytatywna Lions Club. A kiedy już Paweł Urbański nabył większą wiedzę informatyczną, sam zaczął zarabiać i uzupełniać oraz unowocześniać oprogramowanie. Dochód przynosiła i wciąż przynosi realizacja zleceń znanych firm. Niewidomy student stał się cenionym doradcą informatycznym. Wykazał w tym względzie niemało inicjatywy. Od dwóch lat bywa na specjalistycznych konferencjach i seminariach. Przyznaje, że napracował się niemało, aby nawiązać kontakty z firmami. – Czasami miałem już dosyć tej dłubaniny – mówi. – Godzinami siedziałem przy komputerze i dokonywałem różnych analiz.

Bezcenna okazała się też pomoc kolegów. Przerysowywali mu niezbędne wykresy z mikroekonomii, przepisywali dla niego niezbędne materiały i kopiowali je na CD.

Zżył się ze swymi kolegami i bardzo ich polubił. Nie stronił od ich towarzystwa. Razem z nimi bywał na imprezach. Otrzymywał zazwyczaj najlepsze oceny, chociaż – czego nie ukrywa – kilkakrotnie mu się zdarzyło nie zaliczyć kolokwium, bo był za słabo przygotowany. Przyznaje, że czasem nie była to jego wina. Program komputerowy nie zawsze radził sobie z bardzo rozbudowanymi wzorami. Zapominał np. o nawiasach, co jest katastrofą w przypadku obliczeń matematycznych. Osoba, która ma sprawny wzrok, nie bywa narażona na takie „niespodzianki”.

Tok indywidualny

Po drugim roku studiów wybrał specjalizację w zakresie polityki gospodarczej i strategii przedsiębiorstw. Wtedy przeszedł też na indywidualny tok studiów. Jego opiekunem został dr Grzegorz Pawłowski. Paweł Urbański ma prawo do wyboru przedmiotów. Nie musi chodzić na wykłady. Otrzymuje stypendium naukowe i socjalne (z puli uniwersyteckiej), no i, oczywiście, dorabia jako specjalista informatyki. Jest świetnym konsultantem. Informatyka stała się jego prawdziwą pasją.

Miał już za sobą praktykę w firmie Rodan Systems, specjalizującej się w tworzeniu dla rządu oraz różnych podmiotów gospodarczych m.in. systemów komputerowych do zarządzania procesami biznesowymi, procesami pracy, wiedzą dotyczącą np. organizacji materiałów itp. Zaczął uczestniczyć w specjalistycznych konferencjach naukowych. Nawiązał kontakty z renomowanymi firmami. Już dostaje ciekawe oferty pracy.

Ma dość czasu na relaks. Uprawia judo (zachęcił go do tego kolega z roku, Kamil Wypych) i wspinaczkę skałkową. – Na treningach sportowych nie korzystam z żadnych ulg – zapewnia i pokazuje poobijane łokcie i dłonie. Marzy o wyprawie na szczyt Aconcagua, najwyższy w Ameryce Południowej, który mierzy 6959 m. Pomysłodawcą zorganizowania wyprawy (wybiera się na nią kilkanaście studentek i studentów, z których część reprezentować będzie znakomity, międzywydziałowy Adventure Club) jest Kuba Jakubczyk, wspaniały człowiek, zdobywca wielu szczytów (z wyjątkiem Everestu), spadochroniarz, pilot szybowców i trener judo.

Paweł przyznaje, że odrobinę się boi, bo nigdy nie wspinał się tak wysoko. Wyprawę chce potraktować jako wyzwanie i równocześnie wspaniałą przygodę. – Byłbym niemądry, gdybym się nie bał – argumentuje. – Jeżeli uda mi się wejść na sam szczyt, będzie dobrze, a jeśli nie, nie będę rozpaczał. Trzeba mieć trochę pokory – tłumaczy. Nie lubi siedzieć bezczynnie. Stara się poświęcać zajęciom nietypowym. Do tej pory wspinał się na sztucznych ścianach. Tym razem chce się sprawdzić w prawdziwie ekstremalnych warunkach. Wyboru zbyt dużego nie ma. W piłkę nie może grać, bo nie trafi do celu. Badminton, strzelanie albo łucznictwo też nie są dla niego. A siedzenie bezczynnie, kiedy jest się młodym i w pełni sił, byłoby równoznaczne z marnowaniem życia.

