Ważny jest program i ludzie

Rozmowa z prof. Michałem Seweryńskim, ministrem edukacji i nauki

Prof. dr hab. Michał Seweryński (ur. 1939), specjalista w zakresie polskiego i międzynarodowego prawa pracy. Studia na Wydziale Prawa UŁ - 1962, w latach 1971-72 w Międzynarodowej Szkole Porównawczego Prawa Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Trieście, a w 1977 w paryskiej Sorbonie. Tytuł profesora - 1990. Autor około 140 publikacji naukowych i referatów na kongresy międzynarodowe. Visiting professor w uniwersytetach we Francji, Kanadzie, Szwajcarii, Hiszpanii i Japonii. Dr h.c. Uniwersytetu Lyon 3. Członek wielu krajowych i zagranicznych towarzystw naukowych. Rektor UŁ w latach 1990-96, przewodniczący Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich 1993-96. Przewodniczący Krajowej Rady Katolików Świeckich, od 1997 członek Papieskiej Rady ds. Świeckich. Członek Rady Legislacyjnej przy Prezesie Rady Ministrów, wiceprzewodniczący rządowej Komisji ds. Reformy Prawa Pracy, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy. Od 31 października 2005 minister edukacji i nauki.

Zamiast dwóch dotychczasowych ministerstw mamy obecnie jedno. Czy połączenie resortów edukacji i nauki to dobre rozwiązanie?

- Po pierwsze, istnieją silne związki pomiędzy sektorem szkolnictwa wyższego i sektorem nauki. Znaczna część potencjału naukowego znajduje się właśnie w szkołach wyższych. Po drugie, takie rozwiązanie kiedyś już funkcjonowało. Po trzecie wreszcie, to połączenie nie musi oznaczać pomniejszenia znaczenia któregokolwiek z sektorów. Każdy z nich - edukacja, szkolnictwo wyższe i nauka - ma swoją autonomiczną problematykę, a w strukturze ministerstwa każdy ma swoich odpowiedzialnych ministrów. Myślę, że nowe ministerstwo będzie funkcjonować sprawnie.

Uczeni pracujący w uczelniach raczej cieszą się, że ich problemami będzie zajmował się teraz jeden minister, ale uczeni zajmujący się wyłącznie nauką, czyli na przykład z instytutów PAN czy JBR-ów, martwią się, że ich problemy zginą w ilości problemów oświaty.

- To są obawy nieuzasadnione. Zapewniam, że problemy nauki nie znikną z pola widzenia ministra. Co więcej - badaniom naukowym nowy rząd poświęci więcej uwagi. Pamiętajmy, że każdy z tych trzech sektorów ma swój odrębny, określony ustawą budżet i nie ma obawy, że na przykład kosztem wydatków na naukę będziemy finansować inne działy.

A siła dwóch głosów na Radzie Ministrów? Zawsze dwa głosy to więcej niż jeden.

- To kwestia drugorzędna. Ważna jest polityka rządu wobec poszczególnych działów, o których tu mówimy. A zapewniam, że jest wola rządu, aby w każdym z nich był realizowany konkretny program rozwoju. To jest gwarancja, że nikt na tym połączeniu nie straci.

Jak wygląda łączenie tych dwóch struktur? Do tej pory w obu ministerstwach funkcjonowało trzydzieści dziewięć departamentów.

- Proces integracji ministerstw jest już zakończony - liczba departamentów jest znacznie mniejsza. Żeby ocenić jego efekty, potrzebny jest czas, więc za wcześnie jeszcze mówić, czy wszystko się udało, ale jestem optymistą i myślę, że potrafimy sobie z tym poradzić. Pracujemy w dwóch budynkach - na Szucha i na Wspólnej - ale nie sądzę, aby to było poważną przeszkodą, bo przecież dość często zdarza się, że ministerstwa, czy inne instytucje, funkcjonują w podobnych warunkach. Tak naprawdę ważny jest program i ludzie, a jestem przekonany, że mamy dobry program, a także zespół kompetentnych i oddanych osób, które mają jak najlepszą wolę, żeby się ze swoich zadań wywiązać.

Spróbujmy zatem przyjrzeć się najważniejszym kwestiom szkolnictwa wyższego. Jakie będą główne założenia działań nowego ministra edukacji w tym obszarze?

