Debata

Piotr Kieraciński


W jakim kierunku powinien zmierzać rozwój szkolnictwa wyższego i nauki? Można o to pytać ministra nauki, polityków odpowiedzialnych (?) za państwo, a można samych naukowców. Uczestnicy panelu – naukowcy pełniący ważne funkcje w systemie nauki i szkolnictwa wyższego – który odbył się w Bydgoszczy podczas spotkania redaktorów gazet akademickich, skupili się na kwestiach: systemu szkolnictwa wyższego i nauki, finansowania badań i uczelni, karierze naukowej oraz studentach i jakości kształcenia.

System

Różne instytucje działające w obrębie Prawa o szkolnictwie wyższym protestują przeciw różnym zapisom ustawy. Czy znów trzeba zmieniać ustawę? – Prawo, którym dysponujemy, daje ogromne możliwości – mówił prof. Edmund Wittbrodt, senator RP, były minister edukacji. – Problem w tym, czy umiemy je wykorzystać. Nie do końca zgadzał się z nim prof. Józef Szala, z ATR, przewodniczący Komitetu Budowy Maszyn PAN, który zauważył, że zarówno Prawo o szkolnictwie wyższym, jak i ustawa o finansowaniu nauki powodują pewne problemy dla nauk technicznych.

Zdaniem senatora, szkolnictwo wyższe jest jednym z kluczowych czynników rozwoju kraju, 2/3 przyrostu PKB wynika bowiem z rozwoju intelektualnego społeczeństwa. Już wkrótce 70 proc. stanowisk pracy będzie wymagało wyższego wykształcenia. Co więcej – rynek wymusi ustawiczne kształcenie kadr. To wszystko sprawia, że mimo niżu demograficznego szkolnictwo wyższe wciąż będzie skupiać uwagę rządzących.

Po przemianach z początku lat 90. nastąpił znaczący postęp w nauce. Mimo wszelkich ograniczeń, nasza nauka z lokalnej stała się globalną, uważa prof. Błażejowski, przewodniczący Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego. Jednak z nawiązaniem do nauki światowej jeszcze długo będziemy mieli problem. Prof. Maciej Żylicz, prezes Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, przytoczył dane świadczące o przyzwoitym miejscu w tejże nauce światowej takich dziedzin, jak: chemia, fizyka, astronomia. Jego zdaniem, w Polsce rozwijano dyscypliny mogące mieć znaczenie wojskowe. W tym nasza nauka podobna była do nauki w ZSRR. Badania służące człowiekowi są na znacznie gorszym poziomie.

Prof. Błażejowski wskazuje na inny typ nierównomierności rozwoju dyscyplin naukowych. Nauki podstawowe rozwijały się znacznie lepiej niż aplikacyjne. Wciąż podejmujemy zbyt mało badań lokalnych i regionalnych.

Zdaniem prezesa FNP, Krajowy Program Ramowy to zlepek życzeń różnych środowisk, a nie rezultat świadomej i konsekwentnej polityki rządu. Jego zdaniem, powołanie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju jest dobrą decyzją, ale tylko jedną z wielu, które należałoby podjąć. Za konieczne uważa powoływanie centrów badawczych. Prof. Żylicz uznał likwidację Komitetu Badań Naukowych za krok wstecz w rozwoju systemu badań naukowych w kraju. Wady systemu wskazywał też przewodniczący RGSW: – Nie ma kontynuacji polityki naukowej i edukacyjnej. Każdy nowy minister ma własną, nową strategię.

Jakość

– Czy oferta kształcenia spotyka się z potrzebami rynku i marzeniami ludzi? – pytał prof. Wittbrodt. Ten wątek podchwycił prof. Zbigniew Marciniak, przewodniczący Państwowej Komisji Akredytacyjnej: – Między tym, czego powinniśmy studentów nauczyć, a tym, czego faktycznie uczymy, istnieje duży rozdźwięk. Tylko 5 proc. studiujących zdobywa bardzo wysoki poziom wiedzy. Największy odsetek zatrzymuje się na dolnych szczeblach drabiny wiedzy. Najtrudniejsze są pierwsze lata studiów, na których następuje odsiew części studiujących. Nie jest to dobre zjawisko. Przecież najcenniejszą wiedzę, najbardziej zaawansowaną, powinno się zdobywać na końcu kształcenia. Nasza „drabina edukacyjna” jest odwrócona.