– Jest mnóstwo rzeczy, które jeszcze chciałbym zrobić – powiada. – Nie zamierzam ginąć na pierwszej wyprawie. Mam zamiar wrócić w jednym kawałku. Jeśli nawet zaatakuje mnie choroba wysokościowa, poddam się bez żalu i z nadzieją, że może powiedzie mi się następnym razem. A wyprawa jest bardzo ciekawa. Pozwoli pięknie zamknąć moich pięć lat na uniwersytecie. Potraktuję ją jako podziękowanie za cierpliwość nauczycieli akademickich, którzy prowadzili ze mną zajęcia i mobilizowali mnie do nauki.

Mówi, że nie różni się od swoich kolegów. Podobnie jak oni, miewa lepsze i gorsze chwile. Czasami też ma ochotę poleniuchować. Nie wszystko udaje mu się tak, jak sobie założył. Miewa też porażki. Nie zadziera nosa. Brak wzroku sprawił, że udoskonalił pamięć i system kojarzenia. To jego atut. Podobnie jak intuicja. Bezbłędnie wyczuwa ludzi mu życzliwych. Zachowują się po prostu naturalnie, nie traktują go jak osoby niepełnosprawnej, nie stosują żadnych ograniczeń. Mają serce na dłoni. Od razu to czuje.

Nim otrzyma dyplom, chciałby jeszcze zrobić coś pożytecznego. Zamierza się przyłączyć do inicjatywy prof. Renaty Orłowskiej i utworzyć przy UG klub międzynarodowej organizacji charytatywnej Kiwanis, działającej na rzecz dzieci, założonej w Detroit w 1915 r., mającej działaczy w 96 krajach na całym świecie.

szybować wysoko

Indywidualny tok studiowania oraz częste kontakty z firmami skłaniają go do wielu refleksji. Uważa, że ostatni rok studiów w każdej uczelni w większym zakresie można by poświęcić zagadnieniom innowacyjnym na świecie, a także bliższym kontaktom z firmami. – Bardzo przydałby się ścisły kontakt z absolwentami uczelni, którzy są biznesmenami – mówi. Ich uwagi o tym, w jaki sposób radzą sobie w życiu zawodowym, byłyby niezwykle cenne. Przydatne choćby z tego względu, że nierzadko osoby tuż po dyplomie doznają niemałych rozczarowań. Okazuje się bowiem, że wiedza uzyskana w uczelni odbiega od tego, co dzieje się w firmach.

Bardzo ceni sobie wszystko, czego doświadczył w UG. – Nauczyłem się próbować wszystkiego – powiada. – Nie rezygnowałem z niczego. Przywykłem z łatwością przyzwyczajać się do zmian. Koniecznie trzeba nauczyć się radzić sobie z nimi.

Młodzieży niepełnosprawnej, która kończy szkołę średnią, radzi szybować wysoko i bez wahania ubiegać się o indeks. Jeśli nawet w pierwszych miesiącach studiowania pojawią się kłopoty, należy mówić o nich otwarcie. Trzeba też umieć integrować się z grupą. – Zauważyłem, że osoby niepełnosprawne trzymają się razem, co niepotrzebnie je izoluje od reszty środowiska – mówi. – Jeżeli nie wiem, gdzie znajduje się sala wykładowa, nie dowiem się, jeżeli sam o to nie zapytam. Nie dowiem się też, jak wygląda dziewczyna, z którą tańczyłem, jeżeli nie powie mi o tym żaden z kolegów. Umiejętność integrowania się jest jedną z najważniejszych kwestii.