Toeplitzowie

Magdalena Bajer


Zaraz na początku wizyty w żoliborskim mieszkaniu Wandy Wertenstein (zmarłej dwa lata temu), którą znałam z interesujących esejów i recenzji filmowych, z przenikliwych i zawsze dowcipnych ocen rozmaitych zdarzeń kulturalnych i ludzi kultury, zaskoczyło mnie jej lakoniczne stwierdzenie: – Ojciec przyprowadzał do domu tych wielkich fizyków, kiedy bywali w Warszawie na kongresach czy konferencjach i ja siedziałam przy stole z niejednym noblistą. O ojcu Wandy trzeba opowiedzieć, gdyż był wyróżniającą się w dziejach nauki postacią z bardzo licznego i szeroko skoligaconego rodu zasłużonych dla Polski Toeplitzów.

osoby z encyklopedii

Jerzy Toeplitz

W czasach nowszych uwyraźnił się humanistyczny wątek zamiłowań oraz zatrudnień. Jerzy Toeplitz, założyciel i długoletni profesor Łódzkiej Szkoły Filmowej (dzisiaj PWSTFiTV), jest autorem podstawowego kompendium historii filmu polskiego w pięciu tomach. O Wandzie Wertenstein (koligacje z Toeplitzami dalej) już wiemy. Bratanek profesora i syn nauczyciela akademickiego, w innej co prawda specjalności, Krzysztof Teodor – od kilkudziesięciu lat felietonista, także krytyk filmowy, autor scenariuszy i książek, ostatnio zaś sagi rodzinnej – znacząco go dopełnia.

Dzieje rodu stanowią rozległe i wielobarwne tło dla wybitnych, wyróżniających się, nie tylko na owym tle, ale szerzej, postaci – takich jak Ludwik Wertenstein, znakomity fizyk, albo Teodor Toeplitz, jeden z założycieli Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, tyleż dzieła urbanistycznego, co bardzo w swoim czasie postępowego – to słowo jak najbardziej się tu nadaje – projektu społecznego. Toeplitzowie ze spokrewnioną blisko rodziną Meyerów, z innej strony Wellfischów, Bergsonów, Hertzów, należą do tych rodzin żydowskich, które przyczyniły się do unowocześnienia polskiej gospodarki, bankowości, handlu, nadając wielu przedsięwzięciom w tych dziedzinach międzynarodowy rozmach. Dały społeczeństwu zastępy wykształconych specjalistów, pojmujących swoje inteligenckie powołanie jako służbę na polu oświaty, higieny, lecznictwa, spółdzielczości, wydawnictw i innych działań obywatelskich. Wywodzi się to wszystko z tradycji oświeceniowej, określając najogólniej cały splot poglądów na świat i postaw wobec otoczenia. Z racjonalizmu niekoniecznie konfrontowanego z judaizmem, raczej w religijności starotestamentowej zakorzenionego. Stulecie rozbiorów utrwaliło w tych środowiskach imperatyw pracy organicznej, ułatwionej nierzadko kontaktami z ośrodkami nowoczesnej myśli w państwach ościennych.

Z przekazu, który nie wiadomo w jakim stopniu jest legendą, a w jakim świadectwem udokumentowanym, wynika, że nazwisko Toeplitz pierwszy nosił rabin w Lesznie Jehuda Lejb ben Lippman, przybyły podobno z Czech, który zmarł w roku 1809, zostawiając dwóch synów: Mojżesza i Samuela. Zajmował się kupiectwem i to zajęcie pozostanie w rodzinie przez wiele pokoleń, zyskując oparcie w zdobywanej wiedzy, zwiększając skalę i zakres działalności po osiedleniu się jednej linii Toeplitzów w Warszawie.

Dokumenty odnotowują bardzo wiele znaczących dla życia miasta postaci. W pierwszej połowie XIX wieku Teodora, właściciela domu ekspedycyjnego i członka dozoru bóżniczego, a nieco później jego syna Henryka, założyciela Banku Handlowego w stolicy, Warszawskiego Towarzystwa Fabryk Cukru, ale także Towarzystwa Wsparcia Podupadłych Artystów. W tej klasie nowych przemysłowców, budowniczych urządzeń publicznych, bankierów, sporo było mecenasów sztuki, a i takich, co sami twórczością się parali.

