Dobre i złe skutki skracania
Ziemia jakoś się nie kurczy, ale jest pewne, że Świat nam się w różnych sferach skraca, i to szybciej niż kiedykolwiek w dziejach. Nic zresztą dziwnego, dążenie do skrótu mamy wpisane do kodu genetycznego, jest to tendencja właściwa wszystkim gatunkom, a polega głównie na zmniejszaniu odległości i przyspieszaniu. Człowiek ją rozwinął i stara się skracać wszystko, z czym ma do czynienia, z wyjątkiem tego, co się powinno nienagannie wydłużać. Tylko, że nie zawsze rozróżnia, co ma być krótkie, a co długie.
Najłatwiej przychodzi skracanie myślenia. Prowadzi do wyciągania wniosków z pojedynczych faktów i kierowania się wyglądem obiektów, które należałoby raczej zgłębiać. Ponieważ zjawisko to jest powszechne, z uznaniem wita się tych odszczepieńców, którzy potrafią kojarzyć więcej niż dwa fakty, a w wypowiedziach budować zdania złożone. Uważamy ich za geniuszy godnych naśladowania, ale niestety raczej na zasadzie powtarzania ich wniosków niż podpatrywania myślenia. Takie podejście pozwala żerować setkom cwaniaków. Wystarczy, że wymyślą jakąś bzdurę i podadzą ją do publicznej wiadomości, aby zaczęła funkcjonować jako prawda.
Tak zrobili redaktorzy gazety „Fakt”. Opracowali (prasowy) model wieloryba wędrującego w górę Wisły i pociągnęli tę podróż przez wiele tygodni. Pewnego dnia musieli się zreflektować i zabić wieloryba, bo nie zmieściłby się w źródłach tej pięknej rzeki. Jakiż zawód przeżyli czytelnicy! Żądano ratowania zwierzęcia, ale nieobliczalni ekolodzy tym razem nie dali się w to wciągnąć.
Że skracanie jest właściwością ludzką, dowody mamy w języku. Skracali już starożytni Grecy i Rzymianie. W materiale badaczy języków klasycznych jedna tylko literka „a” ma prawie sto odpowiedników wyrazowych. Znajdowano ją głównie w inskrypcjach wykonanych w kamieniu. Na usprawiedliwienie starożytnych trzeba jednak dodać, że pisanie było wówczas mocno utrudnione (kucie w twardym materiale) i że napisy nie zawsze chciały się zmieścić, a autorzy mieli ambicję podać jak najwięcej znaczącego tekstu.
Treści owych literek „a” można się jednak doskonale domyślić z kontekstu. Tak właśnie uczynili badacze, stąd też mamy kompetentny opis znaczeń tego skrótu. Dzięki temu wiemy także, że starożytni podczas skracania posługiwali się rozumem, w przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z szyfrem.
Co jednak można powiedzieć o następującym kodzie (żywcem pobranym z „Gazety Wyborczej”)? „BPH, zmuszony przez ACCO do sprzedaży p.w. decyzją WZA w związku z przedwczesnym RSF, najpierw nabył akcje TUŻ”. Można się domyślać, że ten fragment jest zrozumiały dla pracowników BPH, ACCO, WZA, TUŻ i RSF (jeśli są to instytucje). Nie wiem, co ze skrótem „p.w.”, bo ten mi na opis zespołu ludzi raczej nie wygląda, ale wszystko jedno – i tak nic nie rozumiem. Być może nie powinienem. W każdym razie autor stracił we mnie czytelnika.
Nie przyszło mu do głowy, że skróty, którymi on się posługuje na co dzień, potrafi zrozumieć zaledwie kilka osób. Jest pewien, że tylko największy głąb, dureń, kretyn i analfabeta nie wie, co te kryptonimy znaczą. Jest tak utwierdzony w przekonaniu o wyższości swojej skromnej dziedziny nad świętami Wielkiej Nocy, że zapomniał o podstawowej funkcji, której co dzień oddaje talent – funkcji publicystycznego przekazu. Zachowuje się jak rzesza nauczycieli informatyki, którzy denerwują się, gdy uczeń nie pojmuje, co znaczy zwrot „zapisać plik na dysk”. A przecież osobnik niewyszkolony w wiedzy komputerowej naprawdę nie pojmuje, o czym mowa. Dlaczego na dysku można zapisywać? Jakim pisakiem się wtedy pisze? Których kartek to ma być plik? O tym początkujący jeszcze nie słyszał, ale informatyk−nauczyciel będzie sądził, że ma do czynienia ze złośliwym uchylaniem się ucznia od ćwiczeń.
Ten typ skracania jest najgroźniejszy. Opiera się nie tylko na powierzchownej ocenie sytuacji odbiorcy, ale także na zadufaniu. Prowadzi do zerwania rzeczywistej komunikacji i podtrzymywania pozornej. W życiu publicznym – do tworzenia nieuzasadnionych, lecz silnie zasugerowanych społeczeństwu wyobrażeń, które potrafią decydować o losach całych pokoleń. Do czasu.
Jak wiadomo, czwarta władza potrafi sugerować doskonale. Tak właśnie dzieje się w tej chwili. Media histerycznie a jednostajnie huczą o „psuciu Polski” przez braci Kaczyńskich. Wszystko, co Kaczyńscy, jest upiorne, nawet uśmiech. Ten skrót myślowy już się znudził również wrogom bliźniąt, a że mówienie o nich dobrze nadal jest w złym tonie, sondaże opinii politycznej przestały być miarodajne. Nowi zwolennicy PiS−u, a tych przybywa, po prostu się z tym nie zdradzają. Wyniki wyborów mogą więc czwartą władzę bardzo zaskoczyć. Droga na skróty prowadzi na manowce, także, jak widać, w zakresie informowania.
Wolę skróty telefoniczne. Korzystam z VoIP i bez najmniejszego trudu za darmo rozmawiam sobie z przyjacielem w Ameryce, kiedy tylko zechcę. To mi się podoba, bo nie psuje rzeczywistości, co najwyżej ją ubarwia.
Aha, co znaczy VoIP?
Voice over Internet Protocol, czyli dosłownie „głos przesyłany za pomocą protokołu internetowego”, w niczym nieskrócony.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.