Nie tylko socjologia
„Dobre tradycje i nowe wyzwania”, czyli sposób na inną socjologię w PAN? Wypowiedź Andrzeja Rycharda i Henryka Domańskiego jest jednak czymś więcej. Porusza szerszy problem kondycji polskiej nauki i jej gotowości do podejmowania wyzwań, jakie niesie ze sobą współczesność. Takie wyzwania mają przed sobą astronomowie, biolodzy, reprezentanci nauk technicznych, socjolodzy (by tylko na tych przykładach poprzestać). Na wyzwania te nasze środowisko, a przynajmniej jego część, reaguje najlepiej jak potrafi i w stopniu, w jakim pozwalają na to istniejące rozwiązania instytucjonalne czy możliwości finansowe. Z tymi – jak wiadomo – nie jest najlepiej, choć „nie najlepiej” to nad wyraz powściągliwe określenie.
W polskiej nauce wiele zmieniło się przez ostatnich piętnaście lat, choć nie jestem pewna, które ze zmian przeważają: te na lepsze czy te na gorsze. Mają rację moi koledzy, gdy mówią, że najmniej czułe na zmiany okazały się struktury instytucjonalne, które się nie sprawdzają, oddalają od optymalnych sposobów wykorzystania istniejącego potencjału naukowego, blokują rozwój. Myślę, że nie dotyczy to tylko jednostek pozauczelnianych, chociaż to one najpilniej poszukują nowej formuły dla siebie. Instytuty PAN, od czasu, gdy uzyskały osobowość prawną, próbują zrobić jak najlepszy użytek z przyznanej im niegdyś ograniczonej autonomii, niemniej pozostałości dawnych regulacji i rozwiązań mocno uwierają wszystkich. W trosce o wysokie standardy dwoimy się i troimy, lecz pełna mobilizacja zespołów badawczych i ich menedżerów już nie wystarcza. Jeśli nawet wielu z nas przyzwyczaiło się już do myśli, że nie jest źle (bo nie dość, że robimy to, co lubimy, to jeszcze nam za to płacą), to zasadnicza – strukturalna – zmiana jest bez wątpienia potrzebna.
„Przewiewna” formuła
Rysująca się reforma PAN, choć stwarza takie nadzieje, przyjmowana jest w środowisku z ogromną rezerwą. Projekt, jaki władze Akademii przedstawiły do konsultacji, jest mało przejrzysty, nie do końca przemyślany, obciążony dużym balastem administracyjnym. Jeśli dobrze rozumiem, zakłada on powstanie nowej struktury w Akademii, czegoś w rodzaju centrum badań naukowych, które skupiałoby najlepsze instytuty PAN, wyspecjalizowane w prowadzeniu zaawansowanych badań w danej dziedzinie, uprzywilejowane w stosunku do innych wyraźnie większymi dotacjami na działalność statutową czy wyraźniejszym wsparciem współpracy międzynarodowej.
Andrzej Rychard z Henrykiem Domańskim pokazują (tak to odczytuję), że taka centralistyczna idea wcale nie musi być zamachem na wolność i różnorodność pomysłów instytucjonalnych w Akademii, a mglistość pomysłu reformatorów może być okolicznością sprzyjającą poszukiwaniu oryginalnych i efektywnych rozwiązań. Propozycja utworzenia Polskiego Instytutu Socjologicznego – jako instytutu studiów zaawansowanych w ramach IFiS PAN – jakkolwiek wcale nie musiała mieć początku w projekcie reformy PAN, doskonale się w ten projekt wpisuje. Połączenie w jedno rodzimej tradycji i najnowszych, sprawdzonych rozwiązań z krajów zachodnich pokazuje, że zmiany w nauce, a konkretnie w Akademii, mogą iść w różnym kierunku. W IFiS byłby to PIS (przez duże I) – socjologiczne centrum zaawansowanych studiów naukowych, łączące badania i edukację – w innym instytucie mogłaby to być innego typu struktura, najlepiej odpowiadająca jego specyfice i możliwościom kadrowym. O ile wiem, takie dyskusje już się toczą. Formuła instytutu studiów zaawansowanych, które zajmują się podstawowymi problemami w danej dziedzinie i tworzą niewielkie placówki grupujące uczonych o różnym stopniu związania z instytutem, jest, w moim przekonaniu, bardzo dobrą formułą – elastyczną, otwartą, „przewiewną”. Na pewno – przy dynamicznym zespole badaczy i umiejętnym zarządzaniu (co IFiS posiada) – struktura ta gwarantowałaby wysoką jakość badań i pulsowałaby życiem naukowym, przyciągając do współpracy wielu specjalistów z zagranicy i z Polski.