Żyjący w latach 1864−1934 Zygmunt Toeplitz, kawaler komandorii Polonia Restituta i Orderu Korony Belgijskiej, był dyrektorem zakładów Solvay oraz prezesem ich Rady Nadzorczej w Rosji i w Polsce. Pół wieku wcześniej Maksymilian, lekarz, prowadził oddział w stołecznym Szpitalu Św. Ducha.

społecznictwo totalne

Teodor Toeplitz (po którym wnuk, KTT, nosi drugie imię) ma na Żoliborzu ulicę swego imienia i taki wyraz pamięci potomnych szczególnie do jego osoby pasuje, jako że na Żoliborzu zostawił wielkie i oryginalne dzieło swego życia.

Urodził się w 1875 roku na Ukrainie. Szkołę ukończył w Warszawie, dokąd rodzina się przeniosła, a na studia politechniczne wyjechał do Berlina w 1892. Po kilkunastu miesiącach został aresztowany i odstawiony przez niemiecką policję do Kongresówki za udział w organizacji socjalistycznej, do której należało grono Polaków, między innymi Stanisław Przybyszewski. Była w tym pokoleniu Toeplitzów taka skłonność – jeden z braci, Ludwik, związał się z Drugim Proletariatem. Teodor kontynuował studia w Antwerpii, w Institut Superieure de Commerce. Podróżował stamtąd wiele – do Anglii, Francji, Szwajcarii, gdzie ukazywało się pismo polskich socjalistów „Przedświt”, z którym współpracował.

Uzyskawszy dyplom, wrócił do Warszawy i jako pracownik rodzinnej firmy „Herman Meyer” (w pierwszej połowie XIX w. Anna Toeplitz poślubiła Hermana Meyera) pojechał na Ukrainę kierować jej tamtejszymi oddziałami, z czasem całą rosyjską częścią przedsiębiorstwa. Lata 1905−10 przeżył w Charkowie, przewodząc liczącej wtedy trzy tysiące mieszkańców kolonii polskiej w działalności dobroczynnej i oświatowej, podszytej zawsze myślą o Niepodległej. Miał rozmaite śmiałe plany, między innymi wydobywanie rud żelaza w okolicach jeziora Ładoga, ale także coś zupełnie innego – udział w Towarzystwie Wydawniczym Jakuba Mortkowicza, kolegi ze studiów w Antwerpii; ten drugi już znacznie zaawansowany. Zamysły udaremniła I wojna światowa.

Podobnie jak jego ojciec, Bonawentura Toeplitz, Teodor ożenił się z polską szlachcianką, łącząc kresową tradycję ziemiańskiego dworu z tą wywodzącą się od rabina Jehudy i warszawskich burżujów. Sam związany z socjalizmem od studenckiej młodości, pozostał tym ideałom wierny, nie rezygnując wszakże z kondycji przemysłowca. Charkowski dom Toeplitzów odwiedzał Piłsudski, później w Warszawie Teodor przyjmował Marszałka na terenie robót komunalnych, jakimi kierował.

W Drugiej Rzeczypospolitej poświęcił się bowiem pracy dla miasta, zostając (w 1916, jeszcze przed zakończeniem wojny) radnym z listy PPS. Życiowym celem stała się spółdzielczość mieszkaniowa, pojmowana jako urzeczywistnienie idei równego dostępu do tak podstawowego dobra, jakim jest własny dom. Z gronem przyjaciół, działaczy PPS, założył w 1923 WSM, zajmując później różne stanowiska związane z budownictwem mieszkaniowym, zarządzaniem spółdzielniami, miejscem i rolą przedmieść w strukturach miejskich. Działał w tym zakresie na forum międzynarodowym, prowadząc także badania naukowe i publikując ich wyniki. W socjalistyczno−inteligenckim środowisku żoliborskich „kolonii” inicjował działania umacniające wspólnotę mieszkańców, poczucie obowiązku służenia upośledzonym społecznie – samopomocowe, edukacyjne, kulturalne.

Syn, Kazimierz Leon (1902−91), zaraz po maturze wstąpił do Związku Polskiej Młodzieży Socjalistycznej, a w 1919 z grupą kolegów pojechał na tereny ogarnięte pierwszym z Powstań Śląskich. Po wojnie bolszewickiej, na którą poszedł jako ochotnik, zapisał się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, będąc już członkiem nielegalnego Związku Młodzieży Komunistycznej, powstałego po rozpadzie ZPMS. Na pierwszym roku studiów został aresztowany i skazany w głośnym wówczas „procesie Toeplitza”. Po paroletnim więzieniu zajął się badaniami zagadnień demograficznych w osiedlach robotniczych, które podczas okupacji niemieckiej kontynuował w konspiracji. Po wojnie otrzymał stanowisko samodzielnego pracownika naukowego – mimo braku formalnych stopni akademickich – na podstawie dorobku naukowego. Przez kilka lat był prezesem Towarzystwa Urbanistów Polskich.

