Biblioteki były prekursorami

Rozmowa z mgr Ewą Dobrzyńską−Lankosz, przewodniczącą Rady Wykonawczej Konferencji Dyrektorów Bibliotek Szkół Wyższych


Mgr Ewa Dobrzyńska−Lankosz jest starszym kustoszem dyplomowanym. Ukończyła studia z zakresu filologii rosyjskiej w UWr., studia podyplomowe z bibliotekoznawstwa i informacji naukowej w UJ. W wyniku postępowania przeprowadzonego przez ministerialną Komisję Egzaminacyjną uzyskała kwalifikacje bibliotekarza dyplomowanego. Od 1998 dyrektor Biblioteki Głównej Akademii Górniczo−Hutniczej, od 1994 dyrektor Krakowskiego Zespołu Bibliotecznego. W listopadzie wybrana na przewodniczącą Rady Wykonawczej Konferencji Dyrektorów Bibliotek Szkół Wyższych (na drugą kadencję).

Mam wrażenie, że w ostatnich kilkunastu latach biblioteki naukowe przeszły rewolucję. Są dziś innymi instytucjami niż dawniej.

– To prawda, jest to związane z komputeryzacją, która do bibliotek weszła już ponad dziesięć lat temu. Biblioteki były prekursorami wprowadzania systemów komputerowych w uczelniach. Zanim wprowadzono je w kwesturach i dziekanatach, biblioteki już z nich korzystały.

Kiedy biblioteka AGH kupiła system komputerowy?

– W 1993 roku kupiliśmy zintegrowany system VTLS. Został on wprowadzony równocześnie przez Bibliotekę Uniwersytecką w Warszawie, Bibliotekę Jagiellońską, Bibliotekę Główną Uniwersytetu Gdańskiego i Bibliotekę Główną Akademii Górniczo−Hutniczej.

Czy ten system wciąż funkcjonuje w bibliotece?

– Tak, jego kolejna wersja o nazwie VIRTUA. W Polsce używa go ponad dwadzieścia bibliotek naukowych, w większości akademickich.

Funkcjonuje wiele bibliotecznych systemów informatycznych. Czy są one kompatybilne?

– Te profesjonalne generalnie są kompatybilne i umożliwiają wszechstronną współpracę bibliotek.

Jaka jest rola tradycyjnej książki we współczesnej bibliotece naukowej?

– Biblioteki humanistyczne zapewne wciąż muszą gromadzić duże ilości książek tradycyjnych, kodeksów, ale wszystkie – zarówno uniwersalne, jak i specjalistyczne – mają coraz częściej do czynienia z wersjami elektronicznymi czasopism czy książeką, choć książka tradycyjna wciąż jest w obiegu. Nadal mamy wiele zbiorów z epoki tradycyjnego druku i wciąż cieszą się one zainteresowaniem użytkowników. Obcowanie z książką drukowaną, oprawioną, to zupełnie inne przeżycie niż czytanie tekstu na monitorze komputera. Przy kontakcie z książką liczą się: estetyka, dotyk, zapach, oprawa. Są osoby, które lubią poczytać przed zaśnięciem. Trudno sobie wyobrazić wchodzenie z laptopem do łóżka.

Jak do tradycyjnej książki podchodzą bibliotekarze? Czy są już grupy bibliotekarzy, którzy prawie jej w pracy nie dotykają?

– W zasadzie wszyscy mają do czynienia z drukowaną książką, nawet pracownicy sekcji komputeryzacji podczas procesu digitalizacji.

Mam wrażenie, że prace nad digitalizacją rozpoczęto od zbiorów najcenniejszych, których się normalnie nie wypożycza. W jakim stopniu zbiory bibliotek są już przekształcone w wersje elektroniczne?

– Nie każda biblioteka, która ma cenne zbiory, posiada też urządzenia do ich skanowania. Wybór pozycji do digitalizacji zależy od potrzeb czytelników. Biblioteka AGH bodaj jako jedna z pierwszych podjęła digitalizację, a rozpoczęliśmy ją od skryptów uczelnianych – pozycji najbardziej poszukiwanych przez naszych studentów.

