O zaniku poczucia wstydu

Henryk Grabowski


Przez długie lata myślałem, że tylko ludzie potrafią się wstydzić. Później przekonałem się, że również zwierzęta – przynajmniej te udomowione – posiadają tę cechę. Właściciele ulubionych psów lub kotów wiedzą, co mam na myśli. Ostatnio, nie bez zdziwienia, zaobserwowałem stopniową utratę poczucia wstydu wśród przedstawicieli gatunku homo sapiens. Jeszcze nie tak dawno człowiek na stanowisku, który się publicznie skompromitował, strzelał sobie w łeb lub – w najgorszym przypadku – składał dymisję. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić czyn, który by skłonił jego sprawcę do tego typu autodestrukcyjnych lub honorowych zachowań. Uwikłany w aferę rozporkową prezydent wielkiego państwa, skazany za przestępstwo kryminalne polityk, przyłapany na kradzieży intelektualnej naukowiec, trzymają się kurczowo swoich stołków, idąc w zaparte lub chowając za nadany z mandatu społecznego immunitet. Przykłady zachowań tego typu są tak powszechne, że nie ma potrzeby ich mnożyć. Znany przypadek sprawowania funkcji z więzienia przez skazanego prawomocnym wyrokiem burmistrza miasta przekroczył wszelkie granice możliwości w zakresie utraty poczucia wstydu i nie da się niczym przebić.

Jestem skłonny twierdzić, że zjawisko atrofii wstydu dotyczy nie tylko osobników o skłonnościach psychopatycznych, których – jak wiadomo – jest wśród ludzi ogarniętych żądzą władzy znacznie więcej niż w populacji generalnej. Stopniowo, na zasadzie społecznej osmozy, przenika ono do wszystkich środowisk. Żeby nie być posądzonym o stronniczość, odwołam się do własnego przykładu. Kilkanaście lat temu zgłoszono moją kandydaturę w wyborach na jedno z kierowniczych stanowisk w uczelni. Ku memu miłemu zaskoczeniu, wygrałem przy jednym głosie sprzeciwu. Źródłem mojej radości było nie tylko uzyskanie tak wysokiego poparcia, ale także, a nawet zwłaszcza, uświadomienie sobie, że gdyby nie ten jeden głos sprzeciwu, mógłbym być posądzony o głosowanie na samego siebie. Dzisiaj nie tylko politykowi, ale również mnie, który nigdy nie odczuwałem potrzeby posiadania władzy, nie przyszłoby do głowy, żeby wstydzić się popierania samego siebie. Nie przeczę, że w zachowaniach takich można dopatrzyć się znamion hipokryzji, ale takie były wówczas obyczaje. Człowiekowi przyzwoitemu nie wypadało postępować inaczej.

Prognozy futurologów rzadko się sprawdzają. Mimo to przedstawiciele nauk przyrodniczych nie ustają w poszukiwaniach odpowiedzi na pytania: co będzie, gdy stopnieją lodowce, zniknie ze stratosfery warstwa ozonowa, wyczerpią się naturalne źródła energii itp. Ciekawe, dlaczego przedstawiciele nauk społecznych nie próbują przewidzieć, jak będzie wyglądało życie na naszej planecie, gdy już wszyscy ludzie zatracą poczucie wstydu.