Jest pewna słabość tego projektu – pieniądze. Czy istotnie można liczyć na to, że dotacje środków publicznych dla PAN będą na tyle znaczące, żeby pomysły tego rodzaju mogły być bezpiecznie realizowane? Nie chodzi tu tylko, jak sądzę, o IFiS czy PIS. „Pomysł socjologiczny” nie musi być w Akademii odosobniony. Tak więc reforma – jeśli szukałaby racjonalizacji struktur PAN poprzez indywidualizację rozwiązań – musiałaby być droga. Czy jednak nierealna? Tak też nie można myśleć, bo przy założeniu, że rewolucji w finansowaniu nauki długo jeszcze u nas nie będzie, oczekiwanie gwarancji finansowych przed podjęciem jakiejkolwiek inicjatywy jest skazaniem jej już w punkcie wyjścia na niepowodzenie.
Nie do końca przemawia do mnie koncepcja PIS jako instytutu specjalizującego się w socjologicznych badaniach (i studiach) polskiej rzeczywistości. To zdecydowanie zbyt szeroka – zwłaszcza w nazwie – formuła, pozbawiająca tę strukturę wyrazistości, tożsamości, IFiS-owskiej specyfiki. Jak podkreślają sami pomysłodawcy, w Polsce istnieje już kilka znaczących ośrodków socjologicznych, w których uprawia się zaawansowane studia i badania socjologiczne. Na czym więc polegałaby specyfika PIS w IFiS? Jak potencjalni partnerzy współpracy naukowo-badawczej czy zleceniodawcy diagnoz, ekspertyz mieliby rozpoznawać na mapie naukowej Polski tego najwłaściwszego z oferentów? Czym różniłby się PIS od Instytutu Spraw Publicznych czy Instytutu Studiów Społecznych? Oczywiście, zawsze pozostaje opcja „po nazwisku” czy dorobku umieszczanym na stronach www. Niemniej trafna nazwa – oddająca obszar problemowy, w którym się najlepiej poruszamy, bo mamy w tym najlepsze kompetencje – nie jest obojętna, ze względów marketingowych, z uwagi na pytanie o instytucjonalną tożsamość i ze względu na badawcze kompetencje.
Formuła zbyt szeroka („socjologiczna w ogóle”) jest mało wyrazista i myląca. Nie chcę umniejszać zasług IFiS PAN na polu diagnozowania problemów współczesnego społeczeństwa polskiego, ale nie wszystkie – ważne dla losów polskiej transformacji – kwestie są tam podejmowane. Przykładem problemy polskiej wsi czy zmiany w edukacji. Oczywiście, przyszłościowo można tę czy inną problematykę socjologiczną włączać do projektów badawczych realizowanych w PIS, lecz gdy problematyka taka jest z powodzeniem realizowana w innych, wyspecjalizowanych instytutach PAN, trzeba by się zastanowić, jaka wersja specjalizacji (uwypuklona w nazwie), byłaby rozsądniejsza: ogólnosocjologiczna czy problemowa. Kwestia realiów instytucjonalnych nie jest tu akurat najważniejsza, niemniej należy się spodziewać, że inne instytuty, towarzystwa naukowe czy uczelnie prywatne będą szukać podobnych, uwzględniających własną specyfikę, rozwiązań. Może nie tyle z myślą o usensownianiu własnych, skostniałych struktur (jak jest dziś w Akademii), co z myślą o rosnącym zapotrzebowaniu na diagnozy i ekspertyzy dotyczące określonych wycinków naszej rzeczywistości i określonych społecznych problemów.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.