Co to znaczy udostępnić książkę w wersji elektronicznej?

– Trzeba ją zeskanować, obrobić – często mamy do czynienia z jedynym egzemplarzem książki zaczytanej niemal na śmierć – potem czytelnik znajduje ten skrypt w sieci i może go czytać w domu, w akademiku, może nawet wydrukować fragmenty na własny użytek. Jest tu problem z prawem autorskim. W AGH uzyskujemy zgodę autora na udostępnianie wersji elektronicznej danego dzieła.

Zmiany w funkcjonowaniu zapewne wymusiły zmiany kadrowe?

– Kadra się zmieniła. Staramy się zatrudniać fachowców, czyli osoby po studiach bibliotekoznawczych, lub – w przypadkach, gdy opracowanie i gromadzenie zbiorów wymaga wiedzy z różnych dyscyplin – innych studiach specjalistycznych z podyplomowymi studiami w zakresie informacji naukowej i bibliotekoznawstwa.

Czy Pani zatrudnia u siebie inżynierów po AGH?

– Tak, kilku – specjalistów z zakresu geologii, górnictwa, ceramiki, metalurgii i innych specjalistycznych dziedzin wiedzy. Jednak, by awansować na wyższe stanowiska, muszą uzupełnić studia o wiedzę bibliotekarską.

Jakie obecnie są stanowiska w bibliotekach naukowych?

– Osoba po studiach bibliotekoznawczych jest na ogół zatrudniana na stanowisku młodszego bibliotekarza. Aczkolwiek są w tej hierarchii niższe stanowiska, na przykład magazyniera, które nie wymagają ukończenia studiów wyższych. Potem jest bibliotekarz, starszy bibliotekarz i kustosz. Na tym się kończy kariera w tak zwanej służbie bibliotecznej. Mamy też bibliotekarzy, którzy „powrócili” do grupy nauczycieli akademickich – są to bibliotekarze dyplomowani. To osoby, które wykazały się działalnością publikacyjną i zdały egzamin państwowy z bibliotekoznawstwa i informacji naukowej przed komisją powoływaną przez ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Mają obowiązki prowadzenia zajęć dydaktycznych i pracy badawczej. Zatrudniamy też informatyków oraz pracowników administracji.

Wiele instytutów bibliotekoznawstwa zmieniło ostatnio nazwy, eksponując informację naukową lub nawet informatyzację.

– Wielu osobom bibliotekoznawstwo kojarzy się dość tradycyjnie. Natomiast informacja naukowa to jest to, czego coraz częściej poszukujemy w bibliotekach. Dzisiejsze czasy wymagają intensywnego rozwoju informatyzacji oraz nowego podejścia bibliotekarzy wobec zmieniających się potrzeb użytkowników.

Jaki procent wypożyczeń stanowi dziś udostępnianie materiałów elektronicznych, a jaki tradycyjnych książek?

– Trudno dać jednoznaczną odpowiedź. Nieco inaczej to wygląda w bibliotekach uniwersyteckich, inaczej w specjalistycznych. Natomiast można zaobserwować pewne tendencje. Zdecydowanie więcej udostępniamy czasopism elektronicznych niż drukowanych. Udostępniamy też coraz więcej baz danych.

Informacja naukowa nabiera coraz większego znaczenia. Zapewne zmieniły się pomieszczenia jej służące?

– Zmieniły się formy pracy oddziałów informacji naukowej. Przygotowujący materiały na zapytania użytkowników korzystają z różnorodnych źródeł, w większości elektronicznych. W związku z tym w pomieszczeniach informacji naukowej stanęły komputery. Choć organizujemy użytkownikom także dostęp do źródeł w taki sposób, by nie musieli oni fizycznie przebywać w bibliotece, niemniej tradycyjne czytelnie ze stolikami także wciąż istnieją.

Czy użytkownicy częściej sięgają do komputerów, czy po tradycyjne materiały drukowane?

– Do komputerów. W wielu współczesnych dziedzinach tych tradycyjnych materiałów po prostu nie ma.

