Musimy zmienić kierunek awansu

Rozmowa z prof. Franciszkiem Ziejką, przewodniczącym zespołu ds. opracowania modelu kariery akademickiej w Polsce


Zespół ds. opracowania modelu kariery akademickiej w Polsce: prof. Franciszek Ziejka – przewodniczący, prof. Osman Achmatowicz, prof. Andrzej Koźmiński, prof. Grzegorz Kurzyński, prof. Janusz Lipkowski, dr Krzysztof Pawłowski, dr inż. Wojciech Pillich, prof. Henryk Samsonowicz, prof. Piotr Sztompka, prof. January Weiner, prof. Piotr Węgleński, prof. Jerzy Woźnicki.
Prof. dr hab. Franciszek Ziejka (ur. 1940), polonista, historyk literatury polskiej. Studia – 1963, doktorat – 1971, habilitacja – 1982 w UJ, tytuł profesora – 1991. W 1991 objął stanowisko prof. UJ, a w 1998 otrzymał tytuł prof. zwyczajnego. Zainteresowania naukowe: historia literatury polskiej XIX i XX w. Wykładowca w Uniwersytecie Prowansalskim, Uniwersytecie Paryskim. Członek korespondent PAU. W latach 1993-99 prorektor ds. ogólnych, 1999-2005 rektor UJ. Przewodniczący KRASP 2002-05. Od 2005 przewodniczący Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa. Przewodniczący zespołu ds. opracowania modelu kariery akademickiej w Polsce.

Został Pan przewodniczącym powołanego przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich zespołu, który ma za zadanie przedstawić propozycje zmian w ścieżce kariery akademickiej. Dyskusja na ten temat toczy się od lat. Dlaczego właśnie teraz powstał taki zespół?

– W trakcie parlamentarnych prac nad nową ustawą o szkolnictwie wyższym KRASP złożyła zobowiązanie, że podejmie szeroką dyskusję na temat udrożnienia ścieżki kariery naukowej. I właśnie się z tego zobowiązania wywiązujemy. Chcielibyśmy poznać opinie wszystkich zainteresowanych i na tej podstawie rekomendować propozycje zmian, dlatego potrzeba szerokiej dyskusji nad modelem kariery naukowej.

W momencie prac parlamentarnych pojawiało się oczekiwanie, że skoro po piętnastu latach porządkujemy na nowo system nauki i szkolnictwa wyższego, to zmiany obejmą także regulacje związane ze ścieżką kariery. Prezydencki zespół opracowujący projekt ustawy przyjął jednak założenie, że to kwestia osobnej regulacji. Czy nie można było zmian wprowadzić już do nowego „Prawa o szkolnictwie wyższym”?

– Sprawy związane ze stopniami i tytułami naukowymi, czyli karierą naukową, są regulowane odrębną ustawą o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w dziedzinach sztuki. Ta ustawa była nowelizowana kilka miesięcy przed rozpoczęciem dyskusji parlamentarnych, po wcześniejszych długich dyskusjach i pracach sejmowych. Zespół prezydencki, na czele którego stał profesor Jerzy Woźnicki, a w którego skład, przypomnijmy, wchodzili przedstawiciele wszystkich najważniejszych instytucji działających w obszarze szkolnictwa wyższego, uznał, że wobec tej niedawnej nowelizacji zmiany powinny dotyczyć tylko kwestii szkolnictwa wyższego. Podzieliła to przekonanie także większość sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Myślę, że było to słuszne podejście, ponieważ trudno przesądzać o tak ważnych kwestiach w pospiesznej dyskusji sejmowej, gdzie środowisko akademickie występuje jedynie w roli ekspertów, czyli de facto nie ma wiele do powiedzenia. Poza tym jest to kwestia, która dotyczy nie tylko uczelni, a całego środowiska naukowego, czyli także osób pracujących w instytutach naukowych i jbr-ach. Stąd w pracach naszego zespołu biorą udział przedstawiciele Polskiej Akademii Nauk i Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów.

W trakcie dyskusji parlamentarnych pracowano nad dwoma projektami. Drugim był projekt poselski, autorstwa de facto Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność”. Zawierał on rozwiązania dotyczące modelu kariery naukowej i to dość radykalne: postulował jej zakończenie na stopniu doktora oraz zniesienie tytułu naukowego profesora, a pozostawienie jedynie stanowiska profesora będącego w gestii uczelni, czyli wprowadzenie modelu zbliżonego do anglosaskiego.

