Krytycy i krytykanci
Żadna nauka nie rozwijałaby się bez rzetelnej krytyki. Problem jednak w tym, że niejednokrotnie można spotkać się nie z przypadkami krytyki, lecz krytykanctwa, a ci, którzy go praktykują stanowią prawdziwe utrapienie dla tych, którzy zapewne nie są doskonali, ale też i nie oczekują, że na każdym kroku będzie się im wytykało rzeczywiste lub domniemane potknięcia. Powiem wprost, krytykanci w gruncie rzeczy nie pomagają, lecz szkodzą nauce, a ich szkodliwość jest tym większa im wyżej stoją w środowiskowej hierarchii. Spróbuję podać uzasadnienie tego przekonania. Do odróżnienia krytyki od krytykanctwa pomocne będzie wskazanie „modelowych” przykładów jednej i drugiego. Dostarcza ich historia.
Krytycyzm luterański
Zaczynam od Marcina Lutra nie dlatego, że uważam go za szczególnie subtelnego krytyka, lecz dlatego, że jego wystąpienie z 1517 roku dało początek nowemu sposobowi myślenia i mówienia o nieporządkach w tak wrażliwej dla Europejczyka sferze, jaką było i nadal jest życie religijne. Nowe było to, co Luter mówił, a także jak to robił oraz sposób wyrażenia jego votum separatum. Owe 95 tez, które wstrząsnęły chrześcijańskim światem, przybił zwyczajnym gwoździem na drzwiach kościoła pod wezwaniem św. Pawła w Wittenberdze z myślą niekoniecznie o uczonych teologach, a raczej o tych wszystkich, którzy opanowali sztukę czytania i mają na tyle krytyczne umysły, aby powątpiewać w wartość upowszechnianych przez najwyższych hierarchów Kościoła rzymskiego nauk i praktyk, takich na przykład jak handel odpustami. Dopełnieniem tej krytyki było wezwanie do przepędzenia „wszystkich fałszywych proroków”, w tym papieża i „papieżników”. Głęboko zapisało się ono w pamięci późniejszych pokoleń, a stwierdzenie, że „papieżnik i osioł to jedno” do dzisiaj szokuje swoją radykalnością. Reakcja Rzymu na tę krytykę była równie ostra – najpierw (w 1518) ukazał się list otwarty jednego z rzymskich dostojników kościelnych, w którym wittenberski teolog nazwany został „synem suki”, a później (w 1521) uznany za heretyka i wykluczony z Kościoła katolickiego. Luter ani myślał wycofywać się ze sformułowanych zarzutów, przeciwnie, jeszcze bardziej zradykalizował swoją krytykę. Dał jej wyraz między innymi w rozprawie pod wielce wymownym tytułem Przeciwko papiestwu w Rzymie przez diabła założonemu.
Kontynuatorami tego rodzaju krytyki stali się w późniejszych latach inni wielcy teolodzy reformacji, tacy jak Jan Kalwin, który hierarchom rzymskim zarzucił między innymi, że „stali się zwyrodniałym rządem”, „wypaczyli kult Boży” oraz „wprowadzili mnóstwo zabobonów”. Potwierdzeniem tego, iż byli to nie krytykanci, lecz krytycy, są nie tylko głębokie i generalnie pozytywne zmiany, które dokonały się w życiu religijnym chrześcijańskiej Europy, ale także fakt, iż obecnie tak krytykowany przez protestantów Kościół rzymski nie nazywa swoich przeciwników heretykami (ludźmi potępionymi i wykluczonymi), lecz „braćmi odłączonymi” oraz – co nie mniej istotne – jedni i drudzy chcą i potrafią ze sobą rozmawiać nie używając epitetów.
W dzisiejszym życiu naukowym taka luterańska krytyka pojawia się od czasu do czasu (generalnie jednak niezbyt często) w opiniach o osiągnięciach osób ubiegających się o kolejny stopień lub tytuł naukowy. Rzecz jasna, nie byłoby zbyt eleganckie nazywanie w nich habilitanta czy kandydata do profesorskiego tytułu osłem czy zwyrodnialcem, ale w końcu nie są potrzebne aż tak drastyczne określenia, aby mu wykazać, iż w gruncie rzeczy nie posiada ani merytorycznych, ani moralnych, ani żadnych innych kwalifikacji do otrzymania tego, o co się ubiega. Wystarczy zakwestionowanie naukowej wartości jego podstawowych tez, a w sytuacji, gdy nie sposób je znaleźć lub żadna z nich nie jest warta „kruszenia kopii”, odesłanie go do „oślej ławki” (jeśli tak można nazwać wskazanie mu listy lektur, które powinien sobie przyswoić przed ustawieniem się w kolejce do upragnionego awansu). Podnoszenie w takiej krytyce szczegółowych kwestii merytorycznych lub językowych może oczywiście mieć miejsce (i zwykle ma), ale stanowi ono świadectwo gruntownego zapoznania się recenzentów z dorobkiem „naukowym” kandydata.
(...)
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.