Ja i mój świat

Brak samowiedzy nie uwalnia od odpowiedzialności za uczynione zło, lecz samowiedza pozwala zła unikać.


Rozmowa z dr. hab. Robertem Piłatem, doc. IFiS PAN, filozofem

Coraz więcej mówi się o filozofii umysłu. Czy to oznacza, że w świecie pojawił się nowy podział na zwykłych zjadaczy chleba i na kastę filozofów, którzy mają lepsze możliwości i umiejętności, by dokonywać refleksji nad naszym życiem i myśleniem?

– Nie, nie chodzi o ludzi lepszych czy gorszych. Rzecz w tym, że w każdym z nas funkcjonują dwa tryby, dzięki którym możemy normalnie żyć. Jeden to tryb działania i skorelowanego z nim myślenia o realnych i abstrakcyjnych przedmiotach, drugi to tryb refleksyjny. Filozofowie ex professo poświęcają się refleksji i dlatego częściej zastanawiają się nad sprawami, które umykają Kowalskiemu, nawet jeśli mowa o tym samym filozofie Kowalskim, który przecież nie zawsze rozmyśla. Oczywiście, każdy z nas posiada te dwa mechanizmy, bo przecież inaczej patrzymy na świat, gdy piszemy książki czy listy, a inaczej, gdy robimy zakupy czy rozmawiamy z sąsiadką. Tyle tylko, że często nie potrafimy ich rozróżnić. Bezinteresowna myśl, twórczy akt okazują się jakże często zakamuflowanym interesem, obroną własnego ja, gorzkim owocem resentymentu. Słabo znamy swoje umysły.

Jak możliwa jest zatem odpowiedzialność za swoje czyny i słowa, skoro nie wiem, który tryb – refleksyjny czy impulsywny – działa?

– Obawiam się, że odpowiedzialność jest niezależna od samowiedzy. Zawsze odpowiedzialny jestem za swoje myśli i uczynki. Po pierwsze dlatego, że odpowiadam również za skutki postępowania impulsywnego, po drugie zaś dlatego, że wybór pomiędzy refleksyjnym i bezrefleksyjnym postępowaniem jest – przynajmniej częściowo – w naszych rękach. Brak samowiedzy nie uwalnia od odpowiedzialności za uczynione zło, lecz samowiedza pozwala zła unikać.

Czy istnieje we mnie jakieś jedno centrum samowiedzy i samokontroli? A może „ja” jest złudzeniem i istnieje tylko „ja” funkcjonujące w gramatyce języka?

– Nie, nie sądzę, by „ja” było dziełem języka. Są zresztą pewne świadectwa neurofizjologiczne, mówiące, że to, co nazywamy samokontrolą, samoobserwacją, samoświadomością, jest realizowane przez inne zgoła ośrodki mózgu niż ośrodek językowy. Poziom „ja” jest autonomiczny. W pani pytaniu pobrzmiewa klasyczny problem umysł−ciało. Przez wieki marzono o tym, by dowiedzieć się, co właściwie stanowi centrum, co czyni człowieka. Pojęcie duszy spajało człowieka z samym sobą, ze światem i z Bogiem. Współcześni filozofowie często dezawuują to pojęcie, a naukowcy roztropnie milczą na ten temat. I rzeczywiście, możliwe, że cały problem dusza−ciało został fałszywie postawiony. Może wcale nie chodzi o to, by ustalić, co jest ontologicznie pierwotne. Może powinniśmy się skoncentrować na studiowaniu siebie samych i zobaczyć siebie, swoje „ja” jako ośrodek pewnej spójnej realizacji osoby, bo osoba nie wydaje mi się czymś obecnym w takim sensie, jak dowolny przedmiot jest obecny fizycznie czy psychicznie. Każdy aspekt przedmiotu fizycznego jest umocowany w grze sił w jego fizycznym otoczeniu. Gdyby zadziałał pewien niekorzystny układ, to ta szklanka rozpadłaby się, ale stoi i to oznacza, że wszystko ją podtrzymuje w istnieniu. Podobnie logika i semantyka jest podstawą istnienia treści w naszej psychice. Nie sądzę, by osobę podtrzymywał w jej istnieniu którykolwiek z tych czynników. Osoby muszą się same budować, dlatego mówię o realizacji, a nie o byciu. W tym kontekście mówienie o materialnych i duchowych częściach, własnościach czy aspektach byłoby pozbawione sensu. Osoby są niesprowadzalne do niczego innego, nawet do niematerialnej duszy, choć słowo dusza brzmi pięknie i stanowi skrót wyrażający wielki zbiór ludzkich przekonań co do nadprzyrodzonego powołania człowieka.

Najnowsze badania pokazały, że emocje są jednym z najważniejszych mechanizmów dopuszczania bodźców do systemu. Może „ja” to emocje?