Prof. Błażejowski zauważył, że dynamiczny rozwój szkół wyższych wcale nie oznaczał podniesienia poziomu intelektualnego studentów. Co więcej, mimo rozwoju systemów akredytacji, mamy raczej do czynienia z obniżaniem jakości kształcenia. – Stan nasycenia liczbą studentów i uczelni już osiągnęliśmy. W przyszłości musimy położyć nacisk na jakość kształcenia – dodał. Zdaniem prof. Marciniaka, tylko państwowe dyplomy uchroniły nas przed katastrofą edukacyjną, którą mógł spowodować lawinowy wzrost liczby studentów.

Przewodniczący RGSW uważa, że trzeba się będzie poważnie zastanowić nad zróżnicowaniem poziomu kształcenia. Może to oznaczać powstanie grupy elitarnych uczelni, oferujących znacznie wyższy od przeciętnego poziom kształcenia. – Być może w opisanej sytuacji należałoby wprowadzić dwie klasy dyplomów: A i B? – prof. Marciniak wtórował J. Błażejowskiemu. A ten dopowiadał: – Musimy nie tylko dawać wiedzę, ale także kształtować umiejętności. Przewodniczący PKA podsumował wątek o jakości kształcenia optymistycznie: – Jakość polskiego szkolnictwa wyższego jest niezła.

kierunki

Prof. Marciniak zastanawiał się, na ile państwo powinno kreować politykę naukową i edukacyjną, ingerując w tworzenie i wspieranie określonych kierunków studiów. Jego zdaniem, interesy kraju wymagają rozwoju kierunków kosztownych. Obserwujemy zaś zjawisko odwrotne – kierunki, które nie wymagają dużych nakładów, rozwijają się najszybciej. Uczelnie niepubliczne nie tworzą kierunków technicznych. Prof. Zbigniew Skinder, rektor Akademii Techniczno−Rolniczej, przytoczył dane, wg których tylko 8 proc. studentów kończy kierunki techniczne. Prof. Maciej Żylicz: – Doktoraty w politechnikach wykonywane są w dużej mierze z zakresu nauk podstawowych. Te uczelnie nie spełniają swoich zadań. Prof. Szala: – Muzyków kształcą wybitni muzycy, a inżynierów – naukowcy. Tymczasem cele nauki i techniki nie są tożsame. Nauka to odkrywanie, technika – tworzenie nowych faktów.

Prof. Marciniak wskazał na paradoks. Mamy aż 200 tys. studentów zarządzania i marketingu, 10 proc. ogólnej liczby studentów, przy ponad 100 kierunkach kształcenia. W tej dziedzinie jest teraz najwięcej bezrobotnych, ale z drugiej strony – najwięcej ofert pracy. – Są naciski na tworzenie nowych, bardzo szczegółowych kierunków – stwierdził prof. Błażejowski. W tej chwili, wraz z wojskowymi, mamy 118 kierunków kształcenia. Prof. Szala sądzi, że tożsamość kierunków kształcenia z dyscyplinami naukowymi pomogłaby w rozwoju karier naukowych. Prof. Błażejowski: – Nigdy kierunki nie pokrywały się z dyscyplinami. Na dyplomach widnieją nazwy specjalności. Prof. Marciniak: – Jeśli chcemy, by dyplomy były państwowe, musimy mieć państwowy system stopni i stanowisk naukowych.

Prof. Wittbrodt: – Powinniśmy zmierzać ku kierunkom bardzo szeroko zdefiniowanym – makrokierunkom. Tego wymaga rynek pracy. Uczelnie mogą tworzyć makrokierunki, których nie ma w oficjalnym wykazie, ripostował przewodniczący RGSW.

Zdaniem prof. Błażejowskiego, wyraźnie widać zjawisko obniżania możliwości przyswajania wiedzy przez studentów. Oprócz nacisku na jakość, uczony widzi potrzebę zwiększenia stopnia internacjonalizacji kształcenia. Nie oznacza to jedynie wysyłania większej liczby polskich studentów za granicę, ale przede wszystkim wprowadzenie dużej oferty kształcenia w językach obcych, by przyciągnąć do naszego kraju większą liczbę studentów z zagranicy. W tej chwili w Polsce kształci się 8 tys. obcokrajowców, podczas gdy np. w Niemczech – 250 tys.

kariera

Zdaniem prof. Szali, najważniejszy jest poziom kadr. Prof. Marciniak wypowiedział interesującą, choć zapewne kontrowersyjną uwagę: – Na szczęście liczebność kadry akademickiej nie zwiększyła się proporcjonalnie do wzrostu liczby studentów. To ocaliło jakość kadr i zapobiegło katastrofie w jakości kształcenia. Prof. Szala stwierdził, że to kariera naukowa, czyli publikacje, rzutuje na obsadę stanowisk. Przepis stanowiący, że podstawą kariery mogą być osiągnięcia techniczne jest mylący i nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości. Prof. Błażejowski podjął ten wątek: – Musimy włączyć praktyków z przedsiębiorstw do procesu kształcenia, ale nie wiemy, jak poznać, kto jest dobry.

