Łatwo to udowodnić
Zajmując się publicznym ujawnianiem nierzetelności naukowych wszystko sam sprawdzam, nikomu nie ufam i dopiero, gdy mam w ręku niewątpliwe dowody przekrętów - wtedy opisuję sprawę.
Dla wszystkich osób, które wezmą do ręki 77-stronicowy egzemplarz pracy habilitacyjnej Usprawnianie procesu nauczania techniki i poprawa jego efektywności poprzez stosowanie mini wideofilmów oraz porównają ją z rozdziałem VII Kryteria oceny środków dydaktycznych z książki prof. Wacława Kazimierskiego Środki dydaktyczne w szkolnictwie zawodowym. Zarys teorii i praktyki (Warszawa 1984) oraz z książką tego samego autora Efektywność zadań dydaktycznych. Cz. III (Jelenia Góra, 1996), jest jasne, że dr inż. Henryk Budzeń dopuścił się plagiatu, dosłownie przepisując strona po stronie!
On sam na str. 6 swojej pracy stwierdził: „Uwzględniając projektowo-badawczy charakter niniejszej pracy, piąty, a zarazem najistotniejszy jej rozdział, obejmuje prezentację opracowanej przez autora pracy procedury oceny przydatności mini wideofilmów, która została zastosowana do teoretycznej ich weryfikacji przed zastosowaniem w eksperymencie”.
Jest nieprawdą, że procedura oceny dydaktycznej miniwideofilmów w procesie nauczania „została opracowana wspólnie z profesorem W. Kazimierskim”, jak twierdzi dr Budzeń. W monografii Rozwijanie samodzielności młodzieży poprzez zadania i ćwiczenia, wydanej w Radomiu w 1994 roku, w rozdziale VI - Zadania dydaktyczne z zastosowaniem mini-wideofilmu, część 5 - Procedura oceny przydatności dydaktycznej filmu (str. 143-151) w tabeli 6.3 ówczesny docent Kazimierski stwierdza w odnośniku, iż jest to „opracowanie własne”. Podobny komentarz z odnośnikiem jest przy tabeli 6.4 (Arkusz oceny dydaktycznej mini-filmu), jak i przy tabeli 6.5, opisującej 10-punktową skalę ocen.
Łatwo to udowodnić, bowiem wszystkie te tabele ukazujące procedurę przydatności doc. Kazimierski opublikował 10 lat wcześniej - w 1984, w książce wydanej przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, w nakładzie 2500 egzemplarzy. Co więcej, autor podaje tam, że jego kryteria oceny były przedmiotem badań w latach 1976-77 w 49 kuratoriach wojewódzkich - w zespołach metodyków przedmiotowych. Badania nad tymi kryteriami Kazimierski podsumował w 1978 w postaci maszynopisu, napisanego wspólnie z prof. Tadeuszem Nowackim, twórcą i dyrektorem Instytutu Kształcenia Zawodowego w Warszawie, który w 1984 wydał mu wyżej wspomniane Środki dydaktyczne w szkolnictwie zawodowym. I te właśnie kryteria przejął w pracy habilitacyjnej dr Budzeń.
Jest też wątpliwe twierdzenie dr. Budzenia, iż „zasadnicza część pracy habilitacyjnej dotyczy ogólnego opisu własnych badań empirycznych, analizy wyników tych badań oraz wniosków z nich wynikających”. Opis badań podany jest na jednej stronie maszynopisu (od połowy str. 62 do połowy str. 63), brak jednak wzmianki kiedy i w jakich szkołach je przeprowadzono. Wyniki badań to zaledwie jedna tabela (Tab. 10 ze str. 65), gdzie poza średnią oceny uczniów nie ma żadnych innych danych, to znaczy liczby uczniów, odchylenia standartowego itd. Chciałbym podkreślić, że całość tego podrozdziału dr Budzeń opublikował na stronach 118-123 w innej, wcześniejszej swojej książce Skuteczność nauczania - uczenia się w aspekcie czynności zawodowych nauczyciela, wydanej w Radomiu w 2000 roku, której recenzentami byli prof. Henryk Bednarczyk i prof. Rozmarin Dubovska z Banskiej Bystrzycy.
Analizy wyników praktycznie nie ma, aczkolwiek jest dwustronicowy podrozdzialik z takim tytułem, gdzie napisano banały niegodne pracy magisterskiej, a co tu mówić o habilitacji...
Podsumowując - ta „praca habilitacyjna” w dobrym polskim uniwersytecie zapewne ledwo by przeszła jako praca magisterska. Na Słowacji, w Uniwersytecie im. Filozofa Konstantina, zrobiono „z igły widły” tylko dlatego, że żaden z trzech recenzentów nie znał tematyki i dobrano ich po znajomości.
Rzeczywiście, Wacław Kazimierski profesurę dostał z rąk Prezydenta Słowacji już dobrze po 70. roku życia, recenzentem jego dorobku była prof. Rozmarin Dubovska z Banskiej Bystrzycy, która recenzowała jego książkę Efektywność zadań dydaktycznych. Cz. III (Jelenia Góra, 1996). Gdyby ją poproszono o recenzję habilitacji (a nie specjalistę od hutnictwa oraz od mechanizacji rolnictwa!), to ten bezczelny plagiat pewnie by nie przeszedł.
Ad. 1. Rzeczywiście, data śmierci prof. Kazimierskiego okazała się późniejsza niż mnie poinformowano.
Ad. 2. Posiadam spis publikacji dr. Budzenia z jego własnoręcznym podpisem i datą - Radom 2001. Zawiera on 20 pozycji i są tam referaty zjazdowe, które nie liczą się do publikacji. Jest tam 9 prac w czasopismach, które nie mają wysokiej oceny KBN.
„Opracowania” można mnożyć jak króliki z kapelusza, ale nie zmienia to faktu, że do dorobku naukowego praktycznie się nie liczą. I dr Budzeń w roku 2001 ich nawet nie wyszczególnił!
Ad. 3. Gdyby wymagania habilitacyjne rzeczywiście dokładnie sprawdzono, łatwo by stwierdzono, iż dr Budzeń ich nie spełniał.
Ad. 4. Poinformowano mnie, że wydrukowana praca habilitacyjna była podana jako tak zwany dorobek profesorski po habilitacji i to na jej podstawie dr Budzeń ubiegał się o stanowisko profesora uczelnianego. W książce tej (której egzemplarz posiadam), w żadnym miejscu nie jest napisane, iż jest to kopia habilitacji, o co ma pretensje jej recenzent, prof. Włodzimierz Białczyk.
Ad. 5. Z przykrością muszę stwierdzić, iż do października 2005 rzecznik dyscyplinarny Akademii Świętokrzyskiej, prof. Zdzisław Migaszewski, niczego nie wyjaśnił. Nawet nie oddał do zrecenzowania kwestionowanej habilitacji, przyjmując za prawdziwe identyczne argumenty, jakie Pan podał w liście opublikowanym powyżej. Wyjaśnić tej sprawy (poprzez powołanie Komisji Dziekańskiej) nie chciał też dziekan Wydziału Pedagogicznego i Artystycznego, prof. Zdzisław Ratajek, jak również dyrektor Instytutu Pedagogiki i Psychologii, który Pana zatrudnił, prof. dr hab. Andrzej Bogaj. Taki pasywizm i brak jakiegokolwiek działania jest żenujący dla Akademii Świętokrzyskiej.
Ad. 6. Czyżby to nie prof. Henryk Bednarski był na Pana przewodzie habilitacyjnym w grudniu 2000 w Nitrze? I czy nie był nawet członkiem tamtejszej Komisji Habilitacyjnej, która oceniła Pana dorobek naukowy?
Polski recenzent habilitacji, prof. dr hab. Włodzimierz Białczyk z Akademii Rolniczej we Wrocławiu, po wielomiesięcznych moich żądaniach i prośbach wreszcie sporządził 5 grudnia 2005 nową i pełną 5,5-stronicową recenzję, gdzie w końcowych wnioskach stwierdził:
A. Wszystkie merytoryczne rozdziały pracy dr. Budzenia, a więc rozdział III - „Kryteria oceny i doboru środków dydaktycznych”, rozdział IV - „Miniwideofilmy jako jeden ze środków dydaktycznych” oraz prawie w całości rozdział V - „Wpływ miniwideofilmów na efektywność kształcenia” to dosłowne zapożyczenia z prac prof. W. Kazimierskiego. Dr H. Budzeń nie zamieścił informacji, że w swojej pracy wykorzystał wspomniane prace prof. W. Kazimierskiego, przez co dopuścił się plagiatu.
B. Rozprawa naukowa przygotowana przez dr. H. Budzenia nie dotyczy nowego, oryginalnego problemu naukowego i nie wpłynęła na rozwój specjalności naukowej technologia kształcenia. Te zagadnienia były już wcześniej przedmiotem obszernych badań naukowych prowadzonych przez prof. W. Kazimierskiego, który zaprezentował w cytowanych powyżej pracach. W związku z tym ta rozprawa nie może być uznana jako rozprawa habilitacyjna.
C. Nie można uznać, że eksperyment naukowy, którego efekty zostały przedstawione w pracy w rozdziałach V4 i V5 (zakładając, że ich autorem był dr H. Budzeń) jest eksperymentem twórczym. Odmienne stanowisko oznaczałoby, że każde inne badania wpływu miniwideofilmów na poprawę skuteczności nauczania byłyby badaniami twórczymi, wpływającymi na rozwój dyscypliny technologia kształcenia, przez co spełniony byłby warunek uznania ich za rozprawę habilitacyjną.
Od siebie mogę dodać, że plagiatem jest także rozdział I - Interpretacja podstawowych pojęć związanych z tematem pracy. Połowa tekstu prawie słowo w słowo pochodzi z pracy prof. Wacława Strykowskiego Media w edukacji: od nowych technik nauczania do pedagogiki i edukacji medialnej, opublikowanej w Poznaniu w zbiorze prac z konferencji „Media a edukacja”, odbytej w 1997 roku.
Dr hab. Zbigniew Bogucki, na którego wylewa Pan wiadro pomyj, jest matematykiem i jego dorobek jest łatwy do sprawdzenia w bazie danych Amerykańskiego Towarzystwa Matematycznego. Ma tam wiele prac w uznanych czasopismach naukowych. Chciałbym wyrazić mu publiczne uznanie, iż miał osobistą odwagę ujawnić w czerwcu 2004 Pana plagiat. Takie działania to obowiązek ludzi nauki, a nie zawiść!
Niestety, chętnych do narażenia się środowisku akademickiemu, które toleruje i akceptuje nierzetelne postawy, jest niewielu. W Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach chyba nie ma ani jednej tak odważnej osoby.
dr med. Marek Wroński
New York
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.