Srocze zagłębie

Piotr Kieraciński


Gdy śnieg się stopi, ale na drzewach nie ma jeszcze liści – zazwyczaj jest to w pierwszej połowie kwietnia – dr hab. Leszek Jerzak, prof. Uniwersytetu Zielonogórskiego, wyrusza ze swymi asystentami na rowerach w poszukiwaniu sroczych gniazd. Liczą je i sprawdzają, które są zamieszkane. Starają się w ten sposób ustalić liczebność populacji tych ptaków. Jest ich w Zielonej Górze wyjątkowo dużo. – To prawdziwe srocze zagłębie – mówi L. Jerzak.

Wszystko zaczęło się w latach 50., gdy zniszczono koncepcję „zielonego miasta”, jaką zrealizowano w Zielonej Górze w latach 20. XX stulecia – centrum miasta połączono wówczas z okolicznymi terenami zielonymi, tzw. korytarzami przewietrzającymi. Nie tylko zbliżyło to zieleń centrum, ale pozwoliło zachować wyjątkową bioróżnorodność w mieście. Gwałtowna powojenna rozbudowa miasta zniszczyła te korytarze, odcinając centrum od zieleni. Sadzono topole, a pod nimi zakładano trawniki. – To idealne siedlisko dla srok – mówi prof. Jerzak. – Ptaki te odżywiają się chętnie bezkręgowcami żyjącymi w koszonych trawnikach, a gniazdują na topolach. W Zielonej Górze ponad 40 proc. sroczych gniazd znajduje się właśnie na tych drzewach.

Po zniszczeniu bioróżnorodności miast, zaczęły w nich dominować określone gatunki ptactwa, najczęściej gawrony i gołębie. Każdy z tych ptaków jest na swój sposób uciążliwy. Gawrony żyją stadnie. Robią okropny hałas i brudzą. Podobnie gołębie – brudzą i roznoszą choroby. We Wrocławiu wiele gatunków ptaków wypiera ostatnio wrona siwa. Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku pojawiły się sroki i bardzo szybko zdominowały teren miasta.

Dach nad gniazdem

– Zacząłem obserwować to zjawisko – mówi prof. Jerzak. Samo miasto zajmuje ponad 20 km kwadratowych, dodatkowo badacz obserwacji poddał dwa areały rolnicze o powierzchni 100 km kwadratowych każdy. Okazało się, że o ile na terenach wiejskich jedna para srok przypada na 2 km kwadratowe, to w Zielonej Górze – trzydzieści par na kilometr kwadratowy.

Co sprawiło, że tak wiele srok zamieszkało w miastach? Zdaniem prof. Jerzaka, sami nieświadomie stworzyliśmy im idealne warunki siedliskowe. Sroka jest wszystkożerna, więc zagospodarowuje dla siebie miejskie śmietniki. Znalazła też znakomite siedliska w koronach sadzonych w miastach topoli i na trawnikach. W mieście nie ma drapieżników, które jej zagrażają. Srocze gniazda zazwyczaj mają dachy. Chroni to ptaki przed drapieżnikami. Na terenach zurbanizowanych sporo gniazd – ok. 30 proc. – nie ma dachów. Na wsi – tylko 1 proc. Zdaniem uczonego, dach nad gniazdem sroki to zjawisko kulturowe – ptaki uczą się od siebie nawzajem budowania takich gniazd. W miastach nie ma presji drapieżników, ale być może gniazda bez dachów budują pary młodych ptaków – tych bowiem w mieście jest znacznie więcej niż na wsi.

Ptaki te zachowują się społecznie. Tworzą pary na całe życie. Jednak trochę inaczej niż u ludzi, między partnerami istnieją skrajne różnice wieku. Młoda samica łączy się ze starym samcem, a stara z młodym. – Wygląda na to, że młode sroki cenią u partnerów doświadczenie – mówi L. Jerzak. Zdarzają się też zdrady. Obszar zajmowany przez sroczą parę to zazwyczaj ok. 5-7 hektarów. – Jest kontrolowany i broniony – mówi prof. Jerzak. Zdarza się, że gniazdo budują dwa samce. – To bardzo rzadkie. Świat przyrody jest bezwzględny i natura sama eliminuje takie pary – komentuje uczony. – My, dzięki osiągnięciom cywilizacji, możemy omijać prawa przyrody.

Liczenie gniazd odbywa się dwukrotnie. – Najpierw liczymy jaja i znaczymy je lakierem do paznokci – wyjaśnia uczony. – Potem badamy, ile młodych wyleciało z gniazda. Takie obserwacje pozwalają poznać sukces lęgowy u różnych populacji. A to właśnie podstawowa informacja dla ekologów.

Rower, lornetka i... komputer

O swoich zainteresowaniach sroką uczony mówi tak: – Początkowo sroka fascynowała mnie tylko jako ptak. Okazało się jednak, że badania nad nią dają szereg informacji o charakterze ogólniejszym, na przykład jak modelować zieleń miejską, by zwiększać bioróżnorodność. Na tym gatunku można też badać interesujące mechanizmy sterujące populacjami. Wyniki badań prof. Jerzaka i jego asystenta pozwalają stwierdzić z całą pewnością, że nie ma korelacji między liczebnością sroki a liczbą ptaków śpiewających. – Nie trzeba walczyć ze srokami – przekonuje L. Jerzak. Nie dość, że w miastach pojawiają się pustułki, to na ich siedliska wchodzi wrona siwa, a wycinanie topoli sprawi, że będzie mniej miejsc do gniazdowania.

Badania przyrodnicze mają wartość naukową, o ile prowadzone są przez wiele lat. W naturze obserwujemy bowiem cykle wieloletnie. Zdaniem prof. Jerzaka, cykl wzrostu i spadku liczebności populacji sroki wynosi ok. 12 lat.

Badania srok nie są kosztowne. – Rower, lornetka, suwmiarka – wylicza uczony swoje naukowe „instrumentarium”. Do tego dochodzi komputer z programem do analizy danych. – Należałoby jednak przeprowadzić badania DNA srok z miast i ze wsi, aby ocenić, jak przemieszczają się ptaki między terenami rolniczymi i zurbanizowanymi. To nieco kosztowniejsze badania. Na razie projekt taki nie znalazł uznania u gestorów grantów w Polsce.

Sroki nie są lubiane, mają opinię skrzeczących plotkarek i złodziejek. – Nie znaleźliśmy żadnej biżuterii w gniazdach – dementuje doniesienia bajkopisarzy prof. Jerzak. – Sroka to inteligentny ptak. Zwraca uwagę na przedmioty wyróżniające się w otoczeniu i zabiera je do gniazda. Znajdowaliśmy w nich druty, folie, widelec, a nawet sprężynę od łóżka.

Negatywne opinie o srokach potwierdzają przysłowia: „wypaść sroce spod ogona” czy „gapi się jak sroka w kość”. – Paskudne opinie o srokach nie są niczym uzasadnione – mówi uczony, który bada te ptaki od kilkunastu lat.

– Były momenty, że miałem ich dość – mówi. Teraz jednak kolekcjonuje ciekawostki związane ze srokami. W słynnym portugalskim zamku w Sintrze jest pokój, którego sufit wymalowany jest w scenki z udziałem srok. W Kanadzie jest piwo Magpie (sroka). Chińczycy uważają, że sroka przynosi szczęście.