Pracownia i mistrz

W rodzinnej tradycji Toeplitzów osobliwie splatają się ze sobą indywidualna przedsiębiorczość z ofiarnością na rzecz potrzebujących i aktywnością publiczną. Wedle politycznych kwalifikacji, wielu członków tej rodziny należy określić jako lewicowców, co, jak już wiemy, miewało skutki organizacyjno−partyjne, jednak nie oznaczało całkowitego ani bezkrytycznego podporządkowania polityce.

Ludwik Wertenstein wszedł do rodu przez małżeństwo z Matyldą Meyer. Urodzony w roku 1887, studiował fizykę, między innymi w Paryżu, gdzie został później asystentem Marii Skłodowskiej−Curie. Kiedy 1 sierpnia 1913 otwarto w Warszawie Pracownię Radiologiczną Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, został w niej zatrudniony wraz z Janem Danyszem, który niedługo później zginął na froncie. Kierował więc Pracownią w zastępstwie Marii Skłodowskiej i rozwinął oryginalne pionierskie badania nad promieniotwórczością. Niewielki zespół pracował honorowo, a każdy jego członek na życie zarabiał gdzie indziej. W roku 1915, przy współudziale Ludwika Wertensteina, powstała Wolna Wszechnica Polska, której przez następne lata był profesorem.

W stulecie odkryć polonu i radu, podczas uroczystości z tej okazji, rozmawiałam z Józefem Rotblatem, wybitnym fizykiem mieszkającym w Anglii (laureatem Pokojowej Nagrody Nobla), uczniem i dozgonnym przyjacielem profesora Wertensteina. Mówił o niezwykłej osobowości swego mistrza, na którą składały się: żywość umysłu, „prorocze zdolności naukowe” i, zdaniem ucznia na równi cenne, dobroć, serdeczność, „zupełny brak egoizmu”. Córka Wanda opowiadała mi o wesołym usposobieniu ojca i o wspomnianych na wstępie obiadach z największymi fizykami przy rodzinnym stole, przedłużanych gorącymi dyskusjami, których dziewczynka rozumieć nie mogła, ale atmosferę swobodnej wymiany poglądów czuła doskonale, co ułatwiała biegła od dzieciństwa znajomość angielskiego, a potwierdzał po latach starszy brat, architekt, mieszkający po wojnie we Włoszech.

Ojciec należał do uczonych, jak to określamy, „starej daty”, ze względu na wszechstronność zainteresowań, która nie była sumą powierzchownych pasji, lecz zasobami erudycji w wielu dziedzinach i próbami samodzielnej twórczości. Parał się (skromnie) poezją, interesował głęboko językoznawstwem, co pozwala nazwać go humanistą. A na spotkaniach fizyków, mniej i bardziej oficjalnych, jak mówił profesor Rotblat: „oszałamiał wszystkich swoimi błyskotliwymi uwagami albo powodował wybuchy śmiechu humorystycznymi poematami lub epigramami”. Łączył talenty fizyka teoretyka z umiejętnościami eksperymentatora. Tego zresztą wymagały ówczesne warunki pracy w gronie zafascynowanych niedawno odkrytą promieniotwórczością badaczy. I pewnie działał tu wzór autorki wiekopomnych odkryć, zarazem dyrektorki Pracowni, która sama od podstaw, także laboratoryjnych, stworzyła nową dziedzinę nauki. Jeszcze jedną cechę odziedziczyły po niej następne pokolenia fizyków – potrzebę służenia innym (profesor Wertenstein miał ją w tradycji rodzinnej). Maria Skłodowska−Curie zorganizowała podczas I wojny światowej objazdowe punkty rentgenowskie, co pozwalało lokalizować odłamki w ciele rannych żołnierzy. Józef Rotblat, przeżywszy traumę udziału fizyków w programie atomowym, zaangażował się po wojnie w ruch obrony pokoju.

W okupowanej Warszawie Ludwik Wertenstein wykładał w Podziemnym Uniwersytecie, korzystając z własnego tłumaczenia książki Marii Skłodowskiej Radioactivite, którą uzupełnił o nowe wyniki badań. Jego ostatnią publikacją był artykuł o rozszczepieniu uranu, ogłoszony przez „Nature” w grudniu 1939. Zmarł tuż przed końcem wojny.

Tradycja Toeplitzów, z ich licznymi koligatami, jest zasobem cennych wzorów osobowych, które, dopełniając się wzajemnie, stanowią syntezę postaw wobec świata, jakie są nieustannie potrzebne, a szczególnie może w chwilach ideowych czy społecznych przesileń, kiedy powtarzany sobie pytanie, na czym właściwie polega społeczeństwo obywatelskie.