Jesteśmy wytworem ewolucji

Rozmowa z prof. Zofią Kielan-Jaworowską, paleontologiem, laureatką Nagrody FNP 2005 w dziedzinie nauk przyrodniczych i medycznych

Prof. dr hab. Zofia Kielan-Jaworowska (ur. 1925) jest paleobiologiem, emerytowanym profesorem Instytutu Paleobiologii PAN. Badała trylobity, aparaty szczękowe wieloszczetów oraz ssaki mezozoiczne. Była organizatorką ośmiu i kierowniczką sześciu wypraw paleontologicnzych na pustynię Gobi. Za pracę podsumowującą badania nad ssakami otrzymała Nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Wykładała w uniwersytetach: Warszawskim, Harvarda, Paris VI i Paris VII oraz w Uniwersytecie w Oslo. Jest członkiem Polskiej Akademii Nauk, Norweskiej Akademii Nauk, Academia Europea i wielu towarzystw naukowych. Jest doktorem honoris causa Uniwersytetu Camerino we Włoszech.

Podczas odbierania Nagrody FNP powiedziała Pani, że wyniki badań paleontologicznych uczą nas skromności. Czy nauka wiąże się w jakikolwiek sposób z mądrością?

- Jeżeli mądrość wiąże się z wiedzą o otaczającym nas świecie, to nauka do niej prowadzi. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nasz intelekt rozwija się stosunkowo niedługo, a wiedza o wszechświecie powstawała w bardzo krótkim okresie ostatnich dwustu lat. Nasz intelekt nie wystarcza dla zrozumienia wszechświata. Nie jesteśmy w stanie - co mi bardzo przeszkadza - wyobrazić sobie nieskończoności, tego, że świat istniał zawsze, będzie zawsze istniał i że nie ma granic. To przekracza zdolności naszej wyobraźni. W ciągu ostatnich stu lat nastąpił niewiarygodnie szybki rozwój informacji. Obecnie uczeń w gimnazjum ma wielokrotnie większą wiedzę o wszechświecie niż mieli najwięksi mędrcy sprzed kilkuset lat.

Czy z tej wiedzy może wynikać jakiś światopogląd, filozofia?

- Nie mam wysokiego mniemania o filozofii. W znacznym stopniu są to rozważania oparte na niepełnych wyobrażeniach o świecie, nie na rzeczywistej wiedzy. Cytuje się do dziś filozofów sprzed lat, których wiedza była bardzo ograniczona. A jednak nadal słyszy się, że filozofia jest królową nauk.

Czy wiedza zdobyta przez nauki przyrodnicze wystarcza do tworzenia norm moralnych, zasad życia społecznego?

- Chyba nie. Nasze postępowanie ustalamy na innych podstawach. Są to doświadczenia innego typu, których źródłem jest nasz ludzki intelekt, a nie informacja przekazana magicznie z zaświatów. Ale perspektywa bezgranicznego wszechświata, miliardów lat ewolucji życia na Ziemi, wobec znikomości naszego czasu indywidualnego, ułatwia zdobycie dystansu do naszych ludzkich spraw i pozbycie się megalomanii, etnocentryzmu i egoizmu.

Proszę powiedzieć, dlaczego wyniki badań paleontologicznych nad wczesnymi ssakami skłaniają do skromności?

- W naszym kraju, jak wszędzie obecnie na świecie, obserwujemy powrót do kreacjonizmu i interpretowania świata według wyobrażeń, które stworzyli między innymi pasterze z Mezopotamii pięć tysięcy lat temu. Mieli oni bardzo ubogą wiedzę o Ziemi i wszechświecie. Prawie nikt z paleontologów nie wierzy w istnienie tak zwanego inteligentnego projektu. To jest sprzeczne z naszym doświadczeniem. Gdyby nie paleontologia, teoria ewolucji pozostałaby tylko hipotezą. Znajdujemy w skorupie ziemskiej ślady życia - niekiedy bardzo dobrze zachowane, niekiedy są tam luki. Te wyniki dają nam wiedzę o tym, jak życie na Ziemi się rozwijało. To są niezbite dowody na istnienie ewolucji. Badania nad nią pokazują, że człowiek nie powstał w wyniku jakiegoś magicznego zabiegu...

