Czy rzeczywiście „szkoły zawodowe”?

Jerzy Malec


W art. 2 ust. 1 ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym” zdefiniowano pojęcie uczelni, dzieląc je na określone kategorie. Jedną z wielu kategorii jest podział na uczelnie akademickie i zawodowe. Ma on charakter rozłączny, zatem każda szkoła musi należeć do jednej lub drugiej kategorii. Przyjętym w tym wypadku kryterium podziału nie jest rodzaj prowadzonych studiów, lecz uprawnienie do nadawania stopnia naukowego doktora.

W tym samym artykule ustawodawca określił rodzaje studiów, wśród których zasadnicze znaczenie ma podstawowy podział na: studia I stopnia (licencjackie lub inżynierskie), studia II stopnia (magisterskie) oraz studia III stopnia (doktoranckie), co jest konsekwencją przyjęcia przez nasz kraj strategii bolońskiej. Pewnym odstępstwem od tego jest uzupełnienie owej triady o tzw. jednolite studia magisterskie, które mają być nadal prowadzone na 11 kierunkach. Dodać wypada, że studia I i II stopnia są prowadzone zarówno przez uczelnie akademickie, jak i zawodowe. Jednocześnie pod pojęciem uczelni zawodowych w jednej kategorii mieszczą się zarówno szkoły wyższe prowadzące wyłącznie studia I stopnia, jak i prowadzące studia II stopnia oraz jednolite studia magisterskie.

Regulację taką wypada ocenić krytycznie. Podział na typy i rodzaje szkół wyższych nie jest wyłącznie kwestią nazewnictwa, ponieważ z kwalifikacją do określonego typu szkół wiążą się konsekwencje prawne – np. wynikające z art. 61 ust. 5 ustawy, określającego ustrój uczelni oraz wyznaczającego zakres swobody w statutowym określaniu wewnętrznego ustroju uczelni w zależności od tego, czy uczelnia prowadzi wyłącznie studia I stopnia, czy także II stopnia. Podobnie czyni art. 13 ust. 2 w zw. z art. 13 ust. 1 pkt 3 i 4, który zwalnia niektóre uczelnie zawodowe – prowadzące jedynie studia I stopnia – z ustawowego obowiązku prowadzenia badań naukowych i prac rozwojowych oraz ustawowego obowiązku kształcenia i promowania kadr naukowych. Trudno zatem zgodzić się ze zdaniem ustawodawcy, że oba typy szkół mają charakter zawodowy, nie różniąc się między sobą nazwą ani rodzajem działalności. Jeśli natomiast uwzględni się rzeczywiste zróżnicowanie, to konsekwencją musi być wprowadzenie rozróżnienia w nazewnictwie.

Jednym z możliwych rozwiązań byłoby zatem utrzymanie nazwy „uczelnia zawodowa” jedynie w odniesieniu do szkoły wyższej prowadzącej wyłącznie studia I stopnia, pozostałe szkoły, nie mające uprawnień akademickich, pozbawiając przymiotnika „zawodowy” i przyjmując w stosunku do nich nazwę „uczelnia” oraz „szkoła wyższa” bez dodatkowej specyfikacji. Dalej idącym rozwiązaniem byłaby całkowita rezygnacja z tego niezbyt szczęśliwie kojarzącego się określenia szkoły wyższej. Optowałbym za tym ostatnim, należy wziąć tu bowiem pod uwagę rolę, jaką odgrywa nazwa używana w stosunku do uczelni. Zarówno uczelnie niepubliczne, jak i publiczne, mogą pobierać opłaty za świadczenie usług edukacyjnych, prowadzenie badań, przyjmować darowizny itp. Mogą też prowadzić działalność gospodarczą. Zatem w sytuacji, gdy rodzajem i jakością kształcenia konkurują one zarówno o studentów, jak i o środki finansowe, nazwa szkoły wyższej zaczyna mieć „wartość rynkową”, określając także rodzaj wykształcenia, jakie w danej szkole można uzyskać. Występujący w nazwie uczelni przymiotnik „zawodowa” może oddziaływać negatywnie przy podejmowaniu wyboru studiów, zwłaszcza w przypadku podejmowania studiów II stopnia lub jednolitych magisterskich.

Dodać wypada, że pod rządami poprzedniej ustawy w stosunku do szkół wyższych, które prowadziły studia magisterskie, a nie uzyskały uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora, używano ogólnego określenia „uczelnia”, nazwę „wyższa szkoła zawodowa” zastrzegając – w myśl obowiązującej wówczas ustawy z 26 czerwca 1997 o wyższych szkołach zawodowych – wyłącznie w stosunku do uczelni prowadzących kształcenie na poziomie licencjackim bądź inżynierskim. Nazwy te były stosowane przez wiele lat i utrwaliły się zarówno w świadomości społecznej, jak i w obrocie prawnym. Włączenie szkół wyższych prowadzących studia II stopnia i jednolite studia magisterskie do jednej kategorii ze szkołami zawodowymi w rozumieniu poprzednio obowiązujących przepisów, bez wskazania różnicy między nimi, a jednocześnie wyłączenie ich z kategorii obejmującej także szkoły wyższe o charakterze akademickim, jest w istocie rodzajem degradacji. Biorąc pod uwagę fakt, iż uzyskanie uprawnień do prowadzenia studiów magisterskich wiąże się z kosztami i wysiłkiem organizacyjnym, może to rodzić poczucie nieuzasadnionej dyskryminacji.

Warto także zwrócić uwagę na niezręczność o charakterze protokolarnym przy określaniu (art. 54 ust. 2 ustawy) nazwy Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich. Artykuł ten odnosi się do ciała skupiającego rektorów uczelni zawodowych w rozumieniu ustawy, co wyraźnie zaznaczone jest w tymże przepisie. Chodzi zatem nie tyle o „szkołę zawodową”, co o „zawodową szkołę wyższą” – taka bowiem nazwa jest równoważna pojęciu „uczelni zawodowej”. Tymczasem w powszechnym odbiorze – z którym ustawodawca winien się liczyć – pojęcie szkoły zawodowej nie tylko nie oznacza szkoły wyższej, ale nawet szkoły maturalnej. W takiej sytuacji uznać należy, iż ustawowa nazwa Konferencji Rektorów – narzucona przez ustawodawcę – nie do końca odpowiada treści, którą winna reprezentować tak opisana instytucja. Nadawanie nazwy własnej określonej instytucji służy nie tylko celom identyfikacji danego podmiotu, lecz także pełni rolę „komunikacyjną” – wskazuje na funkcje i zadania należące do zakresu działań instytucji. Jest to tym bardziej istotne, iż w niniejszym wypadku mamy do czynienia z instytucją publiczną utworzoną przez akt prawa powszechnie obowiązującego.