Rozważnie, ale odważnie
Mało co tak podnosi temperaturę akademickiej dyskusji, jak temat modelu kariery naukowej, a już zwłaszcza kwestia zniesienia lub pozostawienia habilitacji. Emocje zaczynają wówczas sięgać akademickiego zenitu. Zatem nie jest to po prostu jedna z wielu dyskutowanych kwestii, a sprawa ważna, nurtująca duszę naukowca – i tego młodego, u progu kariery, i tego o skroniach przyprószonych siwizną, który ma ją już za sobą. A skoro aż tak rozpala, to wyraźnie widać, że „coś jest na rzeczy”.
Jak prawie w każdej kwestii, tak i w tej, są dwie strony medalu. Uniwersytet w Polsce to 600 lat tradycji, w Europie jeszcze więcej. Inne to były uniwersytety, inne studia, inne proporcje ludzi, którzy w uniwersytecie studiowali. Ale zasady, tradycje, stopnie, tytuły – trwały. Wobec takiej perspektywy, nic tu nie musi, a nawet nie powinno, dziać się pospiesznie.
Ale nawet tak utrwalone, wielowiekowe tradycje muszą być modyfikowane, aby móc sprostać dzisiejszym wyzwaniom. Nie ma na świecie jednego wzorca hierarchii akademickich stopni i stanowisk. Rozwiązań jest wiele. W jednych krajach habilitacja jest, w innych jej nie ma. W tradycji Europy Środkowej jest. W wielu krajach odchodzi się od niej, ale w innych, tam gdzie ją zniesiono, do niej się wraca.
Na pewno muszą istnieć mechanizmy, które dokonują selekcji. Tam, gdzie habilitacji nie ma, istnieje olbrzymia konkurencja i każdy, kto się z tym modelem zetknął, wie, że o wiele trudniej pokonać tam kolejne szczeble kariery niż u nas zrobić habilitację. Na pewno nie można jej tak po prostu znieść, bez wprowadzenia innych mechanizmów – na przykład rzeczywistych konkursów i recenzji pisanych bez koleżeńskich względów. Trochę to trudne jak na polskie przyzwyczajenia, ale myślę, że możliwe, jeśli wprowadzi się odpowiednie zasady. Na pewno też nie można spraw zostawić takimi, jakie są – to rozwiązanie ma wyraźne wady. I zbyt dużo tu emocji.
A zatem krok do przodu – rozważny, ale odważny. Oceniajmy rzetelnie dorobek, a nie pracę na stopień, zajmującą kilka lat życia.