Pensje
Postrzeganie uczelni jako Alma Mater należało do tradycji, obecnej zwłaszcza w mowach rektorskich inaugurujących kolejny rok akademicki. Przypominano czasy, gdy uniwersytet stanowił macierzystą ostoję na drodze życia, zapewniając profesorom i studentom nie tylko wiedzę, system norm i wartości, wzory zachowań, ale i środki codziennego bytowania: dach nad głową, wikt i opierunek.
Wiek XIX to czasy instytucjonalizacji uczelni, także w wymiarze biurokratycznym. Absolwenci tracili organizacyjne i emocjonalne powiązania z uczelnią, profesorowie zaś oczekiwali odpowiednich honorariów – w wysokości umożliwiającej utrzymanie się wraz z rodziną poza murami uczelni. Czesne, wraz z opłatami egzaminacyjnymi, wpływało od zapisanych na wykład studentów już poprzez kwesturę.
Mocą ck ustawy z 19 września 1898 roku o urządzeniu płac profesorów, uzależniano je od wpłat studenckich. Płace przypisano do etatu, stosownie do wysługi lat, uzupełniając je dodatkiem służbowym – wszystko na wzór urzędniczy. W czesnym mieli jeszcze udziały profesorowie i docenci zatrudniani umownie – pozostała część czesnego była przekazywana do kasy państwowej. To państwo, a nie studenci, utrzymywało uczelnię. Profesorów zwyczajnych zaliczano do VI rangi urzędniczej – pobierali 6400 koron rocznie, po każdym pięcioleciu następowały podwyżki. Profesorom nadzwyczajnym przypadało po 3600 koron (VII ranga), adiunktom – 2400, asystentom – jeśli mieli etat – 1400 koron. Pensje te płacono w układzie miesięcznym, także przez wakacje. Nie było zwyczaju wspominać o wysokości pensji publicznie, a tym bardziej dyskutować o koniecznych podwyżkach. Wysokość pensji należało relatywizować do kosztów utrzymania i płac w innych zawodach – uniwersalna i, zdawałoby się, ponadczasowa była natomiast ich wewnętrzna relacja, odzwierciedlająca hierarchię akademicką.
Instytucjonalizacja życia akademickiego zmieniła idealistyczne zwyczaje. Konferencja Rektorów, odbyta we Lwowie 5 i 6 grudnia 1928 roku, wystąpiła do ministra WRiOP z postulatem przyznania profesorom zwyczajnym IV rangi, a nadzwyczajnym – V. W każdej randze miało funkcjonować osiem szczebli awansowych. Płaca zasadnicza profesora zwyczajnego miała wynosić miesięcznie 1200 zł, nadzwyczajnego – 800 zł. Wszyscy mieli otrzymywać dodatki: mieszkaniowe i rodzinne, funkcyjne (200) oraz naukowe (200). Rektorom dodatkowo przysługiwałoby 500 zł, dziekanom – 300 zł, a prorektorom i prodziekanom odpowiednio połowa tych kwot. Co do niższych stanowisk uznano, iż „opłaty za godziny zlecone oraz za lektoraty są nienormalnie niskie”. Minister odpowiedział wymijająco.
Ponawiając postulaty w lutym 1930 roku, Konferencja Rektorów oceniała, iż „zasadnicze uregulowanie uposażenia profesorów państwowych szkół akademickich, stale dotychczas odwlekane, nie przestaje być sprawą o charakterze naglącej konieczności, przeciwnie, sprawa ta zaczyna decydować o poziomie i bycie szkół akademickich wobec coraz większych trudności w doborze sił naukowych i wobec konkurencji zawodów praktycznych”. Rektorzy oczekiwali też wsparcia wniosków o kredyty na budowę domów profesorskich. Dostrzegając zmiany mentalności, Leon Marchlewski pisał (1933): „Obawiam się, że p. Minister ma wciąż jeszcze przed oczyma legendarnego profesora, niedołęgę, zapominającego wobec swoich dociekań teoretycznych lub abstrakcyjnych o Bożym świecie. Sympatyczny ten typ jest niestety na wymarciu”. Pozbawieni możności realnego decydowania o płacach, rektorzy koncentrowali swą uwagę – jak wskazywał własne cele rektor UW Włodzimierz Antoniewicz (1936) – „około rozbudowy gmachów uniwersyteckich, w których tak się przeważnie ciśniecie, około wyposażenia zakładów naukowych, około należytego rozwoju Biblioteki Uniwersyteckiej, około pomnażania tak wciąż nam brakujących katedr i ciągle za szczupłych kadr pomocniczych sił naukowych” – nie wspominając nawet, choć była to mowa inauguracyjna, o idei Alma Mater.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.