Chyba nikt dziś nie myśli w ten sposób?

- Wydaje się jednak, że blisko miliard ludzi obecnie wierzy, że człowiek powstał w wyniku jednorazowego aktu stworzenia, a Ewa powstała z żebra Adama. Tymczasem mamy do czynienia z prostą pomyłką tłumacza. Stary Testament w dużym stopniu jest adaptacją znacznie starszych tekstów sumeryjskich. Słowo „ti” w tym języku oznacza zarówno żebro, jak i zdolność do rozpłodu, płodność. Te dwa znaczenia pomylono.

Skąd zatem skromność?

- Stąd, że nie jesteśmy niczym szczególnym. Jesteśmy wytworem ewolucji, podobnie jak wszystkie pozostałe żywe istoty. Także nasz umysł, którym górujemy nad resztą świata, jest wytworem ewolucji.

Czy to wynika także z Pani badań nad ssakami?

- Tak. Na podstawie szczątków ssaków z dawnych okresów ich rozwoju możemy obserwować, jak rozwijał się mózg tych zwierząt. A przecież wśród nich znajdowali się nasi przodkowie.

Przejdźmy zatem do Pani badań nad małymi ssakami.

– Ssaki pochodzą od gadów ssakokształtnych, które żyły w erze paleozoicznej. Były to dość duże, dwu− trzymetrowe zwierzęta. Obserwujemy stopniowe zmniejszanie się ich rozmiarów, czyli coś niezwykle rzadkiego w ewolucji kręgowców lądowych. Wiele gadów ssakokształtnych, zwłaszcza najbardziej wyspecjalizowane cynodonty, były zwierzętami owłosionymi. Na kościach szczęk zachowały się dołki, które wskazują na istnienie włosków czuciowych, a jeśli miały włoski czuciowe, to także były owłosione, a zatem miały zdolność utrzymywania ciepła przez dłuższy okres czasu, co było korzystne w zimnym klimacie. Gdy jednak klimat zaczął się ocieplać, duże rozmiary stały się niekorzystne. Następowało, zatem stopniowe zmniejszanie rozmiarów tych zwierząt i gdy powstawały z nich ssaki, to jedyną szansą przeżycia w bardzo gorącym klimacie końca triasu było radykalne zmniejszenie rozmiarów i przejście na nocny tryb życia.

Gdzie znajdujemy oznaki tych wszystkich zmian?

– Wskazuje na to budowa ich mózgów. Ssaki miały doskonale rozwinięte płaty węchowe, na czaszkach znajdują się ogromne oczodoły, a rejon uszny jest duży w stosunku do reszty czaszki. Ssaki nie straciły pierwszych 160 milionów lat swojej historii, gdy żyły „w cieniu” dinozaurów, od momentu swego powstania do chwili, gdy dinozaury wymarły. W tym okresie były zwierzętami nocnymi, co wpłynęło na rozwój zmysłów, a tym samym i mózgu. Możemy sobie wyobrazić, że gdyby nie powstały dinozaury albo klimat Ziemi w permie i triasie kształtował się odmiennie, rozwój ssaków mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Głównym zmysłem ssaków jest węch – to pozostałość po nocnym okresie. Człowiek jest pod tym względem uwsteczniony. Do dziś 70 procent ssaków prowadzi nocny tryb życia. Ptaki, które pochodzą od dinozaurów, nadal są w ogromnej większości dzienne. Sowa wtórnie przeszła do nocnego trybu życia. Gdy wymarły dinozaury i zwolniły się dzienne nisze ekologiczne, część ssaków przystosowała się do życia w świetle dnia.

A co z naczelnymi?

