Don Kichot i wiatraki

Marek Wroński


Z archiwum nieuczciwości naukowej (38)

Marek Wroński

Minęły właśnie cztery lata, od kiedy zacząłem pisywać w „Forum Akademickim” artykuły o nierzetelności naukowej. Niestety, mam wrażenie, że mało się w tym okresie zmieniło. Co więcej, polskie środowisko akademickie oraz decydenci naukowi są obojętni wobec coraz powszechniejszych i coraz bardziej bezczelnych kantów naukowych.

Okazuje się, że nawet opisanie sprawy plagiatu habilitacji na łamach „Forum Akademickiego” (vide: sprawa dr. Henryka Budzenia) nie powoduje „ruszenia” tego skandalu. Na początku listopada 2005 prof. Budzeń został promotorem dwóch polskich doktoratów w Uniwersytecie Mateja Beli w Bańskiej Bystrzycy. Polski recenzent tych prac, prof. Henryk Bednarczyk z Instytutu Technologii Eksploatacji w Radomiu (dyrektor: prof. dr hab. Adam Mazurkiewicz), publicznie oświadczył przed tamtejszą słowacką Radą Wydziału, że moje zarzuty nie zostały potwierdzone przez dwie komisje uczelniane: jedną w Politechnice Radomskiej, a drugą w Akademii Świętokrzyskiej.

Rzecz w tym, iż takich komisji nie było, a plagiat, który jest faktem, został potwierdzony nawet przez władze Uniwersytetu w Nitrze. Te jednak nie kwapią się podjąć działań, argumentując, że u nich nie ma prawa, które by pozwoliło odbierać nierzetelne stopnie doktorskie i habilitacyjne. Rektor tego uniwersytetu, prof. Daniel Kluvanec, jest nawet wiceprzewodniczącym Słowackiej Konferencji Rektorów i to on zatwierdził plagiatową habilitację dr. Budzenia oraz autoplagiatową (z doktoratu) habilitację dr. Andrzeja Słomki.

Prezydium Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk nie zabiera głosu w tej sprawie, podobnie jak w innych, wcześniejszych skandalach pedagogicznych tego typu. O innych gremiach polskiej nauki szkoda nawet pisać, w Polsce przecież nie ma nierzetelności naukowej i nauka sama się naprawia, więc „czarnowidztwo Wrońskiego” jest szkodliwe i niepotrzebne! Istnieją u nas za to wspaniałe kodeksy etyczne, raz po raz wydawane są przejmujące apele o walkę z nieuczciwością akademicką i urządza się konferencje o problemach etycznych, gdzie jednak nazwisk wymieniać nie wypada.

Arogancja władzy

Coraz częściej czuję się jak Don Kichot walczący z wiatrakami, bowiem nawet profesorowie, którzy prywatnie i publicznie popierają moje działania, gdy przychodzi do konkretów, jako wysocy urzędnicy państwowi odmawiają udostępnienia dokumentów (bezprawnie zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych), mimo że ustawa prasowa, jak również wyrok Sądu Najwyższego z 24 czerwca 2003, bezwzględnie zobowiązują jednostki państwowe i instytucje publiczne do udostępnienia dziennikarzowi dokumentów spraw opartych na prawie administracyjnym. Do takich należą przewody habilitacyjne i doktorskie, jak również profesorskie.

Chroniąc nierzetelnych recenzentów, odmawia się wydania recenzji doktorskich, habilitacyjnych, informacji o sprawach dyscyplinarnych, nie odpowiada na listy i zapytania itd. Obserwuję coraz bardziej powszechną AROGANCJĘ UCZELNIANEJ WŁADZY, gdzie dziekani i rektorzy nie przestrzegają podstawowych przepisów ustaw i łamią je na oczach całej uczelni w biały dzień. I włos im z głowy nie spada!

Dziekan i rektor zlekceważyli

Ostatnio takim przykładem jest sprawa zarzutów dotyczących plagiatu habilitacji dr. Jana Kłobukowskiego oraz doktoratu lek. wet. Danuty Wiśniewskiej-Pantak, które pismem z 18 kwietnia 2005 prof. dr hab. Roman Cichoń złożył na ręce rektora Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, prof. Ryszarda Góreckiego. Rektor, a wcześniej dziekan Wydziału Nauki o Żywności, prof. Stefan Ziajka, zlekceważyli powiadomienie, które się po czterech miesiącach dyscyplinarnie przedawniło

Istota zapożyczeń (które obejrzałem na własne oczy!) polega na tym, iż zarówno habilitacja, jak i doktorat, są oparte na wcześniej wykonanych 4-5 pracach magisterskich, skąd przepisano wyniki badań i duże fragmenty tekstów, bez jakiegokolwiek odwołania się do magisterskich prac dyplomowych. Doktorat to prawie wyłącznie cut and paste, zaś w habilitacji widać od czasu do czasu wkład pisarski autora, ale wyniki i w części wnioski parę lat wcześniej opisano w pracach magisterskich, których promotorem był habilitant. Obecny profesor uczelniany Jan Kłobukowski jest już drugą kadencję prodziekanem, zaś w plagiatowym doktoracie, obronionym w 2004 roku, spełniał rolę promotora. Prof. Cichoń z kolei w 1990 był promotorem doktoratu Jana Kłobukowskiego, zaś od chwili przewodu habilitacyjnego tego ostatniego w 1999 roku, obaj naukowcy są „na miecze”, jak to kiedyś się mówiło.

Kiedy sprawę plagiatu habilitacji nagłośniła w połowie stycznia br. olsztyńska „Gazeta Wyborcza”, rektor Górecki publicznie obiecał powołać zespół ekspertów, który sprawdzi zarzuty. Z ostatnich notatek prasowych można wyczytać, iż wyjaśnienie sprawy habilitacji i doktoratu rektor powierzył jednak rzecznikowi dyscyplinarnemu, prof. Zbigniewowi Endlerowi.

Pikanterii sprawie nadaje fakt, że członkiem Rady Wydziału, gdzie obie te prace powstały i były zatwierdzone, jest zastępca przewodniczącego Sekcji III Nauk Biologicznych, Rolniczych i Leśnych Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, prof. dr hab. inż. Włodzimierz Bednarski, który, jak dotąd, „nie wtrąca się, bo od tego są władze dziekańsko-uczelniane”. I pewnie dlatego nikt na wydziale ani w gronie Kolegium Rektorskiego nie pomyślał, że przecież w wypadku podejrzenia o nieuczciwość naukową, stawianą habilitacji czy też doktoratowi, bezwzględnym obowiązkiem dziekana wydziału jest powołanie minimum trzyosobowej komisji, która musi sprawdzić zarzuty i przedstawić protokół Radzie Wydziału. Jeśli zarzuty się potwierdzają, dziekan ma prawny obowiązek wystąpić do Centralnej Komisji o zgodę na ponowne otworzenie przewodu, ponowną ocenę przez nowych recenzentów i odebranie stopnia doktora lub doktora habilitowanego, bowiem można je unieważnić w ciągu 10 lat od daty ich nadania. Gdy władze wydziału ociągają się z takim wnioskiem, w sprawę z urzędu wchodzi Prezydium Centralnej Komisji, o co tutaj publicznie apeluję.

Minister też zlekceważył...

Co gorsza, własne ustawy lekceważył sobie poprzedni minister edukacji Mirosław Sawicki, który przez prawie pół roku nie wyciągnął konsekwencji dyscyplinarnych wobec rektora Uniwersytetu Gdańskiego prof. Andrzeja Ceynowy, który uchronił profesora-plagiatora przed odpowiedzialnością dyscyplinarną, powodując przedawnienie sprawy. „Nie miał też czasu” przez pół roku zająć się plagiatem słowackiej habilitacji z pedagogiki dr. H. Budzenia i cofnięciem wydanego na jej podstawie zaświadczenia o uznaniu habilitacji, mimo iż kodeks postępowania administracyjnego nakazuje wycofanie uprawnień wydanych na podstawie fałszywych dowodów, za jakie uważa się plagiat pracy naukowej.

Czy wreszcie prawo i sprawiedliwość?

Jednak jest też i pierwsza jaskółka zmian. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich zareagowała na mój artykuł Raj dla plagiatorów o chowaniu i nieudostępnianiu prac doktorskich przez biblioteki uniwersyteckie („FA” 9/2005). 13 listopada 2005 na swym posiedzeniu we Wrocławiu Prezydium Konferencji wydało uchwałę, wzywającą ministra edukacji i nauki do takiej regulacji prawnej, aby doktoraty były normalnie dostępne, jak w cywilizowanych krajach. Dziękuję!

Mam nadzieję, że ten apel dotrze do nowego ministra edukacji, prof. dr. hab. Michała Seweryńskiego, który spróbuje zlikwidować ten polski raj dla plagiatorów, zaczynając od cofnięcia zaświadczeń o habilitacjach dla dr. Henryka Budzenia i dr. Andrzeja Słomki. Słowackie dyplomy docentów mogą nadal wisieć na ścianach ich gabinetów, ale profesorami polskich uczelni być nie mogą! Jeśli chcą, niech wykładają w uniwersytetach w Nitrze i Bańskiej Bystrzycy, ale nie w Kielcach i Radomiu. Polskie uczelnie państwowe powinny mieć swój honor i nie tolerować nierzetelnych pracowników naukowych!