Gładkie słowa nie przesłonią faktów

Marek Wroński


Ze zdziwieniem przeczytałem artykuł prof. Stanisława Czachorowskiego. Autor udaje, że nie wie, iż dobrze udokumentowane powiadomienie prof. Romana Cichonia o plagiacie habilitacji Jana Kłobukowskiego i doktoratu Danuty Wiśniewskiej−Pantak wpłynęło na ręce rektora Ryszarda Góreckiego w kwietniu 2005 roku. Rektor, wbrew prawu i dobrym obyczajom akademickim, nic w tej sprawie nie zrobił. Dopiero gdy w styczniu 2006 roku sprawę opisała szczegółowo olsztyńska „Gazeta Wyborcza”, władze uczelni poleciły wyjaśnienie zarzutów rzecznikowi dyscyplinarnemu. Prof. Zbigniewowi Endlerowi zajęło to ponad 5 miesięcy, ale potwierdził, że zarówno habilitacja, jak i doktorat są nierzetelne.

Droga dyscyplinarna jest przedawniona, bowiem Komisja Dyscyplinarna musi otworzyć postępowanie dyscyplinarne do czterech miesięcy od momentu powiadomienia rektora o zarzutach, a tego nie zrobiono. Z kolei odpowiedzialność karna przedawnia się po 5 latach od dokonania plagiatu, więc zawiadomienie złożone do prokuratora to zasłona dymna, bowiem habilitacja odbyła się w 1999 roku. Jan Kłobukowski przez cały ten okres pełni funkcję prodziekana ds. studiów stacjonarnych i nikomu nie przyszło do głowy, że jest to niemoralne. Nie można pełnić funkcji dziekańskiej, gdy w gazecie dokładnie opisano zakres plagiatów prof. Kłobukowskiego i cały akademicki Olsztyn o tym plotkuje.

Co więcej, już po notatce prasowej w czerwcu 2006, informującej, że sprawę plagiatów skierowano do olsztyńskiej prokuratury, Rada Wydziału Technologii Żywności UWM, na swoim posiedzeniu w lipcu 2006, rozpatrzyła podanie dr. Kłobukowskiego o nadanie mu stanowiska profesora nadzwyczajnego na czas nieokreślony, bowiem właśnie skończyła mu się poprzednia 5−letnia nominacja. Niewiarygodne, ale nominację profesorską dla plagiatora przegłosowano znaczną większością głosów.

Członek Rady Wydziału prof. Włodzimierz Bednarski jest zastępcą przewodniczącego Sekcji III Nauk Biologicznych, Rolniczych i Leśnych. Jak można, będąc na takim stanowisku, milczeć i nie protestować, gdy na wydziale nagina się i łamie obowiązujące przepisy prawne? Rada Wydziału i jego dziekan prof. Stefan Ziajka, nie podjęli natomiast nakazanych prawem kroków do ponownego otworzenia postępowania habilitacyjnego i doktorskiego, aby odebrać – oparte na przepisanych fragmentach prac magisterskich – nierzetelne stopnie. Milczy też w tej sprawie Prezydium Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, gdzie w marcu 2006 prof. Cichoń złożył świetnie umotywowane pismo ukazujące zakres przejęć i niewątpliwą nierzetelność obydwu dysertacji.

Plagiaty i kanty akademickie wszędzie się zdarzają. To milczenie profesury w takich sprawach jest hańbiące. A gdy nie podejmuje działania wieloletni rektor, który w dodatku jest członkiem Polskiej Akademii Nauk, senatorem Rzeczypospolitej – to normalnemu człowiekowi brak słów... I może dlatego cały uczelniany Senat milczy!