– W trzeciorzędzie ssaki naczelne zaczęły prowadzić nadrzewny i dzienny tryb życia. Życie na drzewach spowodowało powstanie widzenia stereoskopowego oraz rozwój przeciwstawnego palca. Życie w koronach drzew wpłynęło na rozwój dwóch zmysłów: równowagi i wzroku. Okres, który naczelne spędziły w koronach drzew, wpłynął też na powstanie bardzo rzadkiej wśród kręgowców postawy wyprostowanej; poza człowiekiem tylko pingwin ma taką postawę. Ssaki naczelne mogły osiągnąć dwunożną postawę dzięki temu, że wspinały się pionowo po pniach drzew, a równocześnie przeszły przez okres brachiatoryzmu, czyli przenoszenia się z gałęzi na gałąź zwisając na rękach. Gdy w okresie miocenu w rejonie Morza Śródziemnego nastąpił okres bardzo silnej suszy i zmniejszył się zasięg lasów, nasi przodkowie zeszli z drzew i przeszli do życia na sawannach. Dzięki postawie wyprostowanej i uwolnieniu rąk mogli wykonywać narzędzia, co wpłynęło na dalszy rozwój mózgu. Zmiany klimatyczne i środowisko, w jakim ssaki żyły, miały więc ogromny wpływ na rozwój intelektu. Dzięki tym wszystkim zmianom staliśmy się ludźmi. W innych warunkach ani ssaki, ani tym bardziej naczelne mogłyby w ogóle nie powstać.

Domyślam się, że przełomowe znacznie w Pani karierze miały wyprawy do Mongolii. Wiem, że przywiozła Pani stamtąd więcej kości dinozaurów niż ssaków.

– Objętościowo na pewno. Wydobycie dinozaura – zauropoda – którego odlew można oglądać na wystawie w Muzeum Ewolucji w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, zajęło kilkunastu osobom około sześć tygodni. Miejsce, gdzie szkielet został znaleziony, było położone wysoko na stromym zboczy piaskowców, gdzie nie mogły dojechać samochody. Natomiast szkielety ssaków były malutkie. Wydobycie nie stanowiło problemu, ale za to wypreparowanie pojedynczej czaszki zajmowało niekiedy wiele tygodni i było bardzo trudne.

Czy pisząc projekt ekspedycji na Gobi wiedziała Pani, że będzie poszukiwać ssaków, że to Panią głównie interesuje?

– Tak. To już wtedy wiedziałam. Badanie ewolucji ssaków było moim marzeniem od lat i gdy wyjeżdżaliśmy do Mongolii, pojawiła się szansa na jego realizację. Mezozoiczne ssaki zostały w Mongolii odkryte w latach trzydziestych przez wyprawy Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej. Uczestnicy tych wypraw znaleźli na powierzchni parę źle zachowanych czaszek i tylko dość ogólnikowo je opisali. My, prócz tego, że byliśmy zafascynowani dinozaurami, bardzo intensywnie poszukiwaliśmy ssaków.

Pani badania wniosły istotny wkład do powstania nowej klasyfikacji ssaków.

– Współczesne ssaki łożyskowe i torbacze (nazywane wspólnie ssakami właściwymi) mają bardzo zróżnicowane zęby, które powstały drogą przekształceń z tak zwanych zębów trybosfenicznych (przystosowanych jednocześnie do cięcia i miażdżenia pokarmu), występujących u najstarszych przodków tych grup z okresu kredowego półkuli północnej. W roku 1997 paleontologowie australijscy opisali zuchwe ssaka z wczesnej kredy z Australii, z trzema zebami trzonowymi przypominajacymi zeby trybosfeniczne i oglosili, ze ssaki lozyskowe powstaly w Australii. Nastepnie opisano tez zuchwe ssaka o zebach trybosfenicznych z utworów jurajskich z Madagaskaru. Razem z amerykanskimi paleontologami, profesorem Richardem L. Cifellim i doktorem Zhe−Xi Luo (Chinczykiem, mieszkajacym w Stanach Zjednoczonych), dokladnie przyjrzelismy sie tym zebom i doszlismy do wniosku, ze zeby wystepujace u ssaków z poludniowej pólkuli maja co prawda budowe trybosfeniczna, ale róznia sie od tych, które wystepuja u przodków ssaków wlasciwych. Opublikowalismy na ten temat trzy kolejne prace, w których przeprowadzilismy za pomoca programu komputerowego tak zwana analize kladystyczna, polegajaca na znalezieniu jak najwiekszej liczby wspólnych cech uzebienia i szkieletu wystepujacych u najstarszych i wspólczesnych prymitywnych ssaków. Na tej podstawie w artykule opublikowanym w 2001 roku w „Nature” wysunelismy hipoteze, ze zeby trybosfeniczne powstawaly dwukrotnie: wczesniej, w jurze, na pólkuli poludniowej, w grupie, która nazwalismy Australosphenida, której jedynymi wspólczesnymi przedstawicielami sa stekowce (jajorodne ssaki z regionu Australijskiego), a drugi raz we wczesnej kredzie na pólkuli pólnocnej, w grupie, która nazwalismy Boreosphenida. Do Boreosphenida naleza wszystkie wspólczesne i kopalne ssaki wlasciwe (lozyskowce i torbacze).