– Myślę, że propozycje KSN „Solidarności”, skupiającej w znacznej mierze środowisko starszych adiunktów, nie uwzględniają tradycji europejskiej i całego szeregu elementów różniących nas od krajów anglosaskich, na przykład olbrzymiej konkurencji i mobilności kadry występującej w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Tam awans na stanowisko profesora jest znacznie trudniejszy niż u nas uzyskanie habilitacji. Zmiana nie może polegać po prostu na zniesieniu habilitacji i tytułu profesora, bo to da efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego – nie usprawni systemu, a spowoduje dramatyczny spadek poziomu kadry naukowej. Zdanie to podzieliła zdecydowana większość sejmowej Komisji Edukacji i stąd właśnie potrzeba dyskusji i zmian, które usuną bariery w rozwoju kadry, ale nie spowodują skutków negatywnych. Do naszego zespołu zaprosiliśmy także KSN "Solidarność", która delegowała do pracy w nim doktora inżyniera Wojciecha Pillicha, swojego wiceprzewodniczącego.

W jaki sposób będzie przebiegać ta szeroka dyskusja?

– Zespół spotkał się na roboczym posiedzeniu w Warszawie i ustaliliśmy, że rozpoczynamy od dużej konferencji „Model kariery naukowej w Polsce”, którą chcemy zorganizować w Krakowie w dniach 17-18 marca. Poprosiliśmy kilkanaście osób z różnych środowisk i o różnych poglądach o przedstawienie podczas niej swoich poglądów na kwestie awansu naukowego. Zależy nam szczególnie na udziale w tej konferencji i w całej dyskusji ludzi młodych: doktorów, doktorów habilitowanych, a także doktorantów. Chcemy usłyszeć opinie najzdolniejszych, na przykład stypendystów Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Powinni się wypowiedzieć, bo to oni mają karierę przed sobą. Chcemy, aby materiały z tej sesji były punktem wyjścia do dalszej dyskusji. Przewidujemy, że pokonferencyjną publikację roześlemy w kwietniu lub na początku maja do uczelni i instytutów. Zespół będzie zbierał opinie i dyskutował w swoim gronie, tak aby na jesieni przedstawić propozycje zmian.

Czy będzie to projekt nowej ustawy o stopniach i tytule naukowym?

– Raczej podsumowanie dyskusji i opracowanie konkretnych propozycji zmian.

Argumenty za utrzymaniem lub zniesieniem habilitacji znane są od dawna. Czy nie będzie tak, że po raz kolejny zostaną one wyartykułowane i obu grupom będzie trudno dojść do porozumienia? W jaki sposób powstanie konkluzja, czy habilitację znieść, czy utrzymać?

– To prawda, że rozrzut poglądów w większości spraw jest bardzo duży. Jak zdążyłem się zorientować – także w ramach zespołu. Będziemy przysłuchiwać się, jakie poglądy przeważają, dyskutować i wzajemnie się przekonywać. Nie jest tak, że wśród profesury wszyscy są za utrzymaniem habilitacji. Wiele osób, z którymi rozmawiałem lub które nadesłały już swoje wypowiedzi, jest skłonnych do rezygnacji z habilitacji. Ja także jestem za jej zniesieniem. Uważam, że w obecnej postaci nie spełnia ona swej roli. Moja wizja kariery jest następująca: doktorat, studia podoktoranckie (najlepiej w innej uczelni), otwarty konkurs na stanowisko profesora nadzwyczajnego – czy, jak chciałby profesor Henryk Samsonowicz, członek naszego zespołu, na przywrócone stanowisko docenta (przy zastrzeżeniu, że liczba tych stanowisk w uczelni jest określona) – a następnie, po uzyskaniu tytułu naukowego, możliwość awansu na stanowisko profesora zwyczajnego. Konkurs polegałby na wykorzystaniu doświadczeń okresu międzywojennego i lat wcześniejszych. Ogłaszany byłby z dużym wyprzedzeniem w całej Polsce i każdy doktor z określonym dorobkiem mógłby się zgłosić. Rada wydziału powoływałaby kilkuosobową komisję, która wyłaniałaby pięciu czy siedmiu najlepszych kandydatów. Ich dossier byłoby wysyłane do dwunastu profesorów tytularnych w danej dziedzinie – lub wszystkich profesorów tytularnych, jeśli dziedzina jest wąska – z prośbą o ułożenie listy rankingowej uwzględniającej dorobek kandydatów. Na tej podstawie ostateczną decyzję podejmowałby rektor uczelni, powiedzmy – spośród dwóch pierwszych miejsc na liście. Procedura dotycząca tytułu naukowego profesora powinna pozostać niezmieniona. Z chwilą uzyskania tytułu profesora uczony zostaje mianowany na czas nieokreślony w uczelni. Ale to nie koniec. Dotychczas po mianowaniu profesor mógł już spocząć na laurach. I tu tkwi błąd naszego systemu. Wykorzystując doświadczenia francuskie czy niemieckie, należy stworzyć trzy kategorie profesora zwyczajnego: A, B i C. Powinny one znacząco różnić się poborami. To mobilizowałoby do dalszej intensywnej pracy, jeśli ktoś chciałby uzyskać znaczącą podwyżkę. Oceny dokonywałyby rady wydziałów.

