Król jest nagi?

Stanisław Czachorowski


W „Forum Akademickim” (nr 6/2006) i w lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej” poruszany był problem plagiatu popełnionego w pracy habilitacyjnej i pracy doktorskiej przez dwójkę pracowników UWM w Olsztynie, plagiatu polegającego na przepisaniu fragmentów prac magisterskich. Dr Marek Wroński pisze na łamach „FA”, że zawinił rektor, że milczy senat i rada wydziału, że plagiat jest oczywisty. Do tej pory nikt z UWM nie zabrał głosu w „FA”?

Uniwersytet Warmińsko−Mazurski wielokrotnie przedstawiany jest jako nowoczesny i dobrze się rozwijający. Ma wiele niewątpliwych i niepodważalnych sukcesów. Ale czy wielomiesięczne milczenie grona blisko pół tysiąca profesorów i doktorów habilitowanych nie wskazywałoby na to, że olsztyńskie środowisko naukowe jest słabe? Że po prostu król jest nagi? Dlatego zabieram głos. Zresztą nieodosobniony, gdyż plagiat wypłynął za sprawą profesora z Olsztyna.

Czy akademicki Olsztyn w sprawie plagiatu jest zbyt ślamazarny? Sądząc po informacjach prasowych można wyciągnąć wniosek, że decyzje podejmuje się zbyt wolno, że wielu osobom brakuje odwagi albo zależy na zaniechaniu. Ośmielę się jednak mieć odmienne zdanie w tej sprawie. Nie można wyciągać wniosków tylko na podstawie informacji drukowanych w prasie. Warto opowiedzieć także o tym, co się dzieje w samym środowisku.

W tej „powolności” dostrzegam głębszy i rozleglejszy problem, nie tylko olsztyński. Na początku lat 90., u zarania polskiej transformacji, jeszcze na łamach „Przeglądu Akademickiego”, spotkałem się z opinią, iż prawdziwe zmiany w polskim szkolnictwie wyższym zajdą po wymianie pokoleń. Na doktorat i habilitację potrzeba około 14−16 lat. Dopiero po tym czasie do głosu dojdzie w uczelniach nowe pokolenie, wtedy też można spodziewać się zasadniczych zmian. Okres ten już minął. Można będzie weryfikować postawioną ongiś hipotezę.

W moim odczuciu, problemem jest zmiana stylu zarządzania i powolny zwrot od komunistycznego, „feudalnego” autorytaryzmu ku szacunkowi wobec osoby. Dodatkowo nakłada się na to problem globalny – przechodzenie do gospodarki opartej na wiedzy. Środowisko akademickie potrzebuje dłuższych i głębszych przemyśleń. Sprawa olsztyńskich plagiatów jest wierzchołkiem góry lodowej. Pora tylko przenieść dyskusje i rozważania z kuluarów na forum publiczne. Niech i opinia publiczna wie, że jednak coś się dzieje, że milczenie w prasie nie oznacza milczenia i bierności w uniwersytecie. Ograniczenie się do anonimowej dyskusji w Internecie nie jest godne środowiska uniwersyteckiego.

Akademicki feudalizm

Widoczną cechą zarządzania komunistycznego w PRL był swoisty akademicki „feudalizm”. Autorytet opierał się w dużym stopniu na władzy kierownika, a nie autorytecie wiedzy profesora. Podwładny miał słuchać i wykonywać polecenia. Niepisanym ideałem był „mierny, bierny, ale wierny”. Pracownicy i studenci traktowani byli jak niewolnicy lub parobkowie. Model kariery w dużym stopniu sprowadzał się najpierw do anonimowego pracowania na konto szefa, by po wielu latach wierności awansować i mieć swoich parobków. Kto inny pracuje, kto inny spija śmietankę. Gdzież tu prawa autorskie? Swoje musisz odstać w kolejce. Wiele osób wyrosło w takim systemie i traktowało taki styl, jako jedyny możliwy.