Współpraca międzynarodowa oraz znajomość języków to bardzo istotne składniki działalności badawczej.

– Francuski znałam ze szkoły, ale nie na tyle dobrze, żeby napisać doktorat w tym języku. Przetłumaczył go na francuski profesor Roman Kozłowski, mój nauczyciel i mistrz, który studiował we Francji. Potem pisałam głównie po angielsku, ale czasem też po francusku i po norwesku. Uczenie się języków jest absolutnie nieodzowne w pracy naukowej. W redagowaniu naszych anglojęzycznych periodyków pomagają nam często koledzy z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Prowadziliśmy od lat współpracę naukową na bardzo szeroką skalę, uczestniczyłam w wyprawach paleontologicznych, między innymi w Szwecji, w Stanach Zjednoczonych i w Argentynie, badaliśmy zagraniczne kolekcje skamieniałości w Muzeach Paleontologicznych w innych krajach, pisaliśmy często wspólne prace naukowe z paleontologami z bardzo wielu krajów itp. Z wypraw na Gobi przywoziliśmy kawałki skał, w których tkwiły skamieniałości. Moi polscy współpracownicy – laboranci szybko nauczyli się bardzo skomplikowanej i żmudnej sztuki preparowania kości małych ssaków. Jednak jedną, wyjątkowo trudną do wydobycia ze skały czaszkę ssaka, dałam do wypreparowania amerykańskiemu koledze, ponieważ w jego instytucie pracował niezwykle utalentowany i doświadczony preparator. Inny przykład współpracy to próba odtworzenia części miękkich i wyglądu dawnych ssaków. Najlepszym chyba na świecie znawcą anatomii małych ssaków jest profesor Petr Gambarjan, Ormianin, mieszkający i pracujący w Petersburgu. Doskonale zna umięśnienie małych ssaków współczesnych i mógł porównać wypreparowane i opisane przez nas szkielety z obecnie żyjącymi ssakami. Na podstawie tych porównań, we wspólnej pracy zrekonstruowaliśmy umięśnienie i wygląd ssaków sprzed 80 milionów lat, zebranych na pustyni Gobi.

Czy brała Pani pod uwagę element przygody w pracy paleontologa, czy miał on jakiekolwiek znaczenie dla satysfakcji z tej pracy?

– Niewątpliwie w pracy paleontologa pociągało mnie połączenie badań z przygodą. Wyjazdy do Mongolii były z pewnością bardzo egzotyczne. To piękny kraj, odmienny od Polski niemal pod każdym względem. Były to niesłychane przeżycia. Mieszkaliśmy w obozach przez kilka miesięcy w roku. Organizacja takich wypraw to wielkie zadanie logistyczne. Starałam się dobrać członków wyprawy również patrząc na ich charakter. Nie mieliśmy żadnych konfliktów. Spotkania z przyrodą też były niezwykłe. Szłam kiedyś jarem i wysoko na półce skalnej zauważyłam czaszkę dinozaura. Postanowiłam ją wydobyć. Gdy wspięłam się po ścianie, zobaczyłam, że obok czaszki leży żmija. Zrzuciłam ją na dół młotkiem. Mnie się nic nie stało, ale kamień, który poleciał przy okazji, zgniótł ją tam na dole. Miałam przykre uczucie, że zabiłam jednego gada, by ocalić od zapomnienia drugiego.

Uzyskała Pani tytuł profesorski w bardzo młodym wieku. Czy były wówczas inne warunki? Czy teraz ludzie są mniej skoncentrowani na karierze naukowej?

– Wydaje mi się, że byłam bardzo skoncentrowana na pracy i szybko pracowałam. O sukcesie naukowym decydują: umiejętność szybkiej pracy – ktoś, kto się grzebie, nie jest w stanie osiągnąć sukcesu, umiejętność oceny wagi problemu – co jest interesujące i czym warto się zająć oraz umiejętność nawiązywania współpracy, zwłaszcza międzynarodowej.