– Jesteśmy w momencie historycznym – po piętnastu latach obowiązywania ustawy o szkolnictwie wyższym z 1990 roku, weszło w życie nowe „Prawo o szkolnictwie wyższym”. To ono wyznacza nasze działania na najbliższe lata: na nowo określa prawa i obowiązki uczelni, pracowników i studentów, zrównuje uczelnie sektora publicznego i niepublicznego, wprowadza trójstopniowość kształcenia, wdraża zasady Procesu Bolońskiego. To, co uważam za ważne i na co chciałbym położyć szczególny nacisk, to maksymalna dostępność do studiów – barier, także niematerialnych, mamy jeszcze wiele – oraz umiędzynarodowienie studiów, czyli stworzenie zainteresowanym studentom możliwości nauki za granicą, a studentom zagranicznym nauki w Polsce.

W trakcie prac sejmowych pojawiały się głosy, że w niektórych kwestiach – na przykład habilitacji, uprawnień pracowniczych, majątku uczelni niepaństwowych – powinny zostać przyjęte zupełnie inne rozwiązania. Czy jest Pan zwolennikiem szybkiej nowelizacji, czy też uważa Pan, że trzeba zobaczyć, jak funkcjonują nowe rozwiązania, a dopiero później myśleć o ewentualnych zmianach?

– Byłem kiedyś zaangażowany w tworzenie ustawy o szkolnictwie wyższym, więc wiem, że przy takiej ilości spraw do uregulowania i różnorodności poglądów w środowisku akademickim zawsze powstają różnice zdań. Zawsze też znajdą się osoby, które będą twierdzić, że ustawa jest zła bądź zawiera złe rozwiązania. „Prawo o szkolnictwie wyższym” zostało właśnie uchwalone i jest aktem wiążącym. Skoro jednak prace parlamentarne toczyły się w atmosferze dyskusji, to trzeba się liczyć z tym, że pewne propozycje zmian zostaną wysunięte. Trzeba też obserwować funkcjonowanie nowej ustawy i na tej podstawie proponować zmiany. Pojawiła się natomiast konieczność szybkiego usunięcia kilku usterek legislacyjnych. Ustawa zawierała na przykład sformułowanie o „stypendiach socjalnych za wyniki w nauce”, a takich stypendiów po prostu nie ma. Zabrakło spójnika „i”. Ta i inne zmiany już zostały dokonane w trybie pilnym.

Jedną z takich najbardziej dyskusyjnych kwestii była sprawa ścieżki kariery akademickiej i pozostawienia bądź zniesienia habilitacji. Czy, Pana zdaniem, habilitacja jest potrzebna w naszym systemie awansu naukowego?

– Dyskusja na ten temat toczy się od dawna. Znam argumenty zarówno jej zwolenników, jak i przeciwników. Wydaje mi się, że powinniśmy przy selekcji kadr do pracy naukowej i dydaktycznej uwzględniać oba stopnie naukowe, czyli doktorat i habilitację. W polskim systemie nauki habilitacja jest ciągle potrzebna. Jej zniesienie mogłoby spowodować obniżenie poziomu kadry i badań naukowych. Przecież trudno zaprzeczyć, że poziom kandydata, przed którym stoi poprzeczka habilitacji, podnosi się, ponieważ jest on zmuszony do większego wysiłku naukowego. Uproszczenie i przyspieszenie awansu naukowego widziałbym natomiast w zniesieniu podziału na profesorów zwyczajnych i nadzwyczajnych oraz w przyznawaniu tytułu profesora automatycznie po uzyskaniu habilitacji. Ułatwienia wprowadza też nowa ustawa. Można bowiem uzyskać stanowisko profesora uczelnianego bez habilitacji, a habilitację przyznaje teraz rada danej jednostki, a nie Centralna Komisja.

Zgodnie z zapowiedziami złożonymi w trakcie prac parlamentarnych, powołana została przez KRASP komisja, na czele z prof. Franciszkiem Ziejką, która ma przygotować propozycje zmian w kwestii kariery naukowej.

– Spodziewam się, że dyskusja będzie burzliwa, ale mam nadzieję, że komisja, a także inne zainteresowane instytucje, wypracują propozycje zmian, usprawniające dzisiejszy model kariery i pozwalające na szybki awans najlepszym młodym uczonym.

Poza samą ustawą ważne są także rozporządzenia do niej, to one bowiem rozstrzygają kwestie szczegółowe, na przykład listę kierunków, standardy nauczania, minima kadrowe. Jaki jest stan prac nad nimi?

