Prezes ABC

Piotr Kieraciński


W warsztatach na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Marii Curie−Skłodowskiej stał zielony turystyczny rower. – Uważałem, że rower to pojazd, którego historia jest już zamknięta. Jednak ten wpadł mi w oko od pierwszego wejrzenia – mówi dr Jan Sarzyński. Mimochodem zapytał mechaników, czyj to sprzęt. – Kupiłem go na giełdzie samochodowej – wspomina Jan Cytawa, pracownik techniczny na Wydziale Fizyki, a po południu – właściciel osiedlowego serwisu rowerowego. Odremontował rower i przywiózł na uczelnię, żeby go pomalować w lepszych warunkach niż miał w swoim ciasnym warsztacie. – Może właśnie ten zielony kolor zwrócił moją uwagę – wspomina J. Sarzyński, który wkrótce stał się posiadaczem roweru.

Język uśmiechu

Po procesji Bożego Ciała pojechał rowerem nad podlubelski Zalew Zemborzycki. – Było to raptem kilkanaście kilometrów w obie strony, ale wówczas wydawało mi się, że dokonałem ogromnego wyczynu – wspomina dr Sarzyński. W następnym roku pojechał do rodziny do Szczebrzeszyna, blisko 90 km. – Wybrałem trasę główną drogą. Myślałem, że nigdy tam nie dojadę. Gdy dotarłem na miejsce, serce biło mi ze wzruszenia, że się jednak udało. Obecnie takie trasy nie robią na nim wrażenia. – Wtedy dopiero uczyłem się jeździć – opowiada – wybierać dobre drogi, rozkładać siły na całą wycieczkę.

W latach 90. fizycy z UMCS urządzali pod koniec roku akademickiego „Exodus” – „rytualną” pieszą wycieczkę doliną rzeki Ciemięgi. W 2000 r. Jan Sarzyński już od paru lat jeździł rowerem po okolicach Lublina. Wiedziano o tym w pracy i zaproponowano, aby oprócz grupy pieszej w „Exodusie” brali udział rowerzyści. – 2 czerwca zebrało się nas sześciu – wspomina dr Sarzyński. Podczas tej wycieczki padł pomysł utworzenia klubu kolarskiego i urządzania wspólnych wycieczek. – Nazwa ABC wzięła się stąd, że wszyscy byliśmy początkujący – mówi. Po kilku latach, gdy grupa nabrała doświadczenia, postanowiono inaczej zinterpretować nazwę. Na fali modnych skrótów angielskich, wymyślono, że to po prostu Academic Bicycle Club.

Klub ABC ma zupełnie nieformalny charakter. Nie ma zapisów, legitymacji ani wyborów zarządu. Członkiem jest ten, kto jeździ na wycieczki. Początkowo odbywały się one raz w miesiącu, ostatnio – nawet co tydzień. Od pierwszej wycieczki Jan Sarzyński prowadzi rzetelną statystykę: trasa wycieczki, przebyte kilometry, uczestnicy. Podczas spotkania podsumowującego sezon podaje do wiadomości, kto w ilu wycieczkach uczestniczył i ile kilometrów przejechał z Klubem ABC. W ubiegłym sezonie najbardziej wytrwali zrobili na klubowych wycieczkach ponad 1,5 tys. kilometrów. W ciągu 6 lat istnienia klubu odbyło się 95 wycieczek, podczas których przebyto 7,5 tys. kilometrów. Przez klub przewinęło się w tym czasie ponad 70 osób, a w ostatnim sezonie aktywnie uczestniczyło w wycieczkach przeszło 20 osób. Najmniejszy skład grupy był dwuosobowy, największa liczyła ponad 20 osób.

Rowerzyści z ABC to zwykli ludzie. Nie mają wydumanych kosztownych rowerów ani sportowych ambicji. Chcą natomiast jak najwięcej zobaczyć, poznać. Dr Sarzyński starannie planuje każdą wycieczkę, zawsze wie, co ciekawego będzie po drodze do zwiedzenia. Wycieczki mają najczęściej charakter jednodniowych wypadów w okolice Lublina. Są również wypady kilkudniowe, a w ostatnim sezonie odbył się nawet dwutygodniowy wyjazd za granicę. Podczas podróży po Litwie Jan Sarzyński zadziwił wszystkich swoją znajomością rosyjskiego, która kilkakrotnie okazała się bardzo pomocna. Sam prezes ABC na temat komunikacji z innymi ludźmi powiada: – Najlepszym językiem jest uśmiech i pozdrowienie.

Wierny zielonemu rowerowi

Ostatnio ustaliło się, że rowerzyści z ABC spotykają się w niedzielę o godz. 9 pod pomnikiem patronki uniwersytetu. Stamtąd rozpoczynają swoje wojaże. W dni świąt narodowych, 3 maja i 11 listopada, wycieczki mają charakter programowy. Pierwsza taka wyprawa prowadziła szlakiem lubelskich pomników. – Znalazłem ich ponad trzydzieści – mówi dr Sarzyński. Kolejna wiodła szlakiem lubelskich kościołów. – Na następnej poznamy lubelskie dworki i pałace – planuje prezes Klubu ABC.

Stopniowo, bez żadnej reklamy, klub stawał się coraz bardziej znany wśród lubelskich turystów−kolarzy. Coraz mniejszy odsetek uczestników wycieczek stanowili pracownicy uczelni. Dziś trzech fizyków z zakładu, w którym pracuje dr Sarzyński, bierze udział w klubowych imprezach. Nadal jednak, gdy mówię znajomym, że wybieram się na wycieczkę z ABC, odpowiadają pytaniem: – Aaa, z tymi fizykami?

Wspomniałem, że ABC jest klubem nieformalnym. Jednak Jana Sarzyńskiego od początku wszyscy tytułują prezesem. – Jestem prezesem samowładnym. Nikt mi tej funkcji nie powierzył ani nikt jej nie podważa. Myśli pomału o wychowaniu następcy, który kontynuowałby jego turystyczne dzieło. – Co sobie kogoś upatrzę, przestaje z nami jeździć – śmieje się z tych planów dr Sarzyński.

Wierny od dziesięciu lat swojemu zielonemu rowerowi, prezes Sarzyński myśli jednak o wymianie sprzętu na lepszy. – Teraz są dużo lepsze rowery, mają więcej przełożeń, a mój pomału zaczyna się sypać. Co roku wymieniam około dziesięciu szprych – mówi.

Niezastąpionym kompanem wycieczek ABC jest „autor” roweru prezesa, Jan Cytawa – wozi ze sobą zaplecze techniczne dla starych, wysłużonych rowerów uczestników wycieczek i naprędce potrafi naprawić każdą usterkę. Wiele z tych rowerów zostało przez niego zbudowanych z różnych „przygodnie spotkanych części”, podobnie jak zielony rower prezesa. Wśród uczestników tworzą się więzi towarzyskie. Zimą z rowerów „przesiadają się” na narty biegowe. Mijają lata, kolejne zakończenia sezonu kolarskiego w Klubie ABC, gdy Jan Sarzyński prezentuje dokonania klubu. Większość klubowiczów nie wyobraża sobie, że mógłby to robić ktoś inny.