Nie jestem zwolennikiem habilitacji w obecnej formule z prostej przyczyny. Na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego uczestniczyłem w wielu habilitacjach i bardzo często musiałem głosować nad kandydaturami osób, których nie znałem, na podstawie pytań i wykładu z dziedzin bardzo odległych od moich kompetencji, na przykład językoznawstwa tureckiego, podczas gdy jestem historykiem literatury polskiej XIX wieku. Wiem, kto jest w Polsce dobry w zakresie pozytywizmu czy Młodej Polski, ale nie językoznawstwa tureckiego. Spróbujmy awans naukowy powiązać z merytoryczną oceną specjalistów. Być może w jednych dziedzinach habilitacje można zostawić, w innych znieść. Na pewno musimy zmienić kierunek awansu – odejść od administracyjnego awansu opartego na habilitacji przeprowadzanej na radzie wydziału – której członkowie w większości nie są fachowcami z danej dziedziny – i zastąpić to oceną dorobku i konkursem.

Czy do konkursu będzie można stawać także w swojej uczelni, czy tylko w obcej?

– Nie jestem zwolennikiem wprowadzania formalnych rygorów typu: zrobiłeś doktorat czy habilitację w jednej uczelni, to musisz teraz pracy szukać w innej. To nie leży w naszej tradycji, nie dotyczy żadnej innej grupy zawodowej i nie wydaje się do końca racjonalne. Stwórzmy natomiast autentyczne konkursy. Także na stanowiska asystenta i adiunkta.

A co z Centralną Komisją?

– Powinna zostać, ale jako ciało kadencyjne, z ograniczeniem liczby kadencji do dwóch lub maksimum trzech. Wielu obecnych jej członków pełni swe funkcje nawet ponad trzydzieści lat. To lekka przesada. Jej funkcją powinno być nadawanie uprawnień do doktoryzowania i habilitacji oraz opiniowanie wniosków o tytuły profesorskie.

W jakim stopniu może to być spójny system dla szkół wyższych i instytutów naukowych?

– To musi być system spójny. Jestem zwolennikiem modelu, w którym nie robi się tytułu profesorskiego w instytutach badawczych, tylko w uniwersytetach. Tak jest na przykład w Niemczech. Zdecydowanie też szerzej pracownicy tych instytutów powinni uczestniczyć w dydaktyce.

Czy nie sądzi Pan, że opór wśród profesury wobec zniesienia habilitacji będzie duży?

– Środowisko powoli dojrzewa do tego, że potrzebne są zmiany. Także ze względu na poszerzający się zakres współpracy międzynarodowej i rozwiązania obowiązujące za granicą.

Oficjalny obraz środowiska akademickiego w rozmowie z profesorem, nie mówiąc o rektorze, jest z reguły dość pozytywny. Jeśli natomiast porozmawia się z pracownikami uczelni, poczyta krytyczne artykuły czy wypowiedzi na różnych forach internetowych, to stan nie jest już tak idealny. Są też dziedziny – na przykład medycyna czy prawo – gdzie panują stosunki hierarchiczne lub po prostu feudalne: wszyscy pracują na profesora, łącznie z udostępnianiem dorobku i dopisywaniem do prac jego nazwiska. To on, a nie rzeczywiste zdolności czy osiągnięcia, decydują o porządkach i awansach w klinice, katedrze czy instytucie. Albo inne dziedziny, jak choćby psychologia, gdzie wąska grupa utytułowanych blokuje awans innym i zatwierdza wyłącznie „swoich”, niezależnie od dorobku.

– To, niestety, prawda i znaczna część profesorów także ma tego świadomość. Stąd konieczność i coraz szersza akceptacja zmian, choć nie jest to łatwe. Nie udało mi się na przykład, jako rektorowi, wyrugować z UJ zjawiska dopisywania się do prac w naukach medycznych czy eksperymentalnych. Padały argumenty o nadzorze, pomysłach i inspiracji, czy w ostateczności takie, że w Stanach Zjednoczonych bądź Niemczech profesorowie postępują tak samo. Chodzi po prostu o ilość cytowań, a nie rzetelny, własny dorobek. Nie wystarczy tu nawet kodeks etyczny, bo taki w UJ mamy. Potrzebne są nowe mechanizmy.

Czyli wracamy do wniosku, że konieczne są nowe, czytelne reguły awansu naukowego.

– To byłoby nasze wielkie zwycięstwo, gdyby udało się wprowadzić czystość reguł awansu naukowego. I oddać go w ręce specjalistów w danej dziedzinie. Mam świadomość, że zmiany reguł, które obowiązywały przez całe dziesięciolecia, nie są łatwe. Ale chcemy je zainicjować. Dlatego potrzebna jest dyskusja i wyciągnięcie z niej wniosków.

Rozmawiał Andrzej Świć