Znak jakości czy przedmiot manipulacji?

Jolanta Sobielga


Impact factor, wymyślony przez Eugene’a Garfielda, znany jest od kilkudziesięciu lat, jednak w ostatniej dekadzie stał się podstawowym kryterium wyznaczającym rangę czasopism naukowych, a nawet kluczowym wskaźnikiem dorobku naukowego osób czy instytucji. Trudno się więc dziwić, że jest intensywnie wykorzystywany przez autorów i wydawców w grze o środki na rozwój. Zalety i ograniczenia IF są dobrze znane, co nie przeszkadza (świadczą o tym badania przywoływane przez wielu autorów), że jest on często przedmiotem manipulacji w procesie tworzenia oraz dystrybucji informacji naukowej.

Niezależnie od merytorycznej wartości artykułów, lepiej oceniane są te, które zostały opublikowane w czasopiśmie zajmującym wyższą pozycję w rankingu wg IF. Jednocześnie wskaźnik jest jedynie średnią cytowań ze wszystkich publikacji, które ukazały się w danym czasopiśmie w określonym czasie (np. w przypadku tzw. listy filadelfijskiej są to 2 lata). Należy przypuszczać, że w rzeczywistości mamy tu do czynienia z rozkładem wg proporcji Pareto, a więc 20 proc. artykułów otrzymuje 80 proc. cytowań (potwierdza to choćby rozkład cytowań artykułów publikowanych w „Nature” za lata 2002−03). Mimo to, w niektórych krajach europejskich czy azjatyckich, IF stanowi główne kryterium przydzielania środków na badania, nagradzania czy zatrudniania pracowników naukowych.

przedmiot pożądania

Presja na publikowanie w czasopismach o wysokim IF jest tak duża, że naukowcy zmieniają przedmiot swoich badań niekiedy tylko po to, aby dostosować je do wymagań wiodących czasopism, pełniących tu rolę swoistych dyktatorów mody. Wśród autorów powszechna jest opinia, że redakcje nierzadko odrzucają rękopisy, jeśli podejrzewają, że nie będą często cytowane, ponieważ dotyczą niemodnych obszarów badawczych lub pochodzą z peryferyjnych ośrodków. Duża determinacja badaczy, aby publikować w czasopismach o wysokim wskaźniku IF powoduje, że często przenoszą rękopis z jednego czasopisma do drugiego, w nadziei, że w którymś zostanie opublikowany. To znacząco wydłuża czas publikacji i angażuje siły autorów w sugerowane przez redakcje poprawki, bez gwarancji, że artykuł będzie przyjęty do druku.

przedmiot manipulacji

Skuteczną metodą poprawy IF jest kwalifikowanie przez redakcję większej liczby artykułów przeglądowych, które wprawdzie nie zawierają nowych informacji, lecz są chętniej cytowane niż np. prace badawcze. Wiadomości, artykuły redakcyjne, recenzje czy streszczenia ze spotkań nie są traktowane przez Instytut Filadelfijski jako źródła cytowania, a tym samym nie zwiększają mianownika IF. Jeśli natomiast tego typu materiały są cytowane, to wówczas dodaje się je do licznika IF, podnosząc jego wielkość. W redakcjach niektórych czasopism o tematyce ekologicznej rutynowo prosi się autorów o cytowanie wcześniejszych artykułów z tych czasopism, po to, by poprawić swój IF. Często ma to miejsce przed zakwalifikowaniem artykułu do publikacji. Nic zatem dziwnego, że takie działania są odbierane przez autorów jako forma nacisku czy wręcz szantażu. Ponadto redakcje czasopism często instrumentalnie traktują artykuły wstępne, wykorzystując je do licznego cytowania wcześniejszych publikacji z tegoż czasopisma, co oczywiście zwiększa jego IF. W konsekwencji autocytowania mocno się zdewaluowały, a stąd tylko krok np. do porozumień między redakcjami czasopism należących do jednej korporacji wydawniczej w sprawie wzajemnych cytowań.

współczynnik wpływu totalnego

Przez ostatnie lata IF w istotny sposób zmienił swoje funkcje. Na początku był pomyślany jako miara znaczenia czasopisma w systemie komunikowania informacji, które to znaczenie było identyfikowane wskaźnikiem cytowań. Obecnie sponsorzy, wydawcy, pracodawcy, autorzy, bibliotekarze czy wreszcie końcowi użytkownicy informacji naukowej, traktują współczynnik jako źródło informacji zarządczej w procesie realizacji swoich celów. Podkreślany w literaturze swoisty kult IF nie wynika bynajmniej z tego, że zwiększyła się jego efektywność jako miary znaczenia czasopisma w systemie wymiany informacji, ale z tego, że stał się produktem wielkich korporacji informacyjnych. Pozostałe podmioty uczestniczące w procesie użytkowania informacji naukowej, ze względu na niższy stopień konsolidacji, muszą akceptować reguły gry dyktowane przez korporacje produkujące rankingi czasopism czy promujące określoną tematykę badań. Dlatego opisane wyżej, niektóre wątpliwe etycznie działania wydawców są konsekwencją twardych reguł gry rynkowej, stanowiąc w istocie przykłady nieuczciwej konkurencji. Należy się zgodzić, że IF w sensie ogólnym jest miarą prestiżu, chociaż, jak pokazują przykłady, tę jego własność może znacząco obniżyć niska jakość produkcji rankingów według IF. Znane są np. narzekania autorów i wydawców na liczne błędy w bazach cytowań sporządzanych przez Instytut Filadelfijski, zarządzany przez obecnego właściciela – Korporację Thomsona. W związku z tym istnieje być może potrzeba tworzenia jakiegoś systemu kontroli zewnętrznej produktu. Pozostaje również kwestią otwartą, kto, w jakim trybie i za czyje pieniądze miałby to robić. Byłoby prościej, gdyby Thomson wdrożył jakiś porządny system jakości, ale to może wymusić jedynie konkurencja.

rozwiązania alternatywne

IF będzie zajmował kluczową pozycję w systemie tworzenia, komunikowania czy wartościowania informacji naukowej dopóki nie pojawi się sposób regulacji tych kwestii lepiej wpisujący się w logikę Internetu. IF zbudowano na idei, że produkt powinien być wykorzystany. Jeśli dodać do tego kardynalny wymóg współczesności, że produkt winien być wykorzystany szybko i bez ograniczeń, to być może dotychczasowe sposoby komunikowania informacji ustąpią pola przedsięwzięciom bardziej wyzwolonym z oków wielkiego biznesu, takim jak choćby ruch Open Access. Jest to w istocie walka koncentracji z dyspersją, ale skądinąd wiadomo, że dotychczas zawsze zwyciężała ta pierwsza.

Jolanta Sobielga pracuje w Bibliotece Głównej Politechniki Świętokrzyskiej
.