– Rzeczywiście, dziś niesłychanie mocno dowartościowuje się emocje, z powodu ważnych odkryć neurochirurgicznych; na skutek opisania tych ośrodków podkorowych, które sterują emocjami, oraz na skutek zintegrowania koncepcji emocji z teorią władz poznawczych. To prawdziwa rewolucja w wiedzy o człowieku. Kiedyś czymś innym było poznawanie, a czym innym odczuwanie emocji. Emocje były dodatkami do treści formowanych przez system poznawczy, dziś uważamy je za część owego formowania.

Może zatem „ja” to cały mój mózg?

– Holizm w filozofii umysłu jest bardzo pociągającym stanowiskiem, ma jednak wiele wad. Nie potrafi wyjaśnić faktu, że procesy umysłowe mają strukturę kompozycyjną, czyli że złożenie dwóch myśli czy innych stanów psychicznych jest funkcją ich obu. Z punktu widzenia holizmu trudno też wyjaśnić pamięć, indywidualną tożsamość i związek przekonań z działaniami. Wiemy, że mózg działa jako całość, podobnie jak cały organizm, lecz nie uwalnia nas to od poszukiwania jego funkcjonalnych modułów oraz od postulowania obiektów teoretycznych, jak funkcje, które łączą pracę tych modułów.

Niedawno pracował Pan nad projektem, który można by nazwać interakcyjną teorią umysłu, gdzie pomiędzy poziomem fizycznym a psychicznym następowałaby stała interakcja. Teraz uważa Pan, że takie porozumienie jest niemożliwe. Zmienił się świat czy Pana poglądy?

– Przestałem wierzyć w to, że da się środkami nauki usunąć ontologiczną niewspółmierność pomiędzy światem psychicznym a fizycznym. Wprawdzie wypowiedziałem się w naszej rozmowie przeciwko ujmowaniu zagadki umysłu w kategoriach dusza−ciało, lecz oczywiście ontologiczny problem powiązania materialnego czasowo−przestrzennego bytu i obiektów niematerialnych – jak treści, znaczenia, pojęcia – pozostaje. Kiedyś myślałem, że są procesy, które mają taką naturę, że przeprowadzają od świata fizycznego do świata umysłowego i że odszukanie i wyjaśnienie tych procesów polega w gruncie rzeczy na wytypowaniu właściwych obiektów teoretycznych. Pisząc książkę Umysł jako model świata postawiłem na pewien typ takich obiektów: na modele umysłowe, czyli swego rodzaju prowizoryczne konstrukty, które służą do wyobrażania sobie pewnych sytuacji, żeby potem autonomicznie przeprowadzać na tym modelu operacje i rezultaty tych operacji aplikować na powrót do rzeczywistości. Innymi słowy, twierdziłem, że dokonujemy wewnętrznych symulacji rzeczywistości i stosujemy wyniki tych symulacji do rzeczywistości. Dziś jednak sądzę, że są to realne mechanizmy, lecz nadają się do wyjaśnienia bardzo podstawowego poziomu percepcji, a na wyższym poziomie do wyjaśnienia prostych operacji formalnych, natomiast cała semantyka naszych czynności umysłowych, to, co fenomenologowie nazywali konstytucją sensu, nie da się wyjaśnić za pomocą takiego mechanizmu interakcyjnego.

Zakwestionował Pan wcześniej sens dychotomii dusza−ciało. Czy podział na naturalność i stworzenie ma jeszcze jakiś sens?

– Myślę, że tak. Mój ulubiony filozof Karl Jaspers uważa, że pojęcie transcendencji jest zakorzenione w pojęciu niepełności egzystencjalnej, że człowiek, który spostrzega siebie w sytuacjach granicznych, automatycznie widzi siebie jako istotę niedokończoną, nieautonomiczną, nie daną sobie przez siebie. W egzystencjalnych sytuacjach granicznych pojawia się moment tajemniczej wewnętrznej determinacji; człowiek trwa, pomimo że pod wpływem tragiczności losu powinien przestać istnieć. A on trwa i filozoficznie rzecz biorąc tutaj następuje jego stworzenie.

Czyli jednak powrót do „cogito, ergo sum”? Czy sami w sobie, we własnych myślach, znaleźć możemy podstawę własnego bytu?

– W pewnym sensie Kartezjusz z jego cogito, ergo sum jest dziś wciąż najpopularniejszym filozofem jako negatywny punkt odniesienia, jako myśliciel najczęściej atakowany za rozpowszechnienie kłopotliwego dualizmu i nadmierną ufność w czysto myślowe kryteria prawdy. A jednak, czy prawda – nawet ta naukowa – nie nabiera właściwych kształtów dopiero w refleksji? Refleksja jest wprawdzie czymś znacznie obszerniejszym niż kartezjańskie cogito, lecz jest wciąż tym samym samoodniesieniem, szukaniem wewnętrznej miary, o której marzył francuski filozof. Żadne, nawet najlepiej uzasadnione, twierdzenie naukowe nie będzie prawdą bez refleksji. W refleksji bowiem dotykamy niesprecyzowanej całości, a dopiero w kontekście tej całości prawdy stają się prawdami.

Rozmawiała Jola Workowska