Porozumienia uczelni

Tadeusz Wojciechowski


Mimo teoretycznej nietypowości rynku edukacji wyższej, na którym celem nadrzędnym o społecznym charakterze powinno być dążenie do jak najszerszej i jak najlepszej edukacji społeczeństwa, oddziaływanie tego szczytnego celu nie jest i nie będzie w przyszłości tak silne, aby zasadniczo wpłynąć na osłabienie walki konkurencyjnej. Możliwości ograniczenia skali i złagodzenia instrumentów tej walki jest niewiele. Można raczej przypuszczać, że w miarę wzrostu liczby podmiotów rynkowych (szkół wyższych) i jednoczesnego zmniejszania się liczby młodzieży pomaturalnej (niż demograficzny, który trwać będzie przez co najmniej 8 następnych lat), dochodzić będzie raczej do sytuacji, w której podmioty zagrożone brakiem dostatecznego naboru sięgać będą po instrumenty promocji i antypromocji (w stosunku do konkurentów) wykraczające poza granice etyki biznesu.

Łatwiej w grupie

Przewidziane ustawą o szkolnictwie wyższym konferencje rektorów szkół zawodowych i szkół akademickich, grupujące większość uczelni, nie są płaszczyznami porozumienia niwelującego oddziaływanie konkurencji i wykorzystywanie niekorzystnych dla klientów instrumentów. Ta forma stowarzyszania szkół wyższych jest raczej potrzebna do reprezentowania ich wspólnych interesów (a także ich założycieli) wobec organów administracji państwowej i uzyskiwania możliwie najlepszych warunków funkcjonowania na rynku.

Jedyną realną drogą osłabiania wpływu konkurencji, głównie zresztą przez obronę przed silniejszymi podmiotami, a zarazem ograniczanie kosztów pozwalające na uzyskiwanie lepszej pozycji konkurencyjnej, bez obniżania jakości kształcenia lub z podwyższaniem tej jakości, są, przewidziane ustawą, związki szkół lub mniej sformalizowane porozumienia o określonych zakresach współpracy. Wbrew pozorom i niektórym negatywnym doświadczeniom „martwych” porozumień, mogą one być realną drogą uzyskiwania wspólnych korzyści dla wchodzących w ich skład podmiotów i zdecydowanej poprawy obsługi studentów, a zatem zmniejszania ryzyka wycofywania się przed ekspansją konkurencji. Mogą być też – i tego nie można wykluczyć – początkiem drogi do koncentracji szkół wyższych, do tworzenia szkół niepaństwowych o rozmiarach, kadrze, wyposażeniu i zasięgu pozwalających na ofertę realnie lepszą od oferty szkół państwowych.

W 2005 roku przedstawiłem trzem uczelniom z Warszawy i okolic koncepcję takiego związku lub porozumienia, które – być może – w 2006 lub 2007 rozpocznie działalność. Koncepcja ta zakłada zachowanie pełnej niezależności organizacyjnej i finansowej podmiotów, które deklarują jedynie wspólne podejmowanie określonych przedsięwzięć, mających na celu bezpośrednie obniżanie kosztów lub pośrednie – przez poprawę warunków i jakości kształcenia. Jakie to mogą być przedsięwzięcia?

Ułatwienia dydaktyczne

Przede wszystkim prowadzenie scentralizowanych zajęć z określonych przedmiotów dla wszystkich studentów (lub części) objętych porozumieniem szkół w przypadkach, gdy skala rekrutacji nie stwarza warunków opłacalności prowadzenia tych zajęć w poszczególnych szkołach. Dotyczy to oczywiście szkół o zbliżonych lub identycznych kierunkach studiów, w których plany i programy w znacznym stopniu (niekiedy niemal w całości) się pokrywają. W realnych warunkach Warszawy (i okolic), w której działa 60 szkół niepaństwowych, dotyczy to przede wszystkim kierunków: ekonomia, zarządzanie i marketing, finanse i bankowość, socjologia, administracja, bo te właśnie kierunki prowadzi ponad 80 proc. tych szkół.

Podobny, choć bardziej administracyjny charakter ma wzajemne udostępnianie sal wykładowych i laboratoriów komputerowych do prowadzenia scentralizowanych zajęć dydaktycznych. Czasem bowiem nie chodzi o wykładowców, których w objętych porozumieniem szkołach może być nawet nadmiar, ale właśnie o prozaiczny brak pomieszczeń w określonej szkole (brak własnego budynku, szkoła „na dorobku”, remonty itp.). W takich sytuacjach może pomóc inna szkoła, blisko zlokalizowana, udostępniając okresowo swoje sale, w zależności od porozumienia, nieodpłatnie lub taniej niż normalnie kosztuje wynajem.

Duży zakres możliwości współpracy dostrzegam w organizowaniu uzupełniających wykładów monograficznych poprzez wymianę wykładowców lub dopuszczanie do prowadzonych zajęć studentów ze szkół współpracujących. Brak urozmaicenia oferty dydaktycznej zarówno o związane z programem kierunku przedmioty do wyboru, jak i (tym bardziej) o przedmioty rozszerzające horyzonty wiedzy studentów (zwłaszcza z zakresu kultury, historii, polityki, stosunków społecznych), jest piętą achillesową polskich wyższych szkół niepaństwowych. Szczególnie relatywnie mniejsze szkoły, prowadzące tylko trzyletnie studia zawodowe, opuszczają absolwenci wprawdzie z formalnym wyższym wykształceniem w określonej specjalności, ale brak wiedzy i orientacji w innych dziedzinach często obiektywnie uniemożliwia zaliczenie ich do inteligencji.

Zbliżony charakter może mieć prowadzenie przez pracowników naukowych zatrudnionych w szkołach tworzących związek specjalistycznych seminariów dyplomowych, dostępnych dla wszystkich studentów tych szkół. Bywa tak czasem, że znany profesor prowadzi seminarium dyplomowe koncentrując się na ważnych, ale dydaktycznie trudnych problemach. W szkole, w której jest zatrudniony, tylko 2−3 studentów interesuje się tą tematyką. Ale na przykład w dwóch innych szkołach objętych porozumieniem może być jeszcze kilku studentów. Zbiera się grupa o rozmiarach prawidłowych z dydaktycznego (6−10 osób), a także finansowego punktu widzenia dla szkół, które opłacają jednego promotora tej grupy wg klucza ustalonego w porozumieniu.

Nie widzę też żadnych przeszkód, aby w szkołach zawierających porozumienie wykorzystywać wzajemnie mniej (z różnych przyczyn: wieku, zmian programu, mniejszej rekrutacji) obciążonych wykładowców, do recenzowania prac dyplomowych z innej niż macierzysta, uczestniczącej w porozumieniu uczelni. Może to przynieść, niezależnie od ewidentnego zmniejszenia kosztów, zwiększenie obiektywizmu recenzji, skrócenie ich terminów i tym samym stanowić wkład do poprawy jakości kształcenia. (...)

Pełny tekst w wydaniu drukowanym