Przedmiot czci czy lekceważenia?

Andrzej Malinowski


Ciało człowieka interesuje różne nauki i sztukę. Z nauk morfologicznych główne badania prowadzi anatomia i antropologia. Chirurgia plastyczna koryguje wady budowy, estetyka daje podstawy w postaci kanonów w sztuce (malarstwo, rzeźba, architektura, fotografika). Sztuka filmowa, etnologia, ergonomia swoimi podstawami sięgają w cielesność człowieka. Z tych względów piśmiennictwo poświęcone ciału, tak z punktu widzenia nauki, jak i sztuki, jest obszerne i chętnie czytane. Od cielesności nie stronią też nauki o kulturze fizycznej, religia czy filozofia.

Ciało w muzeum

W antycznej nauce, kulturze – sztuce Grecji, Sparty, Egiptu, Rzymu, że sięgnę po bliskie geograficznie wzorce – cielesność dominuje. W Grecji cielesności wstydzili się niewolnicy i kobiety, a przywódcy, zwłaszcza wodzowie, sportowcy, z dumą prezentowali silną, nagą cielesność. Tworzono dla niej kanony, wzorce. W licznych kulturach ciało upiększano poprzez tatuaże, skaryfikacje, malowanie, deformowanie głów.

Różny był w przeszłości stosunek do ciała ludzi zmarłych. Od momentu uczłowieczenia, cechą wyróżniającą gatunek homo sapiens jest obrządek pogrzebowy – wiara w życie po życiu. Jednakże podejście do śmierci, do stosownego traktowania zwłok, różnicował światopogląd. Ludzie wierzący w istnienie Boga wierzą w życie pozagrobowe. Ateiści są przekonani, że śmierć oznacza kres istnienia, unicestwienie wszystkiego, co z nim było związane. Obrzędowość pogrzebową rozbudowano w czasach odrodzenia dzięki św. Tomaszowi z Akwinu. Wprowadzono światła nagrobne, lampy, świece. Przejście człowieka do świata duchów często wywoływało grozę, lęk przed zmarłymi. Należało ich zatem wyposażyć, obdarować, ale również odseparować fizycznie od żyjących. Obawiano się profanacji ciała zmarłych. W bardziej odległych czy też prymitywniejszych kulturach zabijanie jeńców, niewolników, zjadanie ich organów – jak serce, wątroba, mózg – stanowiło częste praktyki, tak jak masakrowanie, skalpowanie, tortury.

Stosunek do zmarłych ucywilizowało chrześcijaństwo. Na dobre wiedza anatomiczna o człowieku rozpoczęła się w XV wieku. Zadziwiać może dobra znajomość anatomii w twórczości Leonarda da Vinci czy Andrzeja Wesaliusza. Powszechnością stały się uniwersyteckie teatry anatomiczne XV−XVI wieku. Powstaje dział anatomii plastycznej zainicjowany dziełami Dürera. Wielkie epidemie cholery, dżumy, tyfusu, jakie dziesiątkowały ludność Europy, zaowocowały w malarstwie i rzeźbie makabrycznymi scenami śmierci, a w życiu codziennym grzebaniem zwłok poza murami miast, często w masowych mogiłach. W wieku XVII powstają też pierwsze muzea anatomiczno−antropologiczne w Paryżu, Amsterdamie, Londynie, Padwie. Car Piotr I, zachwyciwszy się muzeum w Amsterdamie, kupował w całej Europie zbiory do utworzonej Kunstkamery – Muzeum Antropologii i Etnografii. Do Petersburga sprowadzono z Europy przyrodników, anatomów, którzy dali podwaliny pod rozwój m.in. anatomii. Na bazie Kunstkamery powstały w Rosji liczne muzea i instytuty anatomii. W końcu XVII wieku zbiory tego muzeum liczyły już 2045 preparatów. Sławę zyskały inne muzea anatomiczne w tym mieście, np. Lesgafta.

W Polsce zaczątki takich kolekcji powstają w XIX wieku w Wilnie, Krakowie, później we Lwowie i w XX wieku w Poznaniu. Twórcą tej ostatniej był wybitny anatom, autor podręczników Stefan Różycki. Pod jego kierunkiem preparaty wykonywali późniejsi profesorowie: Stelmasiak, Wasilewski, Rafiński, Kołaczkowski i inni. Oprócz anatomii prawidłowej, istniały w muzeum działy anatomii porównawczej, rozwojowej, antropologii. To niewątpliwie największe polskie muzeum „znikło” w połowie lat 60. XX wieku. Byłem wówczas pracownikiem Katedry Anatomii AM w Poznaniu i przyglądałem się temu, jak zmarnowano trud wielu badaczy.