Otwarcie się na świat umożliwiło dostrzeżenie innych wartości, innego stylu zarządzania, innego traktowania podwładnych i studentów. Ale to przewartościowanie nie dokonuje się w tydzień. Olsztyn może być tego przykładem. Wielu pracowników dostrzega ten feudalny styl. Przecież w nim nierzadko wyrastali, męczyli się i na niego narzekali, czuli się wykorzystywani. Ale sam sprzeciw to nie wszystko. Trzeba nauczyć się nowego sposobu spostrzegania człowieka i nabrać nowych nawyków. Na to trzeba czasu i wielu dyskusji.

Strach, że w przeszłości w takim autorytarnym feudalizmie się uczestniczyło (z własnej lub przymuszonej woli), w jakimś stopniu dezorientuje. Czy będzie się sprawiedliwie osądzonym? Bez praw do własnej pracy z młodości (przywłaszczonej przez autorytarnych szefów) i teraz być może bez praw do pracy własnych „parobków”? Dwa razy dostać w skórę? Na dodatek, jak precyzyjnie oddzielić własny wkład w pracy zespołowej?

Oczywiście, to nie takie trudne. Ale nie jest łatwe wewnętrzne dojrzewanie, pokonywanie własnych, osobistych strachów przed osądem i ewentualną zemstą (rzeczywistą lub urojoną). Pozornie ślamazarne działania olsztyńskiego środowiska akademickiego są, w moim odczuciu, przejawem głębszych procesów wydobywania się z fatalnego, pokomunistycznego stylu zarządzania. Wierzę, że jesteśmy na dobrej drodze i podejmiemy właściwe decyzje. Pierwszy raz jest zawsze najtrudniejszy. Czy jestem naiwnym i niepoprawnym optymistą?

Nie próbuję bronić ewentualnych wadliwych decyzji czy usprawiedliwiać plagiatów. Próbuję wykazać, że dla tak złożonego procesu kilka miesięcy nie jest dowodem na ślamazarność czy zaniechanie.

Gospodarka oparta na wiedzy

Ale warto wspomnieć i o drugim aspekcie. Kiedy pod koniec wieku XVIII rozpoczęła się rewolucja przemysłowa, obserwowaliśmy odchodzenie coraz większego odsetka ludności od rolnictwa do pracy w przemyśle. Zmienił się sposób życia, sposób zarabiania, pojawiły się nowe formy własności prywatnej. Zmienił się też charakter uniwersytetów. Przestały uczyć jedynie elity, a zaczęły na masową skalę kształcić inżynierów i naukowców, niezbędnych w gospodarce przemysłowej i planowym prowadzeniu badań nad nowymi technologiami.

Obecnie jesteśmy chyba świadkami kolejnej wielkiej rewolucji i uczestnikami przechodzenia do gospodarki opartej na wiedzy, a prawa autorskie nabierają coraz bardziej wartości ekonomicznej. Na nowo musimy przemyśleć uniwersyteckie prawa autorskie i standardy korzystania z cudzego dorobku. Średniowieczna anonimowość zastąpiona została coraz skrupulatniejszym wymierzaniem indywidualnego wkładu. Czasem jest to mierzenie niemierzalnego. Bezinteresowność badań naukowych w coraz większym stopniu ograniczana jest pędem do cytowań, rankingami, patentami, licencjami. Przede wszystkim dlatego, że wiedza w każdym wymiarze nabiera wartości finansowej i rynkowej. Nie zawsze stare wzorce przystają w pełni do współczesnej rzeczywistości, także za sprawą nowych nośników i sposobów cyfrowego zapisu. Zauważa się coraz wyraźniejszy konflikt między koniecznością pracy zespołowej a indywidualnie udokumentowanym wkładem pracy i dorobku. Jak na początku XX w. pisał Ludwik Fleck o kolektywach myślowych: w dyskusji powstają nowe idee, pomysły, konstatacje. To nie jest zwykła suma wkładu każdego indywidualnego uczestnika. Jak podzielić prawa autorskie?

