Nauka a polityka

Aldona Kamela−Sowińska


Żyjemy w czasach powszechnego demontażu struktury sumienia, gdzie mętne frazesy, pojęciowe arabeski i półoficjalne stereotypy opanowały życie polityczne i powoli wchodzą do życia naukowego. Widzimy proces użyźniania nieużytków umysłowych. O losach nauki decydują ludzie zbyt bogaci w słowa, a zbyt ubodzy w doświadczenie. A przecież prawdy nie ma na składzie. Prawda nie jest spokojna, ani dostojna, ani wyniosła, ona gryzie, kłóci się, grozi pięściami. Prawda nie jest dla ludzi ostrożnych, prawda nie jest dla koniunkturalistów – takim potrzebna jest... kanapa. Powszechnie uprawiane jest polityczne kłusownictwo bez dbałości o spójność doktryny i naukową weryfikację. Ostatnim lekarstwem, narzędziem, nadzieją na poprawę jest nauka. Bo, jak mówił Albert Einstein, nauka jest po prostu weryfikowanym zdrowym rozsądkiem, choć nie wystarczy wiedzieć, żeby być mądrym.

Powszechnie widoczny jest brak związku nauki i polityki.

Politykę uprawiają politycy, naukę naukowcy i uczeni. Zgodnie z tym, co mówią moi studenci – naukowiec to zawód, a uczony to charakter.

Teza pierwsza: Stabilność jest cechą nauki, niestabilność cechą polityki. Wiedza jest po prostu wyrafinowanym zdrowym rozsądkiem. Wiedza jest funkcją nauki. Nauka jest sprawą wielkich. Maluczkim zostają nauczki.

Nauka jest jak wymagająca kochanka. Jeśli nie poświęcisz jej całego czasu i wszystkich myśli, to nie obdarzy cię wzajemnością. Żeby wiedzieć, trzeba się uczyć do końca życia. W uczelni z obowiązku, w pracy z przymusu, a na emeryturze dla przyjemności. W polityce można zaś zmieniać partie polityczne, programy, zapatrywania i jest to istotą polityki.

Teza druga: Politycy generalnie nie uczą się niczego nowego ani od siebie, ani od innych. A uczyć się trzeba ciągle i z rozumem, bo choć mózg mają wszyscy, to rozum niewielu. Wprawdzie są też tacy, którzy tak długo studiują, że nie mają czasu, by cokolwiek wiedzieć. Ale uczyć się trzeba od najlepszych. Bo inaczej na stu umiejących czytać, zaledwie jeden umie myśleć.

Teza trzecia: Politycy generalnie się boją, naukowcy nie. Naukowcy się nie boją. Stawiają pytania, dociekają prawdy. Pamiętają, że aby dotrzeć do źródła trzeba płynąć pod prąd. Z prądem płynie głównie... i to się nazywa populizm.

Przy dociekaniu prawdy można albo grzeszyć, albo błądzić. Uczony błądzi, polityk grzeszy. Choć? Różnica między politycznym grzesznikiem a świętym uczonym jest taka, że święty uczony ma zwykle ciekawą przyszłość, a polityczny grzesznik ciekawą przeszłość. Ze strachu polityk grzeszy, a z ciekawości uczony błądzi.

Teza czwarta: Polityk ma mądrość z urzędu, a uczony z wiedzy. Choć generalnie politycy skończyli studia i mają wiedzę, ale trzeba pamiętać, że nie wystarczy wiedzieć, żeby być mądrym, bo mądry uczy się ciągle, tylko głupcy zawsze wszystko wiedzą i umieją. Wiedza nie opiera się wyłącznie na prawdzie, opiera się także na błędach. W braku odróżnienia wiedzy od prawdy przodują parlamentarne komisje śledcze. Bo polityczna mądrość nabyta z urzędu to szczególny typ kwalifikacji.

Teza piąta: Wybór polityczny czy ekonomiczny? Wybór polityczny jest prawie zawsze wyborem ekonomicznym, a przynajmniej charakteryzuje się konsekwencjami gospodarczymi. Znajomość zasad ekonomii, a zwłaszcza wiedza o podstawowych zależnościach między wielkościami gospodarczymi, jak i skutkach podejmowanych lub zaniechanych decyzji, powinna stanowić dziś minimum kwalifikacji polityka. Prawda ta, niestety, nie do wszystkich jeszcze dotarła i ilość nieporozumień na styku polityki i ekonomii jest ogromna. W niewiedzy o gospodarce ma też swe źródło niemało koncepcji „korygujących” bezduszność praw ekonomicznych w imię najrozmaitszych kryteriów.

Największą ignorancją i przejawem tego typu rozumowania jest nieodróżnianie praw produkcji, wytwarzania od praw podziału. Niedoceniany jest truizm, że na to, by móc coś podzielić – trzeba to najpierw wytworzyć. Tymczasem myślenie wielu ugrupowań politycznych skoncentrowane jest na podziale i to zwykle w sposób zniechęcający wytwórców do maksymalizacji produktu. Brak znajomości zasad ekonomii powoduje powtarzanie tezy, że w Polsce nie ma pieniędzy.

Chcę obalić wszechobecny mit, że w Polsce nie ma pieniędzy na inwestycje, a tym samym – brak jest szans na tworzenie nowych miejsc pracy. W Polsce jest dużo pieniędzy, szczególnie na inwestycje. Brakuje natomiast mechanizmów, nowoczesnych instrumentów ekonomicznych odpowiadających współczesnej gospodarce i sprzyjających inwestorom. Pieniądze na inwestycje i na miejsca pracy są w funduszach inwestycyjnych, ubezpieczeniowych, emerytalnych oraz w oszczędnościach ludności. Trzeba tylko odróżniać wartość od ceny. Bo przyszły takie czasy, że większość ludzi zna cenę wszystkiego i nie zna wartości niczego.

Wnioski. Co zatem robią uczeni w polityce? Odpowiedź jest prosta: Są i muszą być czystym sumieniem polityki.