– Ustawa wymaga wydania blisko czterdziestu nowych rozporządzeń wykonawczych. Ich przygotowanie to proces złożony i długotrwały, ponieważ poza samą pracą merytoryczną wymagają one uzgodnień międzyresortowych, a także konsultacji z partnerami akademickimi, a więc: Radą Główną, Konferencją Rektorów Akademickich Szkół Polskich, Konferencją Rektorów Zawodowych Szkół Polskich, a także Państwową Komisją Akredytacyjną. Pierwsze rozporządzenia zostały już przeze mnie podpisane. Kilkanaście jest na etapie uzgodnień międzyresortowych. Pozostałe są w opracowaniu. Wydanie rozporządzeń do ustawy to jedno z najważniejszych moich zadań i będę się starał, aby zostało ono wykonane możliwie szybko.

Czy w rozporządzeniach pojawią się jakieś ważne zmiany systemowe?

– Tak, takich nowych rozstrzygnięć będzie kilka. Na przykład rozważamy obniżenie wymagań kadrowych dla kierunków licencjackich co do ilości pracowników samodzielnych, czyli z habilitacją. Ten szczebel kształcenia powinien być jeszcze szerzej dostępny, a brakuje kadry. Chcemy także, aby doktorzy mogli być w większym stopniu zaliczani do minimum kadrowego. Szczególnie ważne jest to w obszarze kształcenia nauczycieli języków obcych, zwłaszcza języka angielskiego, ponieważ w roku 2006/2007 rząd wprowadza nauczanie tego języka od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

Toczy się ostatnio w środowisku akademickim dyskusja na temat standardów kształcenia na poszczególnych kierunkach. Dotychczas standardy określały listę przedmiotów obowiązkowych i minimalną liczbę godzin. Nowa ustawa przyniosła sformułowanie, że jest to zbiór umiejętności, które powinien posiadać absolwent danego kierunku i poziomu nauczania.

– Standardy mają określić minimum tego, co musi umieć absolwent danego kierunku, a także zapewnić porównywalność dyplomów wydanych w różnych uczelniach, przy zachowaniu swobody nauczania przez uczelnie. Do ich wydania zmuszają nas też reguły Procesu Bolońskiego, a także umowy międzynarodowe i starania o uznawalność naszych dyplomów. Taką rolę będą spełniać standardy przygotowywane obecnie przez Radę Główną, przy dużym udziale środowiska akademickiego. Pamiętajmy, że nie wydajemy dyplomów ukończenia danej uczelni, tylko dyplom potwierdzający nabycie umiejętności zawodowych ważny w całej Polsce, a więc standardy powinny zapewniać porównywalność wykształcenia absolwenta niezależnie od tego, w której uczelni studiował. Problem polega na racjonalnym określeniu tej wspólnej podstawy. Dla niektórych kierunków jest to dość oczywiste, ale okazuje się, że dla innych nie jest łatwo – wobec różnic tradycji i, powiedzmy otwarcie, różnic interesów – taki wspólny mianownik znaleźć. Większość standardów jest już jednak opracowana. Wiem, że pojawiają się również głosy idące jeszcze dalej i wzywające do zniesienia listy kierunków, ale takie rozwiązanie uważam za niewłaściwe.

Ustawa przynosi nowy zupełnie zapis, że minister edukacji może dofinansowywać kształcenie na studiach stacjonarnych także w uczelniach niepaństwowych. Czy skorzysta Pan z takiej możliwości?

– To jest przepis, który ma na celu wyrównanie uprawnień sektorów uczelni publicznych i niepublicznych. Pamiętajmy jednak, że na realizację tego przepisu minister musi mieć środki finansowe. Czy znajdą się one w budżecie na rok 2006, dowiemy się po uchwaleniu ustawy budżetowej przez Sejm.

W opracowanej w ubiegłym roku w ministerstwie edukacji „Strategii rozwoju edukacji na lata 2007−2013” pojawił się zapis, że także studia stacjonarne powinny być współfinansowane przez studentów, czyli odpłatne. Odżyła też koncepcja finansowania studiów przy pomocy bonu edukacyjnego, idącego za studentem niezależnie od tego, jaką uczelnię wybierze.

– Konstytucja gwarantuje bezpłatność studiów stacjonarnych. Taki postulat w swoim programie wyborczym miało też Prawo i Sprawiedliwość, partia, która wybory wygrała. A zatem nie ma mowy o zmianie obowiązującego stanu prawnego.

Przejdźmy do kwestii związanych z nauką. Jakich zmian tutaj należy oczekiwać?

– Po pierwsze, chcemy zmienić organizację systemu badań naukowych. W programie Prawa i Sprawiedliwości zapisany został postulat stworzenia Narodowego Centrum Badań Naukowych. Opracowujemy szczegółową koncepcję organizacyjną takiego Centrum, ze strukturą jednostek badawczych i ich wzajemnym powiązaniem. To jest priorytet w dziedzinie polityki naukowej.