cywilizacja śmierci

W czasie wojny zatryumfowała cywilizacja śmierci. Wartość ludzkiego ciała sprowadzono do ekonomicznej ceny przydatności do pracy. Gdy ciało stało się bezużyteczne, jego wartość sprowadzono do pozyskiwania tłuszczu na mydło, skóry do wyrobu galanterii, włosów jako izolacji dźwiękochłonnej do łodzi podwodnych. W końcu skremowane resztki i kości stawały się cennym nawozem mineralnym. W takim właśnie duchu, w Poznaniu, w Uniwersytecie III Rzeszy, działał prof. Herman Voss. Pracując siedem lat w dziedzinie anatomii, miałem wgląd w działalność Vossa, identyfikowałem zgilotynowaną głowę Anny Siekierskiej, ekshumowałem szczątki pomordowanych przez Niemców profesorów i studentów, identyfikowałem szczątki zestrzelonych lotników polskich.

Do realizacji planów cywilizacji śmierci włączyli się liczni anatomowie i antropologowie niemieccy. Ci, którym zbrodniczy system nie odpowiadał, emigrowali lub ginęli w obozach koncentracyjnych i tylko nielicznym z nich udało się utrzymać pracę. Działalność Vossa wiązała się ze zbrodniami, gilotynowaniem, preparowaniem zwłok, dokonywaniem kremacji 8 tys. ludzi. Księga zwłok zawierała nazwiska z uwagami: „powieszony”, „zgilotynowany”. W swych pamiętnikach Voss wspominał: Preparaty organów tych, których stracono, były po prostu piękne, podobnych nigdy przedtem nie widziałem. 15 czerwca 1941 pisał: Polacy stają się coraz bardziej bezczelni, więc piec nasz ma coraz więcej pracy. Gdybyż to było można całe to towarzystwo przepędzić przez te piece!

Jeszcze 50 lat po wojnie zachwycano się preparatami histologicznymi wykonanymi po zgilotynowaniu i zupełnie niedawno Muzeum Człowieka w Wiedniu zwróciło Poznaniowi dar Vossa – czternaście czaszek Słowian. Ze swym współpracownikiem R. Herlingerem Voss napisał Anatomię człowieka – Repetytorium. Mimo dobrych polskich podręczników, przetłumaczono to dzieło i wydano w 1974 roku. Na stronach 337−339 pisano, że opracowanie sporządzono dzięki własnym projektom i preparatom, a więc i tym wykonanym na Polakach. Voss za swą działalność nie był sądzony, żył w „chwale” jako czołowy niemiecki anatom w Jenie i Greifswaldzie. Anatomowie gdańscy zajmowali się w tym czasie produkowaniem mydła.

Wiele zbrodniczych poczynań anatomów inspirował antropolog O. Reche z Lipska. Anatom z Münster, prof. J.P. Kremer, działając w Oświęcimiu spisywał w swym dzienniku wszystkie stosowane techniki „naukowego” uśmiercania, pobierania materiałów badawczych. Skazany w 1947 roku w Krakowie na karę śmierci, w 1958 roku odzyskał wolność, wrócił do Niemiec. W tym samym obozie działał medyk i antropolog (genetyk!) dr Józef Mengele. Badał bliźnięta, karły, dzieci z anomaliami genetycznymi, cygańskie i żydowskie. Inspirował go prof. Otmar von Verschuer, któremu do Instytutu Antropologii w Dalhem k. Berlina przesyłał specjalistyczne preparaty. Po wojnie uciekł do Brazylii. Profesorowie J. Hallervorden i B. Ostertag (neuroanatomowie) prowadzili badania mózgów pomordowanych dzieci i młodzieży. Anatom ze Strasburga August Hirt produkował na pomordowanych preparaty do muzeów i pracowni naukowych. Ich rozprowadzanie i sprzedaż prowadziła hurtownia Hummela w Lipsku.

Warto przytoczyć losy czołowego teoretyka nordycznej koncepcji hitlerowskich Niemiec H.F.K. Günthera. Wojna nie przysporzyła mu problemów, a po wojnie stał się „genetykiem”. W 1953 roku Amerykańskie Towarzystwo Genetyki Człowieka nadało mu tytuł członka korespondenta. Współcześnie jego dzieła tłumaczone są na język rosyjski, wydawane w Rosji przez tzw. rasologów! Dla Polaków musi być interesująca historia znanego biochemika związanego z antropologią, Adolfa Butenandta, który też współpracował z dr. Mengelem. Był dyrektorem Instytutu Antropologii w Dalhem, wsławił się badaniami i syntezą hormonów ludzkich, za które w 1939 roku uzyskał Nagrodę Nobla. Jako były gdańszczanin uzyskał 6 października 1994 tytuł doktora honoris causa Politechniki Gdańskiej. W zbrodniczych eksperymentach uczestniczył w Ravensbrück chirurg ortopeda Karl Gebhard, specjalista medycyny sportu Akademii Wychowania Fizycznego w Berlinie. Osądzony w Norymberdze, został stracony w 1946 roku. Ocenia się, że po dojściu Hitlera do władzy ze względów ideologicznych odsunięto od pracy 10 procent uczonych, gdy po wojnie – aż 40 procent.