Trzeba zmienić nasz system kariery na otwarty. Może to oznaczać konieczność odejścia od obowiązkowej habilitacji i tytułu profesorskiego. Jednak nie może to być prosty akt decyzji. Trzeba je zastąpić czymś, co uratuje jakość kadr. – Liderzy grup badawczych bez habilitacji mogą być profesorami, ale doktorzy habilitowani, którzy nie potrafią być liderami, nie powinni zostawać profesorami – mówił J. Błażejowski. Prof. Żylicz zaproponował międzynarodowy konkurs zamiast habilitacji. Jego zdaniem, większość etatów musi być kontraktowa. Jaka jest szansa na realizacje takiego pomysłu? Uczony skonstatował ze smutkiem, że na 5 letni kontrakt na lidera grupy badawczej w Międzynarodowym Instytucie Biologii Molekularnej nie aplikował żaden polski profesor.

Kasa

Finansowanie badań w Polsce jest 10 razy mniejsze niż w rozwiniętych krajach Unii Europejskiej, stwierdził prof. Żylicz. Według niego, Polska jest jedynym krajem, w którym o podziale pieniędzy na badania decyduje minister. Dziś tylko 13 proc. budżetu nauki to pieniądze konkurencyjne, czyli środki na granty, uzyskiwane w drodze konkursu. Reszta idzie na zadania statutowe. O ich rozdziale decyduje w dużej mierze kategoryzacja jednostek naukowych, a ostatnia, jak sądzi prof. Szala, budzi powszechne niezadowolenie. – Tego nie było w czasach, gdy kategoryzację przeprowadzał KBN. Zaletą tej instytucji było to, że stanowiła reprezentację uczonych – stwierdził M. Żylicz. Jego zdaniem, Rada Nauki jest za bardzo zależna od ministra.

Czy radykalne zwiększenie środków na naukę skutecznie by ją uzdrowiło? Prof. Żylicz mówił, że gdybyśmy teraz dostali 2−3 razy więcej pieniędzy, część zostałaby zmarnowana. Gdyby się pojawiły, muszą to być środki konkurencyjne, czyli pieniądze na badania, przyznawane w drodze konkursów. Część tych pieniędzy należałoby przeznaczyć na infrastrukturę. Dzięki temu uczeni przychodzący do placówki badawczej, mający pomysły, przynosiliby do instytucji pieniądze na badania, pochodzące z wygranych przez nich grantów.

Do wątku zarządzania środkami na naukę nawiązał prof. Wittbrodt: – Najlepszy byłby hybrydowy system zarządzania pieniędzmi. Część powinna być w gestii ministra, który dysponowałby środkami na realizacje polityki naukowej państwa, a część w gestii uczonych, którzy są wolni od wpływów politycznych. Trochę inaczej widzi to prof. Żylicz. Minister powinien decydować o podziale pieniędzy np. miedzy dyscyplinami aplikacyjnymi i podstawowymi, ale o przyznawaniu grantów na konkretne badania powinni decydować uczeni. Dziś to minister podpisuje decyzje o przyznaniu środków na projekty badawcze.

Padło także kilka uwag na temat finansowania szkolnictwa wyższego. Prof. Wittbrodt uważa, że dyskusja o systemie finansowania tego obszaru jest wciąż otwarta. Jego zdaniem, musimy zapewnić dostępność kształcenia na poziomie wyższym nawet za cenę współpłatności. System taki, wzbogacony o stypendia, zapomogi, kredyty, byłby lepiej sterowalny i kontrolowalny od obecnego. Wzrost środków przeznaczonych na szkolnictwo wyższe z 0,8 do 1,1 proc. PKB wynika jedynie ze wzrostu płac w tym obszarze, a nie ze świadomej decyzji o dofinansowaniu tej dziedziny działalności państwa.

Z debaty wynika kilka wniosków ogólnych. Wśród uczonych dochodzi do głosu pogląd, że zastąpienie habilitacji, a może nawet tytułu profesorskiego, innymi metodami oceny i rozwoju kariery naukowej to tylko kwestia czasu. Rozwiązania organizacyjne w obszarze nauki i szkolnictwa wyższego wciąż wymagają dopracowania. Powrót uczonych do decydowaniu o środkach na badania wydaje się być popularny w środowisku naukowym.