Legendarne 42 195 metrów

nie trzeba codziennie biegać maratonów. Zawodnik powinien biegać ok. 60−70 km tygodniowo, rozłożone równo na kilka dni. Piotr Kieraciński


Miłosz Michalski biega od 1996 roku. – Zaczęło się od wizyty u lekarza – wspomina. Kardiolog stwierdził, że lepiej zapobiegać nadciśnieniu niż je leczyć. Właśnie bieganie miało być remedium na chorobę wieńcową. – Do dziś jestem zdrów – mówi dr Michalski, który znalazł się w grupie zagrożonej nadciśnieniem. Zaczął od dystansu około 5 km. Najpierw na wakacjach w Bachotku nad jeziorem, potem u siebie na Bielanach. Na trasie poznał innych biegaczy: – Zaczęły się tworzyć układy towarzyskie, wspólne bieganie.

Jacek Hirsch, też fizyk z UMK, zaczął biegać za namową Michalskiego. – To on namówił mnie na przygotowania do maratonu – mówi M. Michalski. – Uznałem, że to szaleństwo. Okazało się, że można to zrobić w ciągu pół roku. Dziś dr Hirsch jest najbardziej utytułowanym biegaczem w Klubie Maratońskim UMK – w ciągu niemal sześciu lat przebiegł 65 maratonów, z najlepszym wynikiem 2:49:28 podczas V maratonu w Poznaniu w 2004 r. Dr Michalski przebiegł 15 maratonów, w tym słynny maraton berliński.

Dystans tygodniowy

Przygotowania zaczął od poszukiwania informacji nt. treningu. Aby z sukcesem ukończyć bieg maratoński, nie trzeba codziennie biegać maratonów. Ważny jest dystans tygodniowy. Zawodnik powinien biegać ok. 60−70 km tygodniowo, rozłożone równo na kilka dni. Wskazany jest dzień odpoczynku – bez biegania. Podobnie przed samym maratonem nie należy się forsować.

Warto natomiast zmienić dietę. – Jej podstawą powinny być makaron i banany – mówi prof. Mariusz Lemańczyk. Biega od zawsze. – Ale maratony dopiero od niedawna – zaznacza. Najpierw były krótkie biegi dla zdrowia. – Gdy w 2003 roku prof. Włodzimierz Wincławski namawiał mnie na udział w I Półmaratonie Świętych Mikołajów, nie byłem przekonany, że uda mi się przebiec taki dystans – wspomina prof. Lemańczyk. – Ledwie ten bieg przeżyłem. Także w 2004 r. uczestniczył w półmaratonie. Został członkiem Klubu Maratońskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.

– Jak można być członkiem klubu maratońskiego i nie biegać maratonu, pomyślałem – mówi. W 2005 r. podjął decyzję o starcie: – Przygotowywałem się naiwnie, bez zaznajomienia się z teorią. Na pierwszym maratonie przebiegłem 25 km, a potem po prostu dotarłem do mety. Dopiero do trzeciego maratonu przygotował się profesjonalnie. Maraton w Dębnie – „ojca” polskich maratonów – przebiegł w czasie 3:46:49. – Grałem kiedyś sportowo w szachy – mówi ze śmiechem. – To nie jest najlepsza dyscyplina dla matematyka.

Szafy pełne butów

Maraton wymaga wyrzeczeń. – Już nie mogę patrzeć na banany – mówi M. Lemańczyk. – Musiałem nauczyć się wstawać godzinę wcześniej – wspomina początki przygotowań do maratonu M. Michalski. Oprócz treningu i diety najważniejszą sprawą dla każdego maratończyka są buty. Muszą być najwyższej jakości. Trzeba wiedzieć, co się kupuje, bo sprzedawcy – nawet w firmowych sklepach – zazwyczaj nie wiedzą, co sprzedają. Każdy model butów do biegania firmy Adidas zbudowany jest na trzech różnych rodzajach podeszwy. Motion control (normalny), cushion (miękki) i stability (twardy). Trzeba wybrać najwłaściwszy dla siebie. Dobry but sporo kosztuje. – Kupujemy na wyprzedażach posezonowych – mówi M. Michalski. – Wtedy dobry but można znaleźć nawet za 250 złotych. Bardzo chwali sobie buty firmy Asics, natomiast nie radzi kupować na maraton butów „no name” czy z targowiska. But maratoński ma zagwarantowaną liczbę godzin pracy. Potem podeszwa traci właściwości. – Nie ma co się oszukiwać, trzeba zmieniać buty przynajmniej raz w roku, a kto biega więcej – powinien je zmieniać nawet dwa razy – mówi prof. Lemańczyk. W szafach maratończyków leży sporo butów sportowych w dobrym stanie, które jednak do biegania maratonów już się nie nadają.

Uzależnieni od biegania

Maratony uzależniają. – Po pierwszym półmaratonie nie wyobrażałem sobie, że mogę przebiec maraton. Dziś nie wyobrażam sobie, że znów nie wystartuję – mówi M. Lemańczyk. – Ludzie biegają po godzinie dziennie i nie zdają sobie sprawy z tego, jak blisko są przebiegnięcia prawdziwego maratonu.

Maratończycy zaczynają się interesować teorią i historią maratonów. Poświęcają temu zajęciu znacznie więcej czasu niż wymagają tego treningi. A co na to rodziny? Przyzwyczajają się do codziennych treningów oraz osobliwej diety i kibicują, a nawet asystują na trasach „swoim” maratończykom. Syn prof. Lemańczyka, student V roku Akademii Techniczno−Rolniczej, też zaczął biegać maratony.

Tradycje biegania maratonów są w UMK dość długie. Moi rozmówcy wymieniają dr. hab. Mirosława Strzyżewskiego, prof. UMK z Wydziału Filologicznego, jako tego, który rozkręcał maratońską spiralę w uczelni. Klub Maratoński UMK liczy obecnie ponad 30 członków, zarówno studentów, jak absolwentów i pracowników uczelni. Sztandarową imprezą klubu jest Półmaraton Świętych Mikołajów – oczko w głowie pomysłodawcy i głównego organizatora, dr. Miłosza Michalskiego. Odbyły się już trzy edycje imprezy i zyskuje ona coraz większą popularność. W ostatniej uczestniczyło ponad 350 biegaczy. Zamiast tradycyjnych koszulek, dostają czapki św. Mikołaja. Klub wystawia także własną reprezentację w innych biegach maratońskich.

Na pytanie o maraton ateński dr Michalski odpowiada: – To marzenie każdego maratończyka. Prof. Lemańczyk marzy o udziale w maratonie paryskim, bo z tym miastem jest związany naukowo.