Co ma Pani na myśli, mówiąc o szybkiej pracy?

– Ktoś ma napisać artykuł popularnonaukowy. Powinien to zrobić w jeden lub dwa dni, a nie pisać przez kilka tygodni czy nawet miesięcy.

Nie wspomniała Pani o talencie...

– Nigdy nie uważałam się za wybitnie zdolną, natomiast z pewnością jestem pracowita, umiem ocenić, jakimi problemami warto się zajmować oraz organizować pracę sobie i innym.

W Pani autobiografii zauważyłem trzykrotną ingerencję historii w życie i działalność naukową. Jaki był wpływ ideologii na działalność paleontologów w czasach socjalizmu?

– Uważam, że w Instytucie Paleobiologii przeżyliśmy ten okres „jak u Pana Boga za piecem”. Wyjątkiem był list, który dostałam w 1952 roku z działu kadr Uniwersytetu Warszawskiego. Informowano mnie, że zostałam „przekazana do dyspozycji prezesa Centralnego Urzędu Geologii”, co było dla mnie wstrząsem, bo poczułam się ubezwłasnowolniona i przechodząc do pracy w służbie geologicznej musiałabym zmienić kierunek badań. Nie było w naszym gronie członków partii. Mieliśmy krytyczny stosunek do tego, co się działo, ale nie byliśmy represjonowani. Trudno było wówczas wyjeżdżać za granicę.

Pani jednak jeździła sporo.

– Pierwszy raz wyjechałam z grupą studentów już w 1946 roku na zaproszenie rządu duńskiego do Kopenhagi w celu odrobienia ćwiczeń chemicznych. To była akcja zorganizowana dzięki kontaktom profesora Wiktora Kemuli. Wyjechało dwustu studentów, którzy przez dwa miesiące odrabiali obowiązkowe ćwiczenia chemiczne. Większość to studenci chemii, w tym obecny profesor Zbigniew Grabowski; byli też studenci medycyny, zoologowie i paleontolodzy. Mieliśmy zbiorowy paszport. Dziesięć procent uczestników tego wyjazdu zostało za granicą. Ale między rokiem 1946 i 1952 nigdzie za granicę nie udało mi się wyjechać.

W Pani twórczości znajduje się sporo pozycji popularnonaukowych. Czy to ważna dziedzina działalności?

– Wydaje mi się, że popularyzowanie jest naszym obowiązkiem. Robię to z przyjemnością, nie zajmuje mi to specjalnie dużo czasu.

Jakie znaczenie w Pani życiu miały Szare Szeregi, Powstanie Warszawskie?

– Byłam w harcerstwie przed wojną. Już jesienią 1939 roku powstała na Żoliborzu, gdzie mieszkałam, żeńska komórka Szarych Szeregów na bazie trzech drużyn harcerskich istniejących przed wojną w naszym gimnazjum. Odbyłam kursy sanitarne, prowadziłyśmy też działalność samokształceniową, trochę działalności dywersyjnej i łącznikowej. Powstanie Warszawskie było smutnym i bardzo bolesnym doświadczeniem – ginęli koledzy, ginęło miasto. Nie lubię wracać do tych wspomnień.

Był jeszcze jeden szczegół z czasów wojny. Została Pani, wraz z rodzicami i siostrą, wyróżniona medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata za udzielanie pomocy ludności żydowskiej w czasie okupacji.

– To nie moja zasługa, tylko rodziców, którzy podjęli ryzyko przechowania w naszym domu Jany P., mojej przyjaciółki ze szkoły, Żydówki, która mieszkała u nas podczas okupacji z przerwami przez trzy lata. Prowadziła normalne życie w naszej rodzinie, wspólnie uczyłyśmy się na kompletach tajnego gimnazjum i liceum, a później brałyśmy razem udział w Powstaniu Warszawskim. Większość znajomych i najbliżsi sąsiedzi dobrze wiedzieli, kim jest Jana. Mimo, że od wielu lat mieszka ona w Stanach Zjednoczonych, nadal pozostała jedną z najbliższych mi osób.

Rozmawiał Piotr Kieraciński