Trzecia droga

Grzegorz Filip


Jestem fizykiem. Nie wiem, jak to jest w dyscyplinach humanistycznych czy społecznych, ale w naukach przyrodniczych habilitacja polega na spięciu kilku ostatnich prac i dopisaniu wstępu – powie przyrodnik. – Habilitacja przyrodnicza nie wymaga przerwania jednych badań, by podejmować inne, nie odciąga od zasadniczego wątku zainteresowań badacza, podejmuje się ją zaraz po doktoracie, bo nie ma na co czekać, a jako pracę habilitacyjną przedstawia się także artykuły podpisane przez zespół.

– Jestem socjologiem – powie inny badacz. – Nie wiem, jak to jest w naukach ścisłych czy technicznych, ale u nas wymagania są poważne. Trzeba napisać grubą książkę, jeśli nie będzie zbyt gruba, kandydat na doktora habilitowanego jest podejrzany. Praca musi być indywidualna, a zanim się ją podejmie, trzeba najpierw dojrzeć naukowo, ugruntować się w metodologii, oczytać w literaturze przedmiotu. Nie można tu niczego przyspieszać.

Czy znajdzie się ktoś, kto by uzgodnił te dwa światy. A może one nie dadzą się uzgodnić? Może trzeba rozdzielić myślenie o drodze awansu naukowego humanistów i przyrodników? Jak to zrobiono w innych krajach postsowieckich? Na Węgrzech, w Czechach i gdzie indziej? Nie wiemy i nie pytamy. Wolimy podawać przykłady amerykańskie, spierać się, czy w Niemczech jest habilitacja, czy też de facto jej nie ma, powoływać się na Francję.

Niedawno pojawiła się u nas koncepcja habilitacji jako procedury oceny zgromadzonego dorobku naukowego, bez kolokwium i wykładu habilitacyjnego. To pomysł pośredni między ortodoksyjnym zamiarem utrzymania stanu rzeczy (patrz artykuł prof. Piotra Sztompki na str. 23) a rewolucyjnymi projektami likwidacji habilitacji. Zostałaby ona w zasadzie zniesiona jako stopień, ale z drugiej strony utrzymana jako procedura oceny.

Powstała komisja pod przewodnictwem byłego rektora UJ i przewodniczącego KRASP prof. Franciszka Ziejki, złożona z kilkunastu uczonych zaangażowanych w dyskusję o modelu awansu naukowego w Polsce. Taki też tytuł miała konferencja, która odbyła się 17-18 marca w Krakowie. Członkowie wspomnianej komisji przedstawili swoje opinie na zorganizowanym na zakończenie konferencji panelu, poza tym zaproszono szereg innych osób z referatami, w tym także młodych badaczy, których wszelkie zmiany będą najbardziej dotyczyć.

OD DOKTORATU

Od czego zacząć modelowanie ścieżki kariery akademickiej? Wydaje się, że od podniesienia poziomu doktoratu. Będzie to trudne wobec wprowadzenia systemu bolońskiego, w którym studia doktoranckie zostają zdegradowane do statusu kolejnego etapu edukacji, i wobec masowości studiów doktoranckich (w roku 2005 mieliśmy 33 tys. doktorantów, a obroniono 7,5 tys. prac doktorskich). Selekcja, która dotąd występowała przed doktoratem, teraz przesuwa się gdzieś dalej, znacznie dalej. Prof. Zdzisław Latajka pokazał w swoim referacie, że w Uniwersytecie Wrocławskim 82 procent uczestników studiów doktoranckich uzyskuje stopień doktora. Selekcja nie jest więc zbyt duża.

Najradykalniejszy model ratowania poziomu doktoratów przedstawił dr Krzysztof Pawłowski (pełny artykuł do przeczytania u nas w numerze 3/2006): określenie minimalnego dorobku umożliwiającego otworzenie przewodu, losowanie instytucji, w której doktorant się broni, upublicznienie recenzji, recenzent zagraniczny, przejrzystość wyboru recenzentów i rady, utrata uprawnień do nadawania doktoratów w przypadku zaniżania poziomu.

Prof. January Weiner, odnosząc swoje propozycje do nauk eksperymentalnych, postulował składanie doktoratów napisanych po angielsku, by można było dopuścić recenzentów zagranicznych. Prace doktorskie miałyby postać pliku publikacji i artykułów gotowych do druku, także współautorskich. Proponował też zaostrzenie trybu egzaminacyjnego, który obecnie jest przeważnie rytualną fikcją, oraz ograniczenie liczby jednostek z prawem nadawania doktoratów.

Prof. Osman Achmatowicz sugerował rezygnację z publicznej obrony doktoratu, powinna się ona odbywać przed komisją rady wydziału. Podobną sugestię wysuwał prof. Ziejka w stosunku do habilitacji. Wobec znacznego rozdrobnienia dyscyplin i zawężenia specjalizacji, większość członków rady wydziału nie zna się na temacie pracy, nad którą głosuje. Radę wydziału trzeba więc zastąpić komisją specjalistów.