W jakim stopniu udało się zdigitalizować księgozbiory bibliotek naukowych?

– W niewielkim. Starodruki i rękopisy wymagają odpowiednich warunków, skanerów z kamerami hybrydowymi – chodzi o to, żeby przy okazji tych zbiorów nie zniszczyć. Nie zawsze jest sens digitalizować zbiory. W przypadku bibliotek nastawionych na udostępnianie najnowszych pozycji, nie ma potrzeby digitalizowania starych książek. Część bibliotek prowadzi digitalizację we własnym zakresie, część korzysta z usług podmiotów zewnętrznych. W przypadku współczesnej literatury wchodzi w grę prawo autorskie. Mamy już wypracowaną ścieżkę dochodzenia do wersji elektronicznej książki od strony prawnej. Zwracamy się do autora o podpisanie oświadczenia, że zgadza się na udostępnienie swej pracy w wersji elektronicznej. Czasami nie wymaga to digitalizacji, bo autorzy sami przynoszą elektroniczną wersję tekstu. Dotyczy to głównie skryptów, materiałów konferencyjnych, rzadziej monografii.

W obszarze bibliotekarstwa poczyniono bardzo wiele inwestycji. Dlaczego, skoro coraz więcej jest elektroniki, która nie wymaga tak wiele miejsca?

– Zbiory tradycyjne wciąż są gromadzone. Trzeba znaleźć miejsce na zbiory, które dotychczas były źle zabezpieczone i niewłaściwie przechowywane. Nowoczesne podejście do użytkownika to zapewnienie tak zwanego wolnego dostępu do zbiorów. To wymaga odpowiedniego miejsca, specjalnych regałów, zabezpieczeń oraz organizacji biblioteki. Wprowadzamy już elektroniczne wypożyczanie – to także wymaga odpowiedniej organizacji przestrzeni w bibliotece, nie mówiąc już o systemach zabezpieczeń zbiorów i kontroli dostępu. W wolnym dostępie użytkownik może wchodzić do biblioteki jak do supersamu, może sam podchodzić do regałów, przeglądać książki. Czasami szuka określonego dzieła, ale przy okazji znajduje wiele innych, poświęconych interesującej go tematyce.

Czy dojdzie do tego, że czytelnik nie będzie się widział z bibliotekarzem, tylko z interface’em czytnika kart magnetycznych, regałami i zasobnikiem na oddawane książki?

– Zapewne tak, choć w magazynach z wolnym dostępem do zbiorów pracuje sporo bibliotekarzy, są potrzebni między innymi do ochrony zbiorów i ich porządkowania. Podobnie jest ze zwracaniem książek – czytelnicy nie wkładają ich na półki. To musi zrobić bibliotekarz.

Czy biblioteki są dobrze zabezpieczone przed kradzieżami?

– Zabezpieczeń nigdy dość. Kiedyś wystarczył zamek. Dziś wchodzi elektronika, monitoring, paski magnetyczne czy chipy na książkach. Raczej nie ma od tego odwrotu. Pewne technologie pełnią równocześnie rolę zabezpieczenia, ale także pomagają organizować pracę biblioteki, na przykład wypożyczenia, inwentaryzacje, porządkowanie zbiorów.

Zazwyczaj mówi się, że informatyzacja pozwoli zmniejszyć zatrudnienie. Tymczasem chyba jest odwrotnie.

– Gdy rozpoczynaliśmy informatyzację, a chyba wciąż jesteśmy na początku tego procesu, trzeba było zatrudnić sporo osób do opracowania zbiorów, digitalizacji, tworzenia katalogów elektronicznych, udziału w tworzeniu centralnego katalogu NUKAT. Z czasem zatem zatrudnienie katalogerów powinno spadać.

Czy dziś jeszcze robi się katalogi fiszkowe?

– Raczej nie, ale stare katalogi wciąż funkcjonują, choć ich rola i rozmiary są coraz mniejsze. W konsekwencji wprowadzania w ramach rekatalogowania kolejnych pozycji starych zbiorów do katalogu komputerowego wycofywane są fiszki z katalogu kartkowego. Biblioteki przesuwają swoje zadania w inne regiony: poszukiwanie i udostępnianie informacji, tworzenie informacji dla użytkownika – opracowujemy cały szereg własnych baz danych, czasami tworzonych wspólnie przez wiele bibliotek.