Ślepe uliczki oświadczeń

Na marginesie wewnątrzuczelnianych dyskusji nad omawianymi plagiatami pojawił się pomysł oświadczeń, jakie mieliby podpisywać studenci składający prace licencjackie i magisterskie. Poszczególne rady wydziałów, aby zapobiec w przyszłości plagiatom, przyjęły różne formy oświadczeń. Jednak wobec zapisu, który zaproponował Wydział Nauk o Żywności – m.in.: Jednocześnie w przypadku korzystania przez promotora z mojej pracy dyplomowej zastrzegam sobie anonimowość w zakresie cytowania mnie w zapisie bibliograficznym – komisja dydaktyczna UWM uznała, że studenci nie będą podpisywali przed obroną pracy magisterskiej żadnych oświadczeń, także tych niekontrowersyjnych, sporządzonych na innych wydziałach. Sprawa jest więc już nieaktualna. Dyskusja wewnątrz uniwersytetu i proces decyzyjny odbyły się szybciej niż trwa cykl wydawniczy miesięczników. Czy warto o tym jeszcze pisać?

Chyba tylko po to, aby kontynuować dyskusję. Być może i w innych ośrodkach akademickich pojawiają się podobne rozważania i dylematy. Sądzę, że wiele proponowanych zapisów w oświadczeniach, jakie mieliby podpisywać magistranci, jest zupełnie zbędnych. Myślę, że właściwe i pełne informacje dotyczące praw autorskich oraz sposobu ich wykorzystania i tak już znajdują się, lub powinny się znaleźć, w pracy dyplomowej. Zamiast oświadczeń powinniśmy dopilnować właściwej struktury i treści prac licencjackich i magisterskich.

Student stwierdza, że nie naruszył praw autorskich innych osób. Zapis taki w oświadczeniu jest zbędny. Podpisując imieniem i nazwiskiem pracę magisterską lub licencjacką, stwierdza praktycznie to samo. Czy analogicznie powinniśmy wymagać, aby w czasie egzaminu pisemnego student do swojej pracy dołączał oświadczenie, że nie ściągał? Zapis o nienaruszaniu praw autorskich jest zbędną biurokracją. Nie zapobiegnie plagiatom. Jeśli student nieuczciwie wykorzysta cudzy tekst, to przecież nie przyzna się do tego także i w pisemnym oświadczeniu. W przypadku wykrycia plagiatu w niczym to oświadczenie nie pomaga. Praca magisterska stanowiąca plagiat musi być unieważniona.

A może pisemne oświadczenie ma przypomnieć studentowi o konieczności respektowania praw autorskich innych osób? Ale student podpisuje to po napisaniu pracy, a więc zbyt późno. Magistrant musi być poinformowany i nauczony rzetelności w czasie pisania pracy i w czasie kilkuletnich studiów. Seminarium magisterskie do tego wystarczy. W miejsce oświadczenia niezbędne jest właściwe informowanie studentów o wszystkich aspektach praw autorskich i sposobu właściwego korzystania z dorobku innych.

Jest jeszcze kwestia promotora. Jeżeli student podpisuje takie oświadczenie, to po co jest promotor i za co bierze pieniądze? To promotor jest zobowiązany do nauczenia (poinformowania) o sposobie wykorzystania dorobku innych i właściwego korzystania z innych prac bez naruszania cudzych praw autorskich. Na promotorze i na recenzencie spoczywa obowiązek ocenienia pracy oraz wyłapanie ewentualnych plagiatów (czy pisania pracy na zamówienie bądź innych uchybień formalnych i merytorycznych). Wymagając takiego oświadczenia stwierdzalibyśmy, że jako promotorzy nia wypełniamy swoich obowiązków.