Oczywiście do swych badań „medycznych”, produkcji preparatów histologicznych, anatomicznych itd. Niemcy wykorzystywali pracę zagranicznych więźniów. Dane na ten temat nie są zebrane w odrębną całość. Z badaczy polskich na ich potrzeby pracował prof. Feliks Kamiński. Urodzony 31 stycznia 1902 w Klecinie pod Wrocławiem, wśród „morza” niemieckiej ludności, ukończył w 1927 roku w Poznaniu medycynę, a w 1932 wychowanie fizyczne. W 1928 roku został preparatorem−prosektorem w Zakładzie Anatomii. W czasie wojny, jako więzień polityczny Mauthausen−Gusen, pracował w prosektorium przy krematorium. Od 1940 do 1945 roku wykonał sekcję 6 tys. zwłok, 260 preparatów dla Wojskowej Akademii Medycznej SS w Gratzu. Zmuszony był do preparowania skóry z tatuażami, z której wyrabiano abażury. Prof. Kamiński to pierwszy kierownik Zakładu Anatomii i Biomechaniki WSWF w Poznaniu. W obozie pracowali z nim prof. Podlahy, chirurg z Pragi i prof. Haym, anatom z Francji. Prof. Kamiński zmarł w 1958 roku.

Kicz artystyczny

Problem polsko−niemieckiej anatomii ożył nagle współcześnie za sprawą chemika, ponoć z tytułem profesora, specjalisty w dziedzinie mas plastycznych, zajmującego się anatomią, działającego w Heidelbergu, Gunthera von Hagensa. Jako doświadczony w utrwalaniu (unieśmiertelnianiu) zwłok, któremu swe ciała powierzyło już 6 tys. osób, proponuje on utworzenie w Polsce, w Sieniawie Lubuskiej, zakładu preparacji zwłok. Propozycję przyjęto z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony możliwość pracy i unieśmiertelnienie ciała, z drugiej skrupuły natury moralnej, etycznej i estetycznej.

Kim jest von Hagens? Jak Kamiński wśród ludności niemieckiej, tak von Hagens urodził się wśród Polaków w Skalmierzycach koło Kalisza 10 stycznia 1945 roku. Jego ojciec Gerhard Lipchen (znany miejscowej społeczności) propaguje działalność syna w Polsce. Według planów, „fabryka” utworzona kosztem 5−15 mln euro, ma dać 300 miejsc pracy. Znając twórczość tego „uczonego”, sądzę, że jest ona mało przydatna do nauczania anatomii, podobnie jak i dla twórczości plastycznej. Ten kicz o swoistej wymowie jest odbierany z mieszanymi uczuciami. Gdyby w grę wchodziły preparaty do nauczania anatomii, problem nie byłby tak drastyczny. Jestem antropologiem związanym z problematyką anatomiczną. Preparaty anatomiczne utrwalone masami plastycznymi są dziś w różnych muzeach anatomicznych i antropologicznych. Ich produkcja też nie jest niczym nowym. Programy komputerowe nauczania anatomii, tomografia, pozwalają na „preparowanie” bez dostępu do zwłok. Entuzjaści takich zabiegów na zwłokach muszą wiedzieć, że preparowanie wymaga odpowiedniej znajomości anatomii, zręczności, że jest niebezpieczne. W grę też wchodzi utylizacja resztek odpreparowanych części ciała.

Różne jest podejście do śmierci, do traktowania zwłok. Obok obrzędowości pogrzebowych, dla części ludzi śmierć to horror, któremu winna towarzyszyć desakralizacja. Śmierć, trup od dawna inspirują działalność artystyczną. Umieranie i zmarły domagają się jednak godności. Naukowym poznaniem tych problemów zajmuje się tanatologia, oparta na naukach medycznych, antropologii, psychologii, anatomii. Termin ten do nauki wprowadził w 1799 roku Salomon Anschel. W niektórych krajach, przed podjęciem zajęć z anatomii przyszli lekarze uczestniczą w mszach w intencji tych, którzy dla dydaktyki poświęcili swe ciała. Takie podejście kształtuje odpowiedni stosunek do ciał zmarłych. Wiara w życie po śmierci nie wymaga unieśmiertelnienia ciała, które oferuje Hagens, wiara w unicestwienie ciała prowadzi do zachowania fragmentów naszej anatomii, choćby w formie kiczu artystycznego. Z tych ostatnich rekrutują się, w Polsce i za granicą, stronnicy działalności Hagensa.

Prof. dr hab. Andrzej Malinowski, antropolog, em. pracownik UAM w Poznaniu, UZ i UŁ.