W zbiorach bibliotek coraz ważniejszą część stanowią elektroniczne czasopisma i bazy danych. Są bardzo drogie. Czy warto?

– Duże biblioteki na zakup czasopism i baz danych wydają 2−3 miliony złotych rocznie, czyli dziesięć razy więcej niż na pozostałe składniki zbiorów. Wiele czasopism występuje tylko w wersji elektronicznej, a do rozwoju badań są po prostu niezbędne. Kiedyś w wersji drukowanej kupowaliśmy 100−200 tytułów, teraz nasz użytkownik ma dostęp do 5−8 tysięcy czasopism w wersji elektronicznej – to dzięki udziałowi w konsorcjach. Nie mamy jasnego sposobu finansowania zakupów czasopism elektronicznych. Kiedyś pieniądze na to przekazywane były z KBN w postaci dotacji celowej adresowanej do bibliotek. Obecnie są one ukryte w środkach na badania własne lub działalność statutową. W niektórych uczelniach wypracowano ścieżkę uzyskiwania funduszy na zakup czasopism i baz danych, w innych dyrektorzy bibliotek muszą od poszczególnych dziekanów wyrywać pieniądze na czasopisma. Na dodatek czasopisma i źródła elektroniczne drożeją każdego roku o 8−15 procent. Być może jest to wynik monopolizacji rynku przez kilku dużych wydawców.

Czy powstanie Konferencji Dyrektorów Bibliotek Szkół Wyższych jest wynikiem tych szalonych zmian z ostatnich lat?

– Konferencja powstała 9 lat temu, a jej pomysł – 10 lat temu. Środowisko bibliotekarskie ma swoje specyficzne problemy, które należało konsultować we własnym gronie, wspomagać się, wymieniać informacjami. Dzięki liście dyskusyjnej i stronie domowej Konferencji ten kontakt jest naprawdę dobry.

Przydała się ta Konferencja na coś?

– Udało się nam wnieść pewien wkład w tworzenie prawa o szkolnictwie wyższym – w wersji pierwotnej bibliotek tam w zasadzie nie było. Wpływaliśmy na treść różnych aktów prawnych – rozporządzeń i ustaw – dotyczących bibliotek. Wszelkie konsorcja biblioteczne są tworzone między innymi dzięki tej Konferencji.

Mają Państwo swoją ustawę. Nie wystarcza?

– Ustawa o bibliotekach zaledwie wspomina istnienie bibliotek naukowych. Dotyczy ona głównie bibliotek publicznych.

Oprócz uczelni publicznych jest ponad trzysta prywatnych. Czy jest dla nich miejsce w Konferencji?

– Na naszych zjazdach pojawiają się także przedstawiciele uczelni prywatnych. Na razie Konferencja Dyrektorów nie jest bardzo sformalizowana. Nie mamy nawet pojęcia członkostwa. Status Konferencji i precyzyjne zasady jej działania to najbliższe zadania Rady Wykonawczej.

Jak wyglądają płace bibliotekarzy na tle zarobków innych grup pracowników szkół wyższych?

– W wielu przypadkach pracownicy biblioteczni mają bardzo niskie premie. Pracownicy naukowo−administracyjni i administracja sięgają zarobkami do dwudziestej pierwszej kategorii zaszeregowania, a bibliotekarze tylko do szesnastej. Inne są wynagrodzenia bibliotekarzy dyplomowanych, bo ci należą do grupy nauczycieli akademickich.

Czy dyrektorzy bibliotek biorą udział w posiedzeniach senatów uczelni?

– Do niedawna decydował o tym statut uczelni, a niektóre z nich dawały dyrektorom bibliotek głos stanowiący. Nowe prawo o szkolnictwie wyższym gwarantuje wszystkim dyrektorom miejsce w senatach, ale tylko z głosem doradczym.

Rozmawiał Piotr Kieraciński