Student stwierdza, że koncepcja i metodyka jest autorstwa promotora i student nie rości sobie do nich praw. Zapis zbędny, nieprecyzyjny i niezręczny dla promotora. Także promotorzy korzystają z dorobku naukowego całych pokoleń. Zapis taki wskazywałby na wyłączność opracowania koncepcji i metodyki przez promotora. W zdecydowanej większości byłoby to „przywłaszczenie” dorobku i praw autorskich innych osób. Czy układ pracy magisterskiej, z rozbiciem na odpowiednie rozdziały, jest oryginalną koncepcją promotora? Precyzyjne wskazanie koncepcji pracy i wykorzystane metody znajdują się na ogół w rozdziale „materiał i metody”, zostają tam wypisane wszystkie metody stosowane w pracy, wraz z podaniem źródła (cytowanie prac). Jeżeli stosowane są metody opracowane przez promotora, to będą szczegółowo wymienione i cytowane, obok innych metod opublikowanych przez innych autorów. Jeżeli jakaś metoda nie jest jeszcze opublikowana, to również powinna być odpowiednio cytowana (np. „dane niepublikowane”, „informacja ustna”). Nie ma więc najmniejszych obaw, że przez przypadek oryginalny dorobek promotora zostanie mu w jakikolwiek sposób odebrany. Koncepcyjna pomoc promotora udokumentowana może być także w „podziękowaniach”. Ogólny pomysł badań i uzasadnienie znajduje się we wstępie (z przeglądem piśmiennictwa). Tam również mogą się znaleźć cytowania prac promotora.

Student nie rości sobie wyłącznych praw do wyników zawartych w pracy. Zapis w gruncie zbędny i niezrozumiały. Z wyników pracy korzystać może każdy, bo taka jest istota badań naukowych. Może korzystać, odpowiednio cytując źródło. Nie powinniśmy wstydzić się cytować własnych magistrantów. Jeżeli natomiast jesteśmy (jako promotorzy) współwykonawcami przeprowadzonych obserwacji, eksperymentów, pomiarów, to taka informacja powinna się znaleźć w pracy magisterskiej w rozdziale „materiał i metody”. Równocześnie we własnej publikacji powinna się znaleźć wzmianka (np. w formie podziękowania) o wkładzie innych osób, w tym magistrantów. Jeżeli wykonujemy samodzielnie analizy, pomiary, eksperymenty i wyniki udostępniamy magistrantom do wykorzystania i dalszej samodzielnej analizy, to odpowiednia informacja musi się znaleźć w pracy magisterskiej.

Każdy wykryty plagiat – czy to plagiatowa praca magisterska, czy plagiat popełniony przez promotora (wykorzystanie tekstu pracy magisterskiej bez odpowiedniego cytowania) – rodzi konsekwencje prawne i dyscyplinarne. Wspomniane oświadczenia niczego by nie załatwiały. Groźne może być pisanie prac na zlecenie (inna osoba pisze, student podpisuje swoim nazwiskiem), ale od tego jest promotor, aby w czasie pisania pracy należycie współpracował i kontrolował. Jeżeli praca powstaje pod okiem promotora, to może on ocenić i zauważyć wszelkie niesamodzielności studenta.

Promotor jako mistrz

Prawa autorskie do tekstu pracy (a nie do wyników badań) zachowuje sam magistrant. Żadne oświadczenie nie może tych praw odebrać. Przy okazji stawiałoby promotorów w niekorzystnym świetle, sugerując, że zamierzają korzystać z pracy studenta w nieuprawniony sposób (sami publikacji nie potrafimy pisać i korzystamy z tekstu studenckiego?).

Czasem zdarza się, niestety, zbyt duża pomoc promotora – w dobrej wierze i z życzliwości dla studenta. Promotor dopisuje dużo własnych przemyśleń, spostrzeżeń. Jest to niewłaściwa i nieuzasadniona pomoc (pisanie za studenta). Promotor ma pomagać, a nie wyręczać. Pomagać „urodzić się” myślom, wnioskom, uogólnieniom, niczym intelektualna akuszerka. Jest, bądź co bądź, mistrzem. A przynajmniej powinien nim być.

Problem sprowadza się do nauczenia studentów właściwego pisania pracy magisterskiej, nauczenia korzystania z dorobku innych, umieszczania odpowiednich cytowań i informacji o wkładzie innych osób w wykonanie badań i przygotowanie pracy.

Strukturę pracy dyplomowej udoskonalamy od wielu lat. Wynika to, z jednej strony, z rozwoju metodologii samej nauki, z drugiej – z rosnących możliwości technicznych. Z biegiem lat prace dyplomowe nabierają coraz bardziej charakteru nowoczesnych publikacji naukowych, wraz ze streszczeniami angielskimi i wersjami elektronicznymi. Należy się cieszyć z takiego postępu. I oczywiście nadążać w sposobie prowadzenia seminariów dyplomowych, udostępniać więcej poradników dotyczących pisania prac magisterskich wraz ze specyfiką różnych dyscyplin.

Oświadczeniem nie zabezpieczymy się przed posądzeniami o ewentualne plagiaty. Z drugiej strony, wykorzystywanie wyników i rezultatów badań, jeśli jest adekwatnie cytowane, nie stanowi jakiegokolwiek naruszenia cudzych praw autorskich. Nie ma więc potrzeby „dmuchania na zimne”. Bo czy zdarzył się rzeczywisty przypadek, w którym jakikolwiek magistrant uniemożliwił opublikowanie wyników zawartych w pracy magisterskiej?

Prace magisterskie (wyniki badań) powinny być publikowane w czasopismach naukowych. Świadczyć to może o wartości takich badań. Wyniki mogą być publikowane w całości lub tylko we fragmentach. W zależności od wkładu pracy, dokładnie opisanego w odpowiednich rozdziałach pracy magisterskiej, wyniki mogą być opublikowane na kilka sposobów. Pracę magisterską może opublikować sam magistrant, zachowując oczywiście prawa autorskie innych osób i wkład promotora. Wkład dotyczący koncepcji oraz innych form pomocy znaleźć może się w podziękowaniach. Powinniśmy być zadowoleni, gdy nasi studenci samodzielnie publikują. Świadczy to o wysokim poziomie badań, jak i bardzo dobrej dydaktyce. W przypadku braku aktywności samego studenta, wyniki z pracy może opublikować promotor. Wtedy autorami publikacji będą promotor i magistrant (anci). Wkład pracy odzwierciedla kolejność autorów. W przypadku niewielkiego wkładu studenta, wystarczyć mogą same podziękowania i/lub cytowanie pracy magisterskiej.

Nie ma więc sytuacji, w której wartościowe wyniki pracy mogłyby być „zablokowane” przez magistranta. Nie ma też najmniejszej potrzeby wymagania pisemnego oświadczenia, że nie rości praw (wyłącznych) do wyników pracy magisterskiej.

Relacje między promotorem a magistrantem zawarte w oświadczeniu są takie same jak relacje między innymi badaczami. Praca magisterska uczy metodologii naukowej i pisania tekstów naukowych. Zwyczaje, sposoby postępowania i sposoby wykorzystywania dorobku innych, wypracowane przez stulecia w środowisku naukowym i obecnie stosowane, w całości i w pełni odnoszą się także do pracy magisterskiej i relacji między magistrantem a promotorem. Nie ma najmniejszej potrzeby stosowania odmiennych standardów. Tym bardziej że papierowa forma oświadczenia nie oddaje istoty sprawy i rodzi nieuzasadnione podejrzenia względem promotorów.

Ostatecznie UWM w Olsztynie – decyzją władz – zrezygnował z wprowadzania studenckich oświadczeń. Czy warto pisać o sprawach nieaktualnych? Może tylko po to, aby wykazać, że nie milczymy, że podejmujemy różnorodne działania, że próbujemy różnych rozwiązań. W tym przypadku, aby wypracować jasne standardy współpracy ze studentem, dostrzegając w nim osobę i twórcę. Wiedza, to nie tylko informacje, ale i sposób rozumowania.

A co do plagiatu – sprawę rozpatrzyła komisja dyscyplinarna, a władze uczelni skierowały wniosek do prokuratury. Nie sądzę, aby było to działanie zbyt opieszałe. Sądzę raczej, że w Olsztynie nie chcą zbyt pochopnie osądzać i publicznie kamienować.

Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof. UWM, pracuje w Katedrze Ekologii i Ochrony Środowiska na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warmińsko−Mazurskiego w Olsztynie
.