Czy w jego skład wejdą jednostki Polskiej Akademii Nauk?

– Niewątpliwie wszystkie dobre instytuty powinny w takiej strukturze uczestniczyć. To jest zresztą szerszy problem relacji PAN, jako korporacji uczonych, ze strukturami badawczymi. On także wymaga przemyślenia.

A JBR−y?

– Najlepsze z nich powinny się znaleźć w Centrum. W najbliższym czasie przedstawimy szczegółową koncepcję Narodowego Centrum Badań Naukowych. Kolejny priorytet to zracjonalizowanie finansowania jednostek badawczych w taki sposób, aby w większym stopniu finansować jednostki o wysokim poziomie naukowym i zdolne do współpracy międzynarodowej. Nie stać nas na to, by wszystkim stworzyć komfort finansowy. Wobec tego trzeba się skoncentrować na jednostkach najlepszych. Przypomnijmy, że rząd postanowił zwiększyć finansowanie badań naukowych z budżetu państwa. Nie ma jeszcze ostatecznej wersji budżetu, ale rząd proponuje w projekcie ustawy budżetowej, aby już w roku 2006 było to od 15 do 30 procent więcej na naukę niż w roku 2005 i aby w skali czterech lat te nakłady podwoiły się. Bylibyśmy wówczas znacznie bliżsi wskaźnikom Strategii Lizbońskiej, która postuluje łączne nakłady, budżetowe i pozabudżetowe, na poziomie 3 procent PKB. Trzeci element strategii to zintensyfikowanie związków pomiędzy nauką a gospodarką. Myślę, że można w tej dziedzinie zrobić więcej niż dotychczas, zwłaszcza jeśli chodzi o otwarcie się środowisk naukowych na potrzeby gospodarki. Z drugiej strony chcielibyśmy, żeby poprzez różne działania otworzyć także zainteresowanie gospodarki badaniami i rozwiązaniami innowacyjnymi, a w rezultacie nasycić ją nowoczesnymi technologiami. Weszła niedawno w życie ustawa o innowacyjności, która przynosi kilka nowych mechanizmów i takie szanse stwarza. Czwarty kierunek naszych działań to lepsze wykorzystanie funduszy, jakie dają programy europejskie. Musimy zintensyfikować starania dotyczące pozyskania środków przez polskich uczonych w ramach VII Programu Ramowego UE i innych programów europejskich.

Czy pomysł wykorzystania zwiększonych środków na naukę w ramach Krajowego Programu Ramowego będzie realizowany?

– Ten projekt spotkał się z zainteresowaniem i pozytywną oceną wielu osób i środowisk i chcielibyśmy go wprowadzić w życie. Konkurencja w staraniach o środki jest najlepszym sposobem na ich możliwie najlepsze wykorzystanie. Myślimy o finansowaniu dwudziestu−trzydziestu dobrych, długofalowych projektów, z nadzieją, że przyniosą one korzyści i nauce, i gospodarce.

Gorącym tematem ostatnich miesięcy jest ocena parametryczna jednostek naukowych. Rozporządzenie ministra nauki i informatyzacji z sierpnia 2005 roku zmieniło zasady dokonywania tej oceny, a mają one ważyć na finansowaniu jednostek na najbliższe cztery lata. Pojawiło się wiele głosów – uchwały Rady Nauki, kierownictwa PAN, KRASP – krytykujących te nowe reguły, postulujących ich weryfikację i przesunięcie o pół roku terminu wprowadzenia. Dużo emocji wzbudza zwłaszcza zaproponowana punktacja za publikacje w konkretnych czasopismach i ograniczenie liczby ocenianych publikacji do tak zwanej liczby 2n.

– Niewątpliwie, zasady oceny parametrycznej muszą zostać jeszcze raz przemyślane. Nie zdążymy tego zrobić w ciągu kilku tygodni. W roku 2006 pieniądze na badania naukowe zostaną zatem przyznane zaliczkowo według starych zasad, a my dokończymy proces parametryzacji i weryfikację jej zasad. Chcemy uwzględnić poważne argumenty, które się w tej dyskusji pojawiły. Po przyjęciu zweryfikowanych zasad oceny parametrycznej – mam nadzieję, że uda się to zrobić do czerwca tego roku – wprowadzimy nowe już kryteria finansowania.

Rozmawiał Andrzej Świć