O niedoskonałym systemie selekcji na studia doktoranckie mówiła prof. Liliana Sikorska. Według prof. Weinera, dla wielu absolwentów studia doktoranckie to tylko sposób uniknięcia bezrobocia. Jak lepiej zorganizować studia doktoranckie? – pytano. Mógłby to być temat kolejnej konferencji. Być może ktoś ją niebawem przygotuje.

NAJWAŻNIEJSZY ETAP

Tymczasem większym jednak niż doktorat zainteresowaniem cieszyła się habilitacja. Jest ona – jak pisze prof. Achmatowicz – „najważniejszym etapem na drodze rozwoju pracownika naukowego”. Tu najbardziej szczegółową propozycję wysunął prof. Jerzy Woźnicki. Utrzymywanie stopnia doktora habilitowanego uznał za niekorzystne dla rozwoju nauki w Polsce. Habilitacja powinna się stać procedurą badania i oceny dorobku naukowego, dokonywaną przez uprawnione rady wydziałów na podstawie centralnie określonych standardów. Uzyskanie pozytywnego wyniku otwierałoby drogę do stanowiska profesora nadzwyczajnego. Dorobek naukowy byłby jawny. Tytuł profesorski wymagałby istotnego zwiększenia dorobku po habilitacji.

Prof. Ziejka był za habilitacją jako uprawnieniem do wykładów i prowadzenia doktoratów na podstawie oceny dorobku naukowego. Prof. Janusz Lipkowski twierdził, że habilitacja przeciwdziała pracom zespołowym, często uniemożliwia włączenie się w przełomowe badania, prowadzi do tematycznego rozdrobnienia badań. Poparł program prof. Woźnickiego. Prof. Jerzy Błażejowski był za dobrowolną habilitacją dla zainteresowanych i prawem do wykładania dla pozostałych. Prof. Michał Szulczewski radził nie spieszyć się z reformą stopni, poczekać aż rynek przejmie funkcje kontrolujące, selekcjonujące badaczy. Dogłębną dyskusję problemu habilitacji przedstawił w pisanym referacie prof. Weiner. Zamierzamy ją opublikować w kolejnym numerze.

Rozważaniom na temat motywacji badacza oddał się prof. Ryszard Tadeusiewicz. Wyróżnił badania podejmowane dlatego, że są interesujące naukowo, odpowiadają na ważne pytania lub otwierają nowe możliwości, oraz badania podejmowane dla awansu. – Uczonych, których motywują te pierwsze powody, jest wciąż bardzo wielu – mówił profesor – ale postępujące zbiurokratyzowanie i zurzędniczenie zarządzania nauką prowadzi od modelu kariery dla nauki do modelu kariery za pomocą nauki.

CO DLA MŁODYCH?

Na konferencji przewijał się wątek konkursów na stanowiska asystenta, adiunkta, profesora. Prof. Henryk Samsonowicz mówił o patologii konkursów, gdy stają do nich kandydaci z macierzystej jednostki. – Konkursy powinny być metodą selekcji kandydatów, szczególnie na początku drogi naukowej, aby nie spełniających oczekiwań eliminować możliwie wcześnie z pożytkiem dla nauki i dla nich samych – przekonywał prof. Achmatowicz. O prawdziwych konkursach z udziałem wielu kandydatów i kontrolą stosowania reguł konkursowych mówił prof. Woźnicki. Uczciwe konkursy dałyby szanse młodym zdolnym.

Przyspieszenie kariery naukowej, szybsze osiąganie samodzielności badawczej, uproszczenie awansu, odmłodzenie kadry – takie hasła wielu profesorom nie kojarzą się dobrze. Na konferencji poszukiwano raczej innych dróg pomocy młodym uczonym niż uproszczenie stopni. Pojawił się postulat dr. Krzysztofa Pawłowskiego, by tworzyć młodym warunki materialne do prowadzenia badań: bardzo wysokie stypendia dla 4 tys. doktorantów (w wysokości 50-60 tys. zł rocznie). – W budżecie to kropla – przekonywał rektor z Nowego Sącza – tymczasem problem awansu nie jest wewnętrznym problemem środowiska akademickiego, lecz kwestią polityczną. – Wysokie stypendia – tak, ale po doktoracie – mówił prof. Piotr Węgleński, zwolennik zatrudnienia kontraktowego na wszystkich szczeblach. – Otworzyć laboratoria PAN przed młodymi – postulował prof. Szulczewski. Prof. Sztompka proponował urlopy naukowe, przenoszenie osób pracujących nad habilitacjami na etaty badawcze, by nie były obciążone dydaktyką, wreszcie: wysokie nagrody za osiągnięcia badawcze. Prof. Marek Chmielewski (jego artykuł w następnym numerze „FA”) podsuwał pomysł krajowych, rocznych lub dwuletnich, staży naukowych po doktoracie, na które można by otrzymywać granty z ministerstwa lub fundacji.

Wiele przedstawionych na konferencji postulatów wymaga dyskusji, uregulowań prawnych, pieniędzy. Ale są takie, które można by wprowadzić już: jawność doktoratów, habilitacji i ich recenzji, jawność uzasadnień decyzji o nadaniu tytułu profesora, konkursów i ich wyników, jawność dorobku. Tyle można zrobić